P. Czapliński - Nasi odmieńcy.rtf

(228 KB) Pobierz

Przemysław Czapliński, Nasi odmieńcy [fragmenty]

 

Opowieści o Człowieku Ponowoczesnym przeszły znaczącą przemianę: na początku lat ’90 był on przez narrację absorbowany, na początku XXI wieku jest wykluczany. Czapliński w skrócie chce przedstawić losy narracji emancypacyjnej i bierze pod uwagę przypadku powtórnego przyjścia.

Żyd powrócił w Sąsiadach Grossa (2000), książce, po której polska literatura małych ojczyzn ‘w jedną noc posiwiała’. Debata, która rozpętała się w prasie po jej publikacji, była związana nie z przemieszczeniem odmieńca, lecz z koniecznością przemiany opowieści zbiorowej. Do tej pory w narracji narodowej sprawcą Zagłady był Niemiec, Polacy – biernymi świadkami. U Grossa sprawca zmienił się w polskiego sąsiada, zdolnego do zjednoczenia się w masowej zbrodni o charakterze rasowym. Żydzi zamordowani przez okupanta zasługiwali na tren, ludzie zabici przez sąsiada domagają się śledztwa. Zapoczątkowane przez Zagładę Szewca, Weisera Dawidka Huellego wzniosłe opłakiwanie Żydów wcielało się w powieść detektywistyczną poszukującą sensu (kim byli Żydzi w naszym życiu?) – wprowadzone przez Grossa opisywanie relacji polsko-żydowskich wymagało opowieści detektywistycznej poszukującej sprawców. Huelle i Szewc usiłowali przeprowadzić społeczeństwo do ponowoczesności, w której nacjonalizm nie będzie istniał, Gross i Dichter mówili, że nowoczesność pożegnamy wtedy, gdy uda nam się wydobyć na powierzchnię podstawowe jej składniki, np. związek nacjonalizmu z patriotyzmem. Sprawdzianem przejścia do nowego społeczeństwa stawało się wytarzanie nowych narracji, w których odnaleźć mogłaby się przede wszystkim ofiara. Powstawały powieści o zawinionym przez Niemców odejściu Żydów z polskiej historii, zaś książki Grossa zmieniały to w opowieść o usunięciu – o dokończeniu przez niektórych Polaków czystki etnicznej na ocalałych Żydach, a także o wymuszeniu na nich ucieczki do ziemi izraelskiej. Żyd przesuwał się na pozycję Obcego, przybierając postać wyrzutu sumienia.

W tym samym czasie powróciła Kobieta. Sławomira Walczewska w książce Damy, rycerze, feministki (1999) poddała analizie polską obyczajowość, odkrywając w niej współczesne elementy dawnego kontraktu „rycerz-dama”, który nie przewiduje ani obyczajowej, ani seksualnej, ani politycznej emancypacji kobiety. W Świecie bez kobiet (2001) Agnieszka Graff pokazała demokratyczno-liberalne mechanizmy utrzymywania kobiet z dala od polityki. Kinga Dunin w książkach Tao gospodyni domowej (1996) oraz Karoca z dyni (2000) odsłoniła trwałość mechanizmów dyskryminacji tkwiących w różnych odmianach języka publicznego. Ze wszystkich tych książek wyłaniał się obraz demokracji liberalnej, która nadal reglamentuje społeczne uznanie wedle zasady płci. Nie tylko dostęp do władzy, prestiżu czy sukcesu, lecz dostęp do normalności i pełnej ekspresji okazał się mocno ograniczony, a niekiedy nawet zablokowany.

Narracja o Kobiecie z początku lat ’90 była zasadniczo odbierana jako rewindykacja prawa do swobody seksualnej oraz prawa do samodzielnego wybierania drogi życiowej i ustalania tożsamości. Tak postrzegana, Kobieta przemieszczała się powoli ku wąskiej normalności – acz literatura upominała się o więcej. Celem roszczeń było przekształcenie narracji zbiorowej i ustalenie miejsca płci w konstruowaniu rzeczywistości. Autorki nakłaniały do ujawnienia płci jako sterownika zbiorowej narracji, jako kategorii, która do tej pory warunkowała opowieści, więc nie podlegała refleksji. Chciały wyciągnąć płeć z przestrzeni predyskursywnej, a to wymagało krytycznego opowiedzenia o rzeczywistości polskiej od nowa. Renarratywizacji wymagała także sama kobieta. Nowe wątki rewindykowały rolę kobiety we wszystkich miejscach opowieści zbiorowej. Trzeba było od nowa opowiedzieć całe społeczeństwo: historia odzyskania niepodległości – dlaczego ma bohatera męskiego; demokracja – dlaczego patriarchalne podłoże i mechanizmy utrzymujące z dala; teologia – boskość kobiety i jej miejsce w historii Kościoła.

Oznaczało to zapytać o reguły, o dysponentów reguł, a także o tradycje, które porządkowały społeczne gry narracyjne. Zwiększona dawka roszczeń dała inny rezultat: ponieważ śmieszna w polskiej komunikacji jest opowieść o kapłaństwie kobiet, parytecie sejmowym, cielesnej suwerenności, więc w takim zakresie, w jakim narracja zbiorowa nie mieści w sobie ponowoczesnych oczekiwań emancypacyjnych, w takim też kobieta stała się w polskiej kulturze na powrót obca.

 

„odmieńców jest więcej”

Tożsamość nie jest faktem, czymś, co można poświadczyć, obiektywnie udowodnić. Jest performatywem, a więc faktem stworzonym: można zostać w tożsamość wrzuconym, można ją utracić, lecz zawsze jej istnienie objawia się w relacji. Ponadto nie jest statyczna – nadanie tożsamości uruchamia akcję.

Nasza tożsamość powstaje poprzez skonstruowanie odrażającego zewnętrza tego, co wewnętrzne. Jeśli wyrzucamy odmienność poza siebie, to wytwarzamy z obiektem odrzuconym więź fascynacji i obrzydzenia. Tożsamość nasza, uwiązana do obiektu, który ją fascynuje i brzydzi, uruchamia mechanizm konstruowania przedmiotu głębokiej potrzeby i nieopanowanej nienawiści. Jest to beznadziejna gra pożądania i odrazy, która zagarnia fantazmaty społeczne, narodowe i nowoczesne. Tożsamość narodowa w tej grze potrzebna jest do zaklinania wstrętu wobec tego, co będąc względem samej tożsamości najbardziej wewnętrzne, zostało odrzucone. Podmiot, aby się ukonstytuować, wytwarza podmiot – potrzebujemy go, aby wiedzieć, że będąc tym, kim jesteśmy, nie jesteśmy odrażający.

Prawdziwe wejście kapitalizmu (zwłaszcza w świetle opowiadań Sieniewicza z Żydówek nie obsługujemy) globalistycznego do kultury polskiej już się dokonało – nie dlatego, że spacyfikował on polskość, że wynarodowił naród i wykupił wszystko, co nasze, lecz dlatego, że doszukał się wreszcie towaru, który może od nas kupić (kupuje od nas coś, żeby potem nam to sprzedać). Produktem takim w Polsce okazali się odmieńcy. Sprzedaż odmieńców to cena, jaką późna nowoczesność gotowa jest zapłacić za to, aby wykluczona część społeczeństwa zaczęła kupować towary globalne.

„Atrakcyjna oferta” uruchamia jeszcze jedną aktywność – wznoszenie okrzyków. W ten sposób ludzie wyrzucają z siebie nie to, co ich naprawdę gnębi, lecz to, co nadaje się do wykrzyczenia w przestrzeni publicznej. Pojawienie się odmieńca, którego ludzie sami tworzą, pozwala im przemienić się z konsumentów w osoby, którym zależy jeszcze na czymś oprócz konsumpcji (przeważnie w kierunku odmieńca kierowane są żądania zmian).

Żyjemy w społeczeństwo, w którym w każdej chwili jedna grupa – pod wpływem własnych fantazmatów – może wszcząć kulturową wojnę przeciw innej. Wytwórcy symboli (wizerunków, narracji), chcąc ożywić konsumpcję wśród wykluczonych, muszą ‘zlokalizować odmieńca’, a więc odwołać się do starszej niż rynek tożsamości plemiennej. Ponowoczesność nie cywilizuje nienawiści, stwarza natomiast warunki, w których spotkanie z odmiennością może przybrać kształt ekstazy konsumpcyjnej.

 

U schyłku lat ’80 i na początku lat ’90 dominująca praktyka wytwarzania literatury polegała na symulowaniu nawiązać do tekstów literackich z tradycji wysokiego modernizmu. Książki stawały się więc płaszczyzną, która stwarzała iluzję głębi – płaszczyzną, na której widniały ślady intertekstualnych nawiązań (Huellego kojarzono z Grassem, Pilcha z Hrabalem, Stasika z Hłaską, etc.). Grę w interteksty urozmaicało umieszczenie odwołań do wysokiej literatury w narracjach stanowiących pastisz gatunków niskich: w powieść detektywistycznej (Hanemann), sensacyjnej (Biały kruk Stasiuka), romansowej (Madame Libery). Ale sieć tekstowa niczego nie skrywała – gra spełniała się w tworzeniu nowych połączeń między literaturą wysoką i niską, nie zaś w komplikowaniu sensów jednej książki poprzez nawiązanie do innej. Stosowana jednak w pierwszych latach nowego okresu strategia czytania intertekstualnego, pełna nieistotnych odkryć, współgrała z dominującą w kulturze zasadą fragmentowania kultury i dowolnego łączenia owych fragmentów – praktyka ta zadawał się obiecywać kulturę nowego pojednania, czemu odpowiadała nadzieja gospodarki pełnego recyklingu. Najistotniejsza informacja, która stąd płynęła mówiła zatem, że śmieci nie są śmieciami – materia odpadowa może zostać w pełni odzyskana i w procesie powtórnej utylizacji następuje uszlachetnienie resztek. W odniesieniu do kwestii tożsamościowych oznaczało to złudzenie, że zbiorowa tożsamość wchłonie wszelkie fragmenty przeszłości, a zmieszanym różnicom i odpadom nada wartościową postać i usunie z nich wszystko, co mogłoby wzbudzać wstręt: żydowskość i kobiecość będą fascynujące, homoseksualizm – elegancki i milczący, zaś ponowoczesność okaże się zbiorem umiejętności. Krótko mówiąc: gospodarka tożsamościowa początku nowego okresu pogłębiała iluzję stwarzania czystej tożsamości zbiorowej.

Literatura początku XXI wieku stosuje tę samą zasadę w sposób odmienny: przetworzeniu nie ulegają bowiem teksty literackie, lecz kulturowe śmieci: niespójne języki, pokawałkowane symbole, kulturowo utrwalone nienawiści i frustracje, niezaspokajalne pożądania, czyli wszystko to, co decyduje o aktywności komunikacyjnej. Literatura przyjęła zatem na siebie rolę śmieciarki wytwarzającej z odpadów językowe obrazy rzeczywistości. W wyniku zastosowania „śmieciowej praktyki” wyłania się jednak kultura przeciętna: swojska, normalna, powszechna. Zmiana polega na tym, że literatura nie utylizuje odpadów symbolicznych, nie nadaje im postaci dobrych produktów, demonstruje natomiast, że nie oryginalność czy piękno, lecz komunikacyjna skuteczność decyduje o wartości wypowiedzi. Tym samym proza pokazuje, że śmieci mogą służyć jako skuteczne narzędzia komunikacji.

Razem z modyfikacja sposobu gospodarowania odpadami, zmianie uległa strategia przedstawiania tożsamości. Po wstępnym okresie tworzenia polskości tolerancyjnej, u schyłku XX i początku XXI wieku mieliśmy do czynienia z nawrotem antysemityzmu, agresją skierowaną przeciw kobietom, pogardą wobec odmieńców seksualnych. Literatura poddała namysłowi mechanizm tworzenia się tożsamości normatywnej. Odkryła, że kluczową rolę odgrywa ustawienie granic – bez tego żadna tożsamość powstać nie może. Chodzi zatem o to, jak człowiek separuje się od odmiennego: nie wtedy stajemy się antysemitami, gdy stajemy się Polakami, leczy wtedy stajemy się Polakami, gdy potrafimy wykorzystać antysemityzm do ustanawiania i podtrzymywania polskości.

 

Wy-twarzanie odmienności

Najbardziej zauważalnym procesem, jaki nastąpił na początku XXI wieku, jest zdrada antropologii twarzy. Polegała ona na porzuceniu praktyki bezzałożeniowego, opartego na prymacie dobrej woli spotkania z innym. Twarz przestałą być tekstem bez kontekstu, stała się natomiast obliczem, na które nakłada się kontekst. Pochodzi on ze zbiornicy społecznych tożsamości, stając się w trakcie spotkania doraźnym społecznym obliczem człowieka. Skoro podczas dowolnego spotkania można stać się gejem, ciotą, Ruskiem, Żydem, cipą, wobec tego twarz okazuje się zmienną maską, pod którą nie ma prawdziwej twarzy. Jest tam instalowana przez kulturę nowoczesności matryca wy-twarzania odmienności, czyli społecznych wzorców interpretowania Innego.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin