Thayer Patricia - Powrót do domu.pdf

(751 KB) Pobierz
274791117 UNPDF
274791117.114.png
Patricia Thayer
Powrót do domu
274791117.125.png 274791117.136.png 274791117.147.png 274791117.001.png 274791117.012.png 274791117.023.png 274791117.034.png 274791117.045.png 274791117.056.png 274791117.067.png 274791117.071.png 274791117.072.png 274791117.073.png 274791117.074.png 274791117.075.png 274791117.076.png 274791117.077.png 274791117.078.png 274791117.079.png 274791117.080.png 274791117.081.png 274791117.082.png 274791117.083.png 274791117.084.png 274791117.085.png 274791117.086.png 274791117.087.png 274791117.088.png 274791117.089.png 274791117.090.png 274791117.091.png 274791117.092.png 274791117.093.png 274791117.094.png 274791117.095.png 274791117.096.png 274791117.097.png 274791117.098.png 274791117.099.png 274791117.100.png 274791117.101.png 274791117.102.png 274791117.103.png 274791117.104.png 274791117.105.png 274791117.106.png 274791117.107.png 274791117.108.png 274791117.109.png 274791117.110.png 274791117.111.png 274791117.112.png 274791117.113.png 274791117.115.png 274791117.116.png 274791117.117.png 274791117.118.png 274791117.119.png 274791117.120.png 274791117.121.png 274791117.122.png 274791117.123.png 274791117.124.png 274791117.126.png 274791117.127.png 274791117.128.png 274791117.129.png 274791117.130.png 274791117.131.png 274791117.132.png 274791117.133.png 274791117.134.png 274791117.135.png 274791117.137.png 274791117.138.png 274791117.139.png 274791117.140.png 274791117.141.png 274791117.142.png 274791117.143.png 274791117.144.png 274791117.145.png 274791117.146.png 274791117.148.png 274791117.149.png 274791117.150.png 274791117.151.png 274791117.152.png 274791117.153.png 274791117.154.png 274791117.155.png 274791117.156.png 274791117.157.png 274791117.002.png 274791117.003.png 274791117.004.png 274791117.005.png 274791117.006.png 274791117.007.png 274791117.008.png 274791117.009.png 274791117.010.png 274791117.011.png 274791117.013.png 274791117.014.png 274791117.015.png 274791117.016.png 274791117.017.png 274791117.018.png 274791117.019.png 274791117.020.png 274791117.021.png 274791117.022.png 274791117.024.png 274791117.025.png 274791117.026.png 274791117.027.png 274791117.028.png 274791117.029.png 274791117.030.png 274791117.031.png 274791117.032.png 274791117.033.png 274791117.035.png 274791117.036.png 274791117.037.png 274791117.038.png 274791117.039.png 274791117.040.png 274791117.041.png 274791117.042.png 274791117.043.png 274791117.044.png 274791117.046.png 274791117.047.png 274791117.048.png 274791117.049.png 274791117.050.png 274791117.051.png 274791117.052.png 274791117.053.png 274791117.054.png 274791117.055.png 274791117.057.png 274791117.058.png 274791117.059.png 274791117.060.png 274791117.061.png 274791117.062.png 274791117.063.png 274791117.064.png 274791117.065.png 274791117.066.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Już najwyższy czas ruszyć w drogę.
Cole Parrish skończył rozrzucać w stajni świeżą słomę. Szczerze mówiąc,
najlepszy moment na wyjazd już dawno minął. Dotychczas starał się nie
siedzieć tak długo w jednym miejscu. Na ranczu nazywanym Bar H pracował
już cztery miesiące. Wszystko dlatego, że zarządca Cyrus Parks dostał ataku
serca i Cole nie potrafił zostawić właścicielki własnemu losowi.
Oparł widły o ściankę oddzielającą boksy i zsunął kapelusz na tył głowy.
Czuł narastający niepokój. Dobrze znał to uczucie. Był tu już za długo i
zaczynał się przyzwyczajać. Im szybciej uda się wyjechać, tym lepiej,
pomyślał. Nie chciał ciągnąć za sobą nowych wspomnień. Dotychczasowe
wystarczą mu do końca życia.
Musi więc odjechać i uprzedzić o tym Rachel Hewitt. Najlepiej dzisiaj.
Cole opuścił boks, przeszedł wzdłuż szopy i znalazł się na dworze. Nie
chciał odkładać sprawy na później. Spojrzał w stronę piętrowego wiejskiego
domu po przeciwnej stronie placu. Kiedyś pomalowano go na biało, ale podob-
nie jak pozostałe zabudowania, wymagał kilku pilnych napraw i nowej
warstwy farby.
Cole pomyślał, że poradziłby sobie z tym w dwa tygodnie, ale zaraz
pokręcił głową. To nie jego sprawa. On wyjeżdża.
Zanim dotarł do budynku, na ganku pojawiła się Rachel Hewitt. Miała na
sobie swój zwykły roboczy strój: sprane dżinsy i męską koszulę. Długie czarne
włosy związała w coś w rodzaju warkocza, co podkreślało jej ładną owalną
twarz. Była wysoka i mocno zbudowana, a jednocześnie miała w sobie wiele
delikatności.
274791117.068.png
Cole zauważył spojrzenie jej piwnych oczu i na chwilę stracił oddech.
Naprawdę powinienem wyjechać stąd jak najszybciej, pomyślał.
- Rachel - zaczął, podchodząc bliżej. - Jeśli masz chwilkę, chciałbym z
tobą porozmawiać.
- O co chodzi, Cole?
Z uśmiechem oparła się ręką o słupek podtrzymujący dach werandy.
Mimo uśmiechu jednak widać było na jej twarzy zmęczenie. Ona nigdy nie ma
czasu się wyspać, pomyślał. Prowadzi dom i ciężko pracuje.
Przed dwoma laty zmarł jej ojciec i od tego czasu niewiele się zmieniło.
Podobno stary Gib Hewitt zarządzał farmą, jeżdżąc na wózku inwalidzkim, ale
w tej sytuacji to Rachel przypadała praca fizyczna.
Gib upoważnił prawnika do nadzorowania finansów farmy i Rachel nie
miała środków na opłacenie dobrych pracowników. Samodzielność finansową
miała uzyskać dopiero po przekroczeniu trzydziestki. Cole pracował tu więc
wyjątkowo długo. Nie potrafił zostawić jej samej, z wszystkimi problemami na
głowie. Zdawał sobie sprawę, że jego odejście bardzo skomplikuje jej życie,
ale nie miał wyjścia.
Już dawno zdecydował, że nie powinien przywiązywać się do jednego
miejsca.
Stanął u stóp schodów prowadzących na werandę.
- Chciałbym uprzedzić, że za tydzień kończę pracę i wyjeżdżam -
oświadczył.
Zauważył jej przerażone spojrzenie, ale także to, że szybko się
opanowała.
- Mówiłeś, że zostaniesz tu przez jakiś czas. Dobrze wiesz, że Cy nie
poradzi sobie sam ze wszystkimi obowiązkami.
Cole z trudem powstrzymał uśmiech.
274791117.069.png
- Lepiej nie mów tego przy nim, bo się obrazi.
Cyrus Parks pracował na ranczu od prawie trzydziestu lat i już trochę
brakowało mu sił, by podołać wszystkiemu. Co prawda gospodarstwo nie było
duże jak na Teksas, ale pracy wystarczyłoby dla trzech osób.
- Po wiosennym spędzie bydła zrobi się spokojnie, przynajmniej na jakiś
czas - dodał Cole. - Cy poradzi sobie z karmieniem zwierząt, a ty będziesz
miała czas, żeby znaleźć kogoś.
Rachel nie chciała zatrudniać nikogo innego. Przede wszystkim nie było
jej na to stać. Nie miała nawet pewności, czy wystarczy jej pieniędzy na
wypłatę dla Cole'a. Co prawda prowadził życie tułacza, ale miała do niego
zaufanie. Nie unikał ciężkiej pracy.
Gdy Cyrus dostał ataku serca, Cole natychmiast udzielił mu pomocy.
Uratował mu życie. Na przemian wykonywał masaż serca i sztuczne
oddychanie, dopóki z miasta nie przyjechała karetka.
- Tu nikt nie szuka pracy. Większość ludzi przeniosła się do dużych farm
w okolicy San Angelo.
- Ja też tam się wybieram.
- Słuchaj, jeśli to kwestia pieniędzy... Cole pokręcił przecząco głową.
- Nie. Po prostu muszę zmienić otoczenie. Będę pracował do końca
tygodnia i jeśli chcesz, spróbuję znaleźć kogoś na moje miejsce -
zaproponował.
Cole Parrish był niewątpliwie przystojny. Miał czarne włosy i szare
smutne oczy. Czasem w jego spojrzeniu Rachel widziała tyle nieszczęścia, że z
trudem powstrzymywała łzy. Na pewno miał powody, by odejść, i nie powinna
zatrzymywać go za wszelką cenę.
- Dzięki, Cole. Bardzo byś mi pomógł - powiedziała.
274791117.070.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin