Polityka polska i odbudowanie państwa Tom 2.doc

(1129 KB) Pobierz
Copyright by Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1989

Copyright by Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1989

okładkę, obwolutę i stronę tytułową projektowała Joanna Chmielewska

redaktor Małgorzata Wojciechowska

indeksy opracował Tomasz Wituch

redaktor techniczny Ewa Marszał

korektor Anna Sidorek

ISBN 83-211-0983-7

 

 

 

CZĘŚĆ CZWARTA

 

Wojna: okres drugi (1917-1918)

Powstanie państwa polskiego

w obozie sprzymierzonych

 

 

I.       WALKA PRZECIW POKOJOWI „BEZ ANEKSJI”

I POSTAWIENIE PEŁNEGO PROGRAMU POLSKIEGO

 

Społeczeństwo nasze wykazało w wojnie europejskiej wiele zdrowego instynktu narodowego, zrozumienia, gdzie leży dobro Polski, od czego jej przyszłość zależy. Objawiło się to w zwróceniu się jego dążeń przede wszystkim ku wielkiemu celowi zjednoczenia Polski, ku wydarciu ziem polskich Prusom, ku obaleniu potęgi niemieckiej. Pod tymi hasłami zszeregowało się w Polsce wszystko, co było niezależne od wpływów obcych, nie związane bezpośrednio czy pośrednio z Żydami lub z organizacjami międzynarodowymi.

Jednakże społeczeństwo — niedoświadczone politycznie, nienawykłe do kierowania swymi sprawami i nie znające mechanizmu polityki międzynarodowej, a natomiast bardzo wrażliwe na punkcie swych krzywd i swego poniżenia — za wiele uwagi zwracało na oświadczenia rządów w sprawie polskiej, a za mało na rozwój wypadków w tej wojnie, zwłaszcza na rozwój walki politycznej między mocarstwami, który o przyszłości Polski właściwie decydował.

Nie zdawano też sobie w Polsce sprawy z tego, że rewolucja rosyjska i wejście Ameryki w wojnę wytworzyły na pewien czas położenie dla naszej sprawy najniebezpieczniejsze, grożące nam absolutną klęską.

Jak już wspomniałem, zarówno rewolucja rosyjska, jak interwencja amerykańska dodały śmiałości radykalnemu liberalizmowi i podniosły jego siłę w polityce państw wojujących. Nie trzeba zapominać, że radykalny liberalizm oznacza na ogół zarówno płytkie doktrynerstwo w polityce międzynarodowej, jak i niepolityczny pacyfizm. Toteż w początku tej nowej z naszego punktu widzenia wojny groźba przedwczesnego pokoju stała się o wiele poważniejsza niż kiedykolwiek przedtem.

Była obawa, że żywioły nie zdające sobie właściwie sprawy z tego, o co się ta wojna toczy, a zdobywające o wiele większy niż poprzednio wpływ w państwach sprzymierzonych, swym naciskiem na rządy zmuszą je do zawarcia pokoju i to takiego pokoju, który będzie wielkim zwycięstwem politycznym Niemiec.

Niebezpieczeństwo wzrosło zwłaszcza wtedy, gdy żywioły socjalistyczne, które podniosły wówczas głowę w państwach sprzymierzonych, zaczęły, przy akompaniamencie towarzyszów krajów neutralnych, propagandę za pokojem „bez aneksyj i bez odszkodowań".1

Nigdy nie wątpiłem, że zaszczyt wynalazku tego pokoju bez aneksyj należy do socjalnej demokracji niemieckiej, jakkolwiek ta się do niego nie przyznawała i siedziała cicho. Po wojnie dopiero się nim pochwaliła. Trudno o jaskrawszy przykład roboty socjalistów wszystkich krajów dla Niemiec, pod komendą niemieckiej demokracji socjalnej.

Dla bezkrytycznych mas, zahipnotyzowanych hasłami socjalistycznymi, nie mogło być nic piękniejszego, sprawiedliwszego, bardziej prowadzącego do urzeczywistnienia ideału powszechnego pokoju, jak pokój „bez aneksyj i bez odszkodowań". Ale jakże się ten pokój przedstawiał ludziom myślącym nie hasłami, nie pustymi słowami — ludziom myślącym realnie i posiadającym choć odrobinę wyobraźni politycznej?...

Bez odszkodowań — to znaczy bez odszkodowań dla sprzymierzonych, bo Niemcy u siebie wojny prawie nie miały i prawie nic im nieprzyjaciel nie zniszczył. Tymczasem one same we Francji, w Belgii, w Polsce dokonały nie tylko zniszczenia, które z konieczności towarzyszy wojnie, ale niszczyły celowo, z planem, żeby byt gospodarczy przeciwnika podciąć, zwłaszcza zaś przemysł jego zlikwidować i uczynić te kraje na przyszłość niewolnikami przemysłu niemieckiego. Do tego przybyła jeszcze kampania łodzi podwodnych niemieckich, niszcząca flotę handlową innych krajów i przygotowująca po wojnie nieomal monopol dla niemieckiej. Łatwo zrozumieć, że takie zakończenie wojny smakowało socjalistom niemieckim: gdyby inne kraje zmuszone były żyć na przyszłość niemieckim przemysłem i niemieckimi środkami przewozowymi, byłby to nie tylko raj dla kapitału niemieckiego, ale i robotnik niemiecki nieźle by na tym zarobił. Zdobywszy te olbrzymie zyski, Niemcy nie potrzebowaliby nic płacić, bo pokój byłby bez odszkodowań. Pociągnęłoby to, naturalnie, za sobą ruinę innych krajów, nie tylko bankructwo ich kapitalistów, ale także, i to przede wszystkim, wygłodzenie ich mas robotniczych. A jednak socjaliści innych krajów, wojujących i neutralnych, szli na to, bo im to polecono z Berlina, i masy robotnicze tych krajów, posłuszne swym przywódcom, wołały o pokój „bez odszkodowań", o własną śmierć głodową. Bardzo pouczający obraz...

Bez aneksyj — a więc Niemcy zachowują nietknięte całe swoje terytorium: Alzacja i ziemie polskie pozostają w ich posiadaniu i dalej są przerabiane na kraje niemieckie. Austro-Węgry i Turcja pozostają też nietknięte terytorialnie, z komendą niemiecką nad nimi, która już nie cofnęłaby się z postępów zrobionych podczas wojny. Rosja pobita, przechodząca kryzys wewnętrzny prowadzący ją do rozkładu, a więc usunięta z pola współzawodnictwa mocarstw na czas dłuższy. To oznaczało ostateczne ujarzmienie przez Niemcy bezpośrednio czy pośrednio — za pomocą Austro-Węgier — państw bałkańskich. Wreszcie Polska, w postaci miniaturowego Królestwa Polskiego, angegliedert,2 przy największych nawet pozorach niezawisłości pozostająca pod ścisłą kontrolą Niemiec i służąca ich celom dopełniałaby całości. Mitteleuropa gotowa, Niemcy panami połowy, a po nieuniknionym ujarzmieniu Rosji — dwóch trzecich Europy, droga do Zatoki Perskiej i do Kanału Sueskiego dla nich otwarta...

Któż by wtedy śmiał im się przeciwstawić? I gdzież by się znalazł wówczas tak naiwny Polak, żeby w podobnych warunkach marzyć o niepodległości swej ojczyzny, o ocaleniu bytu Polski jako wielkiego narodu?...

A przecie dzięki wytężonej akcji socjalistów całego świata niebezpieczeństwo takiego rozwiązania było bardzo bliskie. Pracowano dla niego i w samej Polsce.

Wiosna roku 1917 była jednym z najgroźniejszych dla naszej sprawy momentów w ciągu całej wojny.

W owym czasie obawa, ażeby nie wziął góry płytki radykalizm w krajach sprzymierzonych, wyzyskiwany umiejętnie przez Niemcy — których Socjalna Demokracja mobilizowała towarzyszy całego świata, a których katolicy usiłowali przez Watykan3 pozyskać dla sprawy pokoju opinię katolicką innych krajów — żeby bezmyślny pacyfizm nie narzucił pokoju, który byłby ogromnym zwycięstwem politycznym Niemiec, a klęską sprzymierzeńców, ta obawa męczyła nie tylko nas, ale wszystkich w Europie ludzi, którzy rozumieli istotę tej wojny. Politycy myślący realnie robili wówczas wszystko, żeby niebezpieczną propagandę sparaliżować. Niestety, mieli nieraz związane ręce przez działania zakulisowe tajnych organizacyj, które politykę państw pod wpływami obcymi wykolejały.

Korzystając wówczas z tego, że na czele polityki zagranicznej Anglii stał Balfour — doświadczony mąż stanu, głęboko pojmujący położenie międzynarodowe i zadania wojny — starałem się jak najdokładniej oświetlić mu kwestię polską, jej istotę, jej położenie w tej wojnie, wykazać, jak wiele zależy od właściwego jej rozwiązania.

Wkrótce po rozmowie 25 marca w sprawie proklamowania niepodległości Polski, złożyłem mu memoriał wykazujący, że Rosja nie była zdolna do rozwiązania kwestii polskiej, że musi ono być dziełem państw zachodnich, że to jest największa kwestia polityki europejskiej, że wreszcie dla osiągnięcia celów tej wojny trzeba zbudować Polskę silną, zdolną do odgrywania roli samoistnej w położeniu międzynarodowym. W tym memoriale już postawiłem program terytorialny polski (późniejszy program Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu), wykreśliłem w ogólnych zarysach granice Polski zarówno na wschodzie, jak na zachodzie. Dodałem do niego notatkę o postawie Rosji w kwestii polskiej od początku wojnya.

Tu muszę jak najmocniej stwierdzić, że te i późniejsze akty z naszej strony nie były żadną zasadniczą zmianą w naszym stosunku do Rosji. Ludzie rozumni na Zachodzie, którzy zdawali sobie sprawę z położenia, widzieli, że jest to konsekwentny, zgodny z założeniami rozwój naszej polityki w zastosowaniu do zmian w położeniu ogólnym. Jeżeli starają się to przedstawić inaczej niektórzy ludzie w Polsce, to mamy tu do czynienia jedynie ze zwykłym przejawem płytkiego szachrajstwa politycznego, które, nie licząc się wcale z dobrem kraju, wysila się tylko na wykazywanie dziur w znienawidzonej polityce.

Od początku tej wojny, przez cały czas jej trwania i podczas konferencji pokojowej polityka nasza ani chwili nie zwracała się przeciw Rosji jako takiej, ale też ani chwili nie służyła czy Rosji, czy komukolwiek innemu, służyła tylko Polsce. Duchem naszej polityki od jej narodzenia się było to, co Balicki nazwał „niepodległością wewnętrzną" i o czym tak wiele i tak mądrze pisał. Nie mieliśmy państwa, aleśmy politykę polską pojmowali tak niezależnie, jak gdyby ono istniało. Bo istniało ono w naszych duszach.

Byłoby to wprost samobójstwem politycznym, gdybyśmy — w chwili, kiedy widzieliśmy początek rozkładu Rosji, który jej musiał uniemożliwić odegranie poważniejszej roli w drugiej połowie wojny — nie powiedzieli państwom zachodnim prawdy, nie ostrzegli ich przed tym, co im grozi na wschodzie Europy. Byłoby pracowaniem dla Niemców, gdybyśmy, widząc niewątpliwy w krótkim czasie (i nie wiadomo na jak długo) upadek Rosji, o nią się opierali przeciw Niemcom i nie starali się zdobyć dla Polski jak najsilniejszego stanowiska, ażeby się móc w tych nowych, niesłychanie trudnych warunkach Niemcom przeciwstawić.

Nasza polityka była od początku jedyną samoistną, od nikogo nieuzależnioną polityką polską, i taką pozostała. Dlatego żadne zwroty, żadne zmiany frontu nie były jej potrzebne; wystarczyło mieć oczy otwarte, widzieć, co się dzieje, i rozwijać swe działanie zgodnie z postępem wypadków.

Dwa mówiące po angielsku narody — jeden europejski, ale w swych szerokich kołach mało obeznany ze sprawami środkowoeuropejskimi, drugi amerykański, nie znający tych spraw wcale — najbardziej podatne były na propagandę pokoju bez aneksyj. Opinia tych narodów, zwłaszcza amerykańska, nie zdawała sobie sprawy z tego, że taki pokój byłby wielkim zwycięstwem Niemiec. Propaganda pacyfistyczna te dwa kraje za główny cel sobie wzięła.

Niebezpieczeństwo wynikające z nieznajomości spraw środkowoeuropejskich i grożące przedwczesnym pokojem, podyktowanym przez powierzchowny liberalizm i źle ulokowany humanitaryzm, stało mi przed oczyma od chwili, kiedym zaczął pracować na gruncie państw zachodnich. Po rewolucji wszakże rosyjskiej i po wstąpieniu Ameryki w szereg państw wojujących, stało się ono tak wyraźne, iż zrozumiałem, że jeżeli się wszystkich sił nie użyje do walki z nim, klęskowy pokój może bardzo łatwo stać się rzeczywistością. Zrozumiałem, że w tej walce Polacy muszą spełnić to, co do nich należy. Mając takie jak Polska stanowisko obserwacyjne w środkowej Europie, myśmy musieli widzieć rzeczy niewidoczne dla innych; myśląc o przyszłości swej ojczyzny, musieliśmy przemyśleć wiele spraw z nią związanych, spraw, które się nie nasuwały uwadze polityków zachodnioeuropejskich, których oni skutkiem tego tak jak my nie przemyśleli. Naszym tedy obowiązkiem było pokazać w świetle rzeczywistych stosunków, czym byłby pokój przedwczesny, pokój bez aneksyj, przedstawić istniejący stan rzeczy i widoki na przyszłość w Europie Środkowej, uwydatnić na tym tle znaczenie Polski, przekonać o konieczności przebudowy Europy i szerokiego, pełnego rozwiązania kwestii polskiej.

Potrzebne to było zwłaszcza dla opinii angielskiej i amerykańskiej. Postanowiwszy zadość uczynić tej potrzebie i spełnić polski obowiązek, zabrałem się zaraz po rewolucji rosyjskiej do pisania rzeczy O zagadnieniach środkowo- i wschodnio-europejskich (Problems of Central and Eastern Europe)b. Nie chcąc budzić zawczasu czujności Niemców, postanowiłem tej rzeczy nie publikować w książce, jeno wydrukować ją na zasadach manuskryptu i rozpowszechnić poufnie między politykami i kierownikami opinii w Anglii i Ameryce.

Praca moja zbliżała się ku końcowi, kiedy wypadł wyjazd Balfoura do Ameryki.4 Głównym celem tej podróży najpoważniejszego polityka Anglii było niewątpliwie uświadomienie ludzi stojących u steru rządu Stanów Zjednoczonych co do istoty wojny europejskiej i jej zadań. Pospieszyłem tedy z ukończeniem mej rzeczy, ażeby ją dać do ręki angielskiemu mężowi stanu przed jego wyjazdem. Ostatnią część odbitego na maszynie tekstu zaledwie zdążyłem posłać mu na pokład statku.

Pośpiech okazał się pożyteczny. Balfour po wylądowaniu w Ameryce kazał moją rozprawę odbić w odpowiedniej ilości egzemplarzy i doręczyć najważniejszym ludziom w Stanach Zjednoczonych. Był to dobry znak. Świadczyło to, że polityka angielska nie tylko daleka jest od myśli o przedwczesnym pokoju, ale że uznaje potrzebę gruntownej przebudowy Europy Środkowej. Dla sprawy polskiej w szczególności było rzeczą niemałej wagi, że polski pogląd na zadania wojny wzięty został pod uwagę w porozumieniu angielsko-amerykańskim co do tych zadań.

Ja tymczasem przerobiłem i uzupełniłem rzecz w pośpiechu wykończoną i oddałem ją do druku. Znajdowała się ona w drukarni, gdy po powrocie Balfoura z Ameryki zapytano mnie z jego polecenia, czy zgadzam się na wydrukowanie jej przez Foreign Office. Odpowiedziałem, że nowy, poprawiony tekst jest już w druku i że dostarczę Foreign Office tyle egzemplarzy, ile mu będzie potrzeba.

W lipcu rozesłałem moją rzecz kilkuset ludziom w Anglii i Ameryce, mającym wpływ na politykę lub na opinię publiczną w tych krajach. Było to rzeczą dla sprawy naszej bardzo pomyślną, że wielu ludzi wybitnych w Anglii uznało ją za najlepsze oświetlenie istoty tej wojny i sformułowanie jej zadań. W Ameryce, kiedym tam przyjechał jesienią roku 1918,5 od niejednego z ludzi, którzy rozprawę moją czytali, usłyszałem, że dopiero po przeczytaniu jej zdali sobie dobrze sprawę z tego, o co się prowadzi wojnę w Europie. W tej rozprawie odezwał się po raz pierwszy szerzej głos polski o zagadnieniach ogólnych wielkiej wojny. I dobre było dla sprawy polskiej, że głos ten potraktowano jako jeden z najpoważniejszych.

Zaproponowano mi opublikowanie tej rzeczy jako książki przez Cambridge Unwersity Press, wolałem wszakże, żeby pozostała ona przez czas wojny dokumentem poufnym. Nie chciałem, ażeby Niemcy zanadto były przygotowane do walki z programem polskim, żeby za wcześnie puściły w ruch wszystkie swoje wpływy w krajach sprzymierzonych dla przeciwdziałania naszemu programowi. Wpływy te bardzo wysoko szacowałem i, jak się potem okazało, nie myliłem się c.

Obserwowanie przebiegu kampanii za pokojem bez aneksyj było niesłychanie pouczające. Jak powiedziałem, głównie liczyła ona na Anglię i Stany Zjednoczone. We Francji wszakże praca też była prowadzona bardzo intensywnie. Był to moment najwyższego napięcia defetyzmu6, roboty agentów niemieckich, jak Bolo-pasza,7 Landau,8 Almereyda 9 i in., intryg pokojowych p. Caillaux...10

Reakcja wszakże przeciw propagandzie pokojowej szybko rosła w siłę. We Francji gabinet Brianda — pod którego rządami defetyzm kwitł bujnie — upadł.11 Jego miejsce zajął Ribot,12 ale już zaczęto mówić o przyjściu Clemenceau,13 a z nim stanowczej decyzji prowadzenia wojny do zwycięstwa i ostrej akcji przeciw propagandzie pacyfistycznej. W Anglii i Ameryce szły przygotowania do większego udziału w wojnie na kontynencie.

Zaczęliśmy się czuć mocniej, mieć prawie pewność, że wojna jeszcze długo potrwa i zakończy się zwycięstwem, które będzie zarazem zwycięstwem Polski.

Ten zwrot na korzyść należytego zakończenia wojny przychodził w chwili, kiedyśmy już wystąpili z pełnym programem polskim, wykreślającym terytorium przyszłego państwa polskiego, i w znacznej mierze przygotowali umysły do jego przyjęcia przez mocarstwa. Największe wysiłki w tym zakresie zrobiliśmy w Anglii, bo tam najwięcej było to potrzebne. Ta praca na gruncie angielskim była niezbędnym warunkiem możności urzeczywistnienia naszego programu po zakończeniu wojny.

Rządy państw zachodnich miały już swobodę stosunków oficjalnych z nami i swobodę inicjatywy w kwestii polskiej. Starały się one nie zrażać Rządu Tymczasowego w Rosji, powoływały się w wysokich terminach na jego manifest, ilekroć zabierały głos w sprawie polskiej, ale treść i ton wynurzeń świadczył już, że sprawa nasza stała się jednym z głównych punktów programu celów wojny, za którego wykonanie wszystkie mocarstwa biorą odpowiedzialność i którego przeprowadzenie w całości uważają za konieczne dla swego dobra i dla zapewnienia Europie pokoju.

Wobec tego czas już nadszedł na nowy z naszej strony krok — na zorganizowanie oficjalnego przedstawicielstwa polskiego w mocarstwach sprzymierzonych oraz na akcję zmierzającą do zdobycia dla Polski stanowiska państwa sprzymierzonego i współwojującego, uczestniczącego w zwycięstwie, a tym samym do zapewnienia sobie udziału przy zawieraniu pokoju po skończonej wojnie.

Rzecz to była łatwiejsza dla pierwszego lepszego małego narodku niż dla nas. Trudność leżała w istnieniu Królestwa Polskiego ustanowionego przez Niemcy, w ogłaszaniu się jego Rady Stanu za prawowity rząd polski, wreszcie w organizowanej na gruncie tego Królestwa „armii polskiej". Stwarzano pozory, że Polska oficjalnie stoi w obozie państw centralnych. Po zwycięstwie tedy sprzymierzeńców logika musiała wskazać jej miejsce w szeregu zwyciężonych... Trzeba było szukać sposobu na obalenie całej tej fikcji i na umieszczenie oficjalne państwa polskiego w szeregu państw sprzymierzonych.

Ma się rozumieć, nie tego państwa, które stworzyli i którym rządzili Niemcy.

 

a Patrz: Aneksy VI i VII.

b Patrz: Aneks VIII.

c Próby przeciwdziałania wpływowi mej rozprawy były. Jak mnie poinformowali poufnie przyjaciele angielscy, ów depcący mi po piętach Żydek galicyjski, Namier, złożył w Foreign Office replikę. Jak mi mówiono, dano ją do oceny jednemu z wybitnych historyków angielskich, na czym Namier źle wyszedł, bo historyk w złożonym rządowi memoriale podzielił moje poglądy i dość wysoko je oszacował.

Mniej łaskaw jest na moją pracę inny „historyk", p. Askenazy, o którym w jednym przypisie wspomniałem i który widocznie stoi blisko owego Namiera. Jego uwagi o moich Zagadnieniach środkowo i wschodnio-europejskich, zamieszczone w książce usiłującej być bardzo poważną, stoją na poziomie wycieczek dziennikarskich niższego rzędu, świadcząc zarazem niezbyt pochlebnie o inteligencji politycznej ich autora.

 

 

1 Hasło to propagowała od 1916 r. wewnątrz SPD tzw. grupa Międzynarodówki (niem. Gruppe Internationale) przekształcona następnie we frakcyjny Związek Spartakusa (nazywany tak od serii ulotek potocznie zwanych „Listami Spartakusa"). W międzynarodowej skali ważnym wydarzeniem była konferencja w Kienthal w Szwajcarii. Prawdziwy jednak przełom przyniosła dopiero marcowa rewolucja w Rosji oraz utworzenie już 8 kwietnia 1917 r. w Niemczech rozłamowej Niezależnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, która jako pierwsza sformułowała hasło „pokoju bez aneksji i odszkodowań".

2 Angegliedert (niem.) — wcielona, włączona.

3 Aluzja do noty papieża Benedykta XV przekazanej 14 sierpnia 1917 r. rządom państw wojujących (datowana 1 sierpnia).

4 Mowa o połowie kwietnia 1917 r. Minister Balfour bowiem już w niedzielę 22 kwietnia 1917 r. przybył do Ameryki. Jego misja w USA trwała do 26 maja 1917 r.

5 Dmowski przebywał w USA od 24 sierpnia do 11 listopada 1918 r.

6 Kryzys ten rozpoczął się (w związku z nieudaną tzw. ofensywą Nivelle'a) na przełomie maja i czerwca i trwał do września 1917 r. Doszło do kilku groźnych buntów w szeregach armii, objęły one ok. 40 tys. ludzi z jednostek liniowych. Zbiegły się z kampanią propagandową na rzecz zaniechania wojny, zawarcia natychmiastowego pokoju z Niemcami, w której najwybitniejszą rolę odegrało pismo „Le Bonnet Rouge", a spośród polityków — Joseph Caillaux. Groźnym sygnałem była też ewolucja wewnątrz partii socjalistycznej, której większość opowiedziała się za udziałem w kongresie sztokholmskim.

7 Paul Bolo, zw. Bolo-pasza (1871—1918) — aferzysta międzynarodowy, działał we Francji, Szwajcarii i Włoszech, aresztowany 29 września 1917 r. w związku z aferą „Le Bonnet Rouge"; przed sądem udowodniono mu pośredniczenie w przekupywaniu przez agentów wywiadu niemieckiego, rezydujących w Szwajcarii, szeregu osób ze świata prasy i polityki we Francji, skazany na śmierć i stracony.

8 Jacob Landau (1892—1952) — dziennikarz, w latach wojny przebywał we Francji jako obywatel neutralnej Holandii, wspólnie ze Leo Goldskym (lub Goidschildem) wydawał w Paryżu pismo pt. „La Tranchée Républicaine" (Szaniec Republikański), na jego łamach prowadził propagandę bardzo przypominającą akcję Almereydy w „Le Bonnet Rouge", pobierał też dotacje finansowe z tego samego źródła, tj. z Niemiec (przez Szwajcarię), aresztowany 25 września 1917 r.

9 Miguel Almereyda, właściwie Eugéne Bonaventure Vigo (1883—1917) — anarchista, założył w 1913 r. i redagował aż do lipca 1917 r. pismo „Le Bonnet Rouge"; pismo to w 1914 r. niezwykle energicznie broniło morderczyni Calmette'a, w czasie wojny szerzyło propagandę pacyfistyczną, a wiosną 1917 r. rozpoczęło kampanię zachęcającą żołnierzy do buntów i dezercji; redakcja pisma stała się jedną z komórek skupiających płatnych agentów niemieckich. Po aresztowaniu, w dniu 4 sierpnia 1917 r. Almereyda zmarł w celi więziennej w podejrzanych okolicznościach, sprawa stała się bezpośrednim powodem zdymisjonowania ministra spraw wewnętrznych, którym był Louis Malvy, oskarżonego głośno (m.in. przez Clemenceau) o osłanianie niemieckich agentów, ale też o uśmiercenie Almereydy.

10 Joseph Caillaux (1863--1944) — polityk francuski, wielokrotny minister, wyspecjalizowany zwłaszcza w sprawach finansowych, zwolennik współpracy z Niemcami. Od czerwca 1911 do stycznia 1912 r. był premierem i jako taki, osobiście i bez udziału Quai d'Orsay, doprowadził do złagodzenia konfliktu z Niemcami o Maroko w listopadzie 1911 r. oddając im część francuskiego Kongo. Krok ten opłacił upadkiem gabinetu. Już jednak w grudniu 1913 r. ponownie stał się ministrem finansów, ale został zmuszony do dymisji w marcu 1914 r. po zamordowaniu Calmette'a przez swą drugą żonę. W latach wojny nie ukrywał swego przekonania, iż należało jak najprędzej i za wszelką cenę wycofać się z wojny z Niemcami; nawiązał w 1916 i 1917 r. kontakty z wysłannikami Berlina w Rzymie i w Ameryce Południowej, utrzymywał bliskie kontakty m.in. z Almereydą, finansował „Le Bonnet Rouge", stał się obiektem gwałtownych oskarżeń, zwłaszcza ze strony Clemenceau, związany z aferami szpiegowskimi i dywersyjnymi, aresztowany w styczniu 1918 r., w lutym 1920 r. skazany na trzy lata więzienia.

11 Gabinet Aristide Brianda, w którym premier piastował też tekę ministra spraw zagranicznych, istniał od 29 października 1915 r. do 17 marca 1917 r.

12 Alexandre Ribot (1842—1923) — przewodził gabinetowi, o którym mowa, od 19 marca do 7 września 1917 r. Gabinet ten upadł w wyniku wymuszonej dymisji (31 sierpnia) ministra L. Malvy w związku z aferą „Le Bonnet Rouge".

13 Georges Clemenceau był premierem Francji od 19 listopada 1917 do 18 stycznia 1920 r. Od listopada 1917 r. przejął również tekę ministra wojny, a sprawy zagraniczne powierzył Stephenowi Pichonowi.

 

 

 

 

 

II. AKTYWIZM W POLSCE OD WIOSNY 1917 ROKU

 

 

Aczkolwiek wojna była wywołana przez zamach Austrii na Serbię1, na który Rosja odpowiedziała mobilizacją2 — ani Austria, ani Rosja nie grały w niej głównej roli. O wiele większa rzecz była w grze niż starcie interesów rosyjskich z austriackimi na Bałkanach.

Od początku było widoczne, że to jest wojna o panowanie Niemiec nad światem i że głównymi mocarstwami przeciwstawiającymi się ambicjom niemieckim są Francja i Anglia. Od samego początku była to wojna przede wszystkim między Niemcami a Francją i Anglią. Drugorzędną w niej rolę grała zarówno Austria, która była właściwie narzędziem Niemiec, jak Rosja, która skutkiem charakteru sfer w niej rządzących nie była zdolna Niemcom należycie się przeciwstawić i której rząd, wbrew dążeniom opinii publicznej, ciągle szukał sposobności do zawarcia, pokoju. Tak na tę wojnę patrzyli wszyscy, którzy mieli pojęcie o stanie rzeczy w Europie Środkowej i Wschodniej.

W tej wojnie, która się zaczęła od wielkiej ofensywy niemieckiej przez Belgię na Francję i która przez cały czas rozgrywała się głównie na polach Francji, o udziale innych narodów po jednej czy drugiej stronie decydował przede wszystkim ich stosunek do Niemiec i do dwóch mocarstw zachodnich. Państwa ciążące ku Niemcom lub od nich uzależnione bądź sprzymierzyły się z nimi, bądź, zachowując neutralność, wyraźnie z nimi sympatyzowały. Te zaś państwa, którym wzrost potęgi niemieckiej wyraźnie zagrażał lub które były w ten czy inny sposób związane z Francją i Anglią, stanęły w obozie przeciwnym.

Polityka polska, która od początku wojny wystąpiła wyraźnie przeciw Niemcom i oświadczyła swą solidarność z Rosją, z tą Rosją, która dążyła szczerze do zwycięstwa nad Niemcami — a więc nie z jej germanofilskim rządem — tym samym znalazła się w obozie angielsko-francuskim. Te zaś żywioły w Polsce, które oświadczyły się za Austrią, znalazły się w obozie niemieckim, przeciw Anglii i Francji.

Jeżeli nie posiadały one dość jasnego pojęcia o położeniu, żeby to widzieć od początku, jeżeli przez półtrzecia roku mogły wmawiać w siebie i w innych, że walczą tylko przeciw Rosji, to wiosna roku 1917 przyniosła takie wyjaśnienie sytuacji, że dalsze nieporozumienia były niemożliwe.

Rosja rozpoczęła u siebie rewolucję, która ją szybko rozkładała, dopóki jej całkiem nie wycofała z wojny; zresztą, wkrótce po upadku starego rządu oficjalnie uznała prawo Polski do posiadania własnego, niepodległego państwa. Austria ujawniła w całości swą zależność od Niemiec i swą bezsilność w kwestii polskiej; poza tym widząc, że tej wojny już długo nie wytrzyma, tęskniła za pokojem. Na równi z Turcją i Bułgarią, wlokła się ona za Niemcami jako wierny, pozbawiony głosu wasal. Wojnę prowadziły Niemcy. Po przeciwnej stronie walczyły Francja, Anglia, Włochy, Stany Zjednoczone, Japonia, Belgia itd.

I przedmiot wojny stał się już całkiem wyraźny. Niemcy usiłują ocalić i utrwalić swoją Mitteleuropę, pozostać panami w Europie Środkowej, z włączeniem do niej Polski, na Bałkanach i w Azji Zachodniej; ich przeciwnicy dążą do zniszczenia tego planu, do wyzwolenia spod panowania Niemiec wszystkich ujarzmionych przez nie czy uzależnionych od nich narodów.

Zaczęła się jakby nowa wojna, wojna, o której dla Polski tylko poeci mogli marzyć. Główny wróg Polski, Niemcy, broni swego panowania nad nią, pomaga mu drugie państwo rozbiorcze, Austria, trzecie zaś, Rosja, zrzekłszy się panowania nad Polską, leży w bezwładzie. Przeciw Niemcom walczą o wolność narodów, między innymi o zjednoczenie i niepodległość Polski, wszystkie narody Zachodu, ku którym Polska zawsze się zwracała i w których pokładała swe nadzieje...

To już nie było jakieś zawikłane położenie, w którym tylko wytrawni politycy mogą się orientować: sprawa stała się prosta, jasna, przemawiająca do duszy ludzi najdalej nawet stojących od polityki.

Gdyby ktoś dawnym naszym marzycielom i bojownikom o wolność Polski przepowiedział taką wojnę, o jedno by tylko pytali: czy jej dożyją?... A na przepowiednię, że będą ludzie w Polsce, którzy w tej wojnie staną w imię ojczyzny po stronie jej morderców, przeciw wszystkim wielkim narodom świata, rzuciliby mu w oczy, że kłamie.

A jednak upadek aspiracji i myśli politycznej oraz rozrost obcych wpływów w Polsce i do tego doprowadził.

W rozwoju wypadków i sytuacji politycznych jest o wiele więcej logiki, niż się to przy powierzchownym patrzeniu wydawać może. Za często przypisujemy przypadkowi to, co jest tylko nieuniknionym skutkiem przyczyn, których nie umieliśmy dostrzec. Dopóki ludzie, którzy się znaleźli w tym potwornym położeniu, że stali po stronie największego wroga Polski przeciw narodom, wśród których jedynie mogliśmy znaleźć przyjaciół i sojuszników, nie zrozumieją, że to nie przypadek ich w to położenie postawił, ale że ich postępowanie od początku prowadziło do niego nieuchronnie, dopóty nie będą uleczeni.

Polityka oparta na fałszywych przesłankach lub będąca wynikiem nielogicznego wnioskowania musi prędzej czy później dojść do oczywistego absurdu.

A ileż było tych fałszywych założeń, z których wynikł aktywistyczny absurd, tak jaskrawo uwydatniony od wiosny roku 1917. Po pierwsze: Polska nie ma żadnych widoków odzyskania swych granic na zachodzie i dotarcia z powrotem do Bałtyku — tylko ludzie nierealni, głupcy lub szalbierze polityczni mogą o tym mówić. Po wtóre: Polska nie może stać się całkowicie niezawisłym państwem — może ona zdobyć maksimum swej niezawisłości tylko w składzie monarchii habsburskiej lub przyczepiona do Niemiec i pod ich kuratelą. Po trzecie: najniebezpieczniejszym wrogiem Polski jest Rosja. Po czwarte: Austria ma swoją, niezależną, wielką politykę, do której należy rozwiązanie kwestii polskiej, i zdolna jest swoje plany urzeczywistnić. Po piąte: Prusom nie przeszkadza swobodny rozwój narodu polskiego i wzrost jego sił, o ile ten naród zrzeknie się Poznańskiego, Pomorza i Śląska. Po szóste: sojusz Niemiec i Austro-Węgier jest taką potęgą, że żadna koalicja nie zdoła jej zwyciężyć. Po siódme: Polacy nie są już narodem, który może sobie pozwolić na uczciwą politykę narodową, nakazującą sojusz z tymi, z którymi ich łączą interesy, a walkę z tymi, którzy najwięcej polskiemu dobru zagrażają — dla nich najlepsza jest polityka Żydów, która każe zawsze być po stronie zwycięzcy.

Można by tę litanię jeszcze dalej ciągnąć. Ta lista przesłanek, z których budowali swe polityczne sylogizmy rozmaitego typu stronnicy państw centralnych w Polsce, wystarczyła aż nadto na rodowód jednej z największych niedorzeczności politycznych, jakie świat widział.

Przeciętnemu, prostemu człowiekowi w Polsce, który wiedziony zdrowym instynktem narodowym od początku wojny zachowywał się odpornie względem orientacji austriackiej i aktywizmu — pomimo przyprawy „niep...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin