Rosamunde Pilcher - Dziki tymianek.pdf
(
1105 KB
)
Pobierz
16031222 UNPDF
ROSAMUNDE PILCHER
tymianek
Dziki
I
Piątek
Zanim zbudowano obwodnicę, szosą przecinającą Wood-
bridge płynął nieprzerwany strumień pojazdów. Ruch
kołowy był tak intensywny, że staroświeckie domy z epoki
królowej Anny drżały w posadach, a w oknach brzęczały
szyby. Jeszcze nie tak dawno Woodbridge było jedną
z wielu miejscowości leżących na trasie.
Po uruchomieniu obwodnicy wszystko się zmieniło
- zdaniem mieszkańców — na lepsze. Gorzej na tym wyszli
natomiast właściciele sklepów i garaży oraz kierownik
przydrożnego baru dla kierowców ciężarówek.
Mieszkańcy Woodbridge nie musieli już przebiegać na
drugą stronę ulicy z duszą na ramieniu, a psy dla bez
pieczeństwa trzymać na smyczy. Podczas weekendów
dzieci w toczkach dojeżdżały na kucykach kłusem na
treningi w miejscowym klubie jeździeckim. Można już było
urządzać przyjęcia i kiermasze dobroczynne na wolnym
powietrzu. Na miejscu baru dla kierowców powstały
ekskluzywne delikatesy. Podupadający sklep tytoniowy
przejął młody koneser antyków. No, a pastor zaczął już
planować na przyszły rok uroczyste obchody trzystulecia
miejscowego późnogotyckiego kościoła.
Jednym słowem, Woodbridge wyszło dobrze na tych
zmianach.
* * *
5
Pewnego chłodnego lutowego przedpołudnia, kiedy ze
gar na wieży kościelnej wskazywał za dziesięć dwunastą,
zza warsztatu rymarskiego na rogu głównej ulicy wynu
rzyło się sfatygowane volvo. Młody mężczyzna, który
prowadził samochód, miał przed sobą pustą jezdnię za
miast nieprzerwanego potoku pojazdów jak kiedyś. Jechał
więc powoli, przyglądając się uroczo bezładnej zabudowie,
łukowatym portalom nad wystawami sklepów i majaczą
cym w oddali wierzbom na łąkach. Po zimowym niebie
płynęły chmury, a ciszę przerywał tylko warkot samolotu
lecącego w stronę Londynu.
Miasteczko wyglądało jak wymarłe. Kierowca volvo
minął spokojnie bar z krzewami laurowymi w donicach
przy wejściu, zakład fryzjerski „Carole Coiffures", skład
win o oknach z butelkowego szkła i sklep ze starociami,
gdzie akurat odbywała się przecena. Dojechał w końcu
tam, dokąd zmierzał, zaparkował wóz przy krawężniku
i wyłączył silnik.
Tymczasem ucichł już warkot samolotu. Słychać było
tylko szczekanie psa i śpiew ptaka, który zmylony słabym
blaskiem słońca, myślał, że przyszła już wiosna. Młody
człowiek wysiadł z wozu, zatrzasnął drzwiczki i przez
chwilę wpatrywał się w wachlarzowato ułożone szybki nad
drzwiami domu będącego celem jego wizyty. Dom był
symetrycznie zbudowany; do frontowych drzwi prowadzi
ły kamienne schodki, a wysokie okna o przesuwanych
ramach były przesłonięte tiulowymi firankami.
„No, tak - pomyślał - w tym domu nic się nigdy nie
zmieni". Wszedł na schodki i zadzwonił do drzwi. Zauwa
żył przy tym, że szyldzik dzwonka i kołatka w kształcie
lwiej głowy są z wypolerowanego mosiądzu, a na drzwiach
błyszczy świeżo położona żółta farba, bez śladu zadra
pań czy pęcherzy. W cieniu domu było chłodno, toteż
mężczyzna drżał z zimna w swej skórzanej kurtce. Za
dzwonił ponownie i tym razem usłyszał wewnątrz kroki,
po czym drzwi się otworzyły.
6
Dziewczyna, która stanęła w progu, wyglądała na zmie
szaną. Sprawiała wrażenie, jakby oderwano ją od jakiegoś
zajęcia, do którego chciałaby jak najszybciej powrócić.
Miała długie, jasne jak len włosy, a ubrana była w opiętą
bawełnianą koszulkę, fartuszek, podkolanowki i drewniaki
z czerwonej skórki.
- Słucham? - zapytała z niecierpliwością w głosie.
Kiedy jednak nieznajomy z uśmiechem powiedział:
- Dzień dobry - od razu zmieniła nastawienie. Najwidocz
niej zorientowała się, ze ten przystojny młody człowiek
- wysoki, długonogi, w spranych dżinsach i brodaty jak
wiking - nie jest dostawcą węgla ani kwestującym na
Czerwony Krzyż.
- Czy zastałem panią Archer? - kontynuował przybysz.
- Przykro mi - powiedziała takim tonem, jakby rzeczy
wiście było jej przykro. - Pani Archer nie ma w domu.
Wyjechała po zakupy do Londynu.
Na oko mogła mieć około osiemnastu lat, a w jej
angielszczyźnie pobrzmiewał jakiś obcy akcent - chyba
skandynawski.
- Ale mam pecha! - ostentacyjnie użalił się nad sobą.
- Powinienem był najpierw zadzwonić, ale miałem na
dzieję, że zastanę panią Archer w domu.
- Pan jest jej znajomym?
- Nnno tak, znamy się od kilku lat. Tylko że... przez
jakiś czas nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Ostatnio bawiłem
na zachodzie kraju i właśnie, wracając do Londynu,
pomyślałem sobie, że dobrze byłoby wpaść na chwilę, ale
to nic ważnego.
Niezdecydowanie zaczął się wycofywać, ale, jak się
spodziewał, dziewczyna go zatrzymała.
- Kiedy pani wróci, powiem jej, że pan tu był. Pani ma
przyjechać na podwieczorek.
W tym momencie, jak na zamówienie, zegar na wieży
kościelnej wybił południe.
- Jest dopiero dwunasta. Nie mogę czekać tak długo.
7
Może kiedyś znowu będę tędy przejeżdżał... - Przerwał i ro
zejrzał się po ulicy. - Kiedyś tu była taka mała knajpka...
- Już nie ma. Teraz są tam delikatesy.
- No to zjem kanapkę w barze, bo już dawno nic nie
jadłem. - Uśmiechnął się do niej z wyżyn swego wzrostu.
- Miło mi było panią poznać. Do widzenia!
Zwrócił się do wyjścia, ale wyczuwał, że dziewczyna bije
się z myślami. I rzeczywiście zaczęła:
- Mogłabym...
- Co by pani mogła? - pomógł jej, już z jedną nogą na
schodkach.
- Czy pan rzeczywiście jest znajomym państwa - upew
niała się, jakby chcąc, żeby to potwierdził.
- Tak, naprawdę jestem, ale nie wiem, jak mógłbym to
udowodnić.
- To znaczy, szykowałam właśnie lunch. Mógłby pan
zjeść z nami.
Spojrzał na nią takim wzrokiem, że aż się zarumieniła.
- Cóż za lekkomyślność! Na pewno nieraz przestrzega
no panią, że nie wolno wpuszczać do domu obcych ludzi!
Speszyła się, bo pewnie rzeczywiście nieraz to słyszała.
- Ale jeżeli rzeczywiście jest pan znajomym państwa
Archer, to pani na pewno chciałaby, żebym zaprosiła pana
do domu.
Widać było, że jest to cudzoziemka pracująca jako
pomoc domowa i że nudno jej samej w domu. Wszystkie
takie dziewczyny nudziły się i czuły samotnie - widocznie
należało to do ujemnych stron tej pracy.
- Ależ nie może pani pakować się w kłopoty! - udał
oburzenie.
- Chyba się w nic nie pakuję! - Zdobyła się na uśmiech.
- A gdybym ukradł rodzinne srebra? Albo próbował
panią zgwałcić?
Jakoś nie wzięła poważnie takiej ewentualności. Potrak
towała to raczej jako dowcip i poczuła się pewniej, nawet
cichutko zachichotała.
8
Plik z chomika:
kasiek790
Inne pliki z tego folderu:
Roberts Nora - Komu zaufać.pdf
(884 KB)
Potter Alison - Czar Pacyfiku.pdf
(525 KB)
Weldon Fay - Rozszczepienie.pdf
(1421 KB)
Jakes John - Złota Kalifornia tom I - III.rar
(3461 KB)
Cajio Linda - Jak czysty jedwab.pdf
(570 KB)
Inne foldery tego chomika:
eboki
ebook
E-Book
E-BOOK Wydawnictwa
ebook kryminał, horror i fantastyka
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin