Lamb Charlotte - Strategia uwodzenia(1).pdf

(592 KB) Pobierz
The Seduction Business
Charlotte Lamb
Strategia uwodzenia
382104517.001.png 382104517.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tego pięknego majowego przedpołudnia przy ogromnym mahoniowym stole
konferencyjnym zgromadziły się cztery osoby, które jak zwykle usiadły według ko-
lejności, jaką nakazywała ranga zajmowanych przez nich stanowisk. Jack Rowe,
dyrektor do spraw sprzedaży, który zajął miejsce pośrodku stołu, niecierpliwie spo-
glądał na zegarek.
- Spóźnia się - zauważył, marszcząc brwi. - A wydawałoby się, że w taki
dzień, jak dziś, powinien być tu jako pierwszy.
- Od ósmej rano bez przerwy rozmawia przez telefon - wyjaśniła rzeczniczka
prasowa, Noelle Hyland, spoglądając przy tym na niego z niechęcią.
- Wyglądał na potwornie zmęczonego - westchnęła Andrea Watson, równie
niezadowolona z tonu głosu kolegi, jako że była stuprocentowo lojalna wobec sze-
fa.
Andrea znana była z pogodnego usposobienia, uwielbiała śmiać się i żarto-
wać, ale tego dnia, podobnie jak wszyscy zgromadzeni w sali konferencyjnej, była
przygnębiona i zatroskana.
Matt Hearne zatrzymał się na chwilę w progu sali i, nie zauważony przez ni-
kogo, przypatrywał się swym pracownikom. Czy to możliwe, żeby któreś z nich
okazało się judaszem, gotowym dla pieniędzy zdradzić firmę? Tak przynajmniej
twierdziła prawniczka, Leigh Hampton, która poradziła, by jak najszybciej wytropił
tę osobę i pozbył się jej. Ale Matt nie chciał jej wierzyć, nie mógł znieść myśli, że
ktoś z nich mógłby kopać pod nim dołki. Gdyby tylko potrafił czytać w ludzkich
oczach z taką łatwością, z jaką rozszyfrowywał dane, dotyczące działalności firmy.
Ciekaw był, ilu jego pracownikom oferowano by awans, gdyby przejęcie firmy do-
szło jednak do skutku? Znów poczuł palący gniew. Przez dziesięć lat żył niemal
wyłącznie pracą, poświęcił wiele, by odnieść sukces, a tu ktoś zamierzał podstępem
odebrać mu to, co zbudował z takim wysiłkiem! Matt nigdy nie uważał siebie za
bezwzględnego człowieka, ale gdyby było to konieczne, gotów był walczyć z prze-
ciwnikiem wszelkimi dostępnymi sposobami.
Nabrawszy głęboko powietrza w płuca, pewnym krokiem wszedł do sali kon-
ferencyjnej. Wszyscy tam zgromadzeni natychmiast utkwili w nim badawcze spoj-
rzenia, jak gdyby z wyrazu jego twarzy chcieli się dowiedzieć, jaki czeka ich los.
Andrea uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Zawsze za nim przepadała,
nie tylko zresztą jako szefem, ale również jako mężczyzną. Uważała go za najinte-
ligentniejszego, a jednocześnie najprzystojniejszego faceta, jakiego w życiu spot-
kała, co absolutnie nie kłóciło się z faktem, że od ponad dziesięciu lat była szczę-
śliwie zamężna i miała fantastyczne bliźniaki. Nie mogła nic na to poradzić, że
mimo wszystko na widok Matta odczuwała drżenie serca. Zeszłej zimy, podczas
jakiegoś przyjęcia, jej mąż spostrzegł, jak z rozmarzeniem przypatrywała się sze-
fowi.
- Marnujesz czas, kochanie - zażartował. - Jemu nie w głowie kobiety, intere-
sują go tylko komputery. Zresztą, co wy wszystkie w nim widzicie? Co on ma w
sobie takiego, czego ja nie mam?
- Nic a nic, kochanie - zapewniła szybko, nie chcąc ranić jego uczuć.
Kochała swego męża, podobał jej się nawet w postrzępionych spodniach i
wyciągniętym podkoszulku, w którym zwykł pracować w ogrodzie, ale nie zmie-
niało to faktu, że Matt był fantastyczny. Z wyglądu bardziej przypominał gwiazdo-
ra filmowego niż szefa poważnej firmy. Wszystkie koleżanki z pracy były co do
tego jednomyślne - bo któż by się oparł tym inteligentnym niebieskim oczom, je-
dwabistym brązowym włosom czy wreszcie temu czarującemu uśmiechowi? And-
rea miała poważne wątpliwości, czy w ogóle taka kobieta chodziła gdzieś po świe-
cie. Sama znała wiele takich, które gotowe były niemal na wszystko, aby zaskarbić
sobie chociaż jedno jego spojrzenie. Tymczasem Matt Hearne prawie nie zwracał
uwagi na kobiety. Od czasu, gdy przed trzema laty zmarła jego żona, wydawszy
przedwcześnie na świat córeczkę, ich jedyne dziecko, nie słyszano, aby Matt zain-
teresował się jakąkolwiek kobietą. Andrea widziała go dzień po śmierci żony, wy-
glądał strasznie, jakby w ciągu jednej nocy postarzał się o kilkanaście lat. Nic
dziwnego, jego małżeństwo z Aileen uchodziło za wyjątkowo udane. Matt był tak
zdruzgotany śmiercią żony, że nawet nie chciał słuchać wyrazów współczucia.
Przez dziesięć dni nie pokazywał się w biurze, a gdy się wreszcie pojawił, był
zmieniony nie do poznania. Rzucił się w wir pracy, rzadko kiedy się odzywał, a
jeszcze rzadziej uśmiechał. Wszyscy pracownicy bardzo się o niego martwili, ale
bali się cokolwiek mówić, aby nie ściągnąć na siebie jego gniewu. Na szczęście po
kilku miesiącach złagodniał, tak że po upływie trzech lat był na powrót sobą, znów
się uśmiechał, rozmawiał swobodnie, żartował, i tylko czasem, gdy zdawało mu się,
że nikt na niego nie patrzy, w jego oczach pojawiał się niesłychany smutek i tęsk-
nota.
- Dzień dobry wszystkim - powitał zebranych, zmuszając się przy tym do
uśmiechu. - Pozwolicie, że pominę wstęp i od razu przejdę do sedna sprawy, wszy-
scy przecież wiemy, dlaczego się tu spotkaliśmy. Od jakiegoś czasu ktoś wykupuje
nasze akcje. Do tej pory kilka razy z trudem, udało nam się uniknąć przejęcia fir-
my, ale tym razem to bardzo poważny atak, sądząc po sumie, jaką wydali. Poprosi-
łem Roda, żeby dowiedział się wszystkiego, co się da na ten temat, więc proponuję,
żebyśmy najpierw wysłuchali, co on ma do powiedzenia, potem poproszę, żebyście
wszyscy wypowiedzieli się, co o tym sądzicie, a później spróbujemy wspólnie wy-
pracować jakąś strategię. Zgoda?
- Czy już się z tobą kontaktowali, Matt? - zapytał nieswoim głosem Jack Ro-
we.
- Jeszcze nie, ale zapewne wkrótce to nastąpi. Powiedz wszystkim, z kim tym
razem mamy do czynienia, Rod.
- Z firmą TTO - odparł krótko Rod Cadogan.
Nie uszło uwagi Matta, że nikt nie wyglądał na specjalnie zdziwionego tą no-
winą, zapewne wiedzieli to już z innego źródła. Nic dziwnego, było to małe, za-
mknięte środowisko, wszyscy wyżsi rangą pracownicy firm elektronicznych znali
się, więc trudno było oczekiwać, że uda się utrzymać to w tajemnicy. Zresztą, od-
kąd rozeszła się wieść, że Hearne's pracuje nad tanim komputerem, rozpoznającym
mowę ludzką, wokół ich firmy zawrzało. Receptą na sukces w tej branży było
opracowywanie wciąż nowych technologii, bo inaczej groziło całkowite zniknięcie
z rynku, a co za tym idzie, bankructwo. Matt starał się jak najdłużej utrzymać prace
nad swym projektem w ścisłej tajemnicy, rozmawiał o nich jedynie z najbardziej
zaufanymi współpracownikami, ale wreszcie musiał przejść od fazy projektowania
do konstruowania urządzenia, a więc zaangażować w to większą liczbę ludzi, co
nieuchronnie doprowadziło do tego, że wieść się rozeszła, a nad firmą zaczęły krą-
żyć sępy.
Na szczęście do tej pory udało mu się uniknąć przejęcia, bo miał wystarczają-
co dużo pieniędzy, aby utrzymać kontrolny pakiet akcji, ale Tesmost Technical
Operations było szalenie bogatym przedsiębiorstwem i nie był w stanie zgromadzić
wystarczająco dużo środków, aby obronić się przed jego zakusami. Gdyby zresztą
pożyczył pieniądze na ratowanie firmy i tak zmuszony byłby oddać kontrolę nad
nią tym, którzy udzielili mu pożyczki, więc nie miało to najmniejszego sensu. Mo-
że mógłby sprzedać dom na wsi, który kupił wraz z Aileen tuż po ślubie? Miał
przecież jeszcze mieszkanie w Londynie, które było bardzo dogodnie usytuowane,
niedaleko siedziby firmy, w przyjemnej dzielnicy, pełnej dobrych restauracji i skle-
pów. Musiałby tylko sprowadzić do siebie swą matkę, która wraz z jego małą có-
reczką mieszkała w domu w Essex.
Na chwilę jego oczy zaszły mgłą, jak zawsze, gdy myślał o żonie, z której
stratą wciąż nie mógł się pogodzić. Weź się w garść, skarcił sam siebie; Dość spo-
glądania w przeszłość, należy wreszcie zająć się przyszłością. Dlatego nawet do-
brze byłoby, gdyby sprzedał dom w Essex i kupił większe mieszkanie w Londynie,
gdzie mógłby zamieszkać wraz z matką i małą Lisą, przynajmniej mógłby częściej
widywać córeczkę, za którą tęsknił.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin