Operacja Whirlwind #2 - CLAVELL JAMES.txt

(1221 KB) Pobierz
James Clavell





Operacja Whirlwind #2





KSIEGI 3-4





Przeklad Michal JankowskiWydawnictwo Univ-Comp





3303





Tytul oryginalu WhirlwindMapy:

Paul J. Pugliese

First Avon International Printing, 1987

Opracowanie: Kazimierz Andruk

Aranzacja: Ewa Hunca, Tomasz Rudomino

Redakcja Zespol Phantompress International

Redakcja techniczna Kazimierz Andruk, Marzenna Kiedrowska

Korekta Ewa Borowiecka, Maria Radziminska

Copyright (C) 1986 by James Clavell

Copyright (C) for the polish edition by Wydawnictwo Ryton, Warszawa 1994

Copyright (C) for the polish translation by Michal Jankowski, 1994

Wydano przy wspolpracy UNIV-COMP Sp z o.o. Wydanie pierwsze

ISBN 83-86386-09-6





KSIEGA TRZECIA





Czwartek22 lutego 1979





NA POLNOCNY ZACHOD ODTEBRIZU, 11:20.





Z miejsca, gdzie siedzial, ze schodkow kabiny zaparkowanego wysoko w gorach 212, Erikki mogl ogarnac wzrokiem spory kawal Sowieckiej Rosji. Daleko w dole wody rzeki Aras plynely na wschod do Morza Kaspijskiego, wijac sie wawozami i biegnac wzdluz sporego odcinka granicy iransko-sowieckiej. Na lewo Yokkonen mogl zajrzec do Turcji i obejrzec pietrzaca sie na cztery tysiace piecset metrow gore Ararat. 212 stal nie opodal wejscia do groty, w ktorej znajdowala sie amerykanska stacja nasluchowa.Znajdowala sie kiedys, pomyslal z ponurym rozbawieniem. Gdy wyladowal tu poprzedniego dnia po poludniu - wskaznik pokazywal dwa tysiace piecset szescdziesiat metrow - pstrokata banda bojowcow lewicowych fedainow, ktora ze soba przywiozl, wpadla do





9





groty, ale Amerykanow juz nie zastala. Cimtarga stwierdzil, ze zniszczono wszystkie wazniejsze elementy wyposazenia i zabrano ksiazki szyfrow. Wiele swiadczylo o pospiesznym opuszczaniu jaskini, lecz zadbano o to, zeby nie pozostawic niczego, co mialo jakas wartosc.-Tak czy inaczej, oczyscimy ja - oswiadczyl Cimtarga swym ludziom - oczyscimy tak jak inne. - Zwrocil sie do Erikkiego: - Czy mozesz tam wyladowac? - Wskazal reka miejsce wysoko w gorze, gdzie widac bylo kompleks masztow radarowych. - Chcialbym je rozmontowac.

-Nie wiem - odparl Erikki. Granat, ktory dostal od Rossa, nadal tkwil, przyklejony tasma, pod jego lewym ramieniem - Cimtarga i jego lapacze nie przeszukali Fina - noz pukoh takze spoczywal na miejscu, w po-, chwie z tylu. - Polece i sprawdze.

-Sprawdzimy, kapitanie. Sprawdzimy razem - rzucil Cimtarga ze smiechem. - Nie bedzie cie kusilo, zeby nas opuscic.

Erikki zabral go ze soba i polecieli. Maszty wpuszczono w gruba warstwe betonu na polnocnym stoku gory, na skrawku plaskiego terenu, ktory mieli teraz przed soba.

-Jesli pogoda sie utrzyma, nie bedzie problemu. Co innego, jesli zerwie sie silny wiatr. Moge zawisnac i opuscic was na linie. - Blysnal zebami w wilczym usmiechu.

Cimtarga rozesmial sie.

-Dzieki, ale nie. Nie chce przedwczesnie umierac.

-Jak na Sowieta, zwlaszcza z KGB, nie jestes najgorszy.

-Ty tez nie. Jak na Fina.

Od niedzieli, gdy Erikki zaczal latac z Cimtarga, zdazyl juz go polubic. Nie, zeby naprawde go lubic, czy mu ufac, pomyslal. Ale Sowiet byl grzeczny i postepowal fair, odmierzal dla lotnika uczciwe porcje wszystkich posilkow. Zeszlej nocy wypil z Yokkonenem butelke wodki i ustapil najlepsze miejsce do spania. Nocowali w wiosce, o dwadziescia kilometrow na poludnie, na dywanach rozpostartych na brudnej polepie. Cimtarga





10





powiedzial, ze choc w okolicy mieszkali glownie Kurdowie, ta wioska sklada sie z kryptofedainow i jest bezpieczna.-Dlaczego zatem pilnuje mnie straznik?

-Jest bezpieczna dla nas, kapitanie, a nie dla pana. Przedwczoraj w nocy, gdy Cimtarga przyszedl po

niego ze straznikami, wkrotce po odejsciu Rossa, zawieziono go do bazy. W ciemnosciach, lamiac wszystkie przepisy IATC, polecieli do wioski w gorach, na polnoc od Choju. Tam o swicie zaladowali helikopter uzbrojonymi ludzmi i polecieli do pierwszej z amerykanskich stacji radarowych. Byla zniszczona i opustoszala, tak jak ta tutaj.

-Ktos musial ich ostrzec, ze przybedziemy - zauwazyl zdegustowany Cimtarga. - Matierjebcy szpiedzy!

Pozniej Cimtarga powiedzial Erikkiemu, ze wedlug tego, co szeptali miejscowi, Amerykanie ewakuowali sie zeszlej nocy bardzo duzymi helikopterami bez zadnych oznaczen.

-Dobrze by bylo zlapac ich na szpiegowaniu. Bardzo dobrze. Mowi sie, ze sukinsyny moga widziec nasze terytorium na tysiac szescset kilometrow w glab.

-Masz szczescie, ze juz ich tu nie ma. Moze musialbys stoczyc bitwe, a to bylby incydent miedzynarodowy.

Cimtarga rozesmial sie.

-My z tym nie mamy nic wspolnego. Nic. To znowu Kurdowie odwalaja krecia robote. Banda zbirow, co? To na nich spadlaby odpowiedzialnosc. Cholerni jazdwas, co? W koncu ciala zostalyby odnalezione na terenie Kurdow. Taki dowod wystarczylby Carterowi i CIA.

Erikki poruszyl sie na zimnym metalowym stopniu. Byl przygnebiony i zmeczony. Ostatniej nocy znowu zle spal; dreczyly go koszmary zwiazane z Azadeh. Nie mogl spac od czasu pojawienia sie Rossa.

Jestes glupcem, powtarzal sobie tysiace razy. Nie pomagalo. Wydawalo sie, ze nic nie pomoze. To pewnie przez to latanie; zbyt wiele godzin lotu w zlych warunkach, w ciemnosciach. Trzeba jeszcze martwic sie





11





o Noggera, myslec o Rakoczym, zabojstwach. O Rossie. Przede wszystkim zas o Azadeh. Czy ona na pewno jest bezpieczna?Sprobowal zawrzec z nia pokoj co do Johnny'ego "Jasne Oczy".

-Przyznaje, ze bylem zazdrosny. To glupie. Przyrzekam na starozytnych bogow moich przodkow, ze moge zniesc twoje wspomnienia o nim. Moge i zniose - oswiadczyl, ale to nie wystarczylo. - Po prostu nie myslalem, ze jest tak... takim mezczyzna i... tak niebezpiecznym. Jego kukri moglby sie zmierzyc z moim nozem.

-Nigdy, kochanie. Nigdy. Tak sie ciesze, ze ty jestes soba i ja jestem soba, i ze jestesmy razem. Jak moglibysmy sie stad wydostac?.

-Nie wszyscy, nie razem, nie jednoczesnie - powiedzial jej uczciwie. - Byloby najlepiej, gdyby zolnierze wyrwali sie, gdy tylko beda mogli, i zabrali Noggera. A dopoki ty tu jestes, nie wiem, Azadeh, jak my mozemy uciec, naprawde nie wiem. Jeszcze nie wiem. Moze moglibysmy przedostac sie do Turcji...

Spojrzal teraz na wschod w kierunku Turcji. To tak blisko, a jednoczesnie tak daleko, gdy Azadeh jest w Tebrizie. Trzydziesci minut lotu. Ale kiedy? Gdybysmy dotarli do Turcji, a helikopter nie zostalby oblozony sekwestrem, gdybym mogl zatankowac i poleciec przez granice do Asz Szargaz... Gdyby, gdyby, gdyby! Bogowie mych przodkow, pomozcie mi!

Zeszlego wieczoru, przy wodce, Cimtarga byl malomowny jak zwykle, pil jednak uczciwie. Wysaczyli butelke do ostatniej kropelki, szklanka po szklance.

-Na jutro mam nastepna, kapitanie.

-To dobrze. Kiedy skonczymy?

-Za dwa-trzy dni skonczymy tutaj i wracamy do Tebrizu.

-A potem?.

-Potem dowiem sie, co dalej.

Gdyby nie wodka, Erikki by go sklal. Wstal i spojrzal na Iranczykow, ukladajacych w stosy sprzet, ktory





12





mieli zabrac. Wiekszosc zelastwa wygladala bardzo zwyczajnie. Gdy Yokkonen ruszyl przez nierowny teren pokryty skrzypiacym pod butami sniegiem, pilnujacy go straznik poszedl za nim. Zadnej szansy ucieczki. Zadnej okazji przez cale piec dni.-Cieszy nas twoje towarzystwo - powiedzial ktoregos dnia Cimtarga, mruzac orientalne oczy. Zdawalo sie, ze umie czytac w myslach.

W gorze kilku ludzi pracowalo przy demontazu masztow radarowych. Co za marnowanie czasu, pomyslal Erikki. Nawet ja widze, ze nie ma w nich nic szczegolnego.

-Niewazne, kapitanie - wyjasnil Cimtarga. - Moich szefow ciesza hurtowe ilosci. Bierzemy wszystko. Lepiej wiecej niz mniej. Czym sie przejmujesz? Pracujesz na dniowki. - Znow smiech, a nie wymyslania.

Yokkonen poczul, ze zesztywnialy mu miesnie szyi. Wykonal sklon, dotykajac palcami butow. Opuscil ramiona i glowe, a potem zaczal wykonywac krazenia glowa tak, aby sam jej ciezar naciagal sciegna, wiazadla i miesnie.

-Co robisz? - zapytal Cimtarga, podchodzac do niego. __

-Swietnie robi na bol szyi. Erikki wlozyl ciemne okulary; swiatlo odbite od sniegu razilo w oczy. - Jesli robic to dwa razy dziennie, szyja nigdy nie boli.

-Ach, ciebie tez boli kark? Ja mam to bez przerwy. Musze chodzic do kregarza przynajmniej trzy razy w roku. To pomaga?

-Gwarantowane. Nauczyla mnie tego kelnerka. Noszenie tac przez caly dzien wywoluje bol karku i plecow. To tak jak u pilotow - choroba zawodowa. Wyprobuj to i sam sie przekonaj. - Cimtarga pochylil sie i poruszyl glowa. - Nie, nie tak. Glowa i ramiona luzno; jestes zbyt napiety.

Cimtarga postapil wedlug tych wskazowek; poczul, ze cos chrupnelo mu w szyi. Gdy podniosl glowe, powiedzial:.

-Genialne, kapitanie. Jestem winien przysluge.





13





-To rewanz za wodke.-To jest cenniejsze niz butelka wod...

Erikki oslupial, gdy z piersi Cimtargi trysnela krew otworem wyrwanym przez pocisk, ktory trafil go od tylu. Potem uslyszal krzyki i zobaczyl koczownikow wysypujacych sie zza skal i drzew, wydajacych bojowe okrzyki i strzelajacych w biegu. Atak byl krotki i gwaltowny. Yokkonen zobaczyl, ze ludzie Cimtargi padaja na ziemie, przygnieceni liczebna przewaga przeciwnika. Straznik Fina, jeden z nielicznych, ktorzy mieli bron, zdazyl raz wystrzelic i zostal od razu trafiony. Brodaty czlowiek ze szczepu stanal nad nim i z luboscia dobil go kolba karabinu. Inni pobiegli do jaskini. Jeszcze troche strzalow i zapanowala cisza.

Ponaglany przez dwoch mezczyzn, Erikki podniosl rece; czul sie glupio bezbronnie, a serce walilo mu jak mlot. Jeden z napastnikow odwrocil Cimtarge i wpakowal mu kolejna kule. Drugi minal Erikkiego i ruszyl do 212, aby upewnic sie, ze w kabinie nikt sie nie ukryl. Teraz mezczyzna, ktory zastrzelil Cimtarge, dyszac ciezko, stanal przed...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin