Kazimierz Kelles-Krauz, Źródło zakazów małżeńskich (1903 rok).pdf

(514 KB) Pobierz
Źródło zakazów małżeńskich (Hipoteza)
Kazimierz Kelles­Krauz
Źródło zakazów 
małżeńskich
Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
WARSZAWA 2007
Kazimierz Kelles­Krauz – Źródło zakazów małżeńskich (1903 rok)
Artykuł   Kazimierza   Kelles­Krauza   „Źródło 
zakazów   małżeńskich   (Hipoteza)”   ukazał   się  w 
czasopiśmie „Prawda” 1903, nr 18, ss. 212­214; nr 
19,   ss.   224­226;   nr   20,   ss.   236­237.   Następnie 
został   opublikowany   w   wydaniu   zbiorowym   pt. 
Materializm   ekonomiczny   w   Krakowie   w   1908 
roku.
Podstawa niniejszego wydania: Kazimierz Kelles­
Krauz, „Pisma   wybrane”,  tom  1,  wyd.  Książka i 
Wiedza, Warszawa 1962.
– 2 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
www.skfm.w.pl
288102817.002.png
Kazimierz Kelles­Krauz – Źródło zakazów małżeńskich (1903 rok)
I
Nauka o rodzinie w ciągu ostatnich lat czterdziestu – od wyjścia  Prawa macierzystego  Bachofena 
w   1861   r.   –   zrobiła   olbrzymie   postępy.   Zapoznanie   się  z   formami   pożycia   między   dwoma   płciami   i 
między rodzicami a dziećmi oraz ze stosunkiem tych form do form życia społecznego w ogóle u ludów 
nie objętych cywilizacją europejską, czy to za pośrednictwem świadectw podróżników i kompilatorów 
starożytnych   (co   było   właśnie   zasługą  Bachofena),   czy   też  obserwacji   podróżników   i   misjonarzy 
nowożytnych, otworzyło oczy uczonym na liczne zjawiska z życia przeszłego i współczesnego narodów 
europejskich, które poprzednio, jako sprzeczne z panującym pojęciem rodziny patriarchalnej, uważano w 
najlepszym   razie   za  jakieś  zboczenia,   wynikające   z  ciemnoty   ludu,   albo   też  częściej   zupełnie   ich   nie 
dostrzegano. Zestawienie tych faktów osłabiło wiarę w pierwotność formy rodziny, którą znała historia 
święta   i   prawo   rzymskie,   dwa   przez   tyle   wieków   jedyne  źródła   myśli   naukowej   europejskiej.   Dzięki 
nowym   metodom,   pod   wpływem   nowych  źródeł   i   ogólnego   prądu   krytyki   urządzeń  i   wierzeń 
istniejących,   o   którego   znaczeniu   nigdy   zapominać  nie   należy,   nauka   postawiła   twierdzenia   lub 
przypuszczenia   co   do   stanów   ludzkości,   kiedy   matka,   nie   ojciec,   była   główną  osobą  w   rodzinie, 
opiekunką dzieci i imionodawczynią, kiedy połączenie się mężczyzny i kobiety nie było trwałe ani ich 
wzajemne  prawo do  siebie  wyłączne,  kiedy  ograniczenia  związków  małżeńskich,  o  ile  istniały,   miały 
zupełnie odmienny zakres i charakter, kiedy gwałt nad kobietą był warunkiem prawnego małżeństwa i 
wszystkie   pojęcia   o   etyce   płciowej   i   rodzinnej   były   wprost   sprzeczne   lub   raczej   niewspółmierne   z 
naszymi,  kiedy wreszcie rodzina, względnie  ród, była całym  społeczeństwem i pełniła  wszystkie  jego 
funkcje   względem   jednostki.   Odkrycia   te   pozwoliły   zrozumieć  cały   szereg   instytucji   zwyczajowych   i 
nawet   prawnych,   których   dawniej   zupełnie   nie   pojmowano;   padło   niespodziewane  światło   na   takie 
stosunkowo   podrzędne   zjawiska   społeczne,   jak   sobótki   lub   „kuwada”   z   jednej,   jak   np.   małżeństwa 
morganatyczne lub herby z drugiej strony. Pomnożenie materiału faktycznego oraz zaostrzenie zmysłu 
metodologicznego pozwoliło następnie pod wieloma względami sprostować i pogłębić wyniki badań. W 
końcu zaczęto nawet, kierując się busolą rozwoju ekonomicznego, budować nową syntezę ogólną dziejów 
rodzin   i   małżeństwa.   Lecz   wszyscy   badacze   spotykali   się  z   pewnym   faktem,   który   nie   dawał   się 
sprowadzić  do   czegoś  pierwotnego   i   prostszego:   z   wyłączeniem   od   związków   płciowych   ludzi 
znajdujących się już w bliskich stosunkach innego rodzaju; nie mówię: krewnych, bo czy były to bliskie 
stosunki pokrewieństwa, czy współżycia, to już było i jest kwestią sporną. Fakt ten, nazwany przez Mac 
Lennana egzogamią, próbowano sobie tłumaczyć najrozmaitszymi sposobami, i dziś ostatecznie, po tylu 
próbach, wielu badaczy kapituluje przed nim, ogłasza go za niemożliwy do wyjaśnienia, a inni nazywają 
go „centralną tajemnicą życia społecznego” (Frazer). A istotnie, tajemnica to „centralna”, fakt, instytucja 
pierwszorzędnej wagi. Nie ma bowiem na świecie narodu lub plemienia, które by nie znały surowych 
zakazów małżeńskich w tym lub owym zakresie. Odgrywają one bardzo ważną rolę już w życiu najniżej 
na drabinie   ludów  znanych stojącego  Australijczyka;   i  na najwyższym  znowu szczeblu  tej   drabiny,  u 
współczesnych narodów cywilizacji indoeuropejskiej, nie tylko posiadają moc pełną w prawie pisanym, 
ale są jednym z najgłębiej ugruntowanych, najpowszechniej uznanych nakazów obyczajowych; są nawet 
tym   przykazaniem   moralnym,   którego   najbardziej   szalony   burzyciel   nie   krytykuje   i   przeciw   któremu 
ludzie faktycznie najmniej wykraczają!
– 3 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
www.skfm.w.pl
288102817.003.png
Kazimierz Kelles­Krauz – Źródło zakazów małżeńskich (1903 rok)
Ten absolutny charakter zakazów płciowych sprawił, że uważano je za wrodzone człowiekowi, za 
wypływ naturalnego, przez Boga ludziom danego wstydu, wstrzemięźliwości i wstrętu. Przez długi czas 
nie potrzeba było innego tłumaczenia. Lecz nowy kierunek studiów nad rodziną tak przewracał wszystkie 
dotychczasowe pojęcia o tym, co miało być człowiekowi wrodzone i naturalne, tak niezbicie, za pomocą 
przykładów   zorganizowanego   starcobójstwa   lub   dzieciobójstwa,   dowodził   stopniowego,   historycznego 
powstania,   pod   wpływem   historycznych   przyczyn,   nawet   takich   uczuć  rodzinnych,   które   dotychczas 
uchodziły   za   najelementarniejsze,  że   i   do   zakazów   małżeńskich   musiano   zastosować  ten   sam   punkt 
widzenia. Konieczność innego tłumaczenia niż za pomocą instynktu naturalnego wynikała dla Morgana 
np. jeszcze i stąd, że znalezione przez niego zakazy małżeńskie obejmowały zbyt szerokie koło krewnych: 
wszystkich   mianowicie   krewnych   po  matce!   Pod   wpływem   nowych   pojęć  darwinizmu   twierdził   więc 
Morgan,  że   ograniczenia   koła   krewnych   mogących   zawierać  małżeństwa   między   sobą  były   dziełem 
doboru   naturalnego.   Plemiona,   które   przestały   praktykować  związki   małżeńskie   między   rodzicami   a 
dziećmi, między braćmi a siostrami, między coraz bardziej oddalonymi  krewnymi, miały  rozwijać się 
„szybciej i pełniej”, a przez to zyskiwały przewagę nad innymi lub nawet pociągały je swym przykładem! 
Fr.  Engels   przyjął  to   samo  tłumaczenie   i  na  tej   zasadzie  dokonał   owego  sławnego,  dziś  uznanego  za 
błędne, podstawienia dla czasów przedhistorycznych czynnika „produkcji ludzi” na miejsce „produkcji 
bogactw” w materialistycznym poglądzie na dzieje. Dziś jeszcze to tłumaczenie ma wielu zwolenników; 
daje się mianowicie zauważyć ciekawy fakt, że każdy czuje jego braki, zaczyna szukać innych tłumaczeń, 
a wypróbowawszy pewną ich ilość bezskutecznie, powraca do niego, jako do względnie najlepszego. Nasi 
dwaj nowi autorowie na tym polu, pp. J. Kucharzewski 1   i W. Schreiber 2 ,  tak samo postępują.
A jednak tłumaczenie to doprawdy nie wytrzymuje krytyki. Przypuśćmy najpierw, że rzeczywiście 
dzieci bliskich krewnych są bezwarunkowo mniej silne i zdrowe niż dzieci dalszych krewnych, dzieci 
krewnych w ogóle od niekrewnych itd. W takim razie plemiona egzogamiczne rozwijałyby się istotnie 
lepiej od endogamicznych; ale czy różnica byłaby tak wielka i tego rodzaju, żeby spowodować mogła 
zniknięcie endogamów z powierzchni ziemi? Dobór naturalny powoduje, jak wiadomo, znikanie tych, 
którzy nie są przystosowani do jakichś dla nich nowych warunków przyrodzonych, do wymagań walki o 
byt. Jakież to mogły być warunki tkwiące w przyrodzie otaczającej, które by wymagały od człowieka 
przystosowania się w formie przejścia od endogamii do egzogamii? Czas, w którym Morgan pierwsze 
tego rodzaju ograniczenia umieszcza, jest czasem przejścia od „stopnia niższego do stopnia wyższego 
dzikości”, czyli  innymi  słowy – wynalazku ognia i pierwszej broni  kamiennej,  ostatecznego zejścia z 
drzew na ziemię, użycia na pokarm ryb i zwierzyny. Czy podobna przypuścić, że gromady, które przez 
długi szereg wieków zachowywały byt swój w okresie poprzednim i właśnie dokonały tak olbrzymich 
kroków na drodze uzdolnienia do walki z przyrodą, miały potem w walce tej zaginąć dlatego tylko, że nie 
zaniechały   wewnętrznożeństwa?   Gdyby   więc   szło   tylko   o   walkę  z   naturą,   to   czynnik   przyjęty   przez 
Morgana musiałby nam dać w rezultacie znaczną ilość plemion endogamicznych wobec egzogamicznych 
i jakąś widoczną różnicę fizyczną i umysłową między nimi. Tymczasem egzogamia (w tych lub owych 
granicach)   jest   prawem   powszechnym,   endogamia   –   rzadkim   wyjątkiem,   o   którego   możliwych 
przyczynach pomówimy później. Więc może idzie o walkę między plemionami, w której egzogamiczne 
1   Początki prawa małżeńskiego , 1901.
2   Małżeństwo i jego dzieje , 1903.
– 4 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
www.skfm.w.pl
288102817.004.png
 
Kazimierz Kelles­Krauz – Źródło zakazów małżeńskich (1903 rok)
zwyciężały   dzięki   wyższości   fizycznej   czy   umysłowej?   W   takim   razie   ta   przewaga   stale   i   zawsze 
prowadząca do zwycięstwa musiałaby być bardzo znaczna. Czy to można przyznać, zobaczymy dalej. Tu 
zauważymy jednak jeszcze, że w takim razie plemiona zwycięskie, zabierając sobie kobiety pobitych, co 
się zwykle dzieje, zaszczepiałyby same sobie krew gorszą; że więc z kolei dobór naturalny musiałby był 
kazać  plemionom   zwycięskim   na   widok   takiej   niższości   innych   zamknąć  się  w   sobie,   powrócić  do 
wewnętrznożeństwa.   Zresztą  egzogamia   dzikich   i   barbarzyńców,   wyrażająca   się  w   stałym   connubium 
między   dwiema   grupami,   jest   w   gruncie   rzeczy   endogamią  nieco   szerszej   grupy.   Co   ważniejsze, 
tłumaczenie za pomocą doboru naturalnego przypuszcza już dokonane u niektórych ludów przejście do 
egzogamii;   jakim  sposobem  i   dlaczego  ono  dokonać się mogło,   tego  wcale  nie   widać.  Przyrodnikom 
zdarza   się  to   zresztą  często,  że   dobór   naturalny   zastępuje   u   nich  świadomie   i   celowo   działającą 
Opatrzność, szepczącą istotom ziemskim na ucho, co mają robić, jakich organów się pozbyć, w jakie się 
zawczasu zaopatrzyć... Tłumaczenia za pomocą doboru naturalnego przestają być metafizyczne dopiero 
wtedy,   jeśli   można   wskazać  pobudki   i   sposób   powstania   pewnych   zmian,   np.   w   samej   czynności 
ćwiczącej, wzmacniającej i przekształcającej organ dzięki sprzyjającym okolicznościom zewnętrznym lub 
odwrotnie – w zaniku stopniowym itp.; tym bardziej wymaga się tego, gdy idzie o normy zbiorowego 
życia   istot   myślących.   Tymczasem   Morgan,   Engels   i   ich   zwolennicy   dla   wytłumaczenia   pierwszego 
zjawienia   się  egzogamii   mogą  powołać  się  tylko   albo   na  ślepy   przypadek:   a   w   takim   razie   zupełnie 
niepodobna zrozumieć zjawienia się tej instytucji na całym świecie, boć przecież niepodobna przypuścić, 
że wszystkie plemiona globu, krwawo czy pokojowo, nauczyły się rozumu od jednego lub paru; lub też 
szukać  jakiejś  ogólnej   przyczyny   pierwszego   zjawienia   się  egzogamii   u   wielu   różnych   plemion;   a   w 
takim razie ta przyczyna z punktu widzenia socjologicznego będzie nieskończenie ważniejsza od doboru 
naturalnego.
Przypuszczając   nawet   takie,   jakie   chce   Morgan,   działanie   doboru   naturalnego,   nie   możemy 
zrozumieć, jakim sposobem uświadomiło się ono ludziom pierwotnym, bez czego przecie niemożliwe by 
było   zjawienie   się  tak   bezwzględnych   zakazów.   Działanie   to   bowiem   musiałoby   być  tak   powolne, 
rozłożone   na   tak   długi   szereg   pokoleń,  że   dziki   nie   mógłby   spamiętać  zmian   stopniowych   ani 
wyprowadzić  z   nich   wniosków.   Nawet   u   plemion   praktykujących   egzogamię  dzięki   jakiemuś 
przypadkowi przez szereg pokoleń i wskutek tego zwyciężających inne oraz opierających się zgubnym 
zamachom sił przyrody – nie mogłoby powstać skojarzenie przyczynowe tych faktów; byłby co najwyżej 
zwyczaj,   lecz   nie   zakaz   i   groźba   kary.   Pod   wpływem   widocznych   takich   rozważań  Ernest   Grosse 
przypuszcza, że dziki nabrał przekonania o szkodliwości związków  między bliskimi  krewnymi innym 
sposobem, a mianowicie dzięki bezpośredniej obserwacji złych skutków takich związków, wyrażających 
się w słabym i niezdrowym potomstwie bardzo bliskich krewnyc h 3 ;  nabrawszy zaś takiego przekonania, 
nie   tylko   ich   się  wyrzekł,   ale   z   właściwą  sobie   zabobonną  logiką  rozszerzył   zakaz   stopniowo   i   na 
najdalszych   krewnych.   Lecz   w   takim   razie   pytanie   przede   wszystkim:   dlaczego   zakaz   ten   u   ludów 
najpierwotniejszych obejmuje tylko krewnych po matce lub ściślej – wszystkich krewnych po matce, a 
tylko najbliższych krewnych po ojcu (tych, którzy żyją razem)? Wszak jedno i drugie pokrewieństwo 
powinno   by   jednakowo  źle   oddziaływać  na   potomstwo.   Wszak,   podług   samego   Grossego,   już  u 
3  Niektórzy (np. u nas p. W. Schreiber) sądzą, że dzicy mogli już zaobserwować złe skutki kazirodztwa u zwierząt domowych.  
Doprawdy, zbyt pochlebne mniemanie o poprzedniku Australijczyka!
– 5 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
www.skfm.w.pl
288102817.001.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin