Romuald Romański
Wojny kozackie
przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury
-
i
DOM WYDAWNICZY PBELLONA Warszawa
Ilustracja na okładce: Zdzisław Byczek
Redaktor merytoryczny: Grażyna Szaraniec
Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska
Redaktor techniczny: Beata Jankowska
Korekta: Zespół
moi
) Copyright by Romuald Romański, Warszawa 2005
) Copyright by Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2005
Dom Wydawniczy Bellona
prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek za zaliczeniem
pocztowym z 20-procentowym rabatem od ceny detalicznej.
Nasz adres: Dom Wydawniczy Bellona
ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel. (22) 45 70 306, 652 27 01
fax (22) 620 42 71
e-mail: biuro@bellona.pl
Internet: http://www.bellona.pl
www.ksiegarnia.bellona.pl
ISBN 83-11-10174-4
?>^| 05
Wstęp
0 wojnach kozackich za Chmielnickiego (choć chyba słuszniej byłoby je nazywać
wojnami polsko-ukraińskimi) niby się w Polsce pamięta, ale odnoszę wrażenie, że
raczej marginalizuje się ich znaczenie dla naszego państwa jako całości, a i dla
Ukrainy również. Bardzo niesłusznie, bowiem rok 1648 stanowi wyraźną cezurę w
naszych dziejach. Do tego czasu cieszyliśmy się na ogół dobrą, a przynajmniej
niezłą koniunkturą i polityczną, i gospodarczą. Nie wykorzystywaliśmy wszystkich
możliwości, to prawda, ale i tak rośliśmy w siłę, stawaliśmy się mocarstwem
politycznym i militarnym, a wszystko to działo się, prawdę mówiąc, jakoś tak
mimochodem, bez większego wysiłku, a czasem nawet jakby wbrew własnym chęciom.
Gmach, zwany Rzeczpospolitą, stał krzepko i nawet piękniał, tak że zarówno
mieszkańcom, jak i sąsiadom mogło się wydawać, że to budowla, która przetrwa
wieki.
1 oto w roku 1648 wszystko się zmieniło! Nagle okazało się, że gmach stoi
wprawdzie na wzgórzu, ale na bardzo niepewnym gruncie. Dopóki panowała dobra
pogoda, wszystko było w porządku; fundamenty jakoś wytrzymywały. Gdy jednak
niespodziewanie rozpętała się gwałtowna burza z piorunami i ulewnymi deszczami,
masy ziemi zaczęły powoli osuwać się w dół, pociągając za sobą całą konstrukcję.
Spadek był bardzo powolny, to prawda, bo ostatecznie wszystko runęło dopiero pod
koniec XVIII wieku, ale proces erozji, rozpoczęty w 1648 roku, trwał cały czas,
systematycznie i z nieubłaganą konsekwencją nadwerężając fundamenty
Rzeczpospolitej.
Wiadomo oczywiście, że wszystko zaczęło się wcześniej, że symptomy tej erozji w
postaci błędów i wad ustroju politycznego, finansowego, społecznego, a także
religijnego, pojawiały się o wiele wcześniej. Ale wszystkie one z całą siłą dały
o sobie znać dopiero w wyniku wielkiej, dramatycznej burzy 1648 roku. Dopiero to,
co wydarzyło się pod Żółtymi Wodami, Korsuniem, a zwłaszcza pod Piławcami,
ujawniło bliższym i dalszym sąsiadom, że Rzeczpospolita może być smacznym i
całkiem łatwym
5
do zjedzenia kąskiem, a w polityce międzynarodowej (wewnętrznej zresztą też)
obowiązuje prawo dżungli - albo zjadasz, albo jesteś zjadany.
Jak pokazał czas, w tym konflikcie ?? był0 zwycięzców: ostatecznie „zjedzona"
została i Rzeczpospolita, i Ukraina. W 1648 roku dla Rzeczpospolitej skończyła
się „złota polska jesień" i rozpoczęła jesienna szaruga, po której nadeszła
iście syberyjska zima. Dosłownie i w przenośni. Tyle że Ukraina na tym nie
skorzystała. Wręcz przeciwnie, zapłaciła cenę jeszcze wyższą- cenę morza na
darm0 przelanej krwi, dziesiątków tysięcy pognanych w tatarski jasyr i
olbrzymich obszarów celowo zamienionych w pustynię. Okupiła tę naukę ruiną
własnych marzeń i planów, zamiast których otrzymała carski knut i politykę
wynaradawiania, bo w XVII wieku, mimo wspólnych korzeni i wspólnej religii,
naród ukraiński i naród rosyjski to były już dwa odrębne narody i tak też, mimo
setek lat indoktrynacji, pozostało do dziś. Kto był temu winien? Na to pytanie
starałem się już odpowiedzieć w opracowaniu pt. Kozaczyzna, które było swego
rodzaju wstępem do niniejszej trylogii.
Na trylogię zdecydowałem się, gdy - wbrew początkowym zamierzeniom -
postanowiłem opis wojen kozackich (ukraińskich) podzielić na trzy części, tak
jak i same wojny można, moim zdaniem, podzielić na trzy wyraźne okresy: okres
pierwszy obejmuje rok 1648, czyli rok totalnej klęski Rzeczpospolitej (gdybyśmy
oceniali historię z punktu widzenia Ukrainy, byłby to oczywiście rok zwycięstwa,
bo zawsze klęska jednej strony oznacza sukces drugiej).
Okres kolejny to lata 1649-1651, czyli czas równowagi. Wielu historyków uważa,
że zakończył się on spektakularnym polskim zwycięstwem pod Beresteczkiem,
podczas gdy naprawdę jego zakończenie nastąpiło pod Białą Cerkwią, gdzie zawarto
kolejną ugodę, która niczego nie załatwiła i niczego nie rozstrzygnęła.
No i wreszcie okres trzeci, zakończony w roku 1667. W ruinie legły plany i
nadzieje obu stron konfliktu fo przypadku Ukrainy była to również ruina w
dosłownym tego słowa Znaczeniu, gdyż rozejm w Andru-szowie nie tylko przekreśl,}
sens ??????1 dwudziestoletnich walk o -jak pisze autorka Historii Ukrainy Natal,,
Jakowenko __ p&ń J
bv ??? również położył kres jedno« • TT1 • , .", ailOLWU ^uzac b
zeznpostawioną Polsce, i lew0 ' ????!"?' dziel^c ? na prawo-
Na takie też trzy części Pozwolił>e^ ktorąprzejęła Rosja. Warkich- Klęska,
przełam i równcJ sobie Podziehć swój opis wojen t?-przyznaję - dość
nietradycyjna ^??? oraz ????. Mam nadzieję, że nym przyjęciem Czytelników.
'terpretacja spotka się z przychyl-
6
Cisza przed burzą
Umilkły działa pod Kumejkami i Borowicą. Pawluk i Tomilenko, wraz z innymi
przywódcami, zostali przez własnych podwładnych wydani Polakom. Ten niewątpliwie
mało rycerski postępek był dość często praktykowany przez kozackich powstańców,
którzy w ten sposób pragnęli nieco stępić ostrze represji ze strony zwycięzców i
uchronić, co się da, a przede wszystkim własne głowy. Ich akurat przynajmniej
częściowo usprawiedliwia fakt, że Adam Kisiel, ostatni senator Rzeczpospolitej,
który pozostał wierny wierze prawosławnej, własnym słowem gwarantował przywódcom
kozackim zachowanie życia. Upokorzona Kozaczyzna zgodziła się też na postawione
jej niezwykle twarde warunki, a akt kapitulacji w Boro-wicy podpisał ówczesny
pisarz Wojska Zaporoskiego, Bohdan Chmielnicki.
Rychło okazało się, jednak że dla pokonanych nie ma łaski, a Rzeczpospolita ani
myślała dotrzymywać obietnic danych buntownikom. Nieudolny wódz kozacki został
więc przewieziony do Warszawy, osądzony i publicznie ścięty, a jego ciało,
ewentualnym naśladowcom ku przestrodze, podobno poćwiartowano.
Wbrew oczekiwaniom, surowe represje nie ominęły pozostałych Kozaków; spadły też
na całą Ukrainę. Problem kozacki, a tym samym i ukraiński, postanowiono więc
ostatecznie rozwiązać ogniem, mieczem i szubienicą. Na Ukrainie zapanował terror.
Wieszał, palił, wbijał na pal i ścinał hetman polny Mikołaj Potocki (miał rację
W. Konopczyński twierdząc, że lepszy był z niego poskromiciel niż wódz). W jego
ślady szli więksi i mniejsi latyfundyści, a także zwykła szlachta. Do rejestru
wzajemnych krzywd i pretensji dodano więc nowe pozycje, zapominając, że terrorem
można jedynie podsycić wzajemną nienawiść, nie można natomiast niczego rozwiązać!
Kilka wieków później wódz wszechczasów, Napoleon, lapidarnie, ale bardzo
słusznie stwierdził, że mieczem niczego nie da się załatwić, niczego zbudować.
Politykę terroru aprobował wiosenny sejm 1638 roku. Za radą Koniecpolskiego,
uchodzącego za głównego eksperta w sprawach ukraiń-
7
skich, postanowiono ograniczyć rejestr kozacki do 6000 żołnierzy, oddając ich
pod dowództwo nakaźnych (a więc niewybieranych przez członków bractwa) komisarzy
i oficerów-szlachciców. Kozacy mogli dosłużyć się co najwyżej stopnia setnika
(takim setnikiem w pułku czechryń-skim został Bohdan Chmielnicki, pozbawiony
decyzją władz godności pisarza Wojska Zaporoskiego, mimo że nigdy wcześniej nie
występował przeciwko Rzeczpospolitej).
Uchwała tegoż sejmu wyraźnie grzmi surmami triumfalnymi i dyszy zemstą: „A gdy
za zdarzeniem boskim, jako wszystkich wojsk zastępów pana, pogromiwszy je i
poraziwszy (zbuntowanych Kozaków -przyp. autora), od Rzeczpospolitej nad nią
wiszące niebezpieczeństwo odwrócone zostało, wszelkie tedy ich prawa,
starszeństwa, prerogatywy, dochody i inne godności przez wierne posługi ich od
przodków naszych nabyte, a teraz przez tę rebelię stracone, na wieczne czasy im
odejmujemy, chcąc mieć tych, których losy wojny pozostawiły wśród żywych, w
chłopy obrócone pospólstwo".
Był to jedyny program, jaki Rzeczpospolita zaproponowała pokonanym - zepchnięcie
ich z pozycji zawodowych żołnierzy, uważających się - i na ogół uważanych - za
„szlachtę niższej kategorii", do roli zwykłych poddanych; w praktyce w miastach
królewskich byli to po części mieszczanie, ale większość z nich została
zdeklasowana do rangi chłopów pańszczyźnianych!
Czy istniało inne wyjście, inne, lepsze rozwiązanie? Oczywiście, tak! Po
stłumieniu powstania (a dokładniej mówiąc, serii ostatnich powstań) należało
usiąść do stołu rokowań i znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące wszystkie strony
konfliktu, a tym samym - trwałe. Do „okrągłego stołu" powinni byli zasiąść:
przedstawiciele Kozaków - zarówno tych wiernych do tej pory Rzeczpospolitej
(yide: wspomniany Chmielnicki), jak i tych, „których losy wojny pozostawiły
wśród żywych" (a było ich wcale niemało), przedstawiciele jeszcze
niespolonizowanej szlachty ukraińskiej (ich też wciąż było sporo) i mieszczan,
którzy w XVI- i XVII--wiecznej Ukrainie odgrywali znaczącą rolę, przedstawiciele
hierarchii prawosławnej i unickiej oraz szlachty i magnaterii polskiej (lub już
doszczętnie spolonizowanej), no i oczywiście warszawscy „statyści", z kanclerzem
Jerzym Ossolińskim na czele. Łatwo zauważyć, że wśród stron nie wymieniam
chłopów ukraińskich, czyli elementu dość znaczącego w trakcie powstań. Nie jest
to jednak przeoczenie, gdyż w XVII-wiecz-
8
nej Rzeczpospolitej, podobnie zresztąjak i w innych państwach ówczesnej Europy,
chłopów nikt nie uważał za partnerów do jakichkolwiek rozmów politycznych! Byli
oni wówczas traktowani jako zwykłe „mięso armatnie". Chłopi tak czy inaczej
musieliby więc zaakceptować takie rozwiązanie, na jakie zgodziliby się
reprezentujący ich duchowni prawosławni i Kozacy.
Gdyby zatem takie gremium zwołano, być może udałoby się znaleźć sposób, by
rozwiązać ten węzeł gordyjski, jakim stała się XVII-wieczna Ukraina, bo
rozcinanie go mieczem okazało się nieskuteczne (cóż, Aleksander Macedoński był
tylko jeden i nikomu nie udało się go skutecznie naśladować, a i on nie wszystko
rozcinał mieczem - wszak próbował scalić w jeden naród pokonanych Persów ze
zwycięskimi Macedończykami i Grekami metodami jak najbardziej pokojowymi, by nie
rzec - romantycznymi, żeniąc arystokratki pokonanych Persów ze swoimi wiarusami).
Może wówczas udałoby się wreszcie zmienić nieadekwatny do rzeczywistości status
Rzeczpospolitej, tworząc z niej państwo nie Dwojga, a Trojga Narodów?
Henryk Sienkiewicz przypisał księciu Jeremiemu Wiśniowieckiemu autorstwo zdania:
„Pokonanym łaskę okażcie, to jąz wdzięcznościąprzyj-mą, bo u zwycięzców w
pogardę pójdziecie". Książę wypowiedział je ponoć po rozgromieniu wojsk
koronnych, gdy będąca wówczas na kolanach Rzeczpospolita próbowała rozmawiać z
Kozakami. Szkoda, że myśl ta nie przyszła mu do głowy wtedy, gdy to Kozaczyzna
leżała u stóp Rzeczpospolitej! To była przecież właśnie ta chwila, gdy należało
okazać łaskę!
Zmiana statusu państwa była w tym momencie niezbędna (oczywiście, jeśli myślało
się o sensownym ułożeniu współżycia z Ukraińcami--Rusinami), przede wszystkim
dlatego, że po wiekach niezawinionego marazmu społecznego i politycznego
Ukraina-Ruś zaczęła się odradzać. W ogniu polemicznych walk między
przedstawicielami obu Kościołów -unickiego i prawosławnego - odradzało się
poczucie odrębności narodowej , a na tym tle - poczucie krzywdy narodowej. Już w
1609 roku lwowscy mieszczanie zwrócili się do króla z supliką, w której znalazły
się znamienne zdania: „Uciemiężeni jesteśmy my, naród ruski, przez naród polski,
jarzmem cięższym niż niewola egipska, gdzie choć bez miecza, ale gorzej niż
mieczem, z potomstwem naszym gubią, zabroniwszy nam zysków i rzemiosł (...), z
czego tylko człowiek żyć by mógł, tego nie może
9
Rusin na rodzonej ziemi swojej Ruskiej używać, w tym to ruskim Lwowie". A w 1623
roku wtórował im poseł na sejm, szlachcic Ławrentij Drewynski, który w swej
suplikacji podkreśla, że „Rzeczpospolitą za-mieszkujątrzy narody: Polski,
Litewski i Ruski"1.
Pewnych faktów, oczywiście, cofnąć już nie można było - chociażby tej
nieszczęsnej unii, która, zamiast łączyć, podzieliła Ukrainę i stała się
przyczyną nie tylko ostrych polemik, ale również krwawych starć - należało
jednak ratować to, co było jeszcze możliwe do uratowania i, wychodząc naprzeciw
aspiracjom Rusinów, zaakceptować ich odrębność narodową i religijną. Mało tego,
należało tej odrębności nadać trwałe, prawne formy na wzór tych, które uzyskali
dla siebie Litwini, a zatem ustanowić odrębny skarb, powołać odrębne urzędy
kanclerzy, hetmanów, wojsko itp.
Szczególnie ważną kwestią było powołanie odrębnego wojska, takiego, jakie
istniało na Litwie i w Koronie, gdyż w sytuacji utrwalającego się poczucia
odrębności narodowej, stacjonowanie na ziemiach ukraińskich oddziałów koronnych
było odbierane jako przejaw okupacyjnych, hegemonistycznych dążeń Polaków. Już
wkrótce zarówno Kozacy, jak i wspierający ich Rusini-Ukraińcy mieli z uporem i
konsekwentnie żądać wytyczenia linii granicznej, której oddziałom koronnym nie
wolno będzie przekraczać. Krótko mówiąc, należało Ukrainie nadać status
trzeciego, autonomicznego członu w ramach Rzeczpospolitej.
Prawdę powiedziawszy, był to już ostatni moment, kiedy jeszcze można było
skutecznie i trwale przeprowadzić taką operację. Czy byłaby to operacja łatwa?
Na pewno nie. Wręcz przeciwnie, istniało kilka trudnych do rozwiązania problemów,
jak chociażby określenie statusu prawnego samej Kozaczyzny, unikatowej na
światową skalę organizacji „pirackiej", która nijak nie mieściła się w
strukturach państwa (problem ten zauważali nawet ???-wieczni historycy
ukraińscy!). Ale po to, by znaleźli odpowiednie rozwiązania, państwo ma przecież
swoich „statystów", czyli mężów stanu, a Polska tej doby miała ich podobno aż
dwóch, i to wybitnych, czyli króla Władysława IV i kanclerza Jerzego
Ossolińskiego.
1 Zarówno cytat, jak i ta informacja pochodzą z książki N. Jakowenko pt.
Historia Ukrainy do końca XVIII wieku (Lublin 2000, s. 175 i 178), wydanej
dzięki finansowemu wsparciu Fundacji z Brzezin Lanckorońskich i Komitetu Badań
Naukowych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
10
Gremium jednak nie zwołano ani rozwiązań żadnych nie poszukano, gdyż ci, od
których to zależało, nie byli tym zainteresowani. Magnateria i większość bogatej
szlachty była albo pochodzenia polskiego, albo się dokumentnie spolonizowała i
istniejący stan rzeczy zupełnie ją zadowalał.
A Kozacy... Kozacy byli stroną przegraną i żądań stawiać nie mogli, zwłaszcza że,
jak pamiętamy, już wcześniej traktowano ich jak paznokcie i włosy, które też są
żywe i potrzebne ciału, ale „gdy zbytnio wyrosną, jedne ciążą głowie, drugie
przykro ranią, oboje trzeba częściej przycinać"2 (jak to metaforycznie
wyjaśniono posłom kozackim na sejmie konwokacyjnym po śmieci Zygmunta III).
Otwarte pozostaje zresztąpy-tanie, czy Kozaków stać było w latach 1637-1638 na
zaproponowanie spójnego programu reform państwowych. Przecież, mimo wszystkich
zmian, jakie zaszły w łonie Kozaczyzny, była to „elita z przypadku, z awansu
społecznego".
Nie poszukano więc rozwiązań politycznych; zachłyśnięto się sukcesem i uwierzono,
że siłą i represjami można problem ukraiński rozwiązać. A co najistotniejsze,
przez czas dość długi, bo aż przez 10 lat, większość -jakbyśmy dziś powiedzieli
- decydentów żyła w błogim przeświadczeniu, że jest to program sensowny i, co
najważniejsze, skuteczny. Że tym razem powiedzie się likwidacja bractwa
kozackiego i wtłoczenie jego członków w strukturę społeczeństwa feudalnego na
pozycji ni to mieszczan, ni to chłopów pańszczyźnianych. Podobno jedynie sami
zainteresowani, czyli Kozacy, nie mieli złudzeń i krążyło wśród nich powiedzenie:
„Lachy wsadzili nas do mieszka, ale zapomnieli go zawiązać...".
Na Ukrainie zapanował spokój. Kanclerz litewski, Albrycht Radziwiłł, tak to
skomentował w swych pamiętnikach: „W Polsce nastał spokój z Kozakami... Wbito im
w głowy tę bojaźń, by nie wynosili się ponad swój stan służebny i nie knuli
coraz większych zbrodni"3.
Tych dziesięć lat spokoju to zupełnie wyjątkowy okres w dziejach Ukrainy, już
przez współczesnych nazywany okresem „złotego pokoju".
2 Takiej odpowiedzi udzielił w 1632 roku sejm konwokacyjny posłom kozackim,
żądającym przyznania Kozakom prawa do udziału w elekcji króla. Cytuję [za:] A. S.
Radziwiłł, Pamiętnik o dziejach w Polsce, t. 1, 1632-1636, Warszawa 1980, s. 135.
3 A. S. Radziwiłł, op. cit, t. 2, s. 103.
11
. 0ż dla całej Rzeczpospoli-To był zresztą okres pokoju i prosperity
równi !łZachodnią ścianą", sza-
tej. Ale w tym samym czasie w Europie, tuż z<* żą skalę konflikt w dzje
lała wojna trzydziestoletnia, pierwszy na tak d
Jach naszego kontynentu. ^tu dla biorących w nim
Trudno dokładnie ocenić skutki tego konfł ch bezpośrednio toczyły udział krajów,
zwłaszcza tych, na terenie ?><? ^ to starcia proWadzone się działania zbrojne.
Jedno jest pewne - nie tO^ bezpiecznie prZyglą-według reguł rycerskich
pojedynków, którym if • wśród pobliskich drzew> dać się ludność cywilna,
chroniąca się co najwy^ przypadkiem po głowie, a to po to, żeby lepiej widzieć,
a nie oberwa<^x_wiecznych kryteriów Może nie była to jeszcze wojna totalna
według^ gdy zaczęja się wojna ale... Na początku XVII wieku, a zatem wte^'okolo
4 mln mieszkan. trzydziestoletnia, kraje Korony Czeskiej liczy ' pozostało ich
już ^1?? ców, natomiast w połowie tego samego stuleć ? były równje potworne
milion! Straty wielu krajów Rzeszy NiemiecK rejonach Wirtembergii i szacuje
sieje na 60-70 procent (w niektóry^ dochodziły nawet do 90 procent ludności!).
^ ogromne straty w po.
Prowadzone działania spowodowały rów*'.zczaw ^ctwie, gdyż tencjale gospodarczym
walczących krajów, zW* ^nych najemnych żołnie. niebronione wsie łatwo padały
łupem rozwyd^dała; atymczasem wal. rzy. Produkcja rolna systematycznie więc sj?
bowały żywności Bra_ czące armie i wygłodzona ludność miejska poP? -ny
gwałtownie spadło kowało przede wszystkim mięsa, gdyż w toku
pogłowie bydła. -wojowi gospodarczemu
Sytuacja międzynarodowa sprzyjała więc r*> itnie roiniczym ; jednym
Rzeczpospolitej, która była przecież krajem wy^hodniej- Przyznac trzeba;
z głównych dostawców żywności dla Europy Z* j koniunktury; rozsze.
że szlachta znakomicie wykorzystała okres d^ eksp0rt Doszła też jak
rzając zakres upraw i zwiększając produkcję ** ~jej dostatków". Wów-
pisze Tadeusz Korzon, do „niewidzianych d^ • teza^ ze j^j ma b ?
czas też, zdaniem tego autora, upowszechnił^ ^ zashiżonym"4.
„pszczołą bez żądła" i rozdawcą „chleba dobf^ skutków tej prosperity, Tymczasem
skarb państwa wcale nie odc^"Lego mjnjmum wysoko-
gdyż szlachta wymogła ograniczenie do niezbf prosperity gospodarczej
ści płaconych podatków. No cóż, lata pokoju l
2, Kraków 1912, s. 290. 4 T. Korzon, Dzieje wojen i wojskowości w Polsce,{-
12
rozleniwiają. A jeśli jeszcze nie ma się zaufania do własnego monarchy, skutki
są nietrudne do przewidzenia.
Okres prosperity nie ominął również Ukrainy. Jej żyzne ziemie produkowały bardzo
dużo zboża (a mogły produkować go jeszcze więcej), ale znaczna odległość od
rynków zachodnich i brak dobrych szlaków komunikacyjnych utrudniały jego eksport.
Znaczną część nadwyżek przeznaczano więc na hodowlę, przede wszystkim koni i
bydła. Olbrzymie tabuny koni i stada bydła wędrowały w tym czasie na zachód (np.
przez Przemyśl przepędzano rocznie ponad 20 000 wołów!).
Dobra koniunktura Ukrainy była więc wynikiem zarówno „złotego dziesięciolecia"
pokoju wewnętrznego, jak i korzystnej sytuacji w handlu międzynarodowym, a jej
widomym rezultatem była szybka kolonizacja tej części Rzeczpospolitej. Rozwijały
się miasta - Kijów, Czehryń, Sza-rogród, Korsuń, Lubnie i wiele, wiele innych. W
porównaniu do miast Korony czy nawet Litwy (a tym bardziej w stosunku do
metropolii europejskich), te nie wyglądały jeszcze zbyt imponująco, niemniej
jednak powoli stawały się dość prężnymi ośrodkami lokalnego handlu i rzemiosła,
wokół których skupiała się ludność wiejska.
Lokowano w nich również ośrodki przemysłowe. Na przykład Stanisław Koniecpolski
w swoich Brodach założył i prowadził z powodzeniem fabrykę tkanin, korzystającą
z wzorów i technologii perskiej. Nie brak było też na Ukrainie warsztatów, a
nawet większych zakładów ruszni-karskich i płatnerskich. Nie ma się temu zresztą
co dziwić, bo pokój pokojem, a zapotrzebowanie na broń w tym regionie było
zawsze duże. Przyczyniali się do tego zwłaszcza Tatarzy, dość systematycznie
plądrujący te tereny.
Ukraina ulegała więc stopniowej kolonizacji i można było mieć nadzieję, że
wreszcie i w tej części Rzeczpos...
witmat1