Problem nikczemnienia społeczeństw.doc

(70 KB) Pobierz
Problem nikczemnienia społeczeństw

Problem nikczemnienia społeczeństw

Wprawdzie w długiej historii imperiów, państw i kultur zawsze były okresy wzlotów i upadków, ale nie powinniśmy się godzić z tym, że w kilkadziesiąt lat po okrutnej wojnie światowej nadeszła znowu i na nas jakaś bessa duchowa, moralna i w ogóle humanistyczna. Jest smutne, że dziś ta głęboka bessa obejmuje społeczeństwa, które kiedyś wzniosły się wyżej od barbarzyńskich, dzięki chrześcijaństwu i kulturze łacińskiej. Po roku 1989 długo mieliśmy nadzieję, że fale upadku duchowego ominą Polskę dzięki naszemu Kościołowi katolickiemu i Papieżowi Janowi Pawłowi II oraz dzięki szlachetnemu duchowi Polaków żyjących według idealistycznej tradycji patriotycznej. Ale teraz widzimy, że niestety poprzednie fale duchowego upadku Zachodu zalewają już i katolicką Polskę. Dotknijmy tu niektórych problemów.

 

Blokowanie nowych narodzin

Zjawisk znieprawienia społecznego jest co niemiara. Ale na czoło wychodzi dziś jakaś psychoza samobójcza, która się przejawia najpierw w szerzącej się teorii i praktyce aborcyjnej, następnie w zabijaniu pędu życia indywidualnego i zbiorowego, a wreszcie w rosnącej tendencji do zabijania ciężko chorych, niesprawnych i starych. Rzeczy takie zdarzały się przygodnie w historii ludzkości, ale dziś wystąpiły na skalę niemal powszechną i są bardzo groźne, ponieważ obecnie technika i ideologia medialna są prawie wszechmocne. Profesor Tadeusz Gerstenkorn i od dawna tysiące innych ludzi już samą aborcję określają słusznie jako współczesne ludobójstwo. Trudno tu powracać w kilku zdaniach do argumentów za obroną życia ludzkiego w każdym momencie, zresztą przeciwnicy życia pozostają pod irracjonalną inspiracją diabła (J 8, 44) i żadnych rozumnych argumentów nie przyjmują. Pozostaje nam chyba tylko odpowiednie postępowanie prawne prakseologiczne i religijne. Trzeba tylko jeszcze raz powtórzyć, że cywilizacja śmierci (Paweł VI, Jan Paweł II) jest dziś zjawiskiem najstraszniejszym, na skalę ogólnoludzką. A tymczasem ten duchowy pęd do zabijania libertynizm zachodni wziął sobie za jedno z naczelnych haseł "wolności": wolności zabijania słabych. I ma to być zabijanie nie tylko przypadkowe i indywidualne, lecz wprost systemowe, planowe i organizowane społecznie.

W tej tragicznej sytuacji społecznej stawiamy sobie pytanie, jakie jest stanowisko Polski i rządu polskiego w tych kwestiach. Korzystając z tego, że nasza Ojczyzna ma chyba po raz pierwszy rząd uczciwie współpracujący z Kościołem, wywodzący się z PiS i wsparty szlachetnymi i niezdradzieckimi koalicjantami "Samoobrony" i LPR, wicepremier Roman Giertych z LPR mógł na zjeździe ministrów oświaty UE w Heidelbergu 1 marca 2007 r. zgłosić projekt Karty Praw Narodów i w imieniu Polski zaproponować ogólny zakaz aborcji i propagowania homoseksualizmu w całej UE. Oparł się tu na nauce Kościoła, a szczególnie na naukach Jana Pawła II i Benedykta XVI. I oto poruszył gniazdo szerszeni. Okazało się, jak głębokie jest znikczemnienie nie tyle społeczeństw UE, co przywódców i inteligencji, wiodących narody Europy ku śmierci. Okazało się też, jak bardzo opiniodawcze ośrodki zachodnie nie są niezależne.

Przy okazji trzeba też przyznać rację ojcu Romana, Maciejowi Giertychowi, europarlamentarzyście, który na terenie PE wydał książkę pt. "Wojna cywilizacji w Europie". Europa, według niego, jest dziś targana ciężką wojną między wojującą ateistyczną cywilizacją żydowską a cywilizacją rzymsko-łacińską. I trzeba zauważyć, że ta pierwsza w niektórych krajach zachodnich, jak Anglia, Niemcy, Italia zdecydowanie wygrywa, choć w swych podstawach jest antychrześcijańska, głównie antykatolicka. Opanowuje ona przede wszystkim świat mediów i bankowości. Książka pana Macieja Giertycha została gwałtownie potępiona przez Parlament Europejski jako ksenofobiczna i antysemicka. I nietrudno zrozumieć, dlaczego do tych potępień dołączyło także nasze MSZ, które przecież wydało swoją książkę z tekstami Żydów polskich, szkalującą Polskę, a wynoszącą pod niebiosa świat żydowski w Polsce i w Europie. Wykazał to doskonale zatroskany o imię Polski w świecie prof. Jerzy Robert Nowak. Książka ta w języku angielskim wydana dla zagranicy i za nasze pieniądze nie została, jak dotychczas, ani wycofana, ani sprostowana. Czyżby to było już MSZ Izraela?

Wicepremier Roman Giertych trafił w samo sedno znieprawienia pseudoelit Zachodu, ale wywołało to także krzyk w mediach polskojęzycznych. Der "Dziennik" (3-4 marca 2007) napisał w czołówce, że "Giertych skompromitował Polskę, prezentując fundamentalizm i brak tolerancji". Tak! Fundamentalizm dla tej gazety to obrona życia najsłabszych i prawdy o człowieku, a brak tolerancji to obrona życia społecznego, jego dobra i etyki. Proszę zrozumieć myślenie gazety i Zachodu: obrona Dekalogu i wartości chrześcijańskich to brak tolerancji. Oczywiście, zarówno media polskojęzyczne, jak i telewizja, niektórzy ludzie PiS, premier kamuflują samo sedno sprawy. Powiadają, że potępiają Giertycha tylko za to, że wystąpił w imieniu rządu. Ale w sumie jest to sprawa bardzo bolesna, bo wskazuje, że albo PiS fałszywie nawiązuje do etyki katolickiej, albo że już kapituluje w istotnych sprawach przed wrogimi nam siłami zachodnimi. W każdym razie złego dźwięku nie da się przerobić na dobry.

Oczywiście, mamy także silnych i bezwzględnych wrogów wewnętrznych, którzy tworzą proste przedłużenie różnych degeneracji zachodnich: SLD, część PO, LiD, właściciele niektórych mediów, niektórzy oligarchowie, wielu katolików postmodernistycznych. Chcą oni z jednej strony skorzystać z naszej próby dopełnienia artykułu Konstytucji o ochronie życia, by wprowadzić aborcję powszechną i w tym celu, jak się da, to podburzyć katolików. A z drugiej strony, chcą wspierać wściekłe naciski Zachodu na Polskę, by porzuciła pozycje katolickie, nawet pod szantażem ekonomicznym. Zdajemy sobie sprawę, że polityka braci Kaczyńskich musi być ostrożna i subtelna, jednak może to być jedyna szansa historyczna, by ratować Naród Polski i państwo polskie, by postawić wreszcie pewną tamę dla niszczącej fali europejskiej i by odegrać swoją szczególną rolę w dziejach Europy. Więcej takich okazji może nie być przez długi czas. Zachodzi obawa, że zgodnie z wahadłem wyborczym następne wybory mogą nie zostać wygrane przez obecną koalicję. I rodzi się pytanie, czy można mimo wszystko łamać lub tylko omijać prawo Boże dla chleba czy dla fałszywej dyplomacji. Element nikczemniejący w kraju należy wychowywać, a nie schlebiać mu lub iść za nim.

 

Problem weryfikacji PiS?

Fakt, że w Polsce u władzy znalazły się szlachetne partie propolskie: PiS, Samoobrona i LPR, stał się inspiracją do pomysłu, żeby jeszcze bardziej zawęzić u nas aborcję, prawo aborcyjne, wbrew szaleńczej praktyce na Zachodzie. Wywodzi się to z wielkich tradycji wiary Kościoła polskiego, księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego, Jana Pawła II i milionów katolików. Rozwija się też u nas wspaniale Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka, prowadzone z Bożego natchnienia przez dr. inż. Antoniego Ziębę. Ogólnie biorąc, za wiarą tą opowiadają się: PiS, LPR, Samoobrona, PSL, przeważająca część PO i ogromna liczba związków i instytucji z ośrodkiem toruńskim na czele. I oto szef LPR wicepremier Roman Giertych postanowił wykorzystać tę sytuację, politycznie może jedyną, i zgłosił postulat, żeby w naszej Konstytucji domknąć artykuł o ochronie życia, który dopuszcza przecież cztery wyjątki. Czyni to odważnie wbrew atmosferze panującej chyba we wszystkich państwach Europy poza Maltą.

W rezultacie chodziło o uzupełnienie art. 38 Konstytucji: "Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi ochronę życia". Projektuje się dodanie słów: "od momentu poczęcia do naturalnej śmierci". Przy okazji chodzi też o zagrodzenie drogi zezwoleniu na eutanazję. Projekt ten poparł z całą siłą marszałek Sejmu Marek Jurek. Ale powstał problem zdobycia w Sejmie 307 głosów. W toku rozmów okazało się, że LPR i Samoobrona poprą projekt w całości, ale jest problem nie tylko co do znacznej części PO, lecz także i PiS.

SLD oczywiście, jak i jego matka PZPR, ujmuje tę kwestie czysto materialistycznie i zoologicznie. I tak zrodziła się obawa, że i PiS może być niejednolity w tym względzie. Prezydent i premier znaleźli się między młotem a kowadłem: wiara nakazuje przyjąć projekt Giertycha nie tylko moralnie, ale i prawnie, a dyplomacja podsuwa lęk, czy się wszystko nie zawali jak w grze w bierki. I niektórzy co bardziej lękliwi członkowie PiS zaczęli się wypowiadać za pełną aborcją, niekiedy już nie tylko za swobodą aborcji prawnej, ale i za swobodą moralną: to mój brzuch, mówią niektóre kobiety, i ja sama decyduję, nie ma nic do tego ani religia, ani społeczeństwo, ani państwo. Patologia Zachodu i materialistów jest epidemiczna, staje się samą strukturą myślenia niektórych ludzi, oczywiście, nierozumnych.

W tej arcytrudnej sytuacji premier i marszałek Sejmu godzą się na projekt dopełnienia art. 30 Konstytucji, który brzmi: "Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela". Proponuje się zatem wstawkę: "Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka i obywatela 'od momentu poczęcia' stanowi źródło...". Jednak i ten bardziej ograniczony projekt natrafia na duży sprzeciw, zwłaszcza ze strony materialistów, a poza tym też nie zabezpiecza przed zezwoleniem prawnym na eutanazję.

Zatem wypowiedź pana Giertycha w Heidelbergu doprowadziła dyplomację polską do paradoksu. Z jednej strony, trzeba się jakoś ratować przed nawałnicą Tatarów zachodnich, którzy niekiedy żądali zerwania kontaktów dyplomatycznych z rządem polskim, a z drugiej strony, wicepremier wypowiedział zdanie zgodne z wiarą katolicką, prawdziwe, mądre i profetyczne. "Za jakie treści jestem upomniany?" - pyta słusznie. I jeszcze dalej: szermierze niweczenia ducha ludzkiego nie zaatakowali Giertycha za to, że głosił poglądy inne od ich poglądów, lecz za to, że wygłosił pogląd katolicki, który powinien być tylko prywatny, bez prawa wstępu na salony UE. Tak było swego czasu i z Rocco Buttiglionem, który jednak się wycofał z postawy katolickiej. Źródłem więc tych ataków jest światopogląd rycerzy antykatolickich. Ale oni rządzą dziś Unią. Jeśli chcemy pozostawać w Unii, mamy wielki problem. Przecież UE miała nie niszczyć poglądów i idei własnych, a odnosić się tylko do bazy materialnej. Zapewniali o tym naiwnych Polaków nie tylko komisarze unijni, ale i nasi politycy Unii Wolności i wszyscy postkomuniści z byłym prezydentem Kwaśniewskim na czele. Właśnie, czy w polityce musi być tyle i tak wielkich oszustw oraz głupoty? Przecież nasze uczestnictwo w UE nie może oznaczać, że Polacy muszą stracić własną świadomość i własne poglądy oraz wiarę, by "nawrócić się" na libertynizm europejski. Unia nie równa się - światopogląd ateistyczny i antypolski.

I tu widzimy, jakim paradoksem jest żądanie, by polski urzędnik uzgadniał każde swe zdanie z premierem. Czyżby ta obiecana rajska wolność Zachodu miała oznaczać, że polskiemu urzędnikowi nie wolno na forum Europy powiedzieć, że "Bóg istnieje" bez uzgodnienia z premierem rządu? Jeszcze raz widzimy głębokie znikczemnienie ideologii zachodniej. Przecież pogląd o moralnym i prawnym zakazie aborcji nie wywodzi się z religii czy ze światopoglądu, jak wielu nieroztropnych głosi, lecz wypływa on z samej natury ludzkiej, z samej istoty życia ludzkiego. Religia i etyka tylko ten zakaz umacniają i sankcjonują, żeby nie wyginął rodzaj ludzki, o czym słusznie wspomniał pan wicepremier. Również w Polsce odczuwa się bardzo brak wykształcenia i myślenia głębokiego, mądrego i filozoficznego, wykształcenie pragmatyczne jest wszędzie bardzo płytkie i często dowolne i sprzeczne. Kazus Giertycha zatem jest pewnego rodzaju próbą tożsamości PiS i rządu polskiego, czy w polityce nie wyrzekają się wiary i obietnic przedwyborczych. Czy Polski nie stać na bohaterstwo, na zachowanie tożsamości, godności, honoru, dumy polskiej, wiary, moralności ewangelicznej i właśnie - wolności? Nie musimy lizać stóp zachodnich bożków ateistycznych, jak chcą tego SLD, PO i inni. Przecież poczuciem godności i honoru Charles de Gaulle uratował ducha Francji wobec prób podporządkowania jej przez Amerykę i Anglię. Udało się to, mimo że w czasie wojny Francja znikczemniała bardzo przez swą kolaborację z Niemcami. My mamy nadzieję, iż podobnie bracia Kaczyńscy i PiS wyswobodzą nas z obcej przemocy i wyciągną z bagna postkomunistycznego. Czemu tak wielu polityków z PO, SLD, PD i innych, mających uchodzić za mądrych i doświadczonych, tak natarczywie żąda, żeby Polska upodlała się na sposób peerelowski przed mocniejszymi i bogatszymi, choćby i niemoralnymi? Dlaczego tacy ludzie zarzucają Polakowi, mającemu swoją godność i swoje poglądy, że robi to tylko dla zdobycia zwolenników partyjnych? Kiedy zniknie w Polsce takie znieprawianie rozumu społecznego? Bez wolności poglądów, wolności naszego słowa w świecie i bez poczucia godności ludzkiej, bylibyśmy niczym, bylibyśmy śmieciami Europy.

 

O lustracji upublicznianej raz jeszcze

Lustracja, także upubliczniana, w ważnych przypadkach powinna być podjęta, ale u nas została znieprawiona już na początku przez to, że ograniczono ją niemal tylko do duchowieństwa. Taka nikczemność ukazała się w pełni w telewizyjnym sądzie lustracyjnym nad ks. abp. Józefem Michalikiem, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Metropolita przemyski oświadczył, że nie współpracował, ale "prokuratorzy" nie ustępowali w przesłuchaniu. Ganili go za słabą pamięć. Imputowali mu w podtekstach winę, a pewien spec od historii powiedział wręcz, że arcybiskupa nie może uznać za niewinnego, bo mogą się znaleźć jakieś dokumenty, dotychczas niezniszczone. Kto w Polsce dopuścił do takiego łamania kołem? W dodatku pozostał pewien, zapewne zamierzony, przez tych mędrców osad - "coś tam zapewne było". Ale nawet gdyby taki dostojnik był winien, nie powinno się go linczować na scenie całej Polski. To niszczy Kościół w oczach ludzkich i ludzie, zwłaszcza gdy sami mają coś na sumieniu, rozciągają jeden przypadek na wszystkich: a oni wszyscy są tacy. Przypomina to stare polskie powiedzenie: łyżka dziegciu psuje całą beczkę miodu.

Uważam, że nie może być ostentacyjnej i medialnej lustracji nie tylko duchownych, ale i profesorów, nauczycieli, lekarzy, artystów, policjantów, wysokich wojskowych itd. Pojawia się tu aspekt pedagogiczny względem młodszych pokoleń i godnościowy. W Paryżu w 1907 roku pewien arystokrata przechodził po pasach przez ulicę, a kierowca auta zaczął ma ubliżać. Wówczas arystokrata wyciągnął pistolet i zastrzelił kierowcę. W efekcie nie poszedł do więzienia. I u nas też jeszcze dawne szlacheckie poczucie honoru i godności nie wygasło. Nie wolno człowiekiem poniewierać, nawet przestępcą, a cóż dopiero niewinnym. I tu jest jakieś znikczemnienie społeczne. W konsekwencji nie powinno się też na oczach kamer zakuwać w kajdany profesorów, lekarzy, policjantów, nauczycieli, urzędników, ludzi starych. Jest to traktowanie ich z góry, bez dowodów nieraz, jako groźnych przestępców i ściąga się od razu społeczną niesławę na cały stan danego aresztanta. Jeśli zakuwany jest lekarz, to ludzie uważają, że wszyscy lekarze są podobni. Dlaczego nikt nie uwzględnia psychologii społecznej?

Piętnuje się licznych duchownych, którzy często chcieli za wszelką cenę, żeby sprawy kościelne nie uległy unicestwieniu. A tymczasem, jak mówią senatorowie, nowa ustawa lustracyjna wyjmuje spod lustracji wyższych dygnitarzy partyjnych i wojskowych od 1944 do 1989 roku. Szaraczki zaś będą lustrowane od roku 1944, a daruje się tym, którzy byli agentami niemieckimi czy sowieckimi przed rokiem 1944, choćby mordowali Polaków tysiącami. W rezultacie, gdyby dziś jeszcze żyli tacy oprawcy, jak: Bolesław Bierut, Józef Różański, Anatol Fejgin, Jakub Berman, Stanisław Radkiewicz, Roman Romkowski, Józef Światło i wszyscy inni im podobni, to nie byliby w ogóle lustrowani, a jeszcze mogliby w rozprawach lustracyjnych świadczyć przeciwko patriotom, akowcom, księżom, i głos ich byłby dla sądu miarodajny.

Trzeba odróżnić, jak słusznie chce ks. abp Józef Życiński, lustrację dyletancką lub błędną od prawdziwej i metodologicznej. Wielu lustratorów jest nieprzygotowanych do tego wręcz osobowościowo. Na przykład uważający się za dziennikarza katolickiego pan Tomasz Terlikowski zaatakował publicznie Papieża Benedykta XVI za to, że przysłał list pocieszający ks. abp. Wielgusowi i nie zamknął przed nim możliwości pracy dla Kościoła. Dziennikarz dołączył też ironię pod adresem Papieża, że może arcybiskupa uczynić szefem Radia Maryja, bo ma takie same poglądy jak to radio. Żeby pan Terlikowski nie wziął się za lustrowanie Papieża Benedykta XVI, bo był on kiedyś wcielony przymusowo do Hitlerjugend. I taki oto autorytet nasza kochana telewizja ciągle puszcza na ekran.

Z kolei dobrze, że lustratorzy krakowscy nie dotarli do pewnych fotografii szkalujących ks. abp. Karola Wojtyłę. Oto były rozsyłane zdjęcia pornograficzne dotyczące arcybiskupa, oczywiście fotomontaże, ale wielcy historycy mogliby zlustrować Wojtyłę pozytywnie, bo przecież ubek nie okłamywał ubeka, czyli ubecy krakowscy nie oszukiwali ubeków lubelskich. Podobnie, kiedy byłem wychowawcą w seminarium lubelskim w latach 60., musiałem odbierać niektórym klerykom tzw. zielony zeszyt, gdzie był pornograficzny opis dotyczący ks. bp. Czesława Kaczmarka. Cóż, ubecy kieleccy nie oszukiwali ubeków lubelskich?

Dlaczego ci zapaleni lustratorzy księży nie widzą, że są współczynnikami ludzi niszczących Kościół w tym samym czasie? Oto grupa Żydów amerykańskich wyprodukowała film, oparty rzekomo na odkryciach archeologicznych w Jerozolimie w 1980 roku, jakoby odnaleziono sarkofag z kośćmi Jezusa, Magdaleny i ich syna oraz szczątki Matki Bożej. Tak trudno odczytać intencje tej bzdury na użytek "dialogu chrześcijańsko-żydowskiego"?

Nie dają się nabrać na lustrację niektóre mądre uniwersytety państwowe. Po prostu mówią o pewnym uniwersytecie, że tam 80 proc. nauczycieli akademickich współpracowało, bo w przeciwnym razie większość z nich nie byłaby na uczelni. Co? Lustracja publiczna ma ich obrzydzić studentom, uczniom, współpracownikom, czytelnikom, kolegom na całym świecie?

I wreszcie co do sądów. Dotychczas 80 tys. spraw sądowych w Polsce ulega rocznie przedawnieniu (TVP2 z 2 marca 2007 r.). Proste! Sądom tym dorzućmy jeszcze skromny milionik nowych spraw.

Tak! Wszystkim lustratorom medialnym chciałoby się przypomnieć słowa Pisma Świętego: "Usta nieprawe nienawiść ujawnią, głupi, kto rozgłasza niesławę" (Prz 10, 18).

 

Znikczemnienie ogólnego etosu

W życiu dzisiejszych społeczeństw ogólnie niedomaga etos. Dziś na społeczeństwo składają się różne kultury czy raczej subkultury różnych warstw społecznych, które są sobie obce, a zespala je jedynie technika, interes wspólny, media i baza materialna. Nie ma wspólnej duszy humanistycznej, religii, kodeksu moralnego, ideałów. Krótko mówiąc: brak wspólnego etosu duchowego.

Na skutek tego poszczególne kręgi kulturowe bywają bardzo znieprawione i muszą upaść, a za nimi upadają już wielkie cywilizacje. Na Zachodzie po wielkiej cywilizacji chrześcijańsko-łacińskiej pozostaje już mało śladów. Wprawdzie znieprawienie to obejmuje przede wszystkim górne warstwy, nazywane dziś raczej ironicznie inteligencją, ale te warstwy określają mniej lub więcej życie całego społeczeństwa i państwa.

Wielkim symptomem choroby dzisiejszej cywilizacji jest zwalczanie religii, co dokonuje się niemal na wszystkich szczeblach życia. Przy tym częste są próby przewartościowania religii z dobra najwyższego na najniższe zło. Widać to w każdym szczególe. Na przykład u nas pan Paweł Huelle pisze wprost, że w Polsce przyrost świętości (religijnej) prowadzi do przyrostu nienawiści, a wiara katolicka prowadzi do przemocy. I autor tej wypowiedzi żyje z Polski katolickiej. Co więcej, przez takie i podobne wypowiedzi wyrasta według znieprawionych mediów na najwyższy autorytet w Polsce. Podobnych ludzi popierają nieraz nawet niektórzy duchowni, znudzeni wiarą w Boga i szukający odmiany. Noblista angielski Amartya Sen pisze, że religia to wizja świata bardzo wycinkowa i musi zginać w kulturze pluralistycznej, która przez swój pluralizm ma być wszechstronna. Coraz częściej tzw. uczeni mówią, że religijność, etyka, instynkt morderczy, zdrada małżeńska itd. to po prostu sprawa genów. W ogóle dziś genetyka staje się nową podstawą dla materializmu filozoficznego, choć często mieści w sobie rasizm i zoologizm. Ponadto odrzuca się wszelkie prawa, kanony, reguły, zasady, pryncypia - we wszystkich dziedzinach, niekiedy i w religii. Ludzie są jakby w malignie chaosu. W mediach ogólnych, jak się obserwuje, rzadko kto mówi erudycyjnie, w pełni rozumnie, logicznie, obiektywnie, bez pychy i zacietrzewienia. Niewątpliwie całe tworzywo kształceniowe w okresie szkoły i studiów było pozbawione głębszej intelektualności.

Sama wolność jest dziś, jak na ironię, zniewolona brakiem prawdy i irracjonalizmem. A taki libertynizm zapanował od Wilna po San Francisco (por. prof. B. Wolniewicz, Wolność słowa w cywilizacji Zachodu, w: Oblicza wolności słowa, Toruń 2005, s. 21-31). Wprawdzie już w XIX wieku Hegel uczył, że historia świata doszła do etapu wolności ludzkiej, która będzie już wieczna, ale znowu, jak na ironię, Hegel rozumiał wolność jako konieczność, od której nie daje się uwolnić duchowi ludzkiemu. I oto tzw. wolność w sensie libertyńskim doprowadza do rozkładu społeczeństwa: brak prawdy, chaos, pustka, nonsensy, niszczące namiętności, coraz większa nienawiść i walki.

Niedouczeni czy raczej "niedomyśleni" inżynierowie społeczni dzisiaj się dziwią, dlaczego na etapie wolności historycznej rośnie liczba walk, rozruchów i wszelkiego wandalizmu: w szkołach, na stadionach, na imprezach, na ulicach, na drogach, na przedmieściach wielkich miast, na paradach i spotkaniach młodzieżowych itd. Ostatnio obrazuje to dobrze kilkudniowa walka "wyzwolonej" młodzieży ze wszystkimi regułami życia społecznego i państwowego w Kopenhadze (1-4 marca 2007 r.). Jakoś trudno tym uczonym się domyślić, że jest to parszywy owoc libertynizmu. Sama wolność została pozbawiona treści, tematyki, ambicji, rozwoju, a niesiona na barkach pseudorewolucyjnej ideologii ma się stawać hasłem-kluczem do wszelkiej rzeczywistości i do tajemnicy życia.

Nawiasem mówiąc, owa wielka magia hasła wolności wpływa też na wielu nierozważnych duchownych, którzy chcą iść z duchem czasu. Może więc szkoda, że i ja się kiedyś choć trochę nie zliberalizowałem, że się nie nadziałem tymi hasłami, byłbym wiele osiągnął w życiu społecznym, a postępowe media wynosiłyby mnie pod niebiosa jako ojca Kościoła dzisiejszego.

Właśnie, media, jeszcze raz. Wielkie media nikczemnieją dziś w całym świecie. Kościół katolicki próbuje im malować ideały i dawać im zadania świata ewangelicznego. Ale wydaje się, że jest to wołanie na puszczy, i to nie Jana Chrzciciela. Myślę, że w media musi wkroczyć realna siła społeczna. One same się nie wyleczą. Popadły w samozachwyt i stworzyły sobie własny olimp, własny świat niezależny od rzeczywistości i od etyki. Telewizja błyska świecidełkami obrazów i często nabiera ludzi, jak kiedyś brutalni Hiszpanie Indian. Decydenci telewizyjni zdobywają olbrzymie fortuny na przekrętach, a nam dowodzą, że ich media są wszechużyteczne, obiektywne, apolityczne, otwarte na cały świat i konieczne dla nas jak tlen. A jednak wszystkie media świeckie mają jakąś zmazę pierworodną. Co ją stanowi? Ano znieprawienie duchowe i moralne ich realizatorów, choć pomniejszym pracownikom może się wydawać, że służą jedynej prawdzie. Właściciele wielkich mediów i decydenci nie poprzestają zwykle na zdobywaniu bogactw, lecz budzi się w nich żądza tworzenia i narzucania własnego światopoglądu, własnej pseudoreligii. Żałosne jest jak wielu wybitnych dziennikarzy pracujących w koncernach medialnych sądzi, że są niezależni od właścicieli koncernu, i nie widzą, że wszystkie ich zdania wyrastają z określonego tak czy inaczej podłoża. Żadna myśl nie ma sensu bez odniesienia do systemu założeń, choćby na pierwszy rzut oka niewidocznych.

Ostatecznie widać, jak całe życie społeczeństw i państw, czyli całego człowieka społecznego, zbiorowego, potrzebuje po prostu odkupienia i czeka na odkupienie. A prawdziwe i pełne odkupienie może przyjść jedynie od Boga, od naszych działań w imię Boga i dzięki naszemu odwzajemnianiu się w miłości.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin