72. Major Ann - Poślubić wroga.doc

(613 KB) Pobierz
ANN MAJOR

ANN MAJOR

Poślubić wroga

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Stormy Jones czekała samotnie na półpiętrze, zerkając w dół na tłum zbity przy jej obrazach. Ubrana była w srebrzystą, obcisłą jak rękawiczka suknię. Na tle zaczesanych do góry, kruczoczarnych włosów niezwykle wyraźnie odcinała się jasna cera dziewczyny i wielkie, ciemne oczy.

Stormy była malarką i dlatego jej właśnie należała się uwaga gości zaproszonych na wernisaż. Cóż, kiedy jak zwykle wszyscy interesowali się tylko jej matką. Do modnej galerii sztuki w Beverly Hill przybyła tego wieczora cała śmietanka Hollywood. Zresztą nawet przygodni zwiedzający byliby dziś mile widziani przez autorkę wystawy, gdyby nie to, że zamiast oglądać obrazy, wpadli w sidła Mai, matki Stormy, dla której liczyły się tylko korzyści natury politycznej. To matka ułożyła listę gości, ona też nadawała ton imprezie.

Słowa rozmów i śmiechy, które rozchodziły się pustym echem pośród marmurów galerii przemieszane z brzękiem szkła, brzmiały dziwnie nieprzyjemnie. Zbyt wiele kobiet tłoczyło się na niewielkiej przestrzeni - zwłaszcza kobiet w beżowych szatach, lodowatych, fanatycznych wyznawczyń kultu, na którego czele stał nie kto inny, jak matka Stormy. Nic dziwnego, że zamiast podziwiać kilkadziesiąt płócien, goście debatowali głośno. Stormy spostrzegła nagle, że jej obrazy są tak samo jednostajne jak zgromadzony w galerii beżowy tłum.

Wszystkie płótna Stormy przedstawiały kobiety o chłodnej urodzie. Każda z nich miała u boku dziewczynkę w białej sukience, tak powiewnej, że dziecko wydawało się ulatywać w beżowe tło. Dziewczynki z obrazów były tak samo bezradne i zagubione jak Stormy, która je namalowała i stała teraz samotnie gdzieś poza rozgadaną ciżbą.

Doskonale wypielęgnowane, czerwone paznokcie malarki zacisnęły się na poręczy schodów. Ani matka, ani jej wychowankę z sekty nie pochwalały makijażu. Matce na pewno nie spodobałoby się też, że zamiast witać gości, Stormy tkwi sama na schodach. Jak zwykle jednak, dziewczyna z przekory trzymała się z boku, choć ubrana w suknię, którą widać było z daleka.

- Moi drodzy! - zaczęła z podwyższenia Maja. Beżowe współwyznawczynie przywitały ją brawami. Tylko kilkoro ubranych kolorowo intruzów skwitowało pierwsze słowa przywódczyni sekty gwizdami. Potem zapadła pełna oczekiwania cisza, tak głęboka, że sceptycznie nastawiona Stormy zaczęła się zastanawiać, czy goście nie czekają aby na objawienie.

- Wiecie dobrze - dobiegły ją następne słowa ta wielka chwila w życiu mojej córki jest przede wszystkim triumfem dla mnie, jako jej matki...

Maja, jak zwykle, królowała na środku sceny. Obrazy Stormy stanowiły dla niej zaledwie pretekst, by głosić swoje poglądy, wyznawane przez wszystkie przyodziane w beż, samozwańcze Matki Ziemi. W podobny sposób Maja od dawna przywłaszczała sobie każdy występ, każde przyjęcie, każdą ważną chwilę w życiu Stormy. Dlaczego teraz miałoby się stać inaczej?

- Moje drogie! - usłyszała dziewczyna. - W życiu kobiety najważniejsze jest macierzyństwo. Istniejemy po to, aby wydawać na świat dzieci. A mimo to jesteśmy jak zagubione dziewczątka z obrazów Stormy, bo nie ma dla nas miejsca we współczesnej Ameryce. Każe się nam traktować macierzyństwo jako zajęcie drugoplanowe, godzić je z karierą zawodową, wymaganiami mężczyzn, prowadzeniem domu... A przecież, czy nie należą się nam specjalne urlopy, specjalne dodatki i zapomogi? Widać, że Ameryka kocha ciasteczka, ale nie kocha matek, które je pieką!

Oklaski przemieszały się z wrogimi okrzykami. O jedno z malowideł rozprysnął się ciśnięty niewiadomą ręką kieliszek od szampana. Ktoś próbował wyrwać Mai mikrofon. Przywódczyni sekty posłała tylko wielkoduszny uśmiech w stronę dziennikarzy. Do sali wpadli tymczasem strażnicy, usiłując przywrócić porządek.

Matce znowu udało się zniszczyć kolejny ważny dzień w życiu własnej córki.

Jutro wszyscy dowiedzą się o skandalu wywołanym przez sektę Matek Ziemi. Gazety i telewizja nie wspomną jednak ani słówkiem o samym wernisażu. Stormy poczuła, że zaczynają ją piec oczy. Odwróciła się i poszła prędko do pokoju na górze, gdzie przed imprezą ułożyła do snu dwójkę dzieci.

Cichutko wśliznęła się do ciemnego pomieszczenia, zamknęła za sobą drzwi i wpatrzyła się w swoich malców. Najpierw skupiła wzrok na małej Mai, czteroletniej Koreance. Drugi brzdąc, Jakub, miał sześć lat i czarną skórę. Tak jak mała Maja, był dzieckiem jednej z niezamężnych członkiń sekty Matek Ziemi. Stormy opiekowała się malcami w ciągu roku szkolnego, kiedy prawdziwe matki zajęte były zdobywaniem doktoratów na wyższych uczelniach. Widok śpiących dzieci w dziwny sposób przywrócił jej równowagę ducha.

Kiedy tak klęczała nad nimi, bezpieczna pośród ciemności, ktoś nagle otworzył drzwi. Stormy omal nie krzyknęła, gdyż w jasnym prostokącie światła ujrzała męską sylwetkę. Intruz podobny był z profilu do kowboja. Stał nieruchomo w drzwiach. Już miała odwrócić wzrok, kiedy obcy uchylił kapelusza wysłużonego stetsona z szerokim rondem - i ukłonił się nieznacznie. Wtedy nagle w myślach Stormy powróciło wspomnienie, a do serca napłynęło dziwne, bolesne gorąco.

Spojrzała na przybysza pytająco, a ten odpowiedział równie przenikliwym, twardym jak diament spojrzeniem. Nie znała tego człowieka. W nagłym przestrachu przysunęła się bliżej dzieci.

- Czy już kiedyś się spotkaliśmy? - rzuciła.

- O ile pamiętam, nie mieliśmy tej przyjemności - usłyszała słowa wypowiedziane z powolnym, południowym akcentem.

- Interesuje się pan może sztuką?

- Tylko pani sztuką.

- Dziwne zainteresowania u kogoś takiego.

Mężczyzna roześmiał się.

- A co? Myśli pani, że kowbojów nie stać na odrobinę wrażliwości?

- No... Nie chciałam pana urazić.

- Nie ma mowy o urażeniu mnie. Fakt, że łatwiej mi się dogadać z krowami niż z ludźmi. Samotność to coś, co akurat lubię.

- Naprawdę jest pan kowbojem? - Stormy westchnęła marząco. Zrozumiała nareszcie, skąd wzięły się te imponujące mięśnie i opalenizna na skórze. - Rzeczywiście, wszystko da się przecież pogodzić...

- Można mieć i w rękach, i w głowie, tak? - dokończył za nią rozbawiony kowboj. - I odwrotnie... Kobiety też potrafią być i piękne, i mądre.

- Potrafią - przytaknęła Stormy i spuściła oczy, czując na twarzy nagły rumieniec.

W topornej z pozoru urodzie kowboja krył się urok i męskość, męskość obecna w każdym geście i szczególe zarówno ciała, jak i ubiorą. Błękitne dżinsy ciasno opinały muskularne uda, a spod rozpiętej jasnoniebieskiej koszuli widać było gęste, czarne włosy. Trudno było o większy kontrast z gośćmi luksusowej galerii w Beverly Hills. Podobny efekt dałoby tylko wysłanie grupy subtelnych, beżowych Matek Ziemi gdzieś na teksaskie ranczo. Dokładnie takich mężczyzn Maja kazała zawsze córce wystrzegać się jak ognia.

Przekorna Stormy miała akurat zupełnie odmienne zdanie na ten temat.

Spojrzała obcemu prosto w oczy. Płonący, twardy wzrok odebrał jej dech. Widocznie matka miała rację, wychowując ją od najmłodszych lat wyłącznie w otoczeniu kobiet i posyłając do żeńskiej szkoły z internatem. Jeżeli na świecie jest więcej takich mężczyzn...

Obcy był wrogiem. Kimś, z kim nie wolno było się stykać. A zarazem, jak wszystko co zakazane, stał się natychmiast dla Stormy obiektem ogromnej fascynacji. Nigdy nie spotkała podobnego mężczyzny. Widywała ich tylko w filmach. Znów zdała sobie sprawę, że ciemne, harde oczy przesuwają się po głębokim dekolcie jej błyszczącej sukni. Wiedziała, że kobieta z towarzystwa powinna to uznać za zniewagę. Właśnie. Po raz pierwszy w życiu Stormy poczute się kobietą.

- Kim pan jest...? - szepnęła ledwo dosłyszalnie.

Nieznajomy uczynił krok w jej stronę. Stormy poczuła nagłe bicie serca. Już, już miał jej coś powiedzieć, kiedy z sali na dole doleciał ich śmiech. Kowboj zatrzymał się nagle.

- Najmocniej przepraszam, że pani przeszkodziłem. Musiałem pomylić pokoje - mruknął uprzejmym tonem, wycofał się i niby to obojętnie zamknął za sobą drzwi. Stormy była jednak pewna, że nie zaszła żadna pomyłka. Obcy szukał właśnie jej. Widocznie się rozmyślił.

Może mu się nie spodobała? Na samą myśl o tym poczuła ucisk w piersi. A może go niechcący obraziła? Trzeba natychmiast coś zrobić, inaczej wspaniały, zakazany przybysz zniknie z jej życia na zawsze!

Wypadła za nim na korytarz. Obcy zatrzymał się słysząc wołanie, najwyraźniej zaskoczony taką śmiałością.

- Może... Może mogę w czymś pomóc? - wybąkała.

- Nie wydaje mi się.

Przeciągłe słowa kazały jej myśleć o bezkresnych równinach i niebie Teksasu. Kiedy nieznajomy się uśmiechnął, w kącikach jego oczu pojawiły się wesołe zmarszczki.

- Bo wie pani, szukałem tylko... toalety.

Stormy zarumieniła się i prędko wskazała właściwe drzwi. Nie przepuściła okazji, by znów dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie.

- Przepraszam za zamieszanie. - Obcy ponownie uchylił kapelusza i zniknął.

Osamotniona Stormy oparła się ciężko o białą ścianę pustego korytarza. Wiedziała, że przybysz kłamie. Specjalnie szukał jej na górze, po to tylko, aby pójść sobie natychmiast. Nie miała pojęcia, co się robi i co mówi przy takim spotkaniu. Tak mało wiedziała o mężczyznach. Poczuła nagle gorzki zawód.

- Tu się schowałaś, kochanie! Znowu unikasz świata?

W drzwiach stała Liza, właścicielka galerii i organizatorka wernisażu. Poruszała się z taką samą werwą, z jaką wyrzucała z siebie słowa, a do wszystkich zwracała się nieodmiennie per „kochanie".

- Kochanie, chcemy zrobić z tobą parę zdjęć.

Nieoczekiwanie Stormy ujrzała w myślach samą siebie, przedstawioną nago na olbrzymim płótnie, które z boków ogarniają płomienie. Przypomniała sobie wyzywające spojrzenie ciemnych oczu, ich dotyk na jasnej, aksamitnej skórze...

- Nago? - zapytała w rozmarzeniu, prawie z nadzieją.

- Co takiego?

Stormy w porę wróciła do rzeczywistości.

- Przepraszam. Mama zawsze mnie pomawiała o rozpustne myśli.

- Kochanie, chcemy tylko, żebyś zgodziła się pozować reporterom.

- Na tle obrazów czy na tle mojej mamy?

- Jedno nie przeszkadza drugiemu, kochanie orzekła Liza sprowadzając artystkę po schodach, prosto w objęcia Mai.

- Jasne. Jedno nie przeszkadza drugiemu mruknęła Stormy, lecz ta zaczepna uwaga zginęła w zgiełku kłótliwych kobiecych głosów. Mijając kelnera, Liza zdjęła ze srebrnej tacy dwa smukłe kieliszki złocistego szampana.

- Napijesz się, kochanie?

Stormy łakomie przesunęła językiem po wargach. Zaraz jednak wyrosła przy niej Maja i sama podniosła kieliszek ze słowami:

- Lizo, najdroższa, wiesz przecież, że Stormy stroni od używek. Byłaś cudowna - zwróciła się z kolei do córki, obejmując ją ostentacyjnie.

- Nie, mamo. To ty byłaś cudowna szepnęła Stormy przytulając się. Miłość do matki była w niej silniejsza niż poczucie krzywdy.

Jak na komendę, ze wszystkich stron zaczęły błyskać fotograficzne flesze. Zaskoczona Stormy zamrugała i nagle znów ujrzała znajomą szczupłą sylwetkę. Spojrzenie pary czarnych, płonących oczu sprawiło, że dziewczyna poczuła się piękna. A więc powrócił, a więc nie była mu obojętna! Nagły rozbłysk kobiecej urody nie uszedł uwagi fotografów. Po raz pierwszy w życiu Stormy udało się przyćmić matkę. Pozowała śmiało, z odrzuconą głową, a fala czarnych włosów spadała na obnażone plecy i na lśniący jedwab sukni. Nie wiedziała nawet, jak łatwo było mężczyznom wyobrazić ją sobie w tamtej chwili nagą, taką samą, jaką Stormy wyobrażała sobie siebie niewiele wcześniej: wspaniałe, nagie i pełne pożądania ciało, pieszczone przez płomień.

Kowboj prędko jednak odwrócił się, udając, że bardziej od dziewczyny interesują go obrazy na...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin