Jack Swyteck #5 To cos - GRIPPANDO JAMES.txt

(586 KB) Pobierz
GRIPPANDO JAMES





Jack Swyteck #5 To cos





JAMES GRIPPANDO





Przelozyl

Jan Krasko





Tiffany dedykuje.





"I tylko w piatke zostali"[1]

1





W Czarcim Uchu nigdy nie swieci slonce.W drodze do Ginnie Springs agentka specjalna FBI Andie Henning slyszala to ostrzezenie kilkanascie razy. Czarcie Ucho to jedno z najbardziej imponujacych wejsc do podwodnego swiata polnocnoflorydzkiej warstwy wodonosnej, mrocznego, niebezpiecznego labiryntu wapiennych jaskin i grot, ktory codziennie wypluwa prawie dwadziescia siedem miliardow litrow krystalicznie czystej wody pitnej.

-Daleko jeszcze? - Andie z trudem przekrzyczala ryk silnika. Motorowka pedzila pelnym gazem, pozostawiajac za soba kilwater w ksztalcie litery "V", dwie dlugie fale rozbijajace sie o czarne jak atrament brzegi rzeki. Santa Fe jest dosc plytka i bezpieczniej plywa sie po niej kanu czy kajakiem niz duza motorowka. Tylko doswiadczony sternik mogl rozwinac tu tak duza predkosc, zwlaszcza w srodku nocy. Gdzies tam, w ciemnosci, mieszkaly czaple i aligatory, lecz las spal. Strzeliste cyprysy, ich wielkie, omszale konary byly teraz tylko sylwetkami na tle rozgwiezdzonego nieba. Tuz nad woda wisiala cienka warstwa mgly, ktora pasazerom motorowki siegala ledwie do pasa. Lodz przecinala ja jak laser wate. Chroniac sie przed zimnym wiatrem, Andie podciagnela zatrzask sluzbowej kurtki.

-Dwie minuty - odkrzyknal sternik.

Andie spojrzala na zegarek. Dwie minuty. Oby tylko je mieli.

Nocny telefon od porywacza potwierdzil, ze wbrew radom FBI rodzina ofiary zaplacila okup. Milion dolarow to dla zwyklego czlowieka mnostwo pieniedzy, jednak Drew Thornton, jeden z najbogatszych hodowcow koni w Ocala, wydatku tego pewnie nie odczul. Wiadomosc byla krotka i lakoniczna: Ashley Thornton jest w Czarcim Uchu. Rozszyfrowanie jej znaczenia trwalo tylko sekunde. Biuro szeryfa natychmiast wyslalo tam ekipe pletwonurkow. Andie i dwoch agentow z placowki w Jacksonville pojechali razem z nimi. Byli czescia zespolu przydzielonego do sprawy Ashley Thornton, a ona jako jedyna negocjatorka przesiedziala w Ocala cale trzy tygodnie, jakie minely od chwili uprowadzenia.

Ucichl silnik, opadla kotwica i motorowka sie zatrzymala. Czlonkowie ekipy ratowniczej natychmiast zajeli pozycje.

-Dupa w gore! - krzyknal prowadzacy.

Trzech pletwonurkow zrobilo przewrot przez plecy i wpadlo z pluskiem do wody. Wystarczylo jedno pstrykniecie wlacznikiem i w swietle wodoszczelnych latarek czarna otchlan zmienila sie w czysty, mieniacy sie refleksami basen. Sternikiem byl szeryf Buddy McClean, zwalisty mezczyzna w wieku piecdziesieciu kilku lat. On i jego zastepca zostali w motorowce z Andie i dwoma technikami FBI. Zastepca obslugiwal kolowrotek poreczowki, dlugiej syntetycznej liny, ktora kazdy pletwonurek byl przywiazany do lodzi. Lina ta, swoista mapa drogowa, miala wyprowadzic ich z labiryntu podwodnych jaskin. Schodzacy coraz nizej pletwonurkowie ciagneli za soba kabel wideokamery, ktory rozwijal jeden z technikow. Drugi technik majstrowal przy monitorze, probujac uzyskac obraz.

Ku powierzchni poplynely setki babelkow i woda zakipiala. Swiatlo pod lodzia przygaslo i rzeke znowu otulila ciemnosc. Stalo sie to tak szybko, jakby geologiczna maszyna przestala nagle dzialac, lecz swiecacy jaskrawo ekran mowil cos innego.

-Jest - mruknal szeryf McClean. - Czarcie Ucho.

Andie spojrzala na monitor. Dzieki swiatlu i podwodnej kamerze widziala dokladnie to, co pletwonurkowie. Ekipa ratownicza byla w pieczarze gdzies pod dnem rzeki.

-Oni dobrze znaja te groty?

-Az za dobrze - odparl szeryf. - Pierwszy raz nurkowalem w naszych jaskiniach jako nastolatek i od tamtego czasu zginelo tu ponad trzystu ludzi. Zeszli na dol i juz nie wyszli. Czarcie Ucho tez pozarlo sporo nieszczesnikow. Za mlodu sam wyciagnalem stad dwoch.

-Jakie sa szanse, ze ona jeszcze zyje? - spytal zastepca.

Andie nie odpowiedziala od razu.

-Mielismy przypadki, kiedy pogrzebana zywcem ofiara porwania wychodzila z tego calo.

-Tak, ale pogrzebana pod woda?

-O tym nie slyszalam. Ale zawsze musi byc ten pierwszy raz.

W motorowce zapadla cisza, jakby wszyscy nagle zdali sobie sprawe, ze zamiast w akcji ratunkowej biora udzial w akcji poszukiwania zwlok. Co jednak nie znaczylo, ze stracili nadzieje.

A jesli ona zyje? - pomyslala Andie. Czy ta biedaczka w ogole ma pojecie, gdzie jest? Gdzies pod tym czarnym dnem, pod Bog wie iloma metrami piachu i litego wapienia lezy zywa, oddychajaca kobieta, zona i matka. Porywacz mogl uwiezic ja w jakiejs kapsule, zbiorniku cisnieniowym, cichym i mrocznym kokonie z powietrzem na ledwie pare godzin. Albo, co gorsza, mogl ja zostawic tylko z maska, automatem i butla. Tak czy inaczej, ta nieszczesnica przebywa tam w calkowitej ciemnosci, nie mogac znalezc - nie, nie mogac wymacac! - wyjscia z tego czarnego plastra miodu. Moze slyszy, moze nawet czuje silny prad, ped czystej, chlodnej wody mknacej z predkoscia dochodzaca do dwoch i siedmiu dziesiatych metra szesciennego na sekunde. Bez wzgledu na to, czy da mu sie porwac, czy postanowi stawic mu czolo, nie bedzie wiedziala, gdzie jest gora, gdzie dol. Ostre, wystrzepione skaly tna cialo jak noz. Nagle obnizenie stropu moze uszkodzic aparat oddechowy albo pozbawic ja przytomnosci. Ale nawet w chwilach najpotworniejszej paniki Ashley na pewno nie pomysli, ze niektore z tych jaskin maja ponad dwadziescia siedem kilometrow dlugosci, ze prad moze wciagnac ja na dziesiatki, a nawet setki metrow w glab, ze kazdy litr wody z florydzkiej warstwy wodonosnej krazy pod ziemia przez dwadziescia lat, zanim w koncu przesiaknie przez skale i wyplynie na powierzchnie.

Nieprzytomna, pomyslala Andie. Zywa, lecz nieprzytomna. W najlepszym razie.

-Gdzie teraz sa?

Szeryf przyjrzal sie uwazniej ekranowi monitora. Pletwonurkowie juz dawno mineli punkt, gdzie pora dnia miala jakiekolwiek znaczenie.

-Jakies szescdziesiat metrow za wejsciem do jaskini.

-Skad pan wie?

-Widzi pani te skalna formacje tuz przed nimi? - McClean wskazal ekran. - To cos, co wyglada jak otwarta paszcza wieloryba? To tak zwane usta. Pierwsze przewezenie, ktorym mozna dostac sie do Czarciego Systemu.

-I oni przez to przejda? - spytal technik.

-Jasne. Teraz sa w galerii, czyms w rodzaju dlugiego korytarza, ktory prowadzi od wejscia do pierwszego uskoku. Tam, za ustami, jest mnostwo niezbadanych miejsc.

-Na jakiej sa glebokosci?

-Na jakichs pietnastu metrach. Ta czesc systemu glebiej nie schodzi. Co daje mi troche nadziei, ze, no wie pani...

Ze Ashley Thornton jeszcze zyje. Szeryf nie musial konczyc.

Dowodzacy grupa pletwonurek zniknal w skalnych ustach jak Jonasz w paszczy wieloryba. Tuz za nim przecisnal sie przez nie kamerzysta. Obraz na ekranie monitora gwaltownie zadrzal, lecz gdy grupa znalazla sie po drugiej stronie przejscia, wszystko wrocilo do normy. Tu nie trzeba bylo poruszac kamera w gore i w dol. W kadrze miescila sie cala jaskinia, jej piaszczyste dno i wapienny strop. Pletwonurkowie przesuneli butle z plecow na brzuch, zeby nie zahaczyc nimi o ostre skaly.

Obiektyw wspomaganej poteznym reflektorem kamery powoli omiotl pieczare. Jej wnetrze przypominalo starozytny grobowiec, zatopione rzymskie katakumby - zle skojarzenie, Andie wolala o tym nie myslec. Nie w chwili, gdy na wlosku wisialo czyjes zycie.

-Co to? - spytala.

Kamera pokazywala cos, co sterczalo ze skalnej sciany, cos dlugiego i bialego.

-Wyglada na kosc - powiedzial technik.

-Mysli pan, ze to...

-Wykluczone - ucial stanowczo szeryf. - Lezy tam od stuleci. To pewnie kosc wieloryba albo nawet mastodonta. Pelno tu prehistorycznych szczatkow. Bylo ich jeszcze wiecej, ale ci durni turysci wywoza je stad na przyciski do papieru.

Kamera skupila sie na trzecim pletwonurku. Oswietlily go wszystkie reflektory. W zabezpieczonej rekawica dloni pletwonurek trzymal szklana fiolke. Przelamal ja na pol i ekran monitora przeslonila niebieskawa mgielka.

-Barwnik - wyjasnil szeryf. - Sprawdzaja kierunek pradu. Czasem trudno ustalic, jak krazy tam woda. Zwykle wyplywa jak z komina, ale duzo zalezy od deszczu i ilosci nowych lykawcow. Widzialem sadzawki, ktore oproznialy sie tak szybko, ze woda wyrywala z korzeniami rosnace na brzegu drzewa i wsysala je blyskawicznie pod ziemie. Tu trzeba bardzo uwazac. Nawet doswiadczony pletwonurek moglby z latwoscia stracic orientacje.

-Chce pan powiedziec, ze oni zabladzili? - spytala Andie.

-Malo prawdopodobne. Tyle tam korytarzy, ze musza najpierw ustalic, gdzie moglo ja zniesc.

-Zywa lub martwa?

-Obojetnie, jesli w ogole tam jest.

Niebieska chmurka rozmyla sie i znikla. Dowodzacy grupa dal znak i pletwonurkowie zrobili w tyl zwrot.

-Zawracaja? - spytala Andie.

-Tak, poplyna dalej inna droga. Wyglada na to, ze chca ominac usta bocznym odgalezieniem.

Pletwonurkowie ruszyli w strone szerokiego otworu w skalnej scianie. Roznorodne odcienie oligocenskiego wapienia, mozaika skamienialych muszli i muszelek na tle wyblaklego, zrytego dziurami dna, setki skalnych formacji i tekstur sprzed trzydziestu, a nawet szescdziesieciu milionow lat - moze docenilby ten widok biolog czy paleontolog, ale dla siedzacej przed monitorem Andie wszystko wygladalo tak samo. Nic dziwnego, ze tylu pletwonurkow plywalo tu w kolko, az skonczylo im sie powietrze, i nie zdawali sobie sprawy, ze ratunek jest tuz-tuz, za najblizszym zakretem.

-Plyna do kraty - powiedzial szeryf.

-Do kraty?

-Jedno z wejsc do glownego korytarza systemu zamyka stalowa krata. Po tym, jak utopilo sie tam dwudziestu paru pletwonurkow, poszlismy po rozum do glowy i zamontowalismy ja, zeby od tej pory nikt juz tam nie lazil.

-A wiec barwnik wskazuje miejsce, gdzie zgineli ci wszyscy ludzie?

Zanim szeryf zdazyl odpowiedziec, ich uwage ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin