Pasterz I: Szmat pastwiska uszliśmy dzisiaj. Trzody piękną paszę miały, jeno zmęczenie członki ogarnia, czas by trochę spocząć.
Pasterz II: Trawy dość tutaj. Do Betlejem niedaleko. Możemy już rozpalić ognisko. (Zapala latarkę w "ognisku")
Pasterz III: Już się owieczki pokładają też srodze strudzone.
Pasterz I: Piękna noc nadchodzi.
Pasterz III: Dawno już takiej nie było! Choć ziąb zewsząd ogarnia, niebo skrzy się gwiazdami. Aż żal się do snu pokładać. Tak bym w nie patrzał i patrzał! By przejrzeć je całkiem. Toć ono podnóżkiem Pana. Z tego nieba kiedyś zstępowali Aniołowie ku Ojcu naszemu, Jakubowi, gdy był snem zmorzony.
Pasterz I: I Pan sam ukazywał się w obłokach, by rozmawiać z Abrahamem i Mojżeszem!
Pasterz III: Jeno ku nam się nie pochyli łaskawie. Z nami nie pogwarzy, jako z dawnymi Ojcami. A słuchałbym go, słuchał dnie i noce. Sen by mnie nie zmorzył, a serce by się radowało.
Pasterz I: Gdzie Mu się do nas prostaczków zniżać! Może do wielkich, uczonych w piśmie i mowie, ale to nie dla nas. (wszyscy kładą się spać. Na scenę wchodzi narrator)
Narrator: Niebiosa skrzą się gwiazdami, jaskrawo księżyc lśni, śnieg pada brylantami, pod śniegiem ziemia śpi. Śpi cicho, utrudzona, w srebrnej spowita mgle, a z tęsknej ziemi łona lud swoje modły śle. O Wschodzie ranny, Światło wiekuiste, Sprawiedliwości Słońce promieniste przybądź i oświeć w ciemnościach śpiące nędznych tysiące.
Pasterz III: (Budzi się, powoli wstaje, rozgląda się, przykładając rękę do czoła, chodzi wzdłuż sceny przy widowni. Reflektor rzuca czerwoną łunę, pasterz staje zdumiony, przygląda się i słucha. pasterz III biegnie do innych, trąca ich)
Bracia! Wstawajcie! Pali się!
Pasterz I: (sennie) Co? Co mówisz?
Pasterz III: Betlejem się pali! Ogień ku nam idzie. Pastwisko się gdzieś w dali palić poczyna!
Pasterz II: (zrywa się) Łuna nad nami! Trzody poginą! Uciekać nam trzeba!
Pasterz I: Stójcie! To nie w dole! Tam! Tam się pali! (pokazuje)
Pasterz II: Prawda. To nie miasto, nie pastwisko. To niebo całe czerwone!
Pasterz III: Dziwy! Łuna na niebie! I wiecie? Gdym czuwał, zdawało mi się, że słyszę śpiew jakiś, niby anielskie granie. O! O! Słyszycie?
(Ukazuje się postać Anioła. Pasterze cofają się i tłoczą przestraszeni)
Narrator: Maryję ogarnęła trwoga - patrzy - piórko zgubił Anioł i na jej sukience stanął...
Archanioł Gabriel: Nie trwóż się! Tyś jest wybrana. Matką będziesz Niebios Pana!
Narrator: Maryja schyla się w pokorze.
Maryja: Twoja wola, dobry Boże.
(Na scenę wchodzą wyraźnie zmęczeni wędrówką Józef i Maryja rozmawiając)
Józef: Droga przed nami już niedaleka, widać gospodę. Tutaj kupimy jedzenia i mleka, tam się wyśpimy i odpoczniemy, a jutro dalej pójdziemy. (podchodzi do gospody i puka)Dobry wieczór, chcielibyśmy tu przenocować.
Gospodarz: Pokoje trzeba było zarezerwować. Nie mam żadnego miejsca wolnego. Biedaków przyjąć, a jeszcze czego? Moja gospoda jest luksusowa, pięciogwiazdkowa. Idźcie za miasto, panie, znajdzie się dla was miejsce na sianie.
Maryja: Chodźmy Józefie, czuję zmęczenie. W jakiejś stajence znajdziemy schronienie.
(Wchodzą Aniołowie i zastawiają sobą wejście do szopy)
Kolęda "Bóg się rodzi"
Józef: Spocznij Maryjo, mały Jezus śpi, o przyszłych cudach swoich jawnie śni. Ty utrudzona jesteś dziś bardzo rodzeniem syna i ludzką pogardą.
Maryja: Porodzić Boga - człowieka to radość, by zwiastowaniu Gabriela stało się dziś zadość. Lecz szukając noclegu, poczułam ból w duszy, Że Zbawiciela ludzi w stajni rodzić muszę.
Józef: Spis ludności to sprawił i nasze ubóstwo, że na świat dziś wydałaś tutaj takie bóstwo.
Maryja: Nie było miejsca dla ciebie w Betlejem żadnej gospodzie I narodziłeś się Jezu w nędzy, w ubóstwie i w chłodzie. Nie było miejsca, choć zszedłeś jako Zbawiciel na ziemię, By wyrwać z czarta niewoli nieszczęsne Adam plemię. I lisy moją swe nory, i ptaszki swoje gniazdeczka. Dla ciebie brakło gospody, tyś musiał szukać żłóbeczka. Nie było miejsca, choć zszedłeś ogień miłości zapalić I przez swą mękę najdroższą świat od zagłady ocalić.
Józef: Zdrzemnij się Maryjo, wiatr nuci kolędy. Zostanę przy żłóbku i czuwać tu będę. (Maryja drzemie)
(Aniołowie podchodzą do pasterzy przy ognisku)
Anioł I: Hej! Zbudźcie się, chłopcy, radosna nastała godzina.
Anioł II: Chwila narodzin Bożego Syna.
Pasterz I: Co to, duchy!
Pasterz II: Dlaczego nas budzą, co się dzieje?
Anioł I: Wstańcie, idźcie do szopy Dawida, tam narodził się Syn Boży.
Anioł II: Gwiazda wam drogę wskaże, ale gdy wejdziecie padnijcie nie twarze.
Pasterz III: Weźmy coś ze sobą, co damy Mu w darze. Ale co? Co mamy zabrać?
Pasterz I: Jesteśmy prości, więc też weźmy proste dary. Mamy miłość, której nie ma miary.
Kolęda: "Przybieżeli do Betlejem"
Pasterze: (stojąc przed Maryją i Józefem)Witaj Maryjo. Witaj, Boże Dziecię. Czy nas, prostych pasterzy, przyjmiecie? Chcemy się skłonić, hołd i cześć Ci oddać, dary złożyć proste i skromne, bo my także biedni jesteśmy.
Maryja: Dziękujemy wam za odwiedziny.
Józef: Oraz za dary dla Bożej Dzieciny.
Maryja: Zmęczeni bardzo jesteście, odpocznijcie chwileczkę, a ja Mu zaśpiewam pioseneczkę. (Maryja śpiewa kolędę "Lulajże Jezuniu")
Maryja: Kiedy wrócimy do Nazaretu, trzeba nam dom przygotować. Jak Jezus podrośnie, o szkołę się zatroszczyć.
Józef: Nie troszcz się, nie kłopocz. Będzie Mu dobrze, bo po to się narodził, aby był dla wszystkich miłością.
Anioł I: (zwraca się do Anioła II) Trzeba nam dalej wieść wielką głosić i innych ludzi do stajenki zaprosić. Mędrców z czterech stron świata, aby ta radość objęła wszystkich ludzi na ziemi, aby każdy się dowiedział, że narodził się Król Miłości.
Melchior: Ta wędrówka już mi się dłuży. Bóg nas ustrzegł dziś od burzy, co zasypać szlaki mogła.
Kacper: Choć się nawałnica wzmogła.
Baltazar: Ustrzegł nas także od Heroda.
Kacper: Jego złość i czarna broda wciąż mi stoją przed oczami.
Baltazar: Otoczony w krąg strażami za nic prawo ma i ludzi. Nie szacunek, lecz strach budzi.
Melchior: Żądny władzy jest i krwi, z proroctw wszelkich sobie kpi. Chciałby pozbyć się Mesjasza, bo go Dziecię to przestrasza.
Kacper: Chodźmy pokłonić się Jezusowi, obiecanemu światu królowi. (Nagle pojawia się anioł)
Anioł: Mędrcy świata monarchowie - gdzie spiesznie dążycie? Powiedzcie nam trzej królowie, chcecie widzieć dziecię? Ono w żłobie nie ma tronu ni berła nie dzierży, A proroctwo jego zgonu już się w świecie szerzy.
Mędrcy: Wiemy o tym: złość okrutna dziecię prześladuje Wieść okropna, wieść to smutna: Herod spisek knuje.
Anioł: Nic monarchów nie odstrasza, do Betlejem spieszą. Gwiazda zbawcę im ogłasza, nadzieją się cieszą. (Aniołowie i mędrcy schodzą)
Uczeń I: "Wszystko ma swój czas i jest pora wszystkiemu pod niebem jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wycinania tego, co zasadzone, jest czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, jest czas miłowania i czas nienawiści".
Uczeń II: Stajemy u skromnej kolebki Boga, by na klepisku ziemi złożyć Mu pokłon staropolski. Dla Polaków był to zawsze dzień szczególny; z najdalszych zakątków świata podążali oni do gniazda wspólnego, do domu położonego na europejskich równinach. Brali do ręki biały opłatek - skarb ołtarza, ale także własny kęs chleba i łamiąc się z nim miłością, czuwali przy narodzonej Dziecinie. Wszak wigilia w języku łacińskim oznacza czuwanie, nocną straż. Pójdźmy ich śladem do Betlejem. Spotkamy tam tłum pasterzy, królów i aniołów. Wspólnie powitajmy Króla, który wraz ze zmarzniętą Matką przy policzku mówi, że jest naprawdę, więc wszystko oddaje. Jego obecność w dziurawej szopie, wśród bydląt i pasterzy zaprzecza tym, co uważają, że trzeba wszystko mieć, żeby nie przestać być.
Uczniowie: I - IX (kolejno)
Narodziłem się nagi, mówi Bóg, abyś ty potrafił wyrzekać się siebie samego. Narodziłem się ubogi, abyś ty mógł mnie uznać za jedyne bogactwo.Narodziłem się w stajni, abyś ty nauczył się uświęcać każde miejsce. Narodziłem się bezsilny, abyś ty nigdy się Mnie nie lękał.Narodziłem się z miłości, abyś ty nigdy nie zwątpił w Moją miłość. Narodziłem się w ludzkiej postaci, abyś ty nigdy nie wstydził się być sobą.Narodziłem się jako człowiek, abyś ty mógł stać się Synem Bożym. Narodziłem się prześladowany od początku, abyś ty nauczył się przyjmować wszelkie trudności.Narodziłem się w twoim życiu, aby wszystkich ludzi zaprowadzić do domu Ojca.
Uczeń I: Już zapadł wczesny zmierzch zimowy, za oknem śnieżna cisza. Już wieczór jakby ziemię całą zadumą ukołysał. Przedziwny jest dzisiejszy wieczór, przedziwne jego chwile. Powiedz, skąd tyle dziś radości, powiedz, skąd szczęścia tyle. Spójrz: leśne drzewko powitało twój pokój blaskiem świeczek. Pod drzewkiem żłóbek i pasterze na czele swych owieczek. A w małym żłóbku ktoś ku tobie wyciąga rączki małe. A mróz okienko rzeźbi w przedziwne kwiaty białe. To mały Jezus drży na zimnie, w oczętach srebrzy łezka. Ten sam, który dziś w sercu twoim na zawsze chce zamieszkać.
Uczeń II: Jest taki jeden wieczór grudniowy w blasku księżyca i gwiazd powodzi. Gdzie w każdym domu i każdym sercu Bóg się w ubogiej stajence rodzi. Jest taki jeden wieczór grudniowy, gdzie myśli biegną w odległe lata. Gdzie wszystkie troski są zapomniane, a w każdym człowieku widzimy brata. Jest taki jeden wieczór grudniowy, gdzie są najbliższe ojczyste progi. Gdzie obraz matki mgłą przysłonięty zawsze wciąż żywy i sercu drogi. Jest taki jeden wieczór grudniowy, gdzie się nadzieja jak ranek budzi. Gdzie wszystko będzie jasne i proste, zniknie nienawiść, wrogość wśród ludzi.
Uczeń III: Jest w moim kraju zwyczaj,że w dzień wigilijny, przy wejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebieLudzie z gniazda wspólnego łamią chleb biblijny. Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.Ten biały i kruchy opłatek, pszenna kruszyna chleba,A symbol wielkich rzeczy, symbol pokoju i nieba.Na ziemię w noc wtuloną Bóg schodzi jak przed wiekami.Braćmi się znowu poczyńmy, przebaczmy krzywdy, gdy trzeba.Podzielmy się opłatkiem Chlebem pokoju i nieba.W tę noc pełną Boga, noc wcielonego słowaNisko nad ziemią zawisła łaska.Ognista gwiazda zeszła z gór.Pokój ludziom i miastom i wsiom. Pokój nowym dniom. Pokój Tobie.Pokój na trud własnej drogi i na dźwiganie brzemienia drugich.Pokój w tę świętą noc nad ziemią nisko. Pokój na wszystko!
Uczeń IV: Do Twego żłóbka Boże Dziecię wiodła mnie gwiazda, Matka. I nie wiedziałem nic o świecie w granicach mego światła. I nie wiedziałem nic o świecie, któremu są już obce Kolędy grane na klarnecie i Bóstwo w lichej szopce. I byłeś dla mnie tak prawdziwy jak braciszkowie moi Tylko żeś robić umiał dziwy których się każdy boi. Bo nawet ojciec mój kolana zginał i chylił czoło I w Tobie - dziecku widział Pana ,choć panem był wokoło. Lecz jak król Kacper na wielbłądzie przybyło mędrców mrowie - "Całych w krostach, całych w trądzie" uczyć mnie słów o Sławie. Uczyć mnie takich różnych rzeczy wśród których złuda siedzi, Wszechwiedzy uczyć mnie człowieczej, pytań bez odpowiedzi....
bravorka