Bramy Templariuszy - SIERRA JAVIER.txt

(372 KB) Pobierz
SIERRA JAVIER





Bramy Templariuszy





(Las Puertas Templarias)





JAVIER SIERRA





Tlum. Agnieszka Mazus

Podziekowania





Dziewiec, podobnie jak dziewieciu tajemniczych rycerzy zalozycieli zakonu templariuszy, bylo osob, ktore w decydujacy sposob przyczynily sie do powstania tej ksiazki.Robert Bauval, Louis Charpentier i Graham Hancock wstrzykneli mi niezbedna dawke pasji badawczej. Roser Castelhi juz wiele lat temu posial w moim umysle ziarno tej historii, kiedy stalismy razem u stop ruin zamku templariuszy w Tarragonie. Juan G. Atienza nawet nie zdaje sobie sprawy, jak zyczliwie potraktowal mnie podczas redagowania tego dziela, Ester Torres, Geni Martin i Enrique de Heente bardziej niz ktokolwiek ucierpieli zas z powodu moich czestych nieobecnosci podczas tylu miesiecy zeglowania po morzach tychze stronic.

Oprocz nich, nieoceniony byl Jose Maria Calvin, przyjaciel, ktory dbal o to, bym nigdy nie zboczyl ze sciezki wiodacej do Graala.

Wszystkim Wam winny jestem dozgonna wdziecznosc.



Si secretum tibi sit, tege illud, vel revela. (Jesli masz tajemnice, ukryj ja lub wyjaw), przyslowie arabskie, przyswojone przez krzyzowcow.

Czym jest Bog? To dlugosc, szerokosc, wysokosc i glebia. - swiety Bernard z Clairvaux

Zadbaj o to, bys nie upowszechnial niczym swietokradca najswietszych tajemnic sposrod wszystkich tajemnic (...). Wyjawiaj swiete prawdy tylko w swiety sposob, ludziom uswieconym tchnieniem swietym. pseudo-Dionizy Areopagita.





Wstep





Po raz pierwszy wybralem sie do Egiptu w sierpniu 1995 roku.Jak kazdego, kto przybywa do ziemi faraonow z otwartym sercem, oczarowalo mnie pierwsze spotkanie z nieskonczonymi pustyniami i zyznymi brzegami Nilu. W grudniu wrocilem do Hiszpanii, w marcu nastepnego roku zas znow bylem w Egipcie, a potem jeszcze raz w sierpniu... I tak dziewiec razy w ciagu ostatnich czterech lat. Powody? Znalazloby sie ich wiele, zarowno osobistych, jak i zawodowych, ale za kazdym razem, kiedy konczylem wycieczke i wsiadalem do samolotu w Kairze czy Luksorze, wiedzialem, ze wracam do domu tylko po to, by rozpoczac przygotowania do nastepnej nieuniknionej wyprawy. Co ciekawe, nigdy wczesniej, w zadnym z dwudziestu krajow, ktore poznalem, nie odczuwalem tej naglacej potrzeby, by znalezc sie tam raz jeszcze.

Podczas ostatniej z moich podrozy jakis wewnetrzny glos kazal mi na chwile oddalic sie od piramid i swiatyn i zapuscic do starej koptyjskiej dzielnicy w Kairze. W muzeum bedacym swoistym cudem architektury, ktorego dwa pietra laczy olsniewajacy lancuch filigranowych osmiokatnych swietlikow, odkrylem, ze w jednej z gablot wystawiony jest fragment pergaminu z Ewangelia sw. Tomasza. Objasnienie do tego apokryficznego tekstu mowilo, ze nalezy on do zbioru tekstow chrzescijanskich, odkrytych w 1945 roku nieopodal miasteczka Nag Hammadi, w okolicach Luksoru.

Bylem pod ogromnym wrazeniem. Te kawalki papirusu zostaly zapisane przez jednego z pierwszych chrzescijanskich pisarzy w historii, anonimowego skrybe, ktory wierzyl, ze Tomasz byl bratem blizniakiem Jezusa i jednym ze swiadkow Jego zmartwychwstania. Moja uwage przykul fakt, ze z powodu paradoksow historii, tekst ten mial ostatecznie trafic do Egiptu, gdzie doktryna o zmartwychwstaniu utrwalila sie na dlugo przed nastaniem chrzescijanstwa, dzieki mitowi o Ozyrysie.

Po powrocie do Hiszpanii przypomnialem sobie, ze kilka miesiecy przed tym "spotkaniem" kupilem w Londynie tlumaczenie rekopisow z Nag Hammadi, sporzadzone przez malo znany odlam gnostykow, dzialajacy miedzy III i IV wiekiem naszej ery.

Przestudiowawszy je uwaznie, z zaskoczeniem odkrylem na ich stronach wiele aluzji do pewnej wspolnoty medrcow, zwanej zwiazkiem, ktorej misja bylo zbudowanie pomnikow majacych odtworzyc na ziemi miejsca duchowe w niebie. Odnioslem wrazenie, ze chodzi o swego rodzaju anioly na wygnaniu, dazace do tego, by odbudowac swoje porozumienie z niebiosami. Nekala je swoista obsesja, ktora pokrotce mozna przedstawic jako dazenie, by powstrzymac na ziemi niepohamowany postep sil ciemnosci.

Niestety, rekopisy koptyjskie z Nag Hammadi nie opisuja dokladnie, co to za sily.

Niemniej gnostycy, ktorzy byli autorami pergaminu starzejacego sie w muzealnej gablocie, wierzyli w istnienie odwiecznej walki miedzy swiatlem i ciemnoscia. Byla to nieprzerwana wojna bez zawieszenia broni, ktora bolesnie dotknela mieszkancow naszej planety, a w ktorej pewne rodziny - jak np. rodzina Dawida, z ktorej wywodzil sie Jezus - mialy odegrac wyjatkowa role, dzieki swoim szczegolnym powiazaniom z pewnymi nieuchwytnymi istotami przybylymi z niebios. Kontynuatorami tego, czym zajmowali sie ci ludzie pustyni, byli w pewnym sensie sredniowieczni alchemicy i budowniczowie katedr. Szczegolny udzial w przekazywaniu ich wiedzy - jak wywnioskowalem, poszperawszy w bibliotekach Francji, Wloch i Hiszpanii - mieli templariusze. Tak tez, choc wcale tego nie planowalem, oddalem sie zglebianiu zyciorysow mezow, ktorzy kontynuowali swe dzielo przez ponad trzynascie wiekow, troszczac sie o przetrwanie niektorych miejsc kultu i planujac stworzenie kolejnych.

Z czasem szczescie zaczelo mi dopisywac i dotarlem do dziel takich wspolczesnych badaczy, jak chociazby Piotr Demianowicz Uspienski, Rosjanin, czy jego nie mniej intrygujacy mistrz, Ormianin Georgij L. Gurdzijew, ktory w 1931 roku sformulowal fascynujacy wniosek, ze budowniczowie Notre Dame, katedry Panny Marii w Paryzu, byli spadkobiercami wiedzy... budowniczych egipskich piramid! Oznaczaloby to, ze od czasow starozytnych Egipcjan az do czasow sredniowiecznych kamieniarzy musial istniec sposob przekazywania umiejetnosci, ktory uszedl uwagi historykow i badaczy. Co wiecej, jesli tezy Ormianina byly trafne, mistrzowie posiadajacy te wiedze musieli zostawic slad swojej reki nie tylko w okreslonym stylu architektonicznym - co byloby zbyt trywialne i powierzchowne - lecz w identycznym jak egipskie podejsciu do podporzadkowywania projektow budowli konstelacjom gwiazd. A przeciez dzielily ich tysiaclecia.

Nie musze wyjasniac, ze wyzwanie, jakim bylo odnalezienie spadkobiercow owych mistrzow czy tez aniolow, pochlonelo mnie bez reszty. Gdzie sa dzis straznicy dawnej wiedzy? Czy uda sie namowic ktoregos z nich na wywiad? Z takim nastawieniem zbieralem materialy do tej powiesci.

Zeby ja napisac, przemierzylem pol swiata w poszukiwaniu znakow pozostawionych przez Zwiazek Ciesli - Charpentiers, jak sami siebie nazywali i jak ja nazywam ich w tej ksiazce.

Wydaje mi sie, ze zdolalem odnalezc ich slad w grupach pozornie tak z nimi niezwiazanych jak templariusze i w dzielach uderzajacych tak doskonala harmonia jak gotyckie katedry. Pewne zwiastuny postaci tych "aniolow" - ktore postrzegam jako istoty z krwi i kosci, podszywajace sie pod smiertelnikow - wprowadzilem juz w ksiazce La dama azul (Blekitna dama). Na stronach tej ksiazki zblizylem sie do nich jeszcze bardziej.

Czytaj uwaznie, Drogi Czytelniku.

Napisane w La Navata, pod sloncem w znaku Panny, wrzesien 1999 r.





Uwaga od autora





Z koniecznosci zawarlem w tej ksiazce tylko niewielka czesc faktow, ktore niepostrzezenie zmienily oblicze swiata. Wiele opisanych tu zdarzen jest fikcja, jednak rownie dobrze mogly sie wydarzyc. Pewnego dnia, jesli zgodnie z oczekiwaniami otworza sie bramy, a opatrznosc mi na to pozwoli, napisze te historie do konca.





Omen Jerozolima, r 1125





Poczciwy Jan de Avallon, mlody i pelen zapalu, ani przez chwile nie wyobrazal sobie, ze walka w zbroi z wiary [Wiele lat pozniej Bernard z Clairvaux, piszac swa Pochwale nowego rycerstwa (De laude novae militiae), a tym samym formulujac regule dla swojego zakonu, uzyje dokladnie tych samych slow, kiedy opisze prawdziwe cele zalozenia Ordo Pauperum Commilitonum Christi Templique Salomonici, czyli zakonu ubogich rycerzy Chrystusa swiatyni Salomona (przyp. aut.).] moze stac sie dla niego doswiadczeniem tak realnym i tak niebezpiecznym zarazem.Oszolomiony niespodziewanym obrotem wydarzen, rycerz udawal obojetnosc i usmiechal sie do hrabiego, kiedy ten, pochylajac sie do jego ucha, by nikt nie uslyszal, co mowi, instruowal go, dokad powinien jak najszybciej sie udac. Powiedzial zaledwie trzy zdania w jezyku romanskim, krotkie i suche, ktore jednak wierny poddany zapamietal tak latwo jak rymowanke trubadura. Ostatnie zdanie odcisnelo sie w jego glowie niczym znak wypalony goracym zelazem: "Ja sam posluze ci za przewodnika".

Jan, pod wrazeniem tych slow, skwapliwie przyjal rozkaz, wyprostowal sie, po czym usilowal wraz z innymi zaintonowac hymn Te Deum laudamus, jakby zadne nadzwyczajne wydarzenie nie zaburzylo zwyklego biegu spraw.

Nie bylo to jednak latwe.

Byl tak przejety rozkazem, jaki otrzymal, ze poddawszy sie nastrojowi chwili, w nieskalanie bialej oponczy padl na kolana przed swym mentorem, pocalowal herb hrabstwa Szampanii odbity w zlocie na jego imponujacym sygnecie i glosno wypowiedzial slowa przysiegi tak, by wszyscy je slyszeli:

-Przyjmuje z dobrej woli wasze rozkazy, p-panie. - Z pospiechu az sie zajaknal. - I bede je wypelnial, nawet gdybym mial poswiecic na to cale zycie. Teraz, kiedy poznalem prawde, niech Najswietsza Panienka wezmie w opieke te swieta misje. Amen.

Nikt nie byl zaskoczony tym, co sie stalo. Ostatecznie szlachcic Hugon de Payens, seneszal i zaufany ksiecia, postawil sprawy jasno juz pierwszego dnia, kiedy zwerbowal Jana w Troyes w szeregi swego nowego wojska. Od tamtej pory uplynelo juz troche czasu, lecz chlopak mial zywo w pamieci to, co uslyszal.

-Wojsko, ktore zbieramy - powiedzial mu Hugon de Payens w drodze do kaplicy, gdzie miala sie odbyc jego ceremonia dopuszczajaca - bedzie sie bilo na dwoch frontach: z jednej strony walczac bez wytchnienia i nie wypuszczajac miecza z dloni, przeciwko tym, kt...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin