Andrzej Waligórski - Listy pana Michała.pdf

(92 KB) Pobierz
82614744 UNPDF
Andrzej Waligórski
Listy pana Michała
Pułkownik Michał Wołodyjowski
Do Pana hetmana
Sobieskiego Jana
Herbu Janina
Co mu się nie zgina
Podczas tańca pancerz
Taki z niego tancerz...
Zgodnie z Pańskiem rozkazaniem urządziłem byłem ostatnio we Chreptiowie wielki bal
kostiumowy. A to dla uzyskania ogólnej integracji między zwaśnionemi stronnictwy. Zaraz
też sam ruszyłem we pierwszą parę wraz ze swoją Basieńką, przebraną za świętej pamięci
inflancką kobyłę pana Podbipięty, co niewiele jej zajęło trudu i czasu, tyle że ogon z tyłu, a
wędzidło z przodu sobie wetknąwszy, z właściwym sobie końskim śmiechem do świetlicy
kurcgalopem wpadła, a ja przy niej w prysiudach, a za nami Pan Zagłoba ze skrzydły, z
przyprawionym dzióbem i w koronie, co miało przedstawiać orła. Że jednakowoż, co jako
zwykle było, był pijany jak kongres ruskich socjaldemokratów, przeto z rozpędu nie
wyrobiwszy zakrętu, usiadł na jajcach przygotowanych we bufecie, co wywołało zachwyt
do cna spatryjociałej, ale i ziodiociałej starej pani Boskiej, upatrującej w tym symbol jakoby
samicy orlicy, stado młodych orląt narodowych z jajców wysiadującej ku wspomożeniu
ojczyzny i pokrzepieniu serc. Amen. A jako trzeci wleciał młody Nowowiejski, któremu -
jak wiadomo - ten matoł, Azja Tuchajbejowicz, siostrę zarżnął i ojca zeżnął, gdyż kolejność
się baranowi mongolskiemu pomyliła, co tak Nowowieja juniora rozbawiło, iż ze śmiechu na
ziemię z konia spadłszy, łbem o świątka przydrożnego się wyrżnął i szajbę chwalebną
uzyskał, z której aureola pozłocista promienieje i melodyje cudne się odzywają, kompozycyji
jakoby pana Korcza lebo pana Karolaka do słów proroka Izaaka, w wykonaniu Rinn
Danuty, która jest patronką Huty i dementuje z niesmakiem, jakoby coś tam z Szydlakiem.
Jakby tam tedy nie było, ale dobrze się skończyło, o czym ze satysfakcyją donosząc w
służby swoje powolne poleca
Pułkownik Wołodyjowski,
Co ma w brodzie cztery włoski
Ale inszych członków osiem
Porosło mu pięknym włosiem.
Wielmożny Panie Hetmanie.
Spieszę, by donieść o poczynaniach niejakiego atamana Kaszpirowskiego, któren przybył
tu, jako domniemywam, z poduszczenia Krymu, aby przeprowadzić rzekome seanse
biogergene... bioergengro... bioenergore... tepa... tfu!, jakieś oszustwa hipnotyzerskie. A to
zapewne w celu osłabienia morale naszej bohaterskiej załogi. Na dowód zasię swych
wątpliwych umiejętnościów przywiózł ze sobą domniemanych ozdrowieńców, a
mianowicie Czukcza-niemowę, który po trzech posiedzeniach dalej nic nie mówi, ale za to
zaczął pisać, i to po francusku, co dziwne, ponieważ, nie znając onego języka, nie rozumie
nic z tego, co napisze. Przywiózł również pana Boskiego, tatusia Zosi Boskiej, któremu po
zahipnotyzowaniu cofnęły się nieoczekiwanie hemoroidy, z tym, że cofnęły mu się zbyt
głęboko, bo aż do gardła, nie muszę przeto tłumaczyć jakowe dźwięki wydaje ów
82614744.001.png
nieszczęsny rycerz, gdy chce co powiedzieć. Zebraliśmy się tedy we chreptiowskiej
świetlicy, a pan Kaszpirowski wezwał chorych, aby natychmiast wyzdrowieli. Poczem
wyładował w nich swą energię, ale niestety niecelnie, przypuszczalnie trafiając o jedno
miejsce za bardzo w lewo, gdyż Józwa Butrym bez Nogi nie odzyskał tejże nogi, która
natomiast wyrosła jako trzecia siedzącemu obok staremu Nowowiejskiemu, czekającemu
na zrośnięcie się gardła poderżniętego swego czasu przez Azję Tuchajbejowicza. Aliści moc
przeznaczona na to zrośnięcie poszła w kredens i rykoszetem trafiła w moją Baśkę, której
rzeczywiście natychmiast zarosło, ale niestety nie gardło. Gdy zasię panu Muszalskiemu coś
urwało jajco, i przyfastrygowało je do nosa Ewce Nowowiejskiej, tedy nastąpiła okrutna
panika, powstrzymana dopiero przeze srogiego Luśnię, któren ze właściwym sobie
profesjonalizmem, ucapiwszy onego czarodzieja za kark zasadził go na sztywny pal Azji, z
którego ów nasłaniec ode trzech dni przemawia, w obronie wartościów humanitarnych, na
szczęście cyrylicą, której prawie nikt nie rozumie.
O których to wydarzeniach donosząc,
Jednocześnie czujności swoje deklaruję
I kreślę się z poważaniem
Pułkownik Wołodyjowski
Co mu może Kaszpirowski he, he, he...
Michał Wołodyjowski
do
Pana Hetmana Jana Sobieskiego.
Wasza Hetmańska Mości!
Melduję najuprzejmiej, iż zgodnie z Pana hetmańskim rozkazem, zamierzałem wybrać się
onegdaj na podjazd, aby stwierdzić, czy sułtan rusza już całą swą potencją, czy też może
tylko kawałkiem.
Gdym jednakowoż zakomenderował: "Dragoni na koń!" okazało się, iż dragonia sztrajkuje,
domagając się podniesienia żołdu o dwieście procent, udziału we degustacyi dziewic
chrześcijańskich odbitych Tatarom, oraz zmiany wiechci w butach co kwartał, nie zasię, jako
dotychczas, co pół roku. Wdałem się tedy byłem we rokowania, które zakończyły się
podpisaniem słynnych Porozumień Chreptiowskich, zaczem chorągiew dragońska udała się
we dziękczynną pielgrzymkę do cudownej figury przy sierocym brodzie, przedstawiającej
świętą męczennicę, Gazyfikacyję del Rio, zgwałconą na proszek przeze hordy Atylli, przy
czym nie przez wszystkie, gdyż część poszła na północ, mordując i paląc, głównie zresztą
radomskie, bo inszych nie szło dostać. Chciałem tedy ruszyć na ów podjazd na czele Lipków,
ale oni na odmianę demonstrowali akurat swą odrębność narodowościową, żądając
autonomii, uznania swego śwargotu za język państwowy i wyrżnięcia w pień Czeremisów.
Przykazawszy jeno, aby po dyskusyi oczyścili majdan z odrąbanych członków, a takoż nóg
i rąk, udałem się z prośbą o patrol do Semenów pana Motowidły. Oni wszelakoż świętowali
rocznicę bitwy pod Beresteczkiem, odprawując zmianę warty, słuchając przemówień, i
fetując przybyłych zewsząd zasłużonych emigrantów, których dotychczas nazywali
"wyrzutkami kozaczyzny", a nawet "wypierdkami...", za przeproszeniem, "...siczy".
Obecnie jednakowoż zapałali do nich iście franciszkańską miłością, wyrażającą się
głównie we namowach, aby owi repatrianci zainwestowali co nie co w nasz podupadły
futor, na co tamci odpowiadali wymijająco, cytuję: "Pomożemo wam, bratcy, skoro wy sobi
sami pomożete.", które to zdanie nic wprawdzie nie oznacza, ale brzmi bardzo dobrze, z tym,
że jakby głupio. Tak więc na zwiady nie pojechałem, ale przy okazyi stwierdziłem, iż duch
we fortalicji panuje podniosły i znakomicie rokujący na przyszłość. Może nie na
doczesną, ale na wiekuistą jak najbardziej i to już niebawem.
O czem z szacunkiem donoszę,
Pułkownik Michał Wołodyjowski
Administrator burdelu
Na kresach PRL-u.
Pułkownik Michał Wołodyjowski
do
Pana Hetmana Jana... Ha, ha, ha... Hetmana... Ha... Jana...
...Jana Sobieskiego,
co lubi ten, tego...
Hi, hi, hi...
Co to ja, jakaś poeta jestem? Czy co? No, ale do rzeczy:
Szanowny Panie Hetmanie,
Zgodnie z Pańskim zaleceniem przesyłam informację na temat zachowania się i poczynań
pana Zagłoby, któren ubrdał sobie, że sam ostanie hetmanem, a Pana z owej posady
wygryzie, we którym to celu usiadł we pośrodku świetlicy, kędyśmy swoje gawędy
rycerskie wiedli i, beknąwszy głośno dla zwrócenia na się uwagi, powiedział przewrotnie:
"Ja tam hetmanem być nie zamieruję, choćby mię i prosili." "No i duże dobre." - odrzekł z
ukraińska Rusin, pan Motowidło, a inni mu powtórzyli, co nader Zagłobę zdetonowało,
więc przez chwilę milczał, a potem, by ponownie zainteresowanie wywołać, wyciągnął
oburącz zza pazuchy hetmański piernacz i piernął nim w stół dębowy, na poły go
rozłupując, zaś gdy umilkły oklaski, temat swój kontynuował, powiadając: "Bo poniektórzy
mię bardzo proszą, abym był hetmanem, ale po co mi to, ha?" "Ta pewni!" - zgodził się
prostodusznie pan Motowidło - "Na szczo tobi Onufryj hetmanom buty? Ne lipsze to w
Chreptiowi sydyty, taj horyłku pyty?" "A hoczesz w mordu?" - wrzasnął roz... rozwś...
rozwś... rozwś... rozwścieczony pan Zagłoba i, nie czekając na odpowiedź, posłał
Motowidłę na deski, czym zyskał sobie kilku zwolenników, między niemi zaś pana Ketlinga,
któren ostatnio dorobił sobie niemieckie pochodzenie, przerabiając we dowodzie osobistem
narodowość "Szkot" na "Szkop", a nazwisko "Ketling" na "Goering", a teraz odezwał się
swą literacką niemczyzną: "Ja, das ist ajne gute ideje, herr Cakloba zol ein sztumbanhetman
zajn, ajwaj, ajwaj." "Nie proście mnie!" - zakrzyknął pan Zagłoba, który tylko czekał na
takową okazyję - "Jam buławy niegodzien! Oj, niegodzien! Lepsi są tu ode mnie... Chyba,
żeby cały Naród... Póki co, odchodzę we samotność i oczekuję propozycjów." Co rzekłszy,
zatrzasnął się we stanicznej klozetierze, a gdyśmy go po kilku godzinach błagali, aby i nas
tam wpuścił, gwoli pofolgowaniu naturze, on udawał, że o hetmaństwo go błagamy, i
odmownie nas załatwiał, aż i załatwieniem się skończyło, gdyż całe rycerstwo, dłużej
zdzierżyć nie mogąc, po dniestrowych jarach i komyszach się rozbiegło, strasząc kanonadą
luźne kupy tatarskie i kozackie, o czem z zadowoleniem meldując, służby swoje wojenne
polecam,
Michał Wołodyjowski, co też mógłby być hetmanem,
bo miewa buławę nad ranem.
Pułkownik Michał Wołodyjowski
Do Pana Hetmana Sobieskiego
Co nie przeczuwa niczego.
To skoczy gdzieś na wycieczkę,
To na jakąś blondyneczkę,
To znów moczy nogi w wodzie,
A tu horrendum na wschodzie -
- krzyki, wrzaski, wieje grozą
Ale może ja bym prozą?
Owoż donoszę ja waszej miłości, że zaistniała tu próba zamachu stanu na legalnie działającą
władzę, czyli na mnie, zorganizowana przez Towarzystwo Uczciwych Zagończyków, w
skrócie TUCZ, grupujące najbardziej konserwatywne i przeciwne reformom elementy, na
czele z tym starym warchołem i wolontaryjuszem, panem Zagłobą, do którego przyłączył
się zawodowy zupak, ten młot, wachmistrz Srogi Luśnia oraz rozwydrzony azjatycki
fundamentalista, Azja Tuchajbejowicz, ukrywający się tu jako Melechowicz. Owoż tenże
wspomniany TUCZ zrobił tu ostatnio pucz, podczas którego tu puczu TUCZ-u zostałem
otoczony i oskarżony o zbyt wysokie ciśnienie, co jest łgarstwem a nawet obelgą, gdyż
będąc z natury niskim - metr dwadzieścia sześć w kapeluszu i na szpilkach - wszystko mam
takoż niskie, do tego stopnia, że nawet zamiatam po ziemi kutasem, którego mam przy szabli,
bardzo pozłocistego, będącego darem jeszcze księżnej Gryzeldy, świeć Panie nad jej
duszą, albo lepiej nie, gdyż nieboszczka dziwnie nie lubiała przy świetle...
Ot, zebrało mi się na sentymenta, gdy wokół rewolta, ale prawdę mówiąc, jakoś ospała. Hej,
nie tak ześmy wprowadzali stan wojenny podczas rokoszu Lubomirskiego - wszystko było
we pogotowiu, listy proskrypcyjne spisane, broń pancerna, czyli usarze, na ulicach, kazamaty
a ciurmy nagotowane, dysydenci zapudłowani, świadkowie pouczeni, szast-prast i we dwa dni
mieliśmy cały kraj w ręku, tyle że Lubomirski uciekł i to do Wrocławia, gdzie zawdy
kwitła irredenta i tam zresztą pomarł, świeć Panie na jego...
A co to ja znowu z tym świeceniem... Świeć Panie, świeć Panie, a cóż to Pan jakaś
elektrownia, żeby każdemu świecił?
A wracając do puczu TUCZ-u, to zaparłem się w czeladnej, mając ze sobą dwudziestu
linkhauzowych dragonów, a Zagłoba wokół krążył, powiadając: "Poddaj się, Wołodyj, to
może cię zabiją, albo i nie zabiją, bo taką mam ochotę, albo i nie mam ochoty. Boże, jak tu
nudno - ani do kina, ani Horpyna, kici-łapci, pudło..." Na co ja mu z kolei proponowałem,
aby mi snadnie nadmuchał pode ogon, abo i nie pode ogon, a on mi - żebym go pocałował,
albo nie pocałował, w to lub nie w to, ale przeważnie w to. Takeśmy wtedy wzięli oba
na przetrzymanie, aliści on pierwszy nie zdzierżył i jak się rzucił uciekać, tak oparł się chyba
tak gdzieś na Krymie, u starego świętej pamięci Tuchajbeja, co mi zresztą nie dało
szczególnej satysfakcji, gdyż z kim ja teraz wieczorami gadał będę, bo przecież nie z tym
ciotą Muszalskim, którego Turcy zdeprawowali, gdy na galerach będąc przykutym w zgiętej
pozycji do wiosła, nie dość, że się od nich odgonić nie mógł, to jeszcze wiosłując sam się
musiał poruszać, przyjemność im czyniąc bez żadnego ze strony tych sukinsynów wysiłku.
O czym ze smutkiem zawiadamiając, pozostając we smutnym zniechęceniu
Wołodyj, dość wierny panu,
Do niedawna więzień stanu
Wojennego.
Pułkownik Michał Wołodyjowski
Do Pana Hetmana Jana Sobieskiego
Przewodniczącego Narodowej Rady Obrony
Jaśnie Panie Hetmanie, zgodnie z rozporzadzeniem Pańskiem zorganizowałem we
Chreptiowie rozdawnictwo bezpłatnej zupki dla ubogiego rycerstwa, tako zwanej
"kuroniówki", gdyż gotowanej głównie na kurach padłszych ode kurzego moru, za co zresztą
obarczyliśmy odpowiedzialnością poprzednią ekipę, która natychmiast zwaliła
winę na zniszczenia wojenne sprzed 50 laty, co sprawę pomoru umorzyło. Jako pierwszy
ubogi głodny rycerz zjawił się oczywiście ów stary pieczeniarz pan Zagłoba, ze świadectwem
ubóstwa w jednej, a z chochlą w drugiej dłoni. I wychłeptał z marszu od razu dwa litry, ale
zaraz je wielkodusznie zwrócił do kotła i gębę czapką wytarłwszy, oświadczył
szlachetnie, że rezygnuje z onej darmochy na rzecz uboższych kolegów. co widząc inni
oficyjerowie również wyrzekli się pośpiesznie zupki, przeto nazajutrz zaproponowaliśmy ją
prostym dragonom, a moja Basieńka nawet wywiesiła afisz, zawiadamiający iż pani
komendantowa osobiście żołnierstwu zupy dawać będzie. Niestety, niewczesny jajarz, pan
Motowidło, natychmiast dokonał na onym plakacie dość prostej poprawki, w rezultacie
której Baśka moja po półtorej godzinie dopiero zorientowała się, iż daje onemu
żołdackiemu chamstwu nie to, co dawać miała. Że zaś w międzyczasie zupa skisła, przeto
wylaliśmy ją do Dniestru i teraz żadna wataha ode multańskiej strony przeprawić się już nie
śmie, prócz słynnego grasanta Azji Beja, ale ów ma polipy w nosie i żaden smród mu
niestraszny, czym wielką wszystkich kresowych wojowników wzbudza zazdrość i nie
mniejszą w nich budzi estymę. O czym słusznie donosząc, służby swoje powolne Panu
Hetmanowi polecam
Pułkownik Wołodyjowski,
Tego wzrostu, co Żukrowski
Oraz mąż wesołej Basi,
Co gdy gruchnie, świece gasi.
Pułkownik Michał Wołodyjowski
do
Hetmana Wielkiego Koronnego Jana Sobieskiego.
Wielce Miłościwy Panie Hetmanie!
Odpowiadając na łaskawy list Waszej Miłości, w temacie zaludnienia naszych ziem item
obrony poczętego, stwierdzam, co następuje:
Do naszej kresowej stanicy we Chreptiowie takoż dotarły wieści o gromkim larum, jakie
podniosło się w Koronie, Wielkim Księstwie Litewskim, Ruskim, Ziemi Smoleńskiej,
Siewierskiej, Pskowskiej, Kijowskiej, etc. etc., a to na okoliczność gwałtownego spadku
pogłowia pacholąt płci obojga. Przeto mając na względzie dobro umiłowanej Ojczyzny
zorganizowałem, nie mieszkając, kurso-konferencyję w temacie jak wyżej. Muszę od razu
zaznaczyć, iże wielce mnie uradowała, ale i zdziwiła niepomiernie, znajomość tego problemu
wśród tutejszego fraucymeru, rycerstwa, a nawet ciemnej czeladzi i plugawych Lipków
pohańskiego wyznania, pozostających pod komendą Azji Tuhajbejowicza (to ten, któren ma
na piersi sine ryby wykłute). Owóż białogłowy podniosły problemat, jakoby cały
szkopuł tkwił w braku bilateralnych stosunków oraz iże rycerstwo zadowalnia się jeno
barterem z Ukrainkami. Wielce to rozeźliło tego Młota, wachmistrza Srogiego Luśnię,
któren, co się potem okazało, nijak nie mógł pojąć subtelnej różnicy, między "bilateralny" i
"barter". Wziąwszy go przeto na bok i dwa razy w pysk dawszy, rzecz całą akuratnie mu
objaśniłem. Po tym drobnym incydencie padł wniosek konstruktywny wielce, iżby nałapać
maluchów po multańskiej stronie i, ochrzciwszy, przywrócić ich na Ojczyzny łono. Tu
Zgłoś jeśli naruszono regulamin