Piotrus2.txt

(18 KB) Pobierz
10
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 Rozdzia� II
 
 Piotru� Pan
 
 Je�eli zapytasz swojej matki,czy b�d�c ma�� dziewczynk� wiedzia�a ju� o Piotrusiu Panu,
 matka odpowie ci z pewno�ci�:
 �Naturalnie,moje dziecko,jak�e� mog�abym nie wiedzie� o nim?� A je�li zapytasz jesz-
 cze,czy Piotru� wtedy je�dzi� na kozie,matka wzruszy ramionami:�C� za pytanie,m�j
 ma�y!Naturalnie,�e je�dzi�!�Je�eli potem pobiegniesz do babuni i jej zapytasz z kolei,czy
 kiedy by�a ma�ym dzieckiem,s�ysza�a co� o Piotrusiu Panu,babunia odpowie tak samo jak
 matka:�Naturalnie,moje dziecko,�e s�ysza�am o nim �.Ale je�eli jej zapytasz,czy za jej cza-
 s�w Piotru� Pan je�dzi� na kozie,oka�e si�,�e babunia nawet nie wie,�e Piotru� Pan ma ko-
 z�.Jedno z dwojga:albo babunia zapomnia�a o kozie,jak zapomina czasem,�e jeste� ch�op-
 cem,i nazywa ci� Ink�,jak nazywa�a twoj� matk�,kiedy by�a ma�a,albo te� za czas�w babu-
 ni Piotru� nie mia� jeszcze kozy.S�dz� jednak,�e koza Piotrusia Pana jest rzecz� zbyt wa�n�,
 �eby da�o si� o niej zapomnie�,i my�l�,�e chyba za m�odych lat babuni Piotru� rzeczywi�cie
 nie mia� kozy.
 Tote� je�liby kto� opowiadaj�c przygody Piotrusia Pana zaczyna� od kozy,to by zrobi� to
 samo,co gdyby ubieraj�c si� w�o�y� najpierw surdut,a p�niej kamizelk�.
 Rozumie si�,�e Piotru� Pan jest bardzo stary,ale to zupe�nie wszystko jedno,bo Piotru�
 nigdy nie ma wi�cej nad siedem dni �ycia.Urodzi� si� wprawdzie bardzo dawno temu,ale
 nigdy jeszcze urodzin nie obchodzi� i nie ma nawet �adnej nadziei,�eby m�g� je kiedy ob-
 chodzi�.A to dlatego,�e kiedy Piotru� Pan mia� siedem dni,porzuci� ludzi �wymkn�� si�
 przez otwarte okno i polecia� do Parku Le�nego.
 Je�eli wam si� zdaje,�e Piotru� by� jedynym dzieckiem,kt�re zapragn�o uciec z domu,to
 znaczy,�e ju� nie pami�tacie pierwszych dni waszego dzieci�stwa.Kiedy Danio po raz
 pierwszy opowie�� t� us�ysza�,by� przekonany,�e nigdy nie mia� zamiaru ucieka� z domu.
 Wtedy mu poradzi�em,�eby obu d�o�mi przycisn�� skronie i dobrze si� namy�li�.I co powie-
 cie?Ledwie Danio przy�o�y� r�ce do skroni i przycisn�� je mocno i jeszcze mocniej,zaraz
 
 sobie przypomnia�,�e chcia� raz usi��� na samym wierzcho�ku wysokiego drzewa,a innym
 razem u�o�y� sobie,�e wdrapie si� na komin,skoro tylko jego matka za�nie,i zdaje mu si�
 nawet,�e siedzia� na gzymsie komina i matka go stamt�d zdj�a.Wszystkie dzieci mog� mie�
 takie wspomnienia,je�eli skronie d�o�mi przycisn�,bo przecie� wszystkie by�y ptaszkami,
 zanim sta�y si� lud�mi,i dlatego s� takie dzikie w pierwszych tygodniach po urodzeniu,i
 najwi�cej �askotek maj� ko�o �opatek,tam gdzie pierwej ros�y skrzyde�ka.Tak mi to wyt�u-
 maczy� Danio.
 Bo trzeba wam wiedzie�,�e z naszymi historyjkami jest zwykle t ak:najpierw ja co� opo-
 wiadam Daniowi,potem on mi to opowiada po swojemu i okazuje si�,�e z tego zrobi�a si�
 zupe�nie inna powiastka.Wi�c znowu ja mu j� opowiadam z r�nymi dodatkami,potem on
 znowu mnie i w ko�cu �aden z nas nie wie,czy to moja,czy Dania bajka.
 Ot� Piotru� Pan wymkn�� si� przez okno,bo okno nie by�o zakratowane.Z gzymsu,na
 kt�rym stan��,ujrza� szczyty drzew rosn�cych w Parku Le�nym i w tej chwili zapomnia�,�e
 jest ma�ym dzieci�tkiem,w d�ugiej nocnej koszulce,uni�s� si� w g�r� i polecia� hen,ponad
 kominy i dachy dom�w,prosto do Parku Le�nego.Troszk� to dziwne,�e Piotru� lata� bez
 skrzyde�,ale obie �opatki sw�dzia�y go zupe�nie tak,jakby jeszcze mia� skrzyde�ka,a zreszt�
 mo�e mogliby�my wszyscy lata�,gdyby�my mieli tak� niezachwian� wiar� w nasz� mo�no��
 latania,jak� mia� tego wieczora odwa�ny Piotru� Pan.
 Doleciawszy do Parku Le�nego,Piotru� wyl�dowa� szcz�liwie mi�dzy Pa�acem Dziecin-
 nym a W�owym Jeziorem.Czym pr�dzej rzuci� si� na trawnik i tarza� si� po murawie,
 wierzgaj�c n�kami jak ma�e �rebi�tko.Piotru� zapomnia� zupe�nie,�e by� cz�owiekiem,i
 my�la�,�e jest znowu ptakiem,tak jak wtedy,kiedy by� na Ptasiej Wyspie.Otworzy� usta
 chc�c z�apa� przelatuj�c� much�,ale mucha mu uciek�a.Wi�c machn�� za ni� r�czk�,czego,
 rzecz prosta,ptaszki nie robi� nigdy.
 Piotru� pozna� zaraz,�e musi by� ,po dzwonku �,bo mn�stwo elf�w uwija�o si� doko�a.
 Elfy by�y tak zaj�te,�e wcale nie spostrzeg�y Piotrusia.Jedne przyrz�dza�y �niadanie,inne
 doi�y male�kie krowy,inne jeszcze nosi�y wod� w konewkach.Piotrusiowi chcia�o si� tak�e
 pi�,wi�c polecia� ku Okr�g�emu Stawowi i zanurzy� dziobek w wodzie.Naturalnie Piotru-
 siowi zdawa�o si� tylko,�e zanurzy� sw�j dzi�b,bo naprawd� to zamacza� tylko nosek i tak
 
 ma�o nabra� nim wody,�e wcale nie ugasi� pragnienia.Wi�c spr�bowa� sp�uka� z siebie kurz,
 podlecia� nad staw,skoczy� w d� i od razu znalaz� si� pod wod�.Je�eli ptaszek spuszcza si�
 na wod�,to roztacza skrzyde�ka,ochlapie si�,wypluska i wychodzi z wody zupe�nie suchy,
 ale Piotru� nie m�g� sobie przypomnie�,jak to si� robi,i bardzo zgn�biony wyszed� z wody.
 Wreszcie postanowi� sp�dzi� noc na ga��zi drzewa rosn�cego tu� nad Alej� Dzidziusi�w.
 Trudno mu by�o z pocz�tku utrzyma� r�wnowag� na ga��zi,ale w ko�cu usadowi� si� ja-
 ko� i zasn��.Dobrze przede dniem obudzi� si� i dr��c od nocnego ch�odu mrukn��:
 � Jak �yj�,nie sp�dzi�em na dworze takiej zimnej nocy.
 Naprawd�,to b�d�c ptaszkiem sypia� na drzewach w noce o wiele ch�odniejsze jeszcze,ale
 zimno dokucza znacznie mniej ptaszkowi okrytemu pi�rkami i pierzem ni� ma�emu ch�op-
 czynie maj�cemu za ca�e odzienie cienk� koszulk� nocn�.Piotrusiowi by�o jako� niedobrze.
 T�skni� za czym� bardzo,ale g��wk� mia� tak sko�atan�,�e ani rusz przypomnie� sobie nie
 m�g�,czego mu w�a�ciwie brakuje.Nagle rozleg� si� jaki� �oskot i co� tak mocno wstrz�sn�o
 Piotrusiem,�e omal go z drzewa nie zrzuci�o.Piotru� obejrza� si� niespokojnie i nie domy�li�
 si� nawet,�e to on sam kichn�� tak gwa�townie.I coraz mocniej chcia� czego�,ale nie wie-
 dzia� czego.Z pewno�ci� pragn��,�eby mu mama nosek obtar�a,ale �e nie m�g� zda� sobie
 sprawy ze swego pragnienia,wi�c postanowi� poradzi� si� elf�w,bo s�ysza� nieraz,�e elfy
 umiej� na wszystko znale�� dobr� rad�.Wychyliwszy si� spo�r�d ga��zi dostrzeg� Piotru�
 dwa elfy,kt�re obj�wszy si� wp�,w weso�ych pl�sach kr��y�y po Alei Dzidziusi�w.Elfy
 d�saj� si� czasem na ptaki,ale je�eli si� kto do nich zwr�ci uprzejmie,nigdy mu nie odma-
 wiaj� pomocy.Tote� Piotru� zdziwi� si� i rozgniewa�,bo kiedy zeskoczywszy na ziemi�
 przem�wi� do elf�w,oba elfy na jego widok rzuci�y si� do ucieczki.Tak�e pewien stary elf,
 kt�ry rozparty na krze�le ogrodowym spokojnie czyta� poczt�wk� zgubion� w parku przez
 jakiego� pana,na g�os Piotrusia porwa� si� z miejsca i z przera�liwym krzykiem pobieg� si�
 ukry� za wielki kielich tulipana.
 W kt�r�kolwiek stron� skierowa� si� Piotru�,wszystko umyka�o przed nim.Kilkunastu
 drwali,zaj�tych obalaniem truj�cego grzyba,rzuci�o si� do ucieczki w takim po�piechu,�e
 nie zd��yli nawet pozbiera� narz�dzi le��cych na ziemi.Dziewczyna wracaj�ca od doju wy-
 pu�ci�a z r�ki skopek z mlekiem i przewr�ci�a si� na nim.Ca�y park by� w ruchu.T�umy el-
 f�w gna�y to w t�,to w ow� stron� i pyta�y si� nawzajem,czy bardzo si� boj�.Jedne gasi�y
 �wiat�a,inne barykadowa�y drzwi,a z g��bi pa�acyku kr�lowej rozlega�o si� g�uche warczenie
 b�bn�w i d�wi�k tr�b,�wiadcz�ce,�e kr�lewska gwardia gotuje si� do obrony zamku.Wkr�t-
 ce ca�y regiment u�an�w,uzbrojonych w palmowe kolce,wymaszerowa� na Du�� Drog�.
 Piotru� s�ysza� zewsz�d krzyki i nawo�ywania,�e �cz�owiek �zosta� w parku ,po dzwonku �.I
 nie przysz�o mu nawet na my�l,�e to on sam jest tym cz�owiekiem.By�o mu coraz duszniej i
 da�by nie wiem co,�eby si� dowiedzie�,co w�a�ciwie dzieje si� z jego noskiem.Ale nie mia�
 si� kogo poradzi�,bo wszystko w pop�ochu ucieka�o przed nim.Nawet armia u�an�w,uj-
 rzawszy go na szczycie Wy�cigowej G�ry,co tchu umkn�a w jedn� z bocznych �cie�ek,pod
 pozorem,�e z ukrycia lepiej obserwowa� ruchy nieprzyjaciela.
 Widz�c,�e z elfami nie dojdzie dzi� do �adu,Piotru� postanowi� zwr�ci� si� o pomoc do
 ptaszk�w,ale zaraz przypomnia� sobie,�e kiedy wieczorem pr�bowa� usadowi� si� po�r�d
 ga��zi,wszystkie ptaszki w pop�ochu opu�ci�y drzewo.Serduszko Piotrusia �cisn�o si� bole-
 �nie,zrozumia� nagle,�e nie wiadomo czemu wszystko,co �yje,unika go jak wroga.Roz�a-
 lony Piotru� usiad� na ziemi i rozp�aka� si� rzewnie.W zmartwieniu swoim nie zastanowi� si�
 nawet nad tym,�e siedzi zupe�nie nieprawid�owo,bo przecie� ptaszki nie u�ywaj� do siadania
 tej cz�ci cia�a,kt�r� teraz pos�ugiwa� si� Piotru�.I dobrze,�e o tym nie pomy�la�,bo by�by w
 ko�cu straci� wiar� w swoj� mo�no�� latania,a kto utraci wiar� w siebie,nigdy ju� nie wzbije
 si� ponad ziemi�.Ptaki dlatego lataj� tak niestrudzenie,�e nigdy wiary w sw�j lot nie trac�.
 Bo mie� wiar� to to samo,co mie� skrzyd�a do lotu.
 Nikt,z wyj�tkiem ptak�w,nie mo�e przedosta� si� na wysp� po�o�on� po�rodku W�owe-
 go Jeziora,bo ca�a wyspa otoczona jest ostroko�em,a na ka�dym jego palu siedzi ptak �
 wartownik,kt�ry czuwa nad wysp� we dnie i w nocy.Kiedy Piotru� przelatywa� nad ostro-
 ko�em,warty spa�y jeszcze;Piotru� niepostrze�enie spu�ci� si� na ziemi� i serduszko zabi�o
 mu �ywiej,kiedy pozna�,�e jest znowu w swojej ojczy�nie.Uda� si� prosto do kruka Salomy,
 kt�ry wstawa� najwcze�niej ze wszystkich ptak�w,i opowiedzia� mu wszystko,co zasz�o od
 czasu,jak opu�ci� Ptasi� Wysp�.Kruk wys�ucha� w milczeniu jego przyg�d,a potem bez
 ogr�dek powiedzia� mu,co my�li o tym.
 � Je�eli mi nie wierzysz,to przyjrzyj si� swojej koszulce nocnej � zako�czy�.
 Piotru� popatrzy� najpierw na swoj� koszulk�,a potem na �pi�ce na drzewach ptaszki.Nie
 � �aden ptaszek koszulki nie mia� na sobie.
 � Czy wszystkie twoje ko�czyny s� opatrzone szponami?� pyta� dalej nieub�agany Salomo
 i znowu ujrza� Piotru�,�e r�czki jego i n�ki zako�czone s� paluszkami.A� mu si� gor�co
 zrobi�o,tak si� przerazi� tym odkryciem.
 �Nastrosz pi�ra!�rozkaza� stary Salomo,ale na pr�no zrozpacz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin