amisze3.txt

(8 KB) Pobierz
Jechalimy zrobić materiał o jedynej w Polsce rodzinie amiszów. Spotkalimy za rodzinę, która amiszów przypomina tylko z wyglšdu, ale nimi się nie czuje. Reporterska klapa? Wprost przeciwnie. Intrygujšca historia, niczym biblijna opowieć o walce Jakuba z aniołem.

W przeciwieństwie do kolegów z innych redakcji, którzy postanowili koniecznie opisać egzotycznš historię polskich amiszów, uznalimy, że tylko prawda jest ciekawa. Nie trzeba dorabiać im gęby jedynych amiszów w Polsce, bo historia rodziny Martinów i bez tego jest warta opisania. 

Ty chcesz napisać reportaż, a ja opowiedzieć swojš historię 
Zdobyć telefon do Jacoba Martina, ojca rodziny, nie jest wcale trudno. Zna go wielu dziennikarzy. W domu Martinów była już telewizja, reporterzy większoci ogólnopolskich gazet i ci, których przywiodła tu zwykła ciekawoć.  Kiedy dzwoniłe, żeby umówić się na spotkanie, nie słyszałem, z jakiej gazety jeste, ale zgodziłem się w ciemno  mieje się Jacob. Wspomina, że na poczštku zainteresowanie mediów jego rodzinš było dla wszystkich doć ucišżliwe. Ale teraz już z tym nie walczy.  Każdy, kto chce, niech przyjeżdża. Nie mogę się separować od ludzi. Wiem, że wzbudzamy ciekawoć mediów  mówi nienagannš polszczyznš, z wyranym amerykańskim akcentem. Ma też wiadomoć, że mimo kilkugodzinnych rozmów i tak wszyscy napiszš o nich, że sš amiszami. Choć Jacob cierpliwie tłumaczy dziennikarzom za każdym razem, że sprawa jest nieco bardziej złożona.  Problem leży w komunikacji  zaczyna, pewnie już po raz setny, ten sam wykład, chociaż nie widać po nim cienia znużenia.  Nie doć, że pochodzimy z innych krajów, mówimy i mylimy innym językiem, to jeszcze dzieli nas cel spotkania. Wy, dziennikarze, chcecie koniecznie napisać ciekawy reportaż, a ja bez końca opowiadam swojš historię, która może nie pasować do waszego schematu  mówi. 

Amerykanin w Warszawie 
Siedzimy w dużym pomieszczeniu, czym pomiędzy salonem a kuchniš, na parterze wielkiego domu, który zbudował własnymi rękami. Jest raczej skromnie. Niektórzy powiedzieliby, że biednie, ale Jacob z nieukrywanš dumš opowiada o swoim domu.  Zaczynalimy od karczowania lasu. Dzisiaj, po kilkunastu latach pracy, mamy własny dom, pole uprawne i zwierzęta. Jestemy szczęliwi  podkrela. 

Rzeczywicie, najstarsi synowie, którzy przez chwilę przysłuchujš się naszej rozmowie, wyglšdajš na bardzo zadowolonych z życia. Na sofie szybko pojawia się plansza i chłopcy zabierajš się do gry. Warcaby tak ich pochłaniajš, że już zupełnie nie zwracajš na nas uwagi. Spierajš się o każdy ruch po angielsku. Jacob, widzšc moje zdziwienie, wyjania, że u nich w domu mówi się przede wszystkim językiem ojców. Wszyscy znajš język polski, choć nie w takim stopniu jak głowa rodziny. Do Cięciwy, wsi położonej ok. 30 km od Warszawy, Jacob Martin sprowadził się 14 lat temu. Razem z ciężarnš żonš Anitš i najstarszym synem Rubenem. Na pytanie, co go skłoniło do opuszczenia Ameryki i przyjazdu do Polski, odpowiada, że tak do końca to sam nie wie. Po chwili namysłu dodaje, że tak widocznie chciał Bóg. A on Go tylko posłuchał. Jeszcze wiele razy podczas naszej rozmowy będzie tak tłumaczył najważniejsze wydarzenia i decyzje w swoim życiu.

Amisz w Polsce 
Jednak po kilku godzinach rozmowy okazuje się, że były też bardziej prozaiczne powody emigracji.  Mój ojciec dawał nam dużš swobodę mylenia. I często z nami rozmawiał. Kiedy poróżniłem się z nim na temat naszej wspólnoty. Powiedziałem mu, że patrzy na Pismo więte oczami amisza. A ja chcę oceniać swoje życie w wietle Pisma, niezależnie od tego, czy jestem amiszem, czy nie  opowiada Jacob. Pierwsze wštpliwoci z czasem stały się kociš niezgody między Jacobem, poszukujšcym osobistego kontaktu z Bogiem, a wspólnotš, do której należał. 



Strona 2 z 2

Jego niepokornoć drażniła współbraci. Wyjazd zdawał się rozwišzywać problem Jacoba i jego niewygodnych pytań.  Kiedy przyjechalimy w 1993 r. do Polski, częć naszych braci już tu była. Na poczštku wynajmowalimy dom niedaleko miejsca, w którym teraz mieszkamy. Chcielimy założyć zbór, ale się nie udało  wspomina ze smutkiem w głosie Jacob. Teraz przyznaje otwarcie, że zakładanie nowej wspólnoty w takim kraju jak Polska było skazane na klęskę. 

Po kilku latach rodzina Jacoba została sama. Reszta wróciła zrezygnowana do kraju. Jacob z rodzinš postanowił osišć tutaj na stałe. Pomagali sšsiedzi i przyjaciele z Ameryki.  Dostajemy mnóstwo ubrań, trochę pieniędzy i przede wszystkim życzliwoć wielu ludzi  mówi. Martinowie uprawiajš ziemniaki i wiele innych warzyw, majš jabłka, ale podstawę ich diety zapewniajš krowa i 12 kur.  Nie jestemy smakoszami, jemy skromnie  mówi Anita, żona Jacoba, która cišgle jest zajęta. Za chwilę wychodzi do sšsiadów pilnować ich dzieci.  Czasem dorabiam, pracujšc na budowach, stawiajšc schody czy dach. Ale staram się raczej nie opuszczać domu. Tutaj też mamy dużo pracy  mówi Jacob. 

Na nabożeństwa jeżdżš w każdš niedzielę do zboru zielonowištkowców w Warszawie. Wyprawa zabiera im pół dnia. Do stolicy jeżdżš starym białym fordem.  Ten samochód to worek bez dna. Strasznie dużo nas kosztuje. Ale inaczej nie dalibymy rady poruszać się na takich odległociach  mówi Jacob. Nie jest dogmatykiem, jeli chodzi o nowinki cywilizacyjne. Korzysta z samochodu, pršdu, komputera i komórki. Kiedy pytam o charakterystycznš brodę i strój amisza, macha rękami i mówi, że to z przyzwyczajenia, a nie dla zachowania tradycji.  To media robiš ze mnie amisza, a ja się nim już nie czuję  tłumaczy.

Najważniejszy jest wolny wybór 
Dzień rodziny Martinów zaczyna się około 7 rano. Wszyscy wstajš i zbierajš się na niadanie. Przed każdym posiłkiem modlš się, czytajš Pismo więte i piewajš psalmy. Jacob i Anita majš siedmioro dzieci: pięciu chłopaków i dwie dziewczynki. 9-letnia Ilona i o dwa lata młodsza Zosia pomagajš mamie w kuchni. Ruben (12 lat), Joshua (10 lat) pracujš razem z ojcem przy obrzšdku. Najmłodszy synek Stefan (2 lata), oraz jego dwaj starsi bracia Krzysiek (4 lata) i Waldek (6 lat), często chodzš z mamš do sšsiadów. Wolny czas dzieci spędzajš na grach planszowych. Anita uważa, że ich to bardzo rozwija. W rogu pokoju stoi komputer, ale chłopców jako do niego nie cišgnie. Wolš inne zabawy. Większoć dnia zajmujš im jednak praca i nauka. Na cianie, przy drzwiach wejciowych, wisi duża tablica. To miejsce nauki.  Dzieci uczš się w domu. Kiedy kończš 6 lat, rozpoczynamy obowišzkowš naukę pisania, czytania, matematyki, geografii i historii. Nauczycielkš jest Anita  mówi ich tata. Martinowie nie majš polskiego obywatelstwa i ich dzieci nie obejmuje obowišzek szkolny.  Jeli po skończeniu 16 lat będš chciały uczyć się dalej, nie mam nic przeciwko  zapewnia. 

Jacob chce pozostawić swoim dzieciom realny wolny wybór.  Najważniejsza jest osobista wiara, kontakt z Bogiem i wiadectwo życia zgodnego z Ewangeliš  podkrela. Według Jacoba, nie zostaniemy zbawieni dlatego, że przynależymy do jakiej konkretnej wspólnoty. Nasze ocalenie lub potępienie zależy od tego, czy wybierzemy życie, jakie zalecał nam i prowadził Ciela z Nazaretu. Jednym słowem, zbawienie jest w naszych rękach.  Więc jeli twoi synowie postanowiš wybrać innš drogę, pozwolisz im na to?  pytam.  Tak  odpowiada bez zastanowienia. 

Samotna droga 
Ojciec Jacoba akceptował jego niepokornoć do czasu, aż syn nie został w Polsce na stałe. Wtedy decyzjš rady starszych swojego zboru w Ameryce został wykluczony ze wspólnoty. Nie ma gorszej kary dla amisza niż wyrzucenie. Dla swoich dotychczasowych współbraci staje się martwy.  Ten, kto służy Bogu, zawsze płaci wysokš cenę  kwituje Jacob. I dodaje:  Mam trzy wyjcia w tej sytuacji: albo pójdę na kompromis i zostanę katolikiem lub prawosławnym, albo wyrzeknę się wiary, albo wreszcie będę wierny sobie do końca. Zdecydował się ić samotnš drogš. Pomimo odrzucenia przez najbliższš wspólnotę i niezrozumienia, jakie spotyka go w Polsce. Anita ufa mu bezgranicznie i pójdzie wszędzie za mężem.  Chrzecijanin jest jak szeregowiec w wojsku. Może umrzeć, nie widzšc zwycięstwa  twierdzi Jacob. Konsekwencja i upór zaprowadziły go do Polski. Kraju, który, jak mówi: jest rzšdzony przez urzędników, a nie przez prawo. Trudno mu odmówić odwagi i logicznego mylenia i mšdroci. Podziw wzbudza jego ufnoć Bogu. Szkoda tylko, że media koncentrujš się na tym, co dla niego jest drugorzędne. Bo historia Jacoba Martina, choć wydawać by się mogła egzotyczna, powinna nas, katolików, też czego nauczyć.

Artur Bazak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin