Wariacje pocztowe.doc

(51 KB) Pobierz

 

"Wariacje pocztowe"

 

Kazimierz Brandys, "Wariacje pocztowe", Czytelnik, Warszawa 1975.

 

"Chciałem mu wyjaśnić pewną manipulację: przeszłość się dziedziczy w postaci wspólnej nieprawdy dla powszechnego użytku. Moment stawania się historii jest zwykle lekkomyślny. W przeszłości nie byłem majorem, ale oni dostali naszą przeszłość jako scenariusz z nami w roli majorów. I w tej liczbie mnogiej jest już manipulacja historii. Powstanie film - ja umrę. I ze mną odejdzie moja prawda pojedyncza. Można ją będzie uwzględnić po pewnym czasie dopiero. Gdy historia obeschnie i sklei się z kulturą, wtedy będzie można nanieść moją prawdę - ale już jako sztukę. Wtedy dopiero". (222)

 

"[...] Roku od Narodzenia Pańskiego 1770 miesiąca Septembris 23 dnia" Prot Zabierski, "z folwarku Szymowizna", zabrał się za kreślenie - czy też raczej tylko pisanie poruczył - listu do syna swego, Jakuba, rozpoczynając tym samym rozpisaną na korespondencję sagę rodu Zabierskich, obejmującą bez mała dwieście lat - historii rodzinnej, nierozerwalnie, acz nieraz w sposób problematyczny, splecionej z historią Polski - zakończoną ostatnim listem, jaki z Warszawy w roku 1970 śle do syna w USA Zyndram Zabierski. Historia mężczyzn, przez nich i dla nich opowiadana. "Z ciała synem waszym jestem, Panie Ojcze, i tego odwrócić nie ma siły [...]. Co wszystko tu napisane, dla was jest pisane, ani dla Pani Matki, ani dla braciszków, to najmniej. Jeno dla was. Z waszego nasiona Bóg mnie stworzył, komuż tedy hańbę mam zwierzyć, jak nie wam, a Bóg ją zna. Przeklniecie syna, wyprzecie się go, pamięć o nim na proch zetleje, taki on synem waszym pozostanie, a wy jemu rodzicem, na to rady niemasz" (19-20) - argumentuje w jednym z pierwszych listów Jakub Zabierski. I w zasadzie każdy kolejny syn i każdy z tych synów, gdy sam zostanie ojcem, podpisywać się będzie pod tą deklaracją - nawet jeśli rodzinne więzy kwestionować będzie ostro i stanowczo. Historia rodu Zabierskich to historia mężczyzn; to zarazem, ukazana poprzez losy jednostkowe, historia pewnej ściśle określonej grupy społecznej - pierwotnie prawdopodobnie średniozamożnej szlachty, wreszcie - z czasem - głównie inteligencji. (Chociaż uogólnienie tutaj takowe jest ryzykowne, ze względu na Brandysa zamiłowanie do kreślenia charakterów, które swobodnie wykraczają poza raz narzucone im ramy profesji, wchodząc w role inne, niespodziewane). To świat prawie bez kobiet - można im składać pod sam koniec listu uszanowanie, o śmierci przyjaciół donosić w słowach delikatnych, coby kruchej siostrzyczce problemów więcej nie sprawiać, nad ich długiem trwaniem na włościach, wbrew zawieruchom historii, pochylać się z niejakim podziwem, można wreszcie dostrzec w ich oczach ów niebezpieczny błysk - zew niemalże - znamionujący femme fatale, w końcu - pokazać wolno je w krzywym zwierciadle satyry - tak jak w liście Juliana Zabierskiego, z niejaką emfazą piszącego o "nimfomankach tkniętych wścieklizną macicy" i o "sensatkach, cierpiących na newralgię duszy". Ale nie one są bohaterkami. Wielkie sprawy to nie ich sprawy.

 

O polskości i innych demonach - tak można by spróbować w jednym zdaniu określić tematykę tej powieści. Zarazem, wydaje mi się, jest to określenie bardzo trafne - i paradoksalnie, gdyż szerokie przecież - zawężające. Nie jest to przedstawiona w obrazkach historia Polski - we wszystkich swoich upadkach i nielicznych wzlotach. Konfederacje, powstania, konspiracje, wojny, emigracje - wszystko to istnieje tu niejako na marginesie, odbija się na egzystencji, na podejmowanych życiowych wyborach, lecz nie działanie stoi w centrum zainteresowania, lecz odpowiedzialność za nie. Słowem, konsekwencje. Wystarczy spojrzeć na daty poszczególnych listów, z pewną nawet monotonią pomijające lata, które od początku edukacji wbija się polskim dzieciom do głów w trakcie nudnych zazwyczaj lekcji historii. Polskość jest tu kategorią nadrzędną, gdyż właściwie zawsze to ona jest na pierwszym planie - najpierw jesteś Polakiem, człowieczeństwo jest w tobie wtórne, doszukać się go musisz. Trudno skojarzeń z Gombrowiczem uniknąć, narzucają się same. Stosunek Brandysa do tej polskości kontuszowej, sarmackiej, więcej z przebierankami i błazenadą mającej wspólnego niż z trzeźwym patriotyzmem, jest równie krytyczny. Gdyby jednak powieść ta pozostała tylko na tym poziomie, nie byłaby może i nudna, ale powtarzała coś, z czym w literaturze już się rozliczano (chociaż może wciąż za mało - jakby do końca rozliczenie to wciąż jeszcze nie dotarło), stanowiłaby raczej prywatny rachunek sumienia. Jeśli tak nie jest, to dlatego, że polskość owa nie przysłania wyżej wspomnianego człowieczeństwa - absurdalne nieraz perypetie bohaterów godzą także w sedno ich tożsamości, każąc ją redefiniować albo w ogóle od początku zbudować, na gruzach poprzedniej. Kim bowiem jest Jakub Zabierski, w klatce razem z małpami przebywający, odmawiający w tureckiej niewoli przyjęcia islamu i jednocześnie bluźniący przeciwko Bogu? Kim jest Michaś - świętym czy jedynie oszustem, bazującym na mistycznych tęsknotach? Kim jest-że Seweryn, dopuszczający się aktu - żeby słów właściwych użyć - auto-kanibalizmu, a wspomagający się przy tym nie czym innym, jak tylko cerkiewnym krzyżem? Jak można nazwać pysznego emigranta Jana Nepomucena, który najmuje się do cyrku i z niejaką dumą chwali się w liście do ojca, iż pokazuje się "konno w entrakcie, zaznaczon na programach: CÉLEBRE UHLAN POLONAIS (exercises équestres, a cheval M. le comte Z...ski)". Po czym dodaje w podobnym tonie: "Zdziwiłby się Tatko mym widokiem, bo na głowie mam czako z niegdysiejszego pułku ułańskiego od jen. Konopki, kurtkę po chevaulégers a spodnie czwartackie; w ręku zaś dzierżę lancę z chorągiewką o narodowych barwach, lecz z krzyżem naszytym błękitnym. Moje exercices są skoki konne przez płot, za którym siedzi Turek-kukła. Skacząc winienem go przebić lancą, co wcale nie jest trudne, a za to aplauz głośny pozyskuje u silnie wzruszonej publiki, wiewającej muszuarami. Od dni albowiem Rewolucyi naszej, tak smutnie zakończonej, Polacy są ponad wyraz u Belgijczyków lubieni i znani za herosów. Niemożliwe wszelako jest im wyeklarować, że nie pod tureckim jarzmem Polska jęczy. Gdy o Nikołaju im powiesz, wnet kiwają głową: Oui, oui! le Sultan!" (120-121). Kim są przedstawiciele kolejnych pokoleń aż do Zyndrama, smętnie się włóczącego w poszukiwaniu raz utraconego Anioła? Na pytanie o to, czym jest nasza polskość nakłada się nie mniej ważkie - kim jestem ja sam? "Fundament mej niedoli, Synu Mój Osobliwie Kochany, w tym zależy, że mam dwa sposoby trzymania o sobie. Zacnym-em człowiekiem czyli niecnym? [...] Niechże mnie kto odpowie, którym człowiekiem jestem, bo oboma razem być mi trudno". (103)

 

Te dwa wielkie tematy splatają się jeszcze z jednym - z tematem, który trudno nazwać, nie trywializując. Nie jest nim chrześcijaństwo samo w sobie - raczej obecność Boga, relacja między Nim a człowiekiem, możliwość cudu - cała, bardzo szeroka sfera, na różnych płaszczyznach - czasami bardzo poważnie, czasami z ogromnym ładunkiem groteski - wykorzystywana.

 

Co najbardziej zaskakujące - "Wariacje pocztowe" to powieść dobra, bynajmniej tematycznie, mimo tej wielości, nieprzeciążona. Dla mnie jednak w czymś jeszcze innym - wątku kilkakrotnie sygnalizowanym, acz może nie głównym - ciekawa. Mam na myśli problem, który zdaje się poruszać Brandys (a może i Brandysa?): mityzację historii (w dwie strony to działa: można wybielać lub tworzyć czarną legendę), wielość i swobodę (za daleko posuniętą?) interpretacji. Zarówno historii jednostkowej - jak w opowieści o losach Juliana Zabierskiego, gdzie młodzieńcza miłość później opisywana jest zgryźliwie i brutalnie: "[...] kochałem się po smarkaczowsku, krańcowo i całkiem bezprzytomnie w dziwce, która zaszła w ciążę z popem, miała poślubić rosyjskiego księcia, występowała w teatrze i zginęła zastrzelona, gdy odkryto, że była agentką carskiej policji". Jak i historii rodzinnej, a pewnie i historii w ogóle, każdej z rodzin z osoba, ale i całych narodów, gdzie grzechy ojców stają się powodem do sławy i chwały synów: jak było naprawdę, nikt już nie pamięta. A może tylko nie chce pamiętać. "Wspólna nieprawda do powszechnego użytku"?

 

I jeszcze jeden atut, kolejny powód, dla którego warto się z "Wariacjami..." zapoznać - to bardzo ciekawa gra z formułą powieści epistolarnej. Wielostylowa - od kwiecistego i wciąż jeszcze barokowego stylu właściwego Protowi Zabierskiemu, poprzez dobrze nam znany z romantycznej korespondencji ton, młodopolskie uniesienia aż do - kto wie, czy nie najciekawszego - listu ostatniego, zupełnie już współczesnego. Groteska. Liryzm. Realistyczny opis. Wyolbrzymienie. Laboratorium stylu.

 

Książka ta jest popisem twórczości literackiej Brandysa. Niepowtarzalny pomysł autora na formę książki, której umiał się podporządkować, jest godzien uwagi.

 

Na pewno trudno jest się w tej książce odnależć zwykłemu czytelnikowi. Brandys wraca do przeszłości, przytacza fakty historyczne na przykładzie sagi poszczególnych pokoleń rodziny Zabierskich. Walory historyczne książki, ciekawe anegdoty, niekiedy tragiczne, niekiedy śmieszne, a niekiedy bardzo zawiłe mogą świadczyć także o tzw. "polskości". Poszczególni bohaterowie książki są odważni, honorowi, dumni. Lecz z czasem podporządkowanie regułom historii i moralnym normom danej epoki na nowo formułuje moralność opisanych ludzi. Na tym przykładzie ukazany jest właśnie rozłam tradycji, spłycenie obyczajów i coraz większa rola materializmu w życiu człowieka. Im dalej zaglądamy w książkę,tym więcej tam waśni, nieporozumień wynikających także z porywczości Zabierskich.

 

Ciekawym wątkiem książki jest historia powstańca, jednego z bohaterów, który w obliczu śmierci głodowej, pozbawiony własnej świadomości zjada... własną nogę, amputowaną mu wcześniej przez lekarza. Pozostawiony na pastwę losu, nie ma wyjścia. Targają nim rozterki moralne, zadaje sobie pytanie, czy jest zwierzęciem, czy zasługuje na miano człowieka. Probuje tego dociec poprzez wiarę w Boga...

 

Kazimierz Brandys urodził się w 1916 roku w Łodzi, prozaik i eseista, tłumaczony na wiele języków, laureat nagród

: im. Jurzykowskiego (1982), Prato-Europa (1986), im. Ignatio Silone (1986), odznaczony w roku 1993 francuskim Orderem Sztuk Pięknych i Literatury. Przed wojną, jako student prawa na Uniwersytecie Warszawskim był działaczem lewicowego Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. Ze względu na swe żydowskie pochodzenie okupację niemiecką spędził na tzw. "aryjskich" papierach w Warszawie i w Krakowie. Po wojnie wkrótce zamieszkał w Warszawie. Od roku 1981 mieszkał w Paryżu, gdzie zastało go wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Zmarł wiosną 2000 roku.

 

Wśród jego bogatego dorobku pisarskiego na miejsce pierwsze wysuwa się jedna pozycja – Wariacje pocztowe (pierwsze wydanie 1972 rok). Książka – zbiór listów ojców do synów w interesujący sposób opisuje losy jednej rodziny wplecione w historię Polski z lat 1770 do 1970.

 

Pierwszy z nich – datowany na rok 1770, pisany przez Prota Zabierskiego do syna Jakuba z folwarku Szymowizna. Kolejne datowane są na lata 1799, 1833, 1867, 1900, 1932 i 1970. Ojcowie i synowie dzielą się w nich troskami i radościami, przemyśleniami i pomysłami na życie rodziny, na życie Polski. Losy rodzinne się zmieniają, pewne sądy o wydarzeniach również. Książka ta, uchwyciła nie tylko zmiany w rodzinie, przede wszystkim jednak pokazuje zmiany w historii narodu, jego sposobu myślenia i zachowania. Stylizacja na korespondencję sugeruje czytelnikowi dystans wobec narratorów, dzięki czemu dzieło uzyskuje tak cenną autonomię.

 

Przygody i perypetie rodzinne, jakie zdarzyły się w obrębie jednej rodziny są zaskakujące. Jeden z rodu Zbierskich musiał tańczyć z małpą przed wezyrem, inny upiekł i zjadł własną nogę podczas kampanii napoleońskiej. Jeszcze inny popełnił „grzech ciężki’ z małpą, z którą zamknięto go w klatce. Śmieszność i nierealność niektórych wydarzeń zawsze łączy się jednak z refleksją na temat Polski, wydarzeń historycznych, jakie ją spotykają i losów przyszłych pokoleń. Oto jedna z ocen naszego narodu: "U nas drobniutki pryszczyk rozdyma się naraz do ogromu wrzodu, z czego następnie urastają potworne wieże Babel, istne burdele kłótni i gadania [...]”Pytanie, jakie stawia autor w swoim dziele brzmi: czy Polska umie poradzić sobie z bagażem romantycznej tradycji, zesłańców, z całą mitologią powstańczą? Nie odpowiada na to pytanie wprost, jednak dokładna lektura przyniesie czytelnikowi autorską odpowiedź.

 

Książka nie podobała się ówczesnym krytykom. Zarzucali autorowi mieszanie się do spraw Polski, twierdzili, że Żyd nie będzie pouczał Polaków o historii narodu. Opinie te nie zniszczyły ważnego dla polskiej literatury dzieła. Ciągle jest i warto je czytać. Pojawia się pytanie: czy dałoby się pisać dalszy ciąg listowej historii? Myślę, że tak i nie byłaby ona za bardzo różowa.

 

 

 

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin