Richards_Emilie_To_jest_twĂłj_syn.pdf

(550 KB) Pobierz
Richards Emilie McGee - Miłość ci wszystko wybaczy - To jest twój syn
To jest twój syn
Emilie Richards
Miłość ci wszystko
wybaczy
A STRANGER'S SON
117381792.098.png 117381792.109.png 117381792.120.png 117381792.131.png 117381792.001.png 117381792.012.png 117381792.023.png 117381792.034.png 117381792.045.png 117381792.053.png 117381792.054.png 117381792.055.png 117381792.056.png 117381792.057.png 117381792.058.png 117381792.059.png 117381792.060.png 117381792.061.png 117381792.062.png 117381792.063.png 117381792.064.png 117381792.065.png 117381792.066.png 117381792.067.png 117381792.068.png 117381792.069.png 117381792.070.png 117381792.071.png 117381792.072.png 117381792.073.png 117381792.074.png 117381792.075.png 117381792.076.png 117381792.077.png 117381792.078.png 117381792.079.png 117381792.080.png 117381792.081.png 117381792.082.png 117381792.083.png 117381792.084.png 117381792.085.png 117381792.086.png 117381792.087.png 117381792.088.png 117381792.089.png 117381792.090.png 117381792.091.png 117381792.092.png 117381792.093.png 117381792.094.png 117381792.095.png 117381792.096.png 117381792.097.png 117381792.099.png 117381792.100.png 117381792.101.png 117381792.102.png 117381792.103.png 117381792.104.png 117381792.105.png 117381792.106.png 117381792.107.png 117381792.108.png 117381792.110.png 117381792.111.png 117381792.112.png 117381792.113.png 117381792.114.png 117381792.115.png 117381792.116.png 117381792.117.png 117381792.118.png 117381792.119.png 117381792.121.png 117381792.122.png 117381792.123.png 117381792.124.png 117381792.125.png 117381792.126.png 117381792.127.png 117381792.128.png 117381792.129.png 117381792.130.png 117381792.132.png 117381792.133.png 117381792.134.png 117381792.135.png 117381792.136.png 117381792.137.png 117381792.138.png 117381792.139.png 117381792.140.png 117381792.141.png 117381792.002.png 117381792.003.png 117381792.004.png 117381792.005.png 117381792.006.png 117381792.007.png 117381792.008.png 117381792.009.png 117381792.010.png 117381792.011.png 117381792.013.png 117381792.014.png 117381792.015.png 117381792.016.png 117381792.017.png 117381792.018.png 117381792.019.png 117381792.020.png 117381792.021.png 117381792.022.png 117381792.024.png 117381792.025.png 117381792.026.png 117381792.027.png 117381792.028.png 117381792.029.png 117381792.030.png 117381792.031.png 117381792.032.png 117381792.033.png 117381792.035.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nikt przy zdrowych zmysłach nie wspominałby dzie-
ciństwa w środku największej od dwudziestu lat śnieży-
cy. Cóż, Devin Fitzgerald często robił niezwykłe rzeczy.
Opuścił Akademię Medyczną na trzy miesiące przed dy-
plomem, aby dołączyć do zespołu rockowego o wdzię-
cznej nazwie „Mrożony Ogień". Zostawił grupę, gdy od-
niosła olbrzymi i całkowicie niezasłużony sukces, po to
by radzić sobie na własną rękę. W czwartym roku wspa-
niale rozwijającej się kariery solowej podjął decyzję do-
tyczącą ograniczenia tras koncertowych, bo zamierzał po-
święcić więcej czasu na komponowanie i nagrania, a
w tej chwili rozmyślał nad całkowitą zmianą zawodu.
Żadna z jego poprzednich decyzji nie wydawała się
jednak bardziej pochopna niż ta, która kazała mu właśnie
jechać bocznymi drogami Holmes County w Ohio, w do-
datku samochodem bez łańcuchów.
Devin nacisnął hamulce Jeepa Cherokee i zanucił kil-
ka taktów melodii, która prześladowała go od wielu dni.
Tak właśnie powstała większość jego utworów. Dźwięk,
interwał, dźwięk, i nagle umiał już zagwizdać melodię
albo nawet zagrać ją jednym palcem na pianinie. Ta dzi-
siejsza była nieco bardziej skomplikowana niż poprzed-
nie, ale podejrzewał, że gdy uda mu sieją uchwycić i za-
117381792.036.png 117381792.037.png 117381792.038.png 117381792.039.png
pamiętać, być może będzie najlepsza ze wszystkich. Nu-
cąc ją, rozmyślał o ciepłych letnich nocach w sercu Ame-
ryki, o delikatnych stokrotkach rosnących przy płotach
i o robaczkach świętojańskich na polach kukurydzy.
Musiał wrócić do domu...
Musiał wrócić do domu, ale niekoniecznie w nocy i
w samym sercu szalejącej śnieżycy.
Ponownie wcisnął hamulce. Potężny silnik Cherokee
jęknął na znak protestu. Samochód jechał teraz powoli,
ale śnieg był gęsty i Devin i tak nie miał pojęcia, gdzie
się znajduje. Wiedział jedynie, że jedzie właściwą drogą.
Już od lat nie był w Farnham Falls, ale przecież niewiele
się tu zmieniło. To wciąż był kraj farmerów, Amiszów
i Menonitów, wiejski aż do szpiku kości.
Dostrzegł starą farmę, która niegdyś stanowiła ostatni
punkt przed zjazdem. Teraz znajdowało się za nią jeszcze
kilka innych domów. Droga, której szukał, wkrótce po-
winna ukazać się przed jego oczyma. Jeśli dopisze mu
szczęście, lada moment znajdzie się w domu.
Dom... Devin uśmiechnął się na samą myśl o nim.
Przez ostatnie osiem lat zwiedził niemal każdy zakątek
świata. Łatwo przystosowywał się do nowych warunków
i równie dobrze czuł się w Sri Lance, jak na Sycylii. Do-
tychczas niespecjalnie tęsknił za Farnham Falls. Nie było
to zbyt interesujące miejsce dla niespokojnego młodzień-
ca z gitarą, wzmacniaczem i głową pełną marzeń o sła-
wie. Jako nastolatek każdego dnia marzył o opuszczeniu
domu; w ciągu ostatnich kilku miesięcy zaś - wyłącznie
o powrocie.
Śnieg skrzypiał pod oponami samochodu i oblepiał
117381792.040.png 117381792.041.png 117381792.042.png 117381792.043.png
przednią szybę. Droga była zupełnie pusta. Od trzydziestu
minut Devin nie spotkał ani przejeżdżających samocho-
dów, ani też wozów Amiszów. Widać każdy, kto miał
odrobinę zdrowego rozsądku, spał teraz w domu, przy-
kryty dodatkową pierzyną.
Nagle, w ciemnościach i na samym środku tej opu-
szczonej przez ludzi drogi, Devin zdał sobie sprawę z te-
go, od jak dawna nie zaznał prawdziwej samotności.
Ostatni raz miał do czynienia z taką ciszą, kiedy jako
czternastolatek brnął w śniegu do stodoły swojej ciotki,
aby nakarmić zwierzęta. Teraz poczuł w sobie błogi spo-
kój. Dziwne, bo przecież wiedział, że powinien raczej
martwić się o swoje bezpieczeństwo. Jeśli samochód
ugrzęźnie w śniegu, znikąd nie będzie mógł spodziewać
się pomocy (kilka chwil wcześniej bezskutecznie usiłował
skorzystać z telefonu komórkowego). Nie obawiał się
jednak. Po raz pierwszy od wielu miesięcy czuł się spo-
kojny.
Olbrzymie dęby rosnące przy zakręcie po latach wy-
dawały się mniejsze, ale za nimi znajdowała się ta sama
wąska dróżka, którą tak dobrze pamiętał. Teraz musiał
przejechać jeszcze kilka kilometrów, aby znaleźć się na
miejscu. Kuzynka Sara twierdziła, że budynek niewiele
się zmienił od czasów ich dzieciństwa. Ona sama przez
jakiś czas mieszkała w nim wraz z mężem i dwójką dzie-
ci, ale ostatnio całą rodziną postanowili udać się na za-
chodnie wybrzeże. Sara nie mogła zrozumieć, dlaczego
Devin uparł się, aby kupić ten stary dom.
- Przecież mógłbyś mieszkać, gdzie" tylko zechcesz,
Dev - powiedziała, kiedy jej to zaproponował. - Niena-
117381792.044.png 117381792.046.png 117381792.047.png 117381792.048.png
widziłeś Farnham Falls, nie pamiętasz? Nie przyjeżdżałeś
tu, odkąd skończyłeś szkołę.
- Ale już mi przeszło - wyjaśnił jej.
To była prawda. Ohio kojarzyło mu się coraz częściej
z tym cudownym czasem, kiedy głowę miał pełną ma-
rzeń, a serce niewinne i czyste - jak to u nastolatka. Te-
raz chciał znowu odnaleźć w sobie to wszystko.
Jeśli to jeszcze w nim było.
Devin zdjął nogę z pedału gazu i skupił się na drodze
przed sobą. Pomyślał, że w domu na pewno będzie cie-
pło. Jego menedżer znalazł kogoś, kto tam posprzątał,
wypełnił lodówkę jedzeniem, a szopę drewnem do ko-
minka. On sam osobiście dopilnował, żeby w domu nie
było ani telewizora, ani telefonu. Miał nadzieję na miesiąc
pełen spokojnych nocy i dni. Miesiąc, podczas którego
nikt nie będzie mu przeszkadzał w rozmyślaniach. Kiedy
już dotrze na miejsce, śnieżyca w ogóle nie będzie mu
wadzić. Przeciwnie - śnieg zasypie ślady i przynajmniej
nikt się nie zorientuje, że tu przyjechał.
Chyba że zatrzyma się teraz, aby pomóc pasażerom
samochodu, który tkwił unierochomiony w głębokiej
zaspie.
Nacisnął na hamulec i w myślach sklął idiotę, który
- podobnie jak on sam - nie został w domu, tylko roz-
bijał się na drodze w taką pogodę. Niezbyt dobrze widział
zasypane do połowy auto, ale pojazd był chyba niewielki.
Przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy w ogóle warto
wysiadać i sprawdzać, co się stało. Wcale nie chciał opu-
szczać wnętrza ciepłego samochodu, aby dać się rozpo-
znać. Nawet kiedy już zapinał kurtkę, usiłował wmówić
117381792.049.png 117381792.050.png 117381792.051.png 117381792.052.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin