Thornton Elizabeth - Głos.pdf

(1290 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Thornton Elizabeth - G\263os)
Elizabeth Thornton
Głos
Prolog
Był morderc Ģ . Nie czuł skruchy ni Ň alu. S Ģ rzeczy, dla których warto zabi ę . Gdyby
trzeba, uczyniłby to jeszcze raz.
Siostra Marta modliła si ħ w kaplicy podczas nieszporów, gdy usłyszała głos. W
pierwszej chwili nie mogła poj Ģę , co si ħ dzieje. Od roku Ň yła w błogim spokoju i ju Ň
uwierzyła, Ň e ci Ģ gn Ģ ce si ħ za ni Ģ przekle ı stwo utraciło moc. W miar ħ jak słowa docierały z
wolna do jej Ļ wiadomo Ļ ci, zaczynała rozumie Ň e płonna to była nadzieja.
Palce zacisn ħ ły si ħ na ró Ň a ı cu, serce pocz ħ ło bi ę gwałtownie. Gdyby nie była tak bardzo
zm ħ czona po całym dniu dogl Ģ dania chorych w infirmerii, nie dałaby dost ħ pu intruzowi,
który wdarł si ħ tak nieoczekiwanie.
Musi si ħ skupi ę na modlitwie. Zacz ħ ła porusza ę wargami. „ ĺ wi ħ ta Mario łaski Ļ pełna,
błogosławiona... błogosławiona...”.
Pami ħę odmawiała posłusze ı stwa.
Ludzie potrafi Ģ by ę tacy głupi. Patrzyli na niego i widzieli to, co chciał, by widzieli. Nikt
nie podejrzewał go o morderstwo. Zwiódł wszystkich.
Cał Ģ sił Ģ woli usiłowała uciszy ę głos. Nie, tak naprawd ħ nie był to głos. Raczej
obecno Ļę , intruz, który wdzierał si ħ w jej my Ļ li. Nazywała go głosem, z braku lepszego
okre Ļ lenia.
ĺ wi ħ ta Mario... Ļ wi ħ ta Mano... prosz ħ , prosz ħ ...”.
Wszystko na pró Ň no. Porywał j Ģ ze sob Ģ w znane z przeszło Ļ ci okolice, wracali na
miejsce zbrodni. Wiedziała, co nast Ģ pi. Wcze Ļ niej ju Ň j Ģ tam zabierał.
Otaczały ich ciemno Ļ ci, si Ģ pił deszcz. Nie sposób było zobaczy ę cokolwiek, pozostawały
tylko odczucia. Znajdowali si ħ w g ħ stym lesie, w pobli Ň u potoku. Słyszała uderzenia kropli
deszczu o powierzchni ħ wody, czuła zapach wilgotnych li Ļ ci i kwiatów. Dom na wzgórzu.
Dom maj ħ tnego człowieka. Za ich plecami jeszcze jedna budowla.
Chciała poło Ň y ę kres napływaj Ģ cym obrazom, ale nie wiedziała jak. Zdesperowana,
zacz ħ ła nast ħ pn Ģ modlitw ħ : „Ojcze Nasz, który Ļ jest w niebie, Ļ wi ħę si ħ ... Ļ wi ħę si ħ ...”.
Ukrył si ħ za drzewem. Dyszał ci ħŇ ko, zm ħ czony po biegu. Serce waliło mu jak miotem,
ale dło ı z pistoletem ani drgn ħ ła. W Ļ ciekło Ļę . Nienawi Ļę . ņ elazna determinacja. Wiedziała,
co czuje, jakby była nim. Ujrzała przesuwaj Ģ cy si ħ cie ı , wstrzymała oddech, czekaj Ģ c na
wystrzał. A jednak wstrz Ģ sn ħ ło ni Ģ na jego d Ņ wi ħ k.
Gdy było ju Ň po wszystkim, poczuła, Ň e dr Ň y na całym ciele. Po policzkach płyn ħ ły jej
łzy. Powiadała sobie, Ň e nie ma sensu zadr ħ cza ę si ħ zbrodni Ģ sprzed lat. Poza tym nie
wiedziała, czy morderstwo wydarzyło si ħ naprawd ħ , czy było wytworem jej wyobra Ņ ni. Je Ļ li
tak, to postradała zmysły.
Ju Ň zaczynał spływa ę na ni Ģ spokój, gdy poraziła j Ģ straszna my Ļ l.
Nie był morderc Ģ z natury, ale je Ļ li raz dopu Ļ cił si ħ zbrodni, mo Ň e to uczyni ę ponownie.
Uczyni to ponownie. Ju Ň postanowił.
Zaschło jej w ustach, dreszcz przebiegł po plecach. O takiej mo Ň liwo Ļ ci nigdy nie
pomy Ļ lała. Nie była w stanie przeciwdziała ę . Nie wiedziała, kim on jest, gdzie go szuka ę .
Dobry Bo Ň e, nie mo Ň na do tego dopu Ļ ci ę .
Musi wszystko starannie zaplanowa ę . Tym razem nie popełni Ň adnego bł ħ du. Upozoruje
wypadek. Dwie zbrodnie w małej społeczno Ļ ci równaj Ģ si ħ otwarciu gniazda szerszeni, a tego
musi si ħ strzec.
Niepomna, Ň e obserwuj Ģ j Ģ siostry, nawet nie zauwa Ň yła, kiedy podniosła si ħ z kl ħ czek.
Poniechaj! - wołała w duchu. Na Boga, nie czy ı tego! Wiedziała, Ň e nim wstrz Ģ sn ħ ła, czuła
to. Zawahał si ħ , jak waha si ħ umysł zaskoczony czym Ļ nieprzewidywalnym, i zasklepił w
sobie. Pozostała z własnymi my Ļ lami.
Nie były wesołe. Zdradziła si ħ przed nim, dała mu pozna ę , Ň e ma dost ħ p do jego duszy.
1
Siostra Marta zrywała w ogrodzie Ň onkile. Nie domy Ļ laj Ģ c si ħ , Ň e widzi j Ģ siostra
Brygida, wystawiła twarz na promienie wiosennego sło ı ca s Ģ cz Ģ ce si ħ przez gał ħ zie drzew,
po czym wtuliła nos w nar ħ cze kwiatów. Schyliła si ħ nieco i jej plecami wstrz Ģ sn ħ ło łkanie.
Siostra Brygida zawahała si ħ . Nie chciała przeszkadza ę , ale zachowanie Marty j Ģ
zdumiało. Ju Ň wczoraj po nieszporach nowicjuszki szeptały mi ħ dzy sob Ģ , jak to Marta
wybiegła z kaplicy, jakby zobaczyła ducha. A teraz to.
Skryta Marta w niczym nie przypominała reszty nowicjuszek. Po pierwsze była starsza.
Mogła mie ę dwadzie Ļ cia dwa, dwadzie Ļ cia trzy lata, o sze Ļę wi ħ cej ni Ň Brygida. Po drugie,
zazwyczaj spokojna i cicha, zdawała si ħ Ň y ę w innym, nierealnym Ļ wiecie. Kiedy Ļ stara
siostra Dolores łajała jedn Ģ z nowicjuszek; dała jej za przykład Mart ħ , któr Ģ nazwała
„doskonał Ģ ”, dodaj Ģ c, Ň e nosi wielki smutek w sercu.
Bo Marta nie potrafiła powiedzie ę nic o sobie, o swojej rodzinie, o powodach, które
przywiodły j Ģ do klasztoru. Przed trzema laty uległa tragicznemu wypadkowi i obudziła si ħ w
infirmerii, nie wiedz Ģ c, kim jest ani sk Ģ d pochodzi. Nie pami ħ tała nawet własnego imienia.
Mart Ģ nazwała j Ģ wielebna matka, bo jak biblijna Marta nie oszcz ħ dzała si ħ w pracy.
Wszystkie nowicjuszki powinny j Ģ na Ļ ladowa ę , zako ı czyła siostra Dolores.
Od tamtej chwili Brygida pocz ħ ła uwa Ň niej przygl Ģ da ę si ħ Marcie, a im dłu Ň ej j Ģ
obserwowała, tym bardziej podziwiała. Trzymała si ħ , co prawda, na uboczu, ale uczynki
przemawiały wyra Ņ niej ni Ň słowa. ņ adne zaj ħ cie nie było dla niej zbyt ci ħŇ kie, niewdzi ħ czne
czy niegodne.
Nowicjuszki korzystały z tego, zaszywaj Ģ c si ħ w najciemniejszych zak Ģ tkach starego
klasztoru, ilekro ę trzeba było wyla ę wiadra z nieczysto Ļ ciami, b Ģ d Ņ zasła ę łó Ň ka i zanie Ļę
brudn Ģ po Ļ ciel do pralni. Jedna Marta nie uchylała si ħ od Ň adnego obowi Ģ zku. W oczach
Brygidy była Naj Ļ wi ħ tsz Ģ Panienk Ģ i wielebn Ģ matk Ģ w jednej osobie. Patrzyła wi ħ c na Mart ħ
z nabo Ň nym podziwem, ubóstwiała j Ģ i dusz ħ by za ni Ģ oddała.
Siostra Marta przestała płaka ę . Brygida, chc Ģ c zwróci ę uwag ħ na swoj Ģ obecno Ļę ,
kopn ħ ła kamyk; poturlał si ħ po wyło Ň onej płytami Ļ cie Ň ce.
— Och, tu jeste Ļ , Marto! — zawołała cicho, zbli Ň aj Ģ c si ħ do dziewczyny kl ħ cz Ģ cej przy
kwiatowej rabacie.
Marta podniosła głow ħ i u Ļ miechn ħ ła si ħ łagodnie; jej twarz nie miała Ļ ladu łez.
— Wielebna matka przysyła mnie po ciebie. Jest u niej ojciec Howie.
— Mo Ň esz mnie zast Ģ pi ę ? Siostra Dolores prosiła, by przystroi ę infirmeri ħ Ň onkilami.
— Oddała Brygidzie bukiet i chciała odej Ļę .
— Marto. — Brygida dotkn ħ ła lekko jej dłoni.
— Tak? — W tonie głosu Marty było co Ļ onie Ļ mielaj Ģ cego.
— Nie, nic — odparła wymijaj Ģ co Brygida. — Zobaczymy si ħ w infirmerii?
— Oczywi Ļ cie. — Marta dojrzała ciekawo Ļę w oczach młodej nowicjuszki, ale nie
zamierzała nic wyja Ļ nia ę .
Domy Ļ lała si ħ , Ň e mniszki musiały rozprawia ę o jej zachowaniu podczas nieszporów.
Siostra Marta, Marta bez skazy, uciekła z kaplicy, jakby Ļ cigała j Ģ sfora psów z piekła rodem.
Nie chciała kłama ę , a nie mogła zawierzy ę nikomu swojej tajemnicy. Gdyby si ħ na to
odwa Ň yła, sympatia, która malowała si ħ na twarzy Brygidy, pewnie ust Ģ piłaby miejsca
przera Ň eniu.
Czarownica. Wariatka. Cudaczka. Oto, co pomy Ļ leliby ludzie, gdyby usłyszeli o Głosie.
I bez tego wydawała im si ħ dziwna. Niekiedy sama pow Ģ tpiewała, czy aby jest przy zdrowych
zmysłach. Wiedziała jednak, Ň e Głos istnieje. Wiedziała. Wiedziała te Ň , Ň e po tym, co si ħ
wydarzyło ostatniego wieczoru, nie b ħ dzie potrafiła Ň y ę w kłamstwie.
Jej marzenie, by zło Ň y ę Ļ luby i sta ę si ħ jedn Ģ z mniszek zgromadzenia szarytek, legło w
gruzach. Dlatego płakała. Zrozumiała, co musi uczyni ę . Wróci ę do dawnego Ň ycia i za
wszelk Ģ cen ħ zapobiec koszmarowi. Tak powinna post Ģ pi ę ... a przecie Ň si ħ l ħ kała. Nie znała
Ļ wiata. W murach klasztoru czuła si ħ bezpieczna. Z czasem zakonnice zacz ħ łyby traktowa ę j Ģ
jak swoj Ģ .
Za pó Ņ no my Ļ le ę o tym teraz. Podj ħ ła ju Ň decyzj ħ i nie mo Ň e si ħ wycofa ę .
Kiedy weszła do klasztoru, zatrzymała si ħ na chwil ħ , chłon Ģ c znajome d Ņ wi ħ ki i
zapachy. W tej cz ħĻ ci budynku panował spokój. W gł ħ bi, za wielkimi d ħ bowymi drzwiami,
znajdował si ħ sierociniec. Na my Ļ l o dzieciach zrobiło si ħ jej ra Ņ niej na duszy. O ich zaufanie
nie musiała zabiega ę .
Znowu poczuła napływaj Ģ ce łzy i zdławiła szloch. Na spotkanie z wielebn Ģ matk Ģ i
ojcem Howie musi stawi ę si ħ z niezm Ģ conym umysłem. Nie s Ģ dziła, by odwrócili si ħ od niej z
odraz Ģ , gdyby powiedziała im o Głosie, ale z pewno Ļ ci Ģ nie zaaprobowaliby jej decyzji.
Byli dla niej niczym rodzice, dobry ksi Ģ dz i matka przeło Ň ona. Czuwali nad ni Ģ od
chwili, gdy odzyskawszy przytomno Ļę , ujrzała ich pełne troski twarze pochylone nad łó Ň kiem
w infirmerii. Pragn ħ li dla niej wszystkiego, co najlepsze. Próbowaliby zapewne zdj Ģę ci ĢŇĢ ce
na mej przekle ı stwo, wyegzorcyzmowa ę Glos, by nigdy ju Ň jej nie n ħ kał.
I ona tego pragn ħ ła, a jednocze Ļ nie niczego nie l ħ kała si ħ bardziej.
Poszła prosto do swojej celi. Bielone Ļ ciany, drewniana podłoga, skromne sprz ħ ty —
stół, krzesło, łó Ň ko i komoda — składały si ħ na proste wn ħ trze, które o Ň ywiał jedyny tu
kolorowy akcent, własnej roboty kapa na łó Ň ko.
Nie zachowała nic z poprzedniego Ň ycia, nic, co wskazywałoby, kim jest. Kiedy na
wprost klasztornej bramy potr Ģ cił j Ģ powóz, nie miała ze sob Ģ Ň adnej torby ani tobołka, nic,
co pozwoliłoby rozwikła ę zagadk ħ . Kapa była jedyn Ģ rzecz Ģ , która nale Ň ała naprawd ħ do niej,
i tylko do niej.
Zdj Ģ wszy fartuch osłaniaj Ģ cy habit, nalała wody z dzbana na szmatk ħ , przetarła twarz i
dłonie; przejrzała si ħ w male ı kim lusterku. Gdy poprawiała kornet, dłonie jej nagle
znieruchomiały, zapatrzyła si ħ w swoje odbicie.
Wygl Ģ dała jak ka Ň da inna młoda dziewczyna. W czarnym habicie i białym kornecie
niczym si ħ nie ró Ň niła od innych nowicjuszek. Dlaczego zatem ona jedna słyszała Głos? Co Ļ
musiało ich ł Ģ czy ę . Ci Ģ gle wracała do tego my Ļ l Ģ i nie znajdowała innej odpowiedzi.
Musieli zna ę si ħ w przeszło Ļ ci.
Na pocz Ģ tku brała to za oznak ħ wracaj Ģ cej pami ħ ci. Wtedy Głos nie był jeszcze Głosem.
Widziała jakie Ļ mgliste obrazy, które nic jej nie mówiły. Nie pami ħ tała, kiedy ulotne impresje
zacz ħ ły układa ę si ħ w słowa ani kiedy Głos nabrał gorzkich tonów. Próbowała go nie słucha ę ,
ale wystarczała chwila nieuwagi, i Głos pojawiał si ħ znowu. Ostatniego wieczoru próbowała z
nim rozmawia ę . Pierwszy i ostatni raz. Nie zamierzała powtarza ę tego do Ļ wiadczenia. Było
zbyt niebezpieczne.
Wmówiła sobie, Ň e by ę mo Ň e to tytko wytwory jej wyobra Ņ ni. Mo Ň e zaczyna traci ę
rozum? Mo Ň e dla własnego dobra powinna zosta ę zamkni ħ ta w domu dla obł Ģ kanych?
Nie był morderc Ģ z natury, ale je Ļ li raz dopu Ļ cił si ħ zbrodni, mo Ň e to uczyni ę ponownie.
Zapewne tak zrobi. Ju Ň postanowił.
Przeszedł j Ģ dreszcz. Nie, nie miała a Ň takiej wyobra Ņ ni, by to wszystko wymy Ļ li ę . Z
tym prze Ļ wiadczeniem wyszła z celi.
Matka przeło Ň ona przerwała rozmow ħ z ojcem Howie i u Ļ miechn ħ ła si ħ zach ħ caj Ģ co do
siostry Marty. Dziewczyna była młoda, ale zachowywała si ħ stateczniej, ni Ň wskazywałby na
to jej wiek.
— Marto. — Wielebna matka wskazała gestem krzesło.
Marta usiadła wyprostowana, dłonie zło Ň yła na podołku, wzrok skierowała na ojca
Howie. Był niewysoki, miał poci Ģ Ģ twarz, a spod krzaczastych czarnych brwi bystro
spogl Ģ dały pogodne niebieskie oczy. Zanim został ksi ħ dzem, wiele lat praktykował jako
lekarz. Mart Ģ opiekował si ħ od chwili, gdy pojawiła si ħ w klasztorze.
Wielebna matka, cho ę o kilka lat młodsza, bardzo przypominała małego duchownego.
Ten, kto widział ich razem, bez trudu mógł si ħ domy Ļ li ę , Ň e ł Ģ czyły ich wi ħ zy krwi. Marta
wiedziała, Ň e s Ģ rodze ı stwem.
Ksi Ģ dz przywitał j Ģ serdecznie. Odpowiedziała z nale Ň n Ģ skromno Ļ ci Ģ , ale na jej ustach
pojawił si ħ ciepły u Ļ miech, który ojciec Howie poczytał sobie za prawdziwy komplement,
gdy Ň Marta u Ļ miechała si ħ niezwykle rzadko.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin