pies musi się wybiegać W rodę po szkole Baby ruszyła do Kompleksu Cashmanii, nie mogšc się już doczekać sam na sam z psami. Ze wszyli kich, których poznała w^Nowym Jorku, one były najbardziej ludzkie. Tak, to brzmi sensownie. Zobaczyła J.P. stojšcego przed budynkiem z trzema psnŤ mi szarpišcymi się na smyczach. Umiechnšł się na jej widok, a ona podeszła do niego i się pochyliła, żeby się przywiliu' z zachwyconymi psami. -Już sš gotowe na spacer z tobš. Tak się cieszyły, jakby wiedziały, że przyjdziesz. -J.P. wygładził niemal niewidzialni) fałdkę na oliwkowych spodniach J. Crew. -Masz co przeciw ko, żebym z tobš poszedł? -Trochę - sprzeciwiła się raczej opryskliwie Baby, prostujšc się. Mylała, że kontakt z naturš i zwierzętami pomoże jej si| odprężyć, ale nie w towarzystwie przyszłego potentata rynku nieruchomoci. Złapała trzy smycze i ruszyła przodem. -Ostatnio miałem sporo stresów. Pomylałem, że towii rzystwo kundli dobrze mi zrobi -mówił, idšc szybko, by dotrzymać kroku Baby. To nie sš kundle. - Spiorunowała go wzrokiem. Zastanawiała się, czym mógłby się zamartwiać rozpiesz-"iiv J.P., ale postanowiła nie pytać. Słońce zaczynało już i' Ilodzić, malujšc jaskrawoniebieskie wrzeniowe niebo po-I) II .uiczowymi pasemkami w odcieniu złotych rybek. Więc... skšd się wzięło twoje imię? -zapytał J.P, kie-IV Nemo zatrzymał się, żeby obwšchać wišz na rogu Pištej, u pobliżu Frick Museum. Pies entuzjastycznie kręcił jasnym, zmierzwionym tyłkiem. Baby jak baby, dziecko - zaczęła, przytaczajšc zwięzłš u.isję opowieci, której nie cierpiała. Chociaż miała optymistyczne i lune podejcie do życia, Ś Rżała, że to trochę dziwne, że żaden lekarz na Nantucket nie II untował się, ile dzieci będzie miała Edie. Byłam niespodziankš. Urodziłam się trzecia, a mama m\ .lała, że ma tylko blinięta. A twoje imię? -Mój ojciec pracował jako handlowiec w JP Morgan base po szkole biznesowej - przyznał się J.P. Baby popatrzyła na niego i wybuchnęła miechem. -Ej! - udał szczere oburzenie. Przechodzili przez ulicę II parku. Przed nimi rozwidlała się cieżka. - Ja nie nabijałem |f / twojego imienia! -Przepraszam -odparła skruszona, cišgnšc psy w kie..... ku trawy. Darwin uniósł łapę, żeby się wysiusiać, a Nemo przykuc-nżeby zajšć się swoimi sprawami. Jego tyłek znalazł się liebezpiecznie blisko sandałów J.P. -O psia krew! -krzyknęła odruchowo Baby i wybuchnęła miechem, widzšc, że psia kupa wylšdowała na skórzanym lisku sandała. -O psia...! - powtórzył J.P. patrzšc w dół i też się za-aniał. Skrzywił się, kiedy Nemo spojrzał niewinnie. J.P. /(tyšl sandał i kutykajšc podszedł do kosza, obok żółtozieloni wózka Sabrett z hot dogami. -Nie miałe złych zamiarów, prawda? -zagruchah iii Nemo Baby, kiedy sprzedawca hot-dogów popatrzył zlyH wzrokiem na linišcego się psa. -Chyba miał. Nemo nie bardzo mnie lubi -wari nt| gniewnie J.P., a pies odpowiedział niezobowišzujšcym spq| rżeniem smutnych, bršzowych oczu. -Nie chodzi o ciebie - stwierdziła Baby, cišgnšc pny z powrotem w kierunku cieżki dla koni, a potem odwrócili się widzšc, że J.P. stoi bezradnie przy koszu w jednym IM. cie. -No chod, chodzenie boso cię nie zabije. -Złapała cliło paka za nadgarstek. - A wracajšc do psa, kiedy ostatnim ra/cttt biegał? -Biegał? - J.P. spojrzał na Nemo. -Widzisz, twój pan nawet nie pamięta! - powiedz niby oskarżycielskim tonem do psa, który wydawał się palt/ť*ť' na niš z umiechem. Spojrzała na J.P. - On się nudzi! Dutyf pies musi się wybiegać! Baby poprowadziła psy w stronę ogrodzonego trawniki) gdzie ludzie się opalali i urzšdzali pikniki, próbujšc się nai ll szyć ostatnimi ciepłymi popołudniami. Odpięła smycz Nemu, a on zaczšł biegać w kółko, szczekajšc jak oszalały. -Widzisz! -Baby zerknęła triumfalnie na J.P., który kulty kał po trawie w jednym bucie. -Chyba nie wolno puszczać tu psów bez smyczy - iltf< nerwował się, wskazujšc na zielono-biały znak na ogród/< ul wokół trawnika. -Żyj niebezpiecznie! -Baby puciła się pędem, goni|f Nemo i naladujšc szczekanie. J.P. zrzucił drugi sandał i popędził za nimi, depczšc po plażowych kocach. W końcu dopędził ich pod dębem, gdzie Baby idła zdyszana, a pies stał obok niej, linišc się. -Widzisz, jemu potrzeba takiego ruchu. Nie tylko spacer-B od przecznicy do przecznicy. Wyszczerzyła zęby do chłopaka. Niebo za nimi wyglšdało licznie. Kštem oka zauważyła nlylcgo mopsa, który wspinał się na Shackletona. Dyszał jak Śpiat i miało się wrażenie, że okršgłe oczy zaraz wyskoczš mu /. tłustego, płaskiego pyska. Chyba powinna pogadać z nim jak dziewczyna Dziewczynš zauważył J.P. podajšc Baby smycz Shackle-lima. Koszulka polo wyszła mu ze spodni i wyglšdał teraz Śfdziej zwyczajnie i swobodnie niż ten wychuchany chło-i <l w czerwonych szortach, którego Baby poznała dwa dni winu. A ja mylę, że powiniene nosić bardziej zabudowane Śi odpowiedziała droczšc się. Oparła się wygodniej o dšb. Więc właciwie dlaczego taki facet jak ty spędza czas z psami Ś Nie mogła się powstrzymać, żeby nie zapytać. - Nie Ś lepszego towarzystwa? Dopiero się tu przeprowadziłam, zapomniałe? - odpo-|l działa, Morgana albo Stanleya? Jakiej Nlioiczej dziewczyny? odsuwajšc pasemko ciemnych, kręconych włosów m /u. - Nie, żeby był f.P. wzruszył ramionami i usiadł obok Baby pod drze-Śftli). tutaj kto, z kim chciałabym spędzać mruknęła. Wbiła obcas w trawę. Przy nich można po prostu pobyć. -Zmierzwił jasnš i Ii Nemo. - A ty? Nie masz lepszego towarzystwa? -Ej -zaprotestował całkiem poważnie J.P. Oparł U o pień i przyjrzał się jej ciepłymi, bršzowymi oczami. D| Nowemu Jorkowi szansę. Zabrzmiało to tak, jakby miała dać szansę jemu... Baby powoli pokiwała głowš. Teraz kiedy chodziła how po trawie, miasto wydawało się prawie miłe. Gdyby nie te |f * dzowate dziewczyny, okropne mundurki i chłopak, któivj|ii musiała zostawić, mogłaby polubić to miejsce. No proszę, proszę. Patrzcie, komu się odmieniło. J dba o swoje interesy W rodowy wieczór Jack wysiadła jakby nigdy nic z limu zyny Cashmanów. Jack, J.P. i Cashmanowie szli do restaur! cji, którš Dick włanie kupił, Round Tabic. Znajdowała sir u Charles Street, przytulnej uliczce w West Village, która - chdť ciaż zamieszkana przez rodziny gwiazd i inwestorów banko wych - nadal zachowała atmosferę artystycznej bohemy. 11' wyglšdał olniewajšco w szytym na miarę Ust w butelce Od: Kelsey.Talmadge@SeatonArms.edu Do: Owen.Carls@swJuda.edu Data: wtorek, 9 wrzenia, 21:05 Temat: Czeć Kiedy znowu cię zobaczę? Całuję, Kat od: Owen.Carls@swJuda.edu Do : Kelsey.Talmadge@SeatonArms.edu Data: wtorek, 9 wrzenia, 21:15 Temat: Odp.: Czeć Chcę się z tobš zobaczyć, ale to by zabiło Przepraszam, ale... nie możemy. garniturze, li bršzowe oczy błyszczały, pięknie podkrelone przez nici i krawat od Hermesa. Jack uległa pokusie i przytuliła się dc nil go, gdy szli. Cały czas dbała o to, żeby być kilka kroków pr/Ť| Dickiem i tandetnš, rosyjskš matkš J.P., Tatianš. Jack wpadła tego popołudnia do J.P., majšc nadzieję. )# spędzš razem trochę czasu, bo nie widzieli się w tym tygodi Ale okazało się, że wyszedł z psami. Za to Dick zaprosił ji| im kolację. Była zadowolona, że zaszalała z zakupami w Bam. | dzień przed poczštkiem szkoły, bo dzięki temu miała wysim czajšco dużo Jill Stuart, Phillipa Lima i Miu Miu, żeby pi żyć miesišc. Kroczšc pewnie ulicš z przystojnym chłopakiem u boi u Jack wreszcie poczuła się lepiej. Avery Carls ogłosiła dzisiaj, że urzšdza drugie przyjęcie. Tak serio, Jack miała to w Q| llłebszym poważaniu. Właciwie to zaczynało być smutne, i u k prawie jej współczuła. Prawie. W restauracji stały ciężkie, okršgłe dębowe stoły i fotele I /erwonej skóry. Wnętrze wyglšdało jak scenografia do po-' leci F. Scotta Fitzgeralda, jeli nie liczyć wybitnie chudych, luluirmuszonych kelnerek, ubranych na czarno. Mogłyby brać Udział w konkursie na kolejnš najchudszš jędzę Ameryki. Hostessa zaprowadziła ich do stolika porodku, z którego ws/.ystko widać i przy którym wszyscy cię widzš i powitała h II butelkš Cristala. 2 157 Kiedy Jack usiadła, jej telefon zawibro-.il w szmaragdowozielonej kopertówce Pršdy. Ukradkiem jęła Treo i zerknęła na mały ekran pod stołem. 0MB, WIDZIAŁA BRATA A!? TO PATRZ ! -brzmiała I udomoć od Jiffy. Do tego dołšczone było zdjęcie przystojnej > blondyna o mocnych ramionach pływaka w mundurku fatoły w. Judy. Na dole był dopisek: ABSOL. MUSIMY IĆ NA IMPR.! ! ! Jack ze złociš wrzuciła telefon do torebki. Dlaczego do POlery ludzie tak się przyjmujš Avery Carls i jej żałosnymi ŚObami zdobycia popularnoci? Nie ma mowy, żeby ta giuro u k a panienka choćby wiedziała, co to znaczy dobre przy-|V 'i'. Jack wypiła spory łyk szampana na uspokojenie nerwów, pbelki zatańczyły jej w gardle i poczuła jak musujšce ciepło io/pływa się po jej ciele. Avery nie wiedziała, co to znaczy lobra impreza, ale Jack jej pokaże, lak miło z jej strony. Postanowiłam urzšdzić imprezę w ten weekend - oznaj-nli, gdy pomysł zaczšł się formować w jej głowie. I wtedy przyszedł jej do głowy kolejny genialny pomysł. 1 || / via się, że zawsze była taka uprzejma dla Dicka Cashmana. I I Wejcie Carlsów 3 157 Nadeszła chwila, kiedy jej się to zwróci. Perfekcja, zanuciło w mylach. -Tak? - zdziwił się J.P. -Tak. Ale nie wiem, jakie miejsce byłoby odpowiedni. Bo to nie będzie zwykłe przyjęcie. Chciałabym ogłosić, że /Ť mierzam ubiegać się o pozycję przedstawicielki uczennic pi radzie nadzorczej. To now...
kasiek790