JUDE DEVERAUX
JUDITH McNAUGHT
DARY LOSU
Przełożyła
Katarzyna Kasterka
Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału: SIMPLE GIFFS
„Just Curious” copyright © 1995 by Deveraux, Inc. „Miracles” copyright © 1994 by Eagle Syndication, Inc. „Change of Heart” copyright © 1994 by Deveraux, Inc. „Double Exposure” copyright © 1995 by Eagle Syndication, Inc. Originally published by Pocket Books, a Division of Simon & Schuster Inc. Ali Rights Reserved
Ilustracja na okładce: Piotr Łukaszewski
Redaktor prowadzący serię: Ewa Witan
Redakcja: Ewa Witan
Redakcja techniczna: Małgorzata Kozub
Korekta:
Małgorzata Dzikowska
Skład i łamanie: Ewa Wójcik
Opracowanie graficzne serii:
Zombie Sputnik Corporation
ISBN 83-7337-541-4
Warszawa 2003
Biblioteczka pod Różą
Wydawca:
Prószyński i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7
Druk i oprawa:
OPOLGRAF Spółka Akcyjna
45-085 Opole, ul. Niedziałkowskiego 8-12
Świętemu Judzie,
patronowi spraw beznadziejnych
nad tą bardzo się napracowałeś
Dziękuję
Judith McNaught
Zlecenie
1
Diana Foster, ze słuchawką przyciśniętą do ucha, chodziła tam i z powrotem po swoim gabinecie. Nie zwracała uwagi na wspaniałą panoramę miasta, widoczną za wielkimi oknami wieżowca w Houston, mieszczącego redakcję magazynu „Foster's Beautiful Living”.
- Wciąż nikt nie odbiera? - spytała Kristin Nordstrom, asystentka produkcji.
Diana pokręciła przecząco głową, odłożyła słuchawkę, po czym sięgnęła po torebkę do komody stojącej za biurkiem.
- Wszyscy pewnie siedzą w ogrodzie - odrzekła. - Czy zauważyłaś - uśmiechnęła się smętnie, wkładając pistacjowy żakiet, obszyty białą lamówką - że kiedy masz coś naprawdę wyjątkowego do zakomunikowania, nigdy nie można się skontaktować z najbliższymi?
- Może w takim razie mnie obwieścisz tę nowinę - rzuciła Kristin.
Diana przestała wygładzać białą spódnicę i spojrzała w górę.
Trzydziestojednoletnia, dwa lata starsza od Diany, Kristin miała metr osiemdziesiąt wzrostu oraz jasne oczy i włosy, odziedziczone po nordyckich przodkach. Była wyjątkowo sumienna, energiczna i skrupulatna - co czyniło z niej doskonałego pracownika działu produkcji.
- Większość zdjęć do numeru o idealnych weselach zrobimyw Newport, w stanie Rhode Island. Ta propozycja spadła mi jakz nieba. Co prawda będziemy musieli pracować w szaleńczym tempie, ale to zbyt dobra okazja, by z niej zrezygnować. Prawdę mówiąc, ciebie też chciałabym tam wysłać na tydzień przed planowanym weselem, żebyś przygotowała wszystko dla naszej ekipy. MikeMacNeil i Corey przyjadą parę dni po tobie. Będziesz pomagała przy
206
zdjęciach. Zapewne przyda im się dodatkowa para rąk, a ty z kolei zobaczysz, jak wygląda praca w terenie, w trudnych warunkach, gdy czas nagli. Jak ci się to podoba?
- Super - odparła rozpromieniona Kristin. - Zawsze marzyłam,żeby pojechać na sesję z Corey. A Newport to wprost wymarzonemiejsce na takie zdjęcia - dodała, a Diana tymczasem ruszyław stronę drzwi. - Diano, zanim wyjdziesz, chciałam ci za wszystkopodziękować. Świetnie się z tobą pracuje...
Diana zbyła jej słowa machnięciem ręki.
- Spróbuj złapać Corey. I dzwoń do mojego domu. Jeśli ktoś w końcu odbierze, poproś, żeby nie ruszali się z miejsca, bo mam im coś ważnego do przekazania.
- Oczywiście. A gdy spotkasz się z Corey, proszę, powiedz jej, że już nie mogę się doczekać pracy u jej boku. - Kristin urwała i uśmiechnęła się nieśmiało. - Diano, czy Corey zdaje sobie sprawę, jak bardzo przypomina Meg Ryan?
- Przyjmij dobrą radę: nigdy jej o tym nie wspominaj - odrzekła Diana ze śmiechem. - Wciąż zaczepiają ją jacyś ludzie, a potem nie chcą uwierzyć, kiedy im mówi, że nie jest Meg Ryan. Niektórzy nawet zachowują się niegrzecznie, przekonani, że chce ich oszukać.
W tym momencie zadźwięczał telefon. Kristin odebrała, po czym wyciągnęła słuchawkę w stronę Diany.
- To właśnie Corey. Dzwoni z samochodu.
- Dzięki Bogu! - wykrzyknęła Diana i podbiegła do telefonu. -Corey, od samego rana próbuję cię złapać. Gdzieś ty się podziewała?
Corey od razu usłyszała w tonie siostry nutę podniecenia, jednak w tej chwili koncentrowała się na obserwowaniu pomarańczowej furgonetki, której kierowca za wszelką cenę starał się wcisnąć na pas, już zajmowany przez Corey.
- Siedziałam cały czas w drukarni - wyjaśniła, po czym zdecydowała, że woli ustąpić miejsca furgonetce, niż mieć wzorek z pomarańczowego lakieru na drzwiach swojego bordowego samochodu. - Nie podobały mi się niektóre fotografie do numeru o przyjęciach ogrodowych, zawiozłam więc inne.
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Tymczasem mam dla ciebie ważne nowiny. Możesz spotkać się ze mną w domu za dwadzieścia minut? Chciałabym opowiedzieć o tym wam wszystkim naraz.
- Czy aby słuch mnie nie myli? Mówisz, że mam się nie przejmować? - spytała z rozbawieniem Corey, zdumiona optymizmem, tak
-
207
niezwykłym u swej wiecznie przejmującej się czymś siostry. Zerknęła we wsteczne lusterko, by zmienić pas i zjechać z autostrady do River Oaks, choć wcześniej wybierała się do redakcji. - Już pędzę do domu, ale chcę się natychmiast dowiedzieć, o co chodzi.
- No, dobra. Co powiesz, jak usłyszysz, że właśnie rozwiązałamproblem sesji zdjęciowej do numeru o weselach?! Matka pannymłodej, najwyraźniej chcąc zwiększyć swój prestiż towarzyski, sama prosi, abyśmy opublikowały w „Beautiful Living” zdjęcia z wesela jej córki. Jeżeli się zgodzimy, ona gwarantuje, że uroczystośćodbędzie się w naszym, Fosterowskim stylu, a ponadto pokryjewszystkie koszty.
Od kilku miesięcy Corey i Diana debatowały nad ewentualną lokalizacją i zorganizowaniem idealnego wesela, które zamierzały sfotografować do specjalnego numeru swojego magazynu, ale do tej chwili nie zdołały dojść do porozumienia, bo albo Diana uważała, że koszty są zbyt wygórowane, albo też Corey odrzucała jakieś miejsce, nie mogąc go zaakceptować ze względów artystycznych. Diana w pełni odpowiadała za finanse Foster Enterprises, Corey zaś była autorką wysmakowanych zdjęć zamieszczanych w „Beautiful Living”.
- Z finansowego punktu widzenia brzmi to bardzo zachęcająco, ale co z lokalizacją?
- A siedzisz wygodnie?
- Siedzę - zapewniła ją Corey z uśmiechem. - Strzelaj.
- Ślub ma się odbyć w domu wuja panny młodej - w pięknej, czterdziestopięciopokojowej rezydencji, zbudowanej w 1895 roku. Są tam pokryte freskami sufity, wspaniałe stiuki i zapewne setki innych architektonicznych smaczków, które będziesz mogła sfotografować do swojego nowego albumu - no, wiesz, takiego wielkiego książczydła, które ludzie trzymają w salonie i przeglądają, gdy nie mają nic lepszego do roboty.
- No, już, nie trzymaj mnie w niepewności - zaśmiała się Corey. - Gdzie jest ten dom?
- W Newport, w Rhode Island.
- O rany! Wspaniale! - wykrzyknęła Corey, oczami wyobraźni widząc już ujęcia z pięknymi jachtami kołyszącymi się na wodzie.
- Matka panny młodej przysłała mi zdjęcia posiadłości brata, a tuż po tym, gdy dostałam przesyłkę, zadzwoniła do mnie do redakcji. Z tego, co jej się wymknęło, wywnioskowałam, że to właśnie brat płaci za wszystko. Obiecała, że zatrudni sześć miejscowych osób, które będą pracować pod naszym nadzorem. Dzięki temu uda
208
się stworzyć odpowiednie aranżacje w kilku pomieszczeniach, aby zdjęcia wypadły jeszcze bardziej interesująco. Cała nasza ekipa zamieszka w domu, bo hotele są już zarezerwowane przez turystów -właśnie zaczął się sezon. Ale skoro i tak będziecie pracować do późna, to w gruncie rzeczy bardzo praktyczne rozwiązanie. W dodatku jest tam służba, więc trzeba będzie pilnować, aby nikt się nie dotykał do naszych dekoracji.
- Nie ma sprawy. Dla zdjęć w takim miejscu gotowa byłabym zamieszkać w domu Sinobrodego.
- A w domu Spencera Addisona? - spytała Diana znacznie mniej pewnym tonem.
- Wybieram Sinobrodego - odparła natychmiast Corey.
- Tak myślałam.
- Poszukajmy sobie jakiegoś innego ślubu do sfotografowania.
- Pomówimy o tym w domu.
2
Zanim Corey wjechała w obsadzoną drzewami drogę prowadzącą do rodzinnego domu, wiedziała już, że jednak pojedzie do Newport. Diana zapewne też nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Jeśli któraś z nich musiała coś zrobić dla drugiej, dla dobra rodziny czy też Foster Enterprises - zawsze to robiły. Wydawało się to im obu całkiem naturalne.
Również matka i babka Corey będą musiały tam pojechać, ponieważ to one stworzyły styl okrzyknięty Fosterowskim. Corey i Diana jedynie wylansowały go poprzez swój magazyn i wiele książek, wciąż jednak było to przedsięwzięcie rodzinne. Mama i babcia zapewne uznają możliwość spotkania się ze Spencerem za dodatkowy, uroczy atut tej pracy, a nie za okoliczność zniechęcającą. Ale ostatecznie one nie zostały potraktowane przez niego tak podle jak Corey.
Samochód Diany stał już przed domem - rozległą, georgiańską budowlą, będącą gniazdem rodzinnym, a także czymś na kształt poligonu doświadczalnego dla wielu przepisów kulinarnych, dekoracji stołów i aranżacji wnętrz, pojawiających się potem w „Beautiful Living”.
Corey wyłączyła silnik i z sentymentem spojrzała na rezydencję, którą razem z Dianą starały się zachować w nienaruszonym stanie.
209
Tak wiele ważnych wydarzeń w jej życiu było związanych właśnie z tym miejscem, pomyślała, opierając się o zagłówek i celowo opóźniając moment wejścia do środka, gdzie zapewne będzie musiała dyskutować na temat wesela w Newport. Kiedy po raz pierwszy spotkała się w holu tego domu z Dianą, miała trzynaście lat, rok później zaś w ogrodzie na tyłach budynku poznała Spencera Addisona na pierwszym przyjęciu dla dorosłych, w jakim uczestniczyła w życiu.
Tutaj też, w tym domu, nauczyła się szanować i kochać Roberta Fostera, wysokiego, barczystego mężczyznę o błyskotliwym umyśle i wielkim sercu, który ją w końcu adoptował. Poznał mamę Corey w Long Valley, kiedy kupował tam przedsiębiorstwo, w którym pracowała jako sekretarka. A potem wszystko potoczyło się niczym w bajce. Zachwycony piękną twarzą i ujmującym uśmiechem Mary Britton, milioner z Houston zabrał ją na kolację i od razu pierwszego wieczoru uznał, że Mary jest kobietą wprost stworzoną dla niego.
Następnego dnia pojawił się w domu dziadków Corey, gdzie razem mieszkały. Niczym dobry czarodziej, przychodził co wieczór obładowany bukietami kwiatów i drobnymi prezentami dla całej rodziny, po czym zostawał do późnych godzin nocnych, najpierw zabawiając wszystkich rozmową, a potem przesiadując z Mary na huśtawce w ogrodzie.
W ciągu dwóch tygodni zaprzyjaźnił się z Corey, rozwiał wszystkie obiekcje dziadków dotyczące ponownego zamążpójścia córki i rozproszył wątpliwości samej Mary, po czym porwał narzeczoną i jej córkę z niewielkiego domku na przedmieściach Long Valley i wsadził do prywatnego odrzutowca. Kilka godzin później przeniósł Mary, a potem Corey przez próg tej rezydencji, i od tamtej pory było to już ich miejsce na ziemi.
W owym czasie Diana spędzała wakacje w Europie z jakimiś szkolnymi koleżankami i ich rodzicami, nie zjawiła się więc na ślubie ojca. Diana była o rok starsza od Corey i podobno niezwykle inteligentna. Corey bała się jak ognia spotkania z nową siostrą, będącą zapewne wyrafinowaną pięknością i największą snobką na świecie.
W dniu powrotu Diany z Europy ukryła się na balkonie, by posłuchać, jak jej ojczym wita córkę informacją, że podczas gdy ona „szwendała się po Europie przez całe lato”, on zafundował jej nową mamę i siostrę.
Potem przedstawił Dianę Mary, ale Corey nie usłyszała, co sobie powiedziały na dzień dobry, bo mówiły zbyt cicho. Przynajmniej
210
Diana nie dostała ataku histerii - pocieszała się w duchu dziewczynka, gdy ojczym wprowadził córkę do foyer i krzyknął do Corey, by zeszła na dół.
Na drżących nogach ruszyła po schodach, przybierając minę. mającą oznajmiać wszem i wobec: „Wszystko mi jedno, co kto sobie o mnie pomyśli”.
Na pierwszy rzut oka Diana wydawała się uosobieniem najgorszych obaw Corey: była śliczna, drobna, o zielonych oczach i gęstych, brązowomiedzianych włosach spływających do połowy pleców. Miała na sobie strój jakby żywcem wyjęty z magazynu mody: króciutką, beżową spódniczkę, niebiesko-beżową bluzkę i beżowy blezer z jakimś emblematem wyszytym na kieszeni. A do tego mogła się pochwalić ładnym, dużym biustem, jak ponuro zauważyła Corey.
Ona sama, dziesięć centymetrów wyższa, chuda, z niebieskimi oczami i jasnymi włosami ściągniętymi w koński ogon, czuła się przy tamtej jak wyblakła, przerośnięta chłopczyca. Na tę szczególną okazję włożyła dżinsy i swoją ulubioną bawełnianą bluzę: granatową, z galopującym koniem wymalowanym na piersi.
Spoglądały na siebie w milczeniu.
- Odezwijcie się wreszcie! - ponaglił je Robert Foster radosnym, autorytatywnym głosem. - Przecież teraz jesteście siostrami.
- Cześć - wymamrotała Diana.
...
BlackMessiah