Śmierć i Zmartwychwstanie
(NAUKA REKOLEKCYJNA DLA DZIECI)
Wielu po każdej spowiedzi przyrzeka Panu Jezusowi poprawę i pomimo to popełnia ciągle nowe grzechy. Jak przychodzi grzech to znowu mu ulegamy choć obiecaliśmy poprawę!
W lesie żyli chytra lisica i borsuk. Borsuk, zwierze lubiące wygodę, sporządził sobie jamę i w niej zamieszkał. Legowisko miał czyste i wysłane miękką ściółką. Lisica natomiast nie zadbała o mieszkanie. Gdy nadeszła jesień, opadły liście z drzew i wszystkim dokuczyło zimno, lisica zaczęła rozglądać się za jakimś ciepłym katem. Pracować jednak nie miała ochoty. Podeszła przeto do schroniska borsuka, z udana grzecznością zapytała o zdrowie, powiedziała, ze wszyscy mówią o tym jak ślicznie mieszka borsuk i dlatego chce zobaczyć jego domek. Borsuk zaś zamiast przepędzić lisice, bez trudności wpuścił ja do wnętrza, aby pochwalić się swoim mieszkaniem. Lisica dostawszy się do środka, oświadczyła iż nie ruszy się z borsukowego legowiska, bo jej tutaj dobrze.
Podobnie bywa z człowiekiem. Dusza jego staje się na chrzcie czystym i ładnie urządzonym mieszkaniem samego Boga. Przychodzi jednak diabeł. Ten chce wtargnąć do naszego serca. Aby dostać się tam musi najpierw nakłonić człowieka do zła. Przebieglejszy od lisicy szatan podstępem osiąga swoje. Udaje początkowo przyjaciela. Ukazuje jak przyjemne jest np. lenistwo, kusi aby zamiast do szkoły iść na wagary, lub zamiast na Msze św. – pobawić się z kolegami lub popatrzeć w telewizor, bo to przyjemniejsze. Podobnie namawia do innych grzechów. Jeżeli ktoś od razu nie przepędzi, kusiciela, ani zauważy jak szatan wtargnie do jego duszy.
To jest tak jakby ktoś chciał nam zrobić brzydki kawał i cos bardzo wstrętnego zapakował w ładne pudełko i dal nam w prezencie. Ładne pudełko przyciągnęło uwagę, wywołało uśmiech na ustach i wyciągnęliśmy chętnie po nie rękę, ale po otwarciu nos nam się wykrzywił od brzydkiego zapachu i oczy zamknęliśmy nie chcąc tego oglądać. Gdyby ten sam człowiek po raz drugi chciał nam wręczyć takie pudełko, wzięlibyście je do ręki? Pewnie, ze nie! Balibyśmy się, ze to jest to samo. Tymczasem od szatana przyjmujemy ten sam prezent i dajemy się po raz kolejny nabrać, jakbyśmy nie pamiętali jak to się poprzednio skończyło – wstydem i wstrętem, gdy okazało się, ze to grzech.
W pewnej wiosce zaraz po bombardowaniu wśród dymiących jeszcze zgliszcz grzebał w guzach sześcioletni chłopiec. Zapytany przez patrol żołnierzy co tutaj robi, odpowiedział zapłakany, ze poszukuje swojego ojca, który w tym miejscu został zasypany. Mamę trafiła kula gdy uciekali do lasu. Chce wiec by przynajmniej tatuś wstał, przemówił do niego jak dawniej i zaopiekował się nim. Chłopiec ten szukał tatusia daremnie: jego ojciec już nie żył. Zginął przywalony ścianą.
Podobnie wygląda dusza człowieka, który popełnił grzech. Ta jedynie zachodzi różnica, ze w sercu grzesznika zginął Chrystus, a życie Boże przygniotły tam nie walące się ściany a złe uczynki. Pan Jezus jednak przez swoja śmierć i zmartwychwstanie umożliwił nam odzyskanie utraconego życia laski. Dlatego każdy, kto do swego serca wpuścił szatana, obrażając Boga przez nieposłuszeństwo Jego przykazaniom powinien postarać się ażeby w sakramencie pojednania odzyskać dar Boży przez szczere wyznanie swych grzechów kapłanowi, żal za nie i naprawienie wyrządzonej Bogu i bliźnim krzywdy.
Aby otrzymać rozgrzeszenie i odzyskać życie laski potrzebne jest wyznanie win kapłanowi. Są dzieci, które nie wiedza z czego się spowiadać. Gdy robią rachunek sumienia, wydaje się im, ze nie popełniły żadnego grzechu. Nikogo nie okradli nie zamordowali, pacierz codziennie odmawiają, na Msze św. w każdą niedziele chodzą, z czego wiec się mają spowiadać?
Jest to postawa podobna do faryzeuszy, o których Pan Jezus powiedział w przenośni, ze przecedzają komara połykając wielbłąda.
W pewnym mieście mieszkał chłopiec, który zrobił pewnego dnia awanturę w domu, ponieważ mama na śniadanie podała jego bratu o jeden plasterek kiełbasy więcej niż jemu. Taki drobiazg był dla niego dostatecznym powodem, aby pogniewać się na mamę.
A co z przykazaniem miłości bliźniego? Zamiast cieszyć się, ze jego mały braciszek dostał więcej, pozwolił by owładnęło nim uczucie zazdrości. Jeśli brat gniewa się na brata o kawałek kiełbasy to jest złe. Zanika rodzinna wspólnota. W rodzinie powinien jeden drugiemu oddać w ofierze nie tylko kawałek kiełbasy, ale wszystko nawet ostatnie buty, ostatnie ubranie, co więcej jeżeli zajdzie potrzeba własne życie. Tymczasem bywa inaczej. Zamiast miłości widzi się miedzy rodzeństwem niesnaski i swary. Jedno drugiemu nie chce ustąpić, nie chce wyręczyć w pracy, w sprzątaniu mieszkania. Wszelkie prace w domu brat zwala na siostrę, siostra na brata, aż w końcu dla świętego spokoju, musi wszystko zrobić mama.
Tak być nie powinno. Rodzina stanowi jedna całość. Nic nie jest moje ani twoje, ale wszystko nasze wspólne.
Robiąc rachunek sumienia należy się zastanowić jaki jest wasz udział we wszystkich troskach i kłopotach rodziców, jak wygląda współżycie z rodzeństwem? Czy kochacie swoje siostry i braci, czy przeciwnie warczycie na siebie, jak stado psów? Czy myślicie czasem jak uprzyjemnić życie rodzicom? Czy pomagacie w pracach domowych, czy tez liczycie się tylko przy stole i to podwójnie bo każdy z was je za dwóch. Czy troszczycie się o to aby pomóc młodszemu rodzeństwu w odrabianiu lekcji? Czy przez wasze lenistwo, brat lub siostra nie złapali jedynki w szkole? Niejeden przechodzi z zadowoleniem nad siódmym przykazaniem. Mówi sobie: nikogo nie okradłem. To popatrzcie na ławki i stoliki w waszej szkole. Zobaczcie jak wyglądają ściany, okna i drzwi. Popisane to wszystko, porysowane ostrymi przedmiotami, powycinane scyzorykiem. Mógłby ktoś pomyśleć, ze to sprawka dzieci, które nie chodzą na religie. A ilu z was spowiada się z tego? Na wyposażenie waszych klas dają ciężko zapracowany grosz często ludzie ubodzy. Niszcząc owoce ich pracy, powodujecie, ze znowu musza płacić na usuniecie skutków waszej bezmyślności.
Nie wolno pobieżnie przelecieć przez poszczególne przykazania, lecz dokładnie zbadać czy nie naruszyliśmy prawa Bożego.
W jednej ze szkól warszawskich zdarzył się wstrząsający wypadek. Pewien chłopiec zazdroszcząc koledze lepszych stopni, napadł na niego i okrutnie go pobił. Gdy tak brutalnie znęcał się nad słabszą od siebie ofiara, gdy okładał go kułakami inni uczniowie zamiast bronić napadniętego, dopingowali napastnika, by nie żałował pięści i bil mocniej. Podjudzany przez otoczenie chłopiec zepchnął w końcu zmaltretowanego kolegę ze schodów. Upadek spowodował wstrząs mózgu. Od tamtej pory niewinnie pobity kolega cierpi na bóle głowy.
Kto tu zawinił? Czy tylko ten, który bil? Czy on jeden naruszył piąte przykazanie? Nie! Nie on jeden! Winni są wszyscy, którzy byli świadkami bójki. Winni są nie tylko ci, co podburzali bijącego, ale i ci, którzy nie stanęli w obronie słabszego. Wszyscy bez wyjątku odpowiedzą przed Bogiem za grzech jakiego się dopuścili.
Za występek odpowiada nie tylko jego główny sprawca ale również ci, którzy mogli przeciwstawić się złu, a nie uczynili tego.
Za niszczenie sprzętu w szkole czy gdzie indziej winien jest tez nie tylko ten, który kaleczy i rysuje ławki, ale również ci, którzy widząc te barbarzyńska robotę nie zwracają uwagi swoim kolegom na ich niewłaściwe zachowanie. Trzeba takiemu wandalowi wytłumaczyć, ze psuje wspólne dobro, nasze dobro, które powinien szanować.
Ponad dwa tysiące lat temu w starożytnej Grecji żył filozof, który nazywał się Diogenes. Mędrzec ten wziął kiedyś do ręki zapalona pochodnie i w biały dzień obchodził z nią ulice Aten. Zapytany dlaczego idzie ze światłem skoro w mieście jest dostatecznie widno od słońca, odpowiedział, ze chociaż jest tak jasno, nie znajduje w stolicy Hellady człowieka, dlatego w odszukaniu jego posługuje się pochodnia.
Dziwi może kogoś, ze Diogenes w dużym mieście nie spotkał człowieka bo przecież z ludźmi rozmawiał. Trzeba jednak pamiętać, ze prawdziwym człowiekiem jest tylko ten, kto potrafi kochać, kto ma miłujące serce. Istotę o sercu skamieniałym, o sercu jak głaz, bez litości, o sercu które potrafi jedynie nienawidzić, taka istotę trudno nazwać człowiekiem.
Diogenes widział wokoło siebie jedynie ludzi złych: krzywdzicieli, oszustów, złodziei, kłamców, pyszałków, samolubów, którzy dbali wyłącznie o własną korzyść i wygodę, chociażby to było ze szkoda dla bliźnich. Takim osobom trudno dać miano człowieka.
Wydaje się niekiedy, ze gdyby Diogenes szukał człowieka pośród polskich dzieci, tez niełatwo byłoby mu znaleźć. Tak wiele widzi się zła na co dzień wśród was.
Może w tym momencie czujecie się przygniecieni tym moim wyliczaniem różnych grzechów i myślicie sobie: to ja jestem aż taki zły? O tym zaraz każdy się przekona, gdy będziemy wspólnie robić rachunek sumienia, ale najważniejsze jest to, ze uświadomiliśmy sobie, ze nie jest wcale tak w porządku jak nam się może wydało. To jest pierwszy warunek prawdziwego nawrócenia – przyznanie się do winy.
Pismo św. mówi “kto utrzymuje, ze jest bez grzechu żyje w kłamstwie i nie ma w nim prawdy.” I pytanie – siebie możemy oszukiwać, ale czy można oszukać Boga? Odpowiedz jest chyba jasna.
Na szczęście przychodzi nam z pomocą Chrystus z jakże obiecującą przypowieścią o Ojcu i synu marnotrawnym, która usłyszeliśmy (usłyszymy). On to znaczy Bóg zawsze na nas czeka gotowy nam wybaczyć jak sam powiedział: “gdyby wasze grzechy byly jak szkarłat, nad śnieg wybieleją”. Najważniejsze byśmy tego chcieli! A chcecie?
3
bravorka