Mocny W Piórze.doc

(77 KB) Pobierz

MOCNY W PIÓRZE

 

 

  To miały być jakieś dziennikarskie warsztaty. Moja polonistka bez zastanowienia wskazała mnie.
  - Ty! Jesteś mocny w piórze. Warsztaty są do południa, potem spotkania z ciekawymi ludźmi, wizyty w redakcjach i dużo zwiedzania. Tygodniowa wycieczka i wczasy. Ty się martw tylko o kieszonkowe. Reszta szkoła i sponsorzy...
  Za frajer? Na tydzień? Nad czym miałem się zastanawiać?
 
  Parę godzin w InterCity, taryfa, i punktualnie zameldowałem się pod wskazanym internackim adresem. Cholera! Ludkowie z całej Polski, razem pięćdziesiąt luda! Ale mnie wyróżnienie kopnęło...
  W mojej grupie było tylko dwóch chłopaków, reszta dziewczyny, a pokoje były czteroosobowe. Ma się rozumieć, że dostaliśmy wspólne lokum, a te dwa wolne tapczany służyły nam do czynienia totalnego barłogu.
  Już pierwszego wieczoru zaprosił sąsiadki z pokoju obok i zaoferował im wieczorne i poranne korzystanie z naszej łazienki, bo chłopak myje tylko pazurki i fronton, resztę się wietrzy, więc praktycznie łazienka będzie cały czas wolna. Patrzyłem na tego kawalarza, wiedząc, że to żart, tym bardziej, że w ramach rekompensaty poprosił skromnie, żeby mógł owej damie tylko umyć biuścik. O więcej nie prosi, nie żeby tam plecki, dupcię, czy to, no… wiadomo. Bo biuścik ma w sobie tyle uroku, czaru i ukrytych tajemnic, że samo ich odgadywanie już jest rozkoszą.
  Wyliśmy ze śmiechu, a najgłośniej, gdy Martyna powiedziała, że przyjmie jego propozycję, ale pod warunkiem, i dla jego dobra, że aby sobie nie pochlapał majteczek, musi to robić nago i bez ręcznika na biodrach. Łukasz wstał i udawał, że już, natychmiast rozpina spodnie, a potem szeroko otworzył usta, jakby nagle coś sobie przypomniał i z wielką powagą spytał:
  – A nie umrzesz z wrażenia, jak zobaczysz mojego misia?
  – Jak wisi czy stoi? – pisnęła, a wszystkie dziewczyny tupały nogami i pokładały się ze śmiechu.
  – No co ty, nie doceniasz się, skarbie, na twój widok żeby wisiał? – odpowiedział Łukasz cokolwiek przymilnie, a takim ciepłym głosem, że i mnie gdzieś tam się ciepło zrobiło.
  – I wtedy ci taki może posłużyć za wieszak do ręcznika – dorzuciłem, a dziewczyny wyły jak kojoty.
  – Ze swojego zrób sobie wieszak – Łukasz zmierzył mnie żartobliwym piorunującym spojrzeniem. – Mój może posłużyć za poręcz, żeby dama miała się czego przytrzymać i nie straciła równowagi.
  – A jak straci, to ślizgiem do środka i seks na stojąco! – odparowałem, a Łukasz uczynił tak filozoficznie zamyśloną odkrywczą minę, że mało się nie udusiłem.
  – A...! Wiesz, że tego pod uwagę nie brałem? Martynko! – uklęknął przed nią jak filmowy amant. – Czy posłużysz mi za model do praktycznego sprawdzenia jego teorii?
  – Na sobie sprawdźcie – odparła Martyna ocierając łzy śmiechu, a Łukasz skrzywił się zdegustowany.
  – Z chłopakiem to można ćwiczyć jak się ma dziesięć, dwanaście lat, gdy jajeczka jeszcze są gołe, a siusiaczek nad ranem jest twardy i tu dopiero się rodzi pytanie: dlaczego? Co takim można? Bo przecież siusiać takim się nie da... Co się patrzysz? – wykrzywił twarz grymasem małpki, patrząc na Martynę. – Wiem, sprawdzałem na sobie.
  – Z linijką? – walnąłem.
  – Z linijką! – potwierdził z tupnięciem nogi. – Ale mój przyrost naturalny w ciągu kwartału wynosił ułamek milimetra i byłem tym faktem zdruzgotany! Za to w trzecim kwartale anno domini wyraźnie się podniósł...
  – ...I teraz wynosi... – wtrąciła Agnieszka...
  – Wolę skromnie przemilczeć – Łukasz dumnie wypiął pierś, a spazmom śmiechu nie było końca. I mnie szczęki bolały.
  Dziewczyny poszły gdzieś po pierwszej, a Łukasz od razu zajął łazienkę i wykrzykuje:
  – Tomek, chodź tu ze swoim wieszakiem!
  – Co? Z jakim wieszakiem?
  – Swoim własnym! Jak chcesz się wykąpać! Bo woda już letnia leci!
  Zanim do końca zrozumiałem, co mówi, stanąłem w otwartych drzwiach i wpadłem wzrokiem wprost w jego jaja. Kąpał się – goły... Mimo woli otaksowałem go męskim spojrzeniem i musiałem przyznać, że w swych żartach zwarł dużo prawdy. Ładny penis, długi i bardzo mięsisty, który jeździł mu po udach, i moszna – kulista i włochata jak tenisowa piłeczka – uzupełnione w tle ciemnym łonowym włosem, nie za bogatym, ale tym bardziej delikatnym, wspaniale zdobiły to miejsce idealnie wybrane przez samą naturę. Naprawdę było na co popatrzeć! Wszystko zadrgało we mnie podniecającą zazdrością. To jest chłopak! Taki może z życia czerpać, ile chce!
  – No chodź, w rękach ci wody nie podam.
  Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i speszyłem się na myśl, że miałbym, jak on, stanąć tu goły i świecić mu swoimi jajami, a z drugiej strony – mam wyjść na idiotę, który się wstydzi – chłopak chłopaka – pokazać jaja?
  W parę chwil, pokonując swój wstyd, byłem przy nim. Rzeczywiście woda już była letnia, ale dało się wytrzymać. Łukasz też na mnie spojrzał, a ja udawałem swobodę równą jemu, choć dobrze wiedziałem, że porównując – wszystko przemawia na jego korzyść.
  – Tomek, miałeś już dziewczynę? – spytał, a mimo niedyskretnej treści pytania, jego głos zabrzmiał bardzo dyskretnie. Nie umiałbym wydobyć z siebie tak ciepłej ściszonej barwy.
  Zaprzeczyłem, zgodnie z prawdą, czując niebezpieczne ukłucie pod jajami. Potem pomyślałem, że teraz wyjdę na durnia, po co mówić prawdę, przecież mogłem skłamać.
  – Ja miałem dwie, ale to z pierwszą skreślam – powiedział.
  Spojrzałem pytająco.
  – Bo ile zrobisz za pierwszym razem? Wsadzisz, spuścisz i wyjmiesz. W dodatku truchlejesz ze strachu, żeby ci guma nie pękła. Ja tak miałem. Drugim razem już wiedziałem, jak to jest, byłem bardziej opanowany i robiłem to trochę lepiej, ale czy dobrze, nie wiem. Kumpel jeden mi mówił, że żeby się nauczyć dobrego seksu, trzeba odpękać parę chałtur na byle jakiej dupie i dopiero iść do łóżka z tą, na której ci zależy. Wtedy już umiesz i dasz jej tak, że sama potem będzie chciała ci dawać. A wiesz dlaczego to mówię? Bo Martyna mi leży, chciałbym ją zaliczyć. Ale najpierw bym się przespał z Agnieszką. Dla przećwiczenia, wiesz, o co chodzi – spojrzał mi w oczy. –  Chyba że ona ci leży, to ustępuję.
  – Bierz wszystkie cztery, jak chcesz... – wysapałem zawstydzony jak mały kretyn. – Ja nie umiałbym tak z pierwszą z brzegu.
  – A ze mną, pierwszym z brzegu, stoisz goły pod sitkiem i nawet nie wiesz, że wieszak ci się podnosi.
  Co...? Myślałem, że się zapadnę pod ziemię. Rękami go nie przykryję, widać!
  – Mój też się dźwiga, nie panikuj. Przynajmniej wiemy, że jesteśmy normalnymi chłopakami i pały mamy do rzeczy. A z braku laku zrobimy seans porno, zwalimy i pójdziemy spać... Tomek, uszy do góry, czego się szczypiesz? Nikogo trzeciego tu nie ma. Moglibyśmy nawet dać sobie dupy, też nikt by nie wiedział.
  Co on mówi... – z trudem oderwałem wzrok od jego wyprężonego penisa, który mnie, chłopaka!, wręcz zachwycał swoją wielkością i kształtem!
  – Weź sobie trochę szamponu na jaja. Wiesz, jak się takiego namydlonego fajnie pieści? – i polał mojego gęstym płynem „zielonego jabłuszka” i już gotów był mi ten ekstrakt rozetrzeć, ale samorzutnie, niechcący, wykonałem śmieszny, głupi unik.
  – No to sam sobie zrób... – powiedział ze wzruszeniem ramion i nalał na swojego, rozcierając naokoło aż do obfitej piany; roztarłem i ja... – I pianę na jaja przenieś. Teraz sobie spróbuj, samymi końcami palców, o tak...
  Patrzyłem, jak on to robi i jak pięknie drga jego penis, i lekko pocierałem swoje jaja, próbując zebrać myśli: czy to, co robimy przy sobie tak otwarcie, nie jest...
  – No i mały od razu się ruszył, nie?...
  Łukasz pieścił się i onanizował coraz intensywniej, a zarazem z dziwnym wyczuciem delikatności, aż mu zazdrościłem tej płynności ruchów. Podniecony jego widokiem, coraz odważniej szedłem za jego przykładem.
  – Ale samemu to tylko pięćdziesiąt procent przyjemności – mówił. – Gdy jeden drugiemu, to jest sto procent, aż do wytrysku...! Tomek, coś taki niedzisiejszy? – Musiałem wyglądać jak baran! – Co drugi chłopak ma najpierw doświadczenia seksualne z chłopakiem, a potem wybiera własną drogę i albo idzie na dziewczyny, albo – zostaje przy pierwszym...  
  – To by znaczyło, że co czwarty jest gejem... – odrzekłem, dokładnie naśladując ruchy jego dłoni na jądrach i na całym penisie, odkrywając w nich nieznaną mi błogość i zadowolenie.
  – Gejem; ładnie to powiedziałeś. Ja też nie lubię słowa „pedał”. A wracając do rzeczy: skąd wiesz, czy nie? Ilu się ukrywa? A ilu chodzi na dwie ścieżki, raz chłopak, raz dziewczyna?
  – A ty...?
  – Ja? Widzisz, mam do ciebie zaufanie, nic przed tobą nie urywam. Całego mnie masz jak na dłoni. Taką mam pałę, takie mam jaja i tak to robię. I dobrze rozumiem drugiego chłopaka, bo przecież nie jestem z innej gliny. Myślałem, że ty też chciałbyś raz trochę inaczej i że ci w tym pomogę, potem ty mnie, a tyś się wystraszył, jakbym ci zaraz miał dziecko zrobić.
  Poczułem się jak zbluzgany gówniarz.
  – Mam wytrysk blisko... Opóźnić, żebyśmy razem? – spytał po chwili milczenia, z coraz żywszym oddechem, patrząc na mojego penisa, który w mojej dłoni poruszał się coraz szybciej.
  – Jak chcesz…
  – Tomek, na tempo idziesz, tak można małego zamęczyć – powiedział. – No daj, pokażę ci.
  Wzdrygnąłem się, gdy mnie dotknął, ale zaraz drugą dłonią przytrzymał mnie za pośladki – i byłem jak w objęciach, a jego ciepło zniewalało mnie do tego stopnia, że mało sam się do niego nie przytuliłem. Zamknąłem oczy, podczas gdy on każdym dotykiem wzmagał moje podniecenie i lekko, bez wysiłku, jakbym kroczył szeroką aleją pełną słońca, prowadził mnie do wytrysku... Nagle zgubiłem oddech i strzeliłem spermą gdzieś przed siebie, a on przyłożył moją dłoń do swojego naprężonego penisa, poruszył kilka razy moimi palcami i... Dobrze znałem te wyprężające ruchy, bezwiednie mu dokończyłem, a sam o mało nie osunąłem się na posadzkę. Jak mocno waliło mi serce...
  – Teraz się przekonałeś? Co dwóch, to nie jeden – mówił, trzymając ręce na moich ramionach i patrząc mi prosto w oczy, przy tym jajami ocierał się o moje jaja.
  Nie umiałem się nawet uśmiechnąć. Woda była zupełnie zimna, i kafelki zimne, i miałem gęsią skórkę. I taki mnie wstyd ogarnął, że czym prędzej chciałem zostawić to miejsce, wyjść, zakopać się w pościeli razem z głową i nic nie widzieć, niczego nie słyszeć, po prostu udawać, że w ogóle mnie nie ma, że nie istnieję...
  Zajęcia, zajęcia, warsztaty. Gonitwa z jednego miejsca w drugie, bo tu redakcja, tu drukarnia, tu spotkanie ze znanym panem X, tam z panem Y, obiad w locie, bo jeszcze pan pisarz Z. i pan polityk N... Wieczorem padałem na pysk.
  – Zaprosimy dziewczyny? – spytał rzucając się w barłóg obok mnie.
  – Mamy jeszcze napisać artykuł – przypomniałem.
  – To napisz, jestem wypluty do zera. Następny ja napiszę, będziesz miał wolne.
  Zacząłem się przekomarzać, ale wiedziałem, że zrobi, jak powiedział. A ja, głupi, jestem na tyle obowiązkowy, że jak kazali, to nie wyobrażałem sobie, żeby nie zrobić i nie napisać.
  Dziewczyny same się zaanonsowały:
  – Przyjdziemy z kolacją, bo u was jest więcej miejsca.
  – Zrobię im numer – poderwał się Łukasz. Z plecaka wyjął... prezerwatywę, rozerwał opakowanie, rozrolował całą i – powiesił w łazience obok ręcznika.
  – Po co to... – jęknąłem, a on tylko:
  – Zobaczysz.
  Zobaczyłem...
  Martyna pierwsza poszła umyć ręce. Wyszła purpurowa i wybuchła śmiechem.
  – Nie wiedziałam, że ten towar po wypłukaniu podlega wielokrotnemu użyciu.
  – A jak – skwitował Łukasz, a za chwilę, jakby sobie przypomniał, co tam zostawił, zerwał się i...
  Przeczuwałem, że zaraz całą winę zwali na mnie, aż mnie pokotem położy, więc czym prędzej uprzedzając go, karcąco wyciągnąłem palec w jego stronę:
  – A mówiłem: przymierz i wyrzuć!
  Dziewczyny chciały się pozabijać, tak pchały się do łazienki, a Łukasz, ponieważ go w jakimś jego przemyślnym żarcie uprzedziłem, z niewinną miną wzruszył ramionami i powiedział:
  – Trzeba to kiedyś wypróbować, no nie?
  – I jak przymiarka wpadła? – spytała Martyna, czerwieniąc się po uszy.
  – Chujowo – odpowiedział bez namysłu, a gdy Agnieszka, „że się wyraża”, rzuciła w niego poduszką, dodał: – A jak mam powiedzieć, penisowo, prąciowato? Co się patrzysz? Założyć łatwo, ale spróbuj to zdjąć! Jak szczypie! Połowę włosów z jaj...aj...ja-jaj... tego, no, straciłem bezpowrotnie. Wyrywa bez znieczulenia.
  Dziewczyny kolejny raz pokładały się ze śmiechu, a on, zmieniając ton głosu z żałosnej skargi na lekki dydaktyzm, dodał:
  – Co mewy-śmieszki, myślicie, że męski ptaszek tak przyodziany łatwiej między wasze nóżki wejdzie, bezpiecznie zrobi, co trzeba i pójdzie spać? – I czyniąc minę jak do płaczu, uzupełnił: – Tak, wszystko to prawda, ale potem to zdjąć! Powiem obrazowo, która wrażliwa, niech zatka uszy: w środku mokry, z wierzchu mokry, ślizga się cały...
  – A fuj...! – skrzywiła się Justyna.
  – Mówiłem – powiedział obojętnie i znowu z żalem dokończył: – A wy myślicie, że seks to sama przyjemność. Tymczasem ta cała reszta, mniej przyjemna, spada właśnie na chłopaka. I gdzie tu sprawiedliwość? – rozłożył ręce w teatralnym geście bezradności.
  – Nigdy jej nie było – roześmiała się Agnieszka.
  – Gdyby choć jeden chłop raz urodził... – dodała Martyna.
  – Przesadziłeś – powiedziałem, gdy dziewczyny przed północą opuściły naszą gawrę. – Justyna mało się nie porzygała. A Martyna pewnie pomyślała, że jesteś zwykłym Casanovą i na pewno ci do łóżka nie przyjdzie.
  – Myślisz, że Martyna jeszcze ma cnotkę? Na pewno nie. Więc dałem jej do zrozumienia, że ja też nie i że jak ze mną pójdzie, nie będzie żałować. I żeby nie myślała, że to chłopakowi tak bardzo zależy na seksie, bo po wszystkim to chłopak ma więcej roboty, żeby się do porządku doprowadzić. A ona się może do ciebie dupą wypiąć i spać.
  – Nie pogłaskałbyś wtedy takiej dupy? – uśmiechnąłem się z żartem.
  – Ba! Nawet i pocałował, jak ładna, a nawet paluszkiem o środeczek zahaczył. Tam bardziej ściska, wiesz?
  – Wypad... – powstrzymałem go gestem od dalszej gadki. – Bierz się za artykuł – przypomniałem.
  – E, jest między nami umowa. Ty piszesz.
  Napisałem. A on gryzł suchą bułkę i przewracał gazety, które nam dali w redakcji.
  – Już… Przeczytaj.
  Przeczytał.
  – Ty naprawdę masz pióro! – powiedział z niekłamanym podziwem.
  Nie odpowiedziałem. Rozbierałem się zmęczony, mając znów w perspektywie dzień przeładowany zajęciami.
  – Fajnie ci w tych majteczkach – powiedział leżąc na boku, podparty na łokciu. – Masz w sobie dużo takiego, jakby to powiedzieć, uroku... Tylko mnie nie bij... – bo zamachnąłem się na niego swoim okutym traperem. – Nogi masz ładne, takie smukłe... Nie bij, prosiłem... A włoski na jajach takie miękkie... No za co? – bo jednak mój traper trafił w niego!; odrzucił go za siebie. – No i zapomniałem ci wczoraj powiedzieć, że daleko spermą rzucasz. W zawodach do tarczy byłbyś przede mną.
  Mimo wszystko uśmiechnąłem się z dyskretną satysfakcją.
  – Powiedz, ile z naszej wczorajszej nauki, tam – wskazał łazienkę –  przyda ci się w życiu?
  – Nic – odpowiedziałem krótko.
  – E... Na pewno nie będziesz już małego w takim tempie maltretował.
  – Bo lepiej dać go komuś do ręki...? – chciałem powiedzieć to w formie pytania, a wyszło z tego stwierdzenie.
  – Taak – odrzekł, znacząco przeciągając środkowe „a”. – Teraz wiesz, że przyjemność dawana sobie samemu to tylko wierzchołek góry lodowej. Pomyślałeś, ile par rąk trzeba, żeby objąć to, co pod wodą?... Idziemy się myć! – poderwał się z tapczanu i w pośpiechu zrzucał z siebie rzeczy, byle jak, na nasz wspólny barłóg. Rozbierze się do naga? Nie...
  – Nóg dziś nie myję, ale jaja mam spocone, a jak za bardzo, to się czasem obcieram – powiedział i ponad slipami przerzucił do umywalki penisa razem z jądrami i pluskał pod ciepłą wodą, podczas gdy ja, w tej samej chwili, stojąc tuż obok, pochyliłem tułów myjąc dłonie i twarz – i nagle miałem tuż przy policzku jego łonowe włosy, a przy wargach nasadę penisa, że tylko dotknąć językiem... Nie; nie dotknąłem. A on tylko: „sory” i cofnął biodra, wytarł go, podrzutem ciała wrzucił do slipów i stanął za mną, wycierając ręce. Miałem nieodparte wrażenie, że gapi się w moją dupę... Co znów wymyśli, co powie?
  – Wiesz, co mi przyszło do głowy?
  – To samo, co wczoraj? – prychnąłem ponad strumieniem wody.
  – Że za ten artykuł należałaby ci się nagroda. Mógłbym cię odprężyć i wyluzować.
  – Co byś mi wyluzował? Małego? Szamponem? – odgadłem bez pudła.
  – Jest parę innych metod, równie dobrych.
  – Pocałuj się w metodę.
  – Tak to jest kształcić nieletnich – klepnął mnie w tyłek. – Chcę go nauczyć czegoś więcej, a on znowu się boi. Trzymałeś w ręku dwie pały naraz, swoją i cudzą, i waliłeś? Obie razem...? Wiesz, jakie to wrażenie, gdy pała się z pałą dotyka? Chcesz, daj... – i  wyciągnął ku mnie dłoń; lecz go powstrzymałem. Stanąłem wyprostowany. Tym razem odniosłem nieodparte wrażenie, że ta propozycja nie jest całkiem normalna.
  – Łukasz, na jakiej ścieżce ty jesteś? Nie chodzisz przypadkiem po dwóch?
  Zamilkł, udając zastanawianie, ale widziałem, że gra.
  – O tej właściwej wiesz. Chociaż, czy ta druga jest niewłaściwa, to bym dyskutował.
  – Powiedz otwarcie, do czego zmierzasz: do mojej dupy?
  – Mocny w piórze i mocny w gębie. Masz dupę na moją rurę? Widziałeś, jaka jest. Więc nie masz. I myśl jak człowiek, a nie jak taki, co się na łby ze swoim chujem zamienił – przewrócił jaja, poprawił slipy – i poszedł spać, a ja długo jeszcze przewracałem się z boku na bok. Gdy wreszcie usnąłem, śniło mi się, że… kocham się z Łukaszem. Że uprawiam z nim seks! Rano, gdy otworzyłem oczy, gdy przypomniałem sobie wszystko, uświadomiłem sobie, że slipy mam twarde i sztywne… I natychmiast zaprzeczyłem własnym myślom. Nie, to senna fantazja, to niedorzeczność. Prawdą jest tylko to, że spuściłem się w nocy...
  Dzień był do dupy. Byłem wykończony. Tymczasem to Martyna pierwsza powiedziała, że dziś chyba damy sobie spokój z towarzyskimi wizytami, bo każdy się czuje jak zdechły pies.
  – Skąd wiesz? – próbował żartować Łukasz, ale go zaraz obcięła, że chce odpocząć od jego obrazowych porównań.
  Mył się sam. I ja sam. Ale potem zasiadł do napisania artykułu, który nam dziś zadali; za tamten obaj zebraliśmy pochwały. Gdy przeczytałem te bzdety, które napisał, zmiąłem kartkę i wyrzuciłem do kosza. Zmierzył mnie wzrokiem. – To sam pisz, jak takiś mądry! – i wskoczył do łóżka, aż tapczan jęknął, i przykrył się z głową. Napisałem. Rano chciałem mu dać do przeczytania; nawet nie spojrzał.
  Tylko przed dziewczynami dalej się zgrywał, ale gdy zamykały się za nimi drzwi, popadał w zacięty upór i nie odzywał się ani słowem, chyba że służbowo. Coraz częściej zaciskałem pięści, że jak mu w którymś momencie lutnę...! Aż do ostatniego dnia.
  Na żaden jubel końcowy nie miałem ochoty. A dziewczyny przyniosły plecak piw! Wypiłem trzy puszki, udawałem wesołość. Łukasz był w swoim żywiole i tak podchodził do Martyny, że byłem pewien, że zaraz wylądują w łóżku. Pozwalała mu na coraz śmielsze zachowania. I ja zrozumiałem jej czytelny sygnał, że jest gotowa, a wtedy... w oczach Łukasza zobaczyłem ukryty lęk, zwykły strach! Nie poszli. A przecież pokój obok był wolny, nikt by im nie przeszkadzał. Łukasz? Ten Casanova? Dlaczego?
  Sprzątałem sam. Puste puszki zgniotłem i poroznosiłem po korytarzowych koszach, bo gdzie bym miał je upchnąć, pozmiatałem pestki słonecznika i dyni, którymi zapluta była cała podłoga, barłóg zgarnąłem w jeden kąt, z przerażeniem myśląc, jak ja to jutro pozbieram i popakuję – i poszedłem pod natrysk. W slipach. Pluskałem się długo. Gdy otworzyłem oczy po zmyciu szamponu, obok mnie stał Łukasz. Goły...
  – Długo tak jeszcze myślisz? Ja też chcę się wykąpać.
  – Właź – zrobiłem mu miejsce.
  Patrzyłem, jak jego penis – ten sam ładny, długi i bardzo mięsisty, który jeździł mu po udach, i moszna – tak samo kulista i włochata jak piłeczka tenisowa – wspaniale zdobiły to miejsce uzupełnione w tle ciemnym łonowym włosem, nie za bogatym, ale tym bardziej delikatnym, że, krótko mówiąc, jest na co popatrzeć... i przypomniałem sobie nasz pierwszy wieczór. Penis mi drgnął niebezpiecznie.
  – Martyna chciała ci dać – zacząłem cicho. – Dlaczego...?
  – Nie pytaj. Jak jest daleko, to bym chciał. Jak to się staje realne, oblatuje mnie tchórz. No i guma. Miałem tylko jedną, a z tej zrobiłem tu kiedyś użytek, pamiętasz.
  Pamiętałem.
  – Tomek, znamy się raptem tydzień. Powiedz, co naprawdę o mnie myślisz?
  – Nie wiem – odrzekłem zgodnie z prawdą. – Zgrywasz się, ale czasem tracisz grunt pod nogami.
  – Co...?
  – Grasz. Coś – kogoś – udajesz. Ukrywasz siebie przed samym sobą.
  – Więc jednak to widać?
  – Widać. Co ukrywasz?
  – Kłamstwa. Wszystko, co mówię, to bajki. Nigdy nie miałem dziewczyny.
  – Co…? A tak obrazowo opowiadałeś... – odrzekłem zaskoczony.
  – Powtarzam, co od innych słyszę. A co do seksu, to… miałem. Ale nie z dziewczyną.
  – Z chłopakiem... – odgadłem, cicho, na pół oddechu, już bez zaskoczenia.
  – Z dorosłym mężczyzną. To ja byłem jego chłopakiem. On umiał kochać...
  …Jakby mi mowę odebrało…
  – Żonaty, a ja przyjaźnię się z jego synem...
  – Niemożliwe...
  – Możliwe. Ja chyba też go kochałem. Umiesz to wytłumaczyć? Rozstaliśmy się, bo tak trzeba było, ale ja już nie mogę. Tęsknię za nim, chciałbym go mieć, przytulić się do niego, czuć jego usta i dłonie, i dawać mu siebie, dawać, dawać...! Wiesz, jak on kochał?
  – Łukasz...!
  – Nie wiesz, nie masz o tym pojęcia! Nikt nie ma pojęcia, kto tego nie przeżył! Nie tłumacz mi, nie pocieszaj. W tej chwili wiesz, że rozmawiasz – z pedałem!
  – Z gejem...
  – Niech będzie z gejem. Jak ty, normalny chłopak, chcesz geja pocieszać...
  – Jak? Chyba wiem... – i bez wahania zdjąłem slipy.
  Popatrzył mi prosto w oczy. Zrozumiał. Wyczytał w nich wszystko. Przecież to ja... tak bardzo go chciałem! Chciałem, żeby tamten mój sen się ziścił!
  Zwarłem się z nim, splotłem, ustami naparłem na jego usta, dłońmi targałem mu plecy, pośladki i uda. To ja, pochylając się coraz niżej, wargami chwyciłem jego twardego fallusa, wessałem głęboko w usta, najgłębiej, aż się zadławiłem jego wielkością, a wtedy gdzieś tam ruchami gardła odchylałem jego napletek i znów go mogłem pociągnąć głębiej. Kilka takich ruchów i... i moje wargi dotknęły jego puszystej moszny – i wtedy zupełnie mi brakło oddechu... Więc uwolniłem go z ust; za to dłońmi, wargami, językiem, to delikatnie, to szorstko, gwałtownie, na przemian to w górę, to w dół, zasypałem go gradem pieszczot... Jak drga, jak się zrywa... Czy to jest już?... Tak; strzelisty strumień spermy przeleciał obok mej twarzy, a ja podstawiłem język, by ukraść choć małą jej cząstkę, by posmakować...  
  – Tomek... – czułem jego gorące, drżące ramiona, które objęły mnie mocno; słyszałem przeplatane bicia dwóch serc.
  – Cicho, nic nie mów…
  Leżeliśmy nadzy. Patrzyłem w jego ciało; przecież to chłopak, jak ja. Przecież to nie dziewczyna. Ale teraz, w łóżku, to nie ma znaczenia, a nasza szalona noc nie będzie miała końca. Całował mnie i pieścił bez opamiętania. Każdą czułość oddawałem mu w dwójnasób, a gorąca sperma raz po raz łączyła nasze ciała. Dotarłem do jego pośladków, wgryzałem się w nie – i zobaczyłem, jak drga jego słoneczny pierścień. Jeszcze go rozchyliłem palcem, językiem… i usłyszałem: – Wejdź...
  I stało się, gdy leżąc na nim, z drżeniem świadomości wprowadzałem penisa w jego pośladki, w głąb jego ciała, wiem, że nieporadnie, nieumiejętnie...
  – Nie bój się, będzie dobrze...
  Wszedłem. Wtopiłem się w jego ciało bez reszty i pozostałem bez ruchu, całemu światu nie dowierzając. Jestem tu...?
  – Jesteś...  
  I wcale nie było tak, że „co za pierwszym razem zrobisz: wsadzisz, spuścisz i wyjmiesz”. Nie; wcale nie... Nie mogłem oddychać, wtulony policzkiem w jego łopatki, kryjąc go pod sobą każdą drobiną ciała, a penis za każdym ruchem donosił mi cząstkę rozkoszy, jakby ją w jego wnętrzu gdzieś odnajdował głęboko, dotykając swym pulsującym rytmem to tu, to tam, aż zebrał jej tyle okruchów, zgromadził razem, dopełnił, przepełnił, i... wbiłem się w niego, chciałem się rozpłynąć – i rozerwałem się w nim na kawałeczki...
  Czy coś jeszcze wokół mnie istniało? Z trudem otworzyłem oczy. A jednak istniało... Jego usta, i dłonie i – twardy fallus, którego on sam pocierał, lekko śliniąc. Zrozumiałem; i serce mi przestało bić. Posłusznie się odwróciłem, wypiąłem się hen, aż do gwiazd... Już jest; dotyka, rozciąga, naciska... Zabolało! Powstrzymał mnie za biodra. Znów rozciąga, naciska... Boli!... Wpycha się... Boli! Przechodzi, czuję... Dlaczego boli?... Za każdym posuwem tłumiłem gardłowy krzyk. Aż ułożyłem dupę na jego podbrzuszu, w jego pachwinach i sam sobie nie dowierzając, pomyślałem: to znaczy, że jest... cały, jak przedtem ja! Jak teraz to będzie, jak...? I boleć jakby przestawało... Powoli, stopniowo, odkrywałem nowy rodzaj radości...
  Jednak mu nie dorównałem. Jego ekstaza przerosła mnie, roztarła mnie w pył... Leżąc zduszony pod nim, chwytając płytki oddech, wiedziałem już z całą pewnością, że będę wolał – tamto warżenie...
  – Nie napisaliśmy ostatniego artykułu – przypomniał mi nad ranem, gdy z twarzą na jego piersi wsłuchiwałem się w rytm jego serca. – Ma wyjść gazeta okolicznościowa. Liczyli na nas. Na ciebie. Jesteś mocny w piórze.
  – A co byś powiedział, gdybym zamiast artykułu napisał to wszystko o tobie, o nas? – odszukałem jego penisa, z którym tej nocy na dobre się zaprzyjaźniłem.
  – To napisz. Tylko nie ubarwiaj, pisz tak, jak było – roześmiał się, zaczepnie pieszcząc mi małego, który znów pod jego dotykiem zaczynał mi się prężyć.
  – A jaki damy tytuł? – zsuwałem się wargami po j...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin