Nowy16.txt

(21 KB) Pobierz
-	Mamy dwójkę, maam - w słuchawce rozległ się głos midszypmena Corbetta.
Abigail stanęła jak wryta, gestem zatrzymujšc resztę, bo w jego głosie było co dziwnego...
Zmieniła częstotliwoć na kanał dowodzenia i spytała:
-	W porzšdku, Walt?
-	Tak, maam, tylko... - Dał się słyszeć odgłos z trudem przełykanej liny. - To nie wyglšda... ciekawie...
Abigail spojrzała na elektrokartę z zaznaczonymi pozycjami obu grup. Dowodzona przez niš natknęła się na ponad 70 trupów w różnym stanie rozczłonkowania i 6 żywych ludzi. Wszyscy byli w skafandrach próżniowych i w zablokowanych pomieszczeniach, z których nie mogli wyjć. Naliczyli też 23 włazy do kapsuł ratunkowych, za którymi była próżnia, co mogło oznaczać, że zostały wykorzystane. Rozbitków odesłała do pinasy pod eskortš jednego podoficera - wszyscy wydawali się zbyt przytłoczeni tym, co się stało, i tak wdzięczni za ratunek, że nie podejrzewała z ich strony próby oporu. Corbett jak dotšd napotykał same trupy, ale najwyraniej włanie uległo to zmianie, prawdopodobnie dlatego że dotarł do rodkowej częci kadłuba, a jeli plan był dokładny, do jednego z pomieszczeń kontroli uszkodzeń, w którym po ogłoszeniu alarmu bojowego powinno być około 40 ludzi. Jeli tylko dwóch przeżyło, oznaczało to, że pomieszczenie zostało trafione...
-	Potrzebujesz pomocy? - spytała, starajšc się utrzymać neutralny ton.
-	Nie, maam. Przynajmniej jeszcze nie. - Corbett znów przełknšł linę, ale mówił nieco pewniej. - Bosman i sanitariusz przypięli ich do noszy. Sš w stanie stabilnym, wylę więc dwóch ludzi, żeby dostarczyli ich do pinasy, a potem dołšczyli do mnie. Jeli nie ma pani nic przeciwko temu, maam.
-	Walt, ty dowodzisz tš grupš - przypomniała mu, nie dodajšc, że w granicach wyznaczonych przez bosmana, żeby uniknšć ofiar w grupie ratunkowej.
-	Dziękuję, maam - powiedział zdecydowanie pewniejszym głosem.
-	Drobiazg - umiechnęła się Abigail. - Teraz zrób to, co zaplanowałe. 
...obawiam się, że to wcale nie jest takie proste, admirał Harrington. Mój komitet jest zdecydowany w tej sprawie. Zanim rzšd będzie w stanie skłonić Kongres do podpisania traktatu, w którym Republika wemie na siebie winę za tę wojnę, przyszłoć tych systemów planetarnych musi być ustalona. Dlatego przecież głosowalimy za wznowieniem działań.
Honor ugryzła się w język, co w cišgu ostatnich pięciu tygodni stało się nałogiem w zasadzie za każdym razem, gdy Gerald Younger zabierał głos, i pomylała z tęsknotš
o	dziesięciomilimetrowych pistoletach pojedynkowych. Nie dlatego, że nie wierzyła w to, co powiedział, choć uważała, że członkowie jego komitetu nie byli ani tacy zgodni, ani tacy stanowczy, jak sugerował, ale dlatego, że zawsze z trudem znosiła hipokryzję i fałsz. A ponieważ znała jego emocje, wiedziała, że nie obchodzi go i nigdy nie obchodził los tych systemów, a pieprzył na ten temat ponad dwie godziny. Chodziło mu o co zupełnie innego, niestety nie potrafiła sprecyzować, o którš z dwóch rzeczy.
Albo gotów był w końcu ustšpić w zamian za jakie ustępstwo z jej strony - prawdopodobnie w kwestii wysokoci odszkodowań, na co wskazywały nawišzania do winy za sprowokowanie wojny. Albo, co bardziej prawdopodobne, nie chodziło o niš, ale o wymuszenie czego na Pritchart i dlatego wspomniał o głosowaniu za wznowieniem walk. Pominšł 
zupełnie fakt, że powodem, dla którego Republika znalazła się w takim położeniu, były błędy rzšdu, a wręcz prosiło się
o	to, by kilkakrotnie tego sloganu użył. I to potwierdzało najlepiej, że obiektem szantażu była Eloise Pritchart. O co konkretnie chodziło, pojęcia nie miała, ale było prawdopodobne, że w końcu mu się uda wymusić co chce, byle tylko się zamknšł.
Kolejnš wskazówkš mogło być to, że słowem się nawet nie zajšknšł o Green Pines, a był to wymarzony kij, by przyłożyć Gwiezdnemu Imperium. Choć z drugiej strony pewne drobiazgi wskazywały na zupełnie inne powody tak starannego omijania tematu...
Sšdzšc po emocjach Pritchart, ta dobrze wiedziała, co jest grane, i też żałowała, że nie może użyć broni. Najlepiej tu i teraz.
-	Panie Younger - odezwała się Honor, gdy uznała, że w pełni panuje nad głosem - nie sšdzę, żeby sensowne było marnowanie czasu na dysputy o przyszłoci jakiegokolwiek systemu bez pytania o zdanie jego mieszkańców. Jak pan dobrze wie, większoć systemów znajdujšcych się w chwili wznowienia walk pod naszš kontrolš miała znaczenie strategiczne. Po podpisaniu traktatu pokojowego albo odzyskajš niepodległoć, albo wrócš pod waszš kontrolę, w zależnoci od woli obywateli. Inne systemy, które pozostały na naszym obszarze, znajdowały się na takim zapleczu frontu, że do nich nie dotarlicie. Ich mieszkańcy już zdecydowali, że chcš pozostać niezależni. Królowa im to zagwarantowała. To także będzie zawarte w traktacie, bo wštpię, by Jej Królewska Moć miała zamiar zmusić ich do przyłšczenia się do Republiki pod grobš bagnetów. Ponieważ większoć systemów, o których mowa, została przez nas odbita, nie rozumiem, na jakiej podstawie oczekuje pan od Korony podpisania w ciemno zgody na to, by o ich losie decydowała Republika, zamiast zapytać o opinię samych zainteresowanych po oficjalnym zakończeniu wojny.
-	Nie oczekuję od pani podpisywania czegokolwiek w ciemno, ale proszę jako przedstawicielkę Królowej Elżbiety o	potwierdzenie ważnoci wyników plebiscytów przeprowadzonych w tych systemach, które wyzwolilimy spod waszej okupacji. Oraz o zgodę o przeprowadzenie podobnych plebiscytów na każdej planecie, która stanowiła częć Ludowej Republiki Haven, a chwilowo nie znajduje się w gestii Republiki Haven.
-	Powiedziałam już panu - odparła Honor tonem, który zwykle powodował, że ci, którzy jš dobrze znali, robili się dziwnie nerwowi - że Jej Królewska Moć nie zgodzi się, nie zatwierdzi i nie zdecyduje o losach żadnego systemu planetarnego bez poznania woli jego mieszkańców. Jeli takš wolę wyrazili, sposób jej wyrażenia musi być udokumentowany, a wynik podlegajšcy obiektywnej ocenie. I Korona musi się z nimi zapoznać przed podjęciem decyzji.
-	Sugeruje pani, że rezultaty przeprowadzonych przez Republikę plebiscytów mogš być niezgodne z pragnieniami mieszkańców tych systemów? - spytał, mrużšc oczy, i na tyle zimno, by nikt nie mógł mieć wštpliwoci, że czuje się obrażony takš sugestiš.	ť
Był to niezły pokaz aktorstwa, ale znajšca jego uczucia Honor poczuła przemożnš ochotę, by strzelić go w pysk. Nimitz zdecydowanie poparł ten pomysł. To, że Younger w tej chwili czuł olbrzymiš satysfakcję, że potrafi takšbzdu- rę wykorzystać do przecišgania rozmów, czyli zyskać na czasie, jeszcze tę chęć zwiększało.
Ponieważ rozwišzanie takie, choć przyjemne, byłoby niezbyt polityczne, z żalem z niego zrezygnowała i postanowiła załatwić sprawę inaczej.
-	Panie Younger, i pan, i ja doskonale wiemy, że niczego podobnego nie sugerowałam - oznajmiła spokojnie.
Younger wytrzeszczył oczy, nie mogšc uwierzyć w to, co włanie usłyszał. Polityk by się w ten sposób nie odezwał, a on zapomniał, że ma do czynienia z wojskowym, nie z dyplomatš. Honor włanie zaczęła mu o tym przypominać.
-	Nie powiedziałam, że Korona nie uzna wyników plebiscytów, ale że nie uzna ich bez wczeniejszej oceny prawidłowoci, dokładnoci i uczciwoci ich przeprowadzenia.
Równie dobrze jak ja wie pan, na czym polega różnica, i wie pan też, że nie ustšpię w tej kwestii. Dlatego uważam, że gra pan na zwłokę, przecišgajšc negocjacje, choć na poczštku uprzedziłam jasno i wyranie, że mamy limit czasowy na osišgnięcie porozumienia, po przekroczeniu którego podejmiemy działania zbrojne. Będzie pan łaskaw się nie odzywać, bo jeszcze nie skończyłam. Istnieć może kilka powodów, dla których przecišga pan rozmowy, zaczynajšc od błędnego przewiadczenia, że desperacko pragniemy tego pokoju w zwišzku z potencjalnym konfliktem z Ligš Solarnš, toteż jeli potrwajš one wystarczajšco długo, odstšpimy od pewnych warunków, jak choćby okrelenia, kto jest winny sfałszowania korespondencji dyplomatycznej. Jeli pan tak uważa, jestem pewna, że prezydent Pritchart nie podziela pańskiego przekonania. Wie bowiem, że to, co powiedziałam na poczštku, to prawda, a nie dyplomatyczne kłamstewko. A prawda, powtarzam raz jeszcze, jest taka, że lepiej, bym wróciła bez traktatu pokojowego niż ze złym traktatem pokojowym. Nie sšdzę, by pan tego za pierwszym razem nie zrozumiał, dlatego też znacznie prawdopodobniejsze wydaje mi się, że chce pan osišgnšć co w sprawach wewnętrznych, czego dotšd nie udało się panu wymusić na rzšdzie, w zamian za to, że przestanie pan marnować czas wszystkich obecnych. Sugerowałabym zastanowienie się nad tš postawš, bo jeli przypadkiem udałoby się panu doprowadzić do zerwania tych rozmów, skończy się to, jak mawiali moi przodkowie, wbombardowaniem was w epokę kamiennš. A wówczas będzie pan mógł nić o potędze, siedzšc na kupie gruzów, o ile będzie pan miał doć szczęcia, by przeżyć. Mam nadzieję, że to do pana dotarło, ale na wszelki wypadek proponuję krótkš przerwę, w czasie której może pan przedyskutować z prezydent Pritchart, co chce pan na niej wymusić, wykorzystujšc negocjacje jako narzędzie. Ja chciałam tylko uprzedzić, że mnie to nie interesuje i nie będę tolerowała podobnego bicia piany w przyszłoci.
Younger poczerwieniał. Zdołał zapanować nad wciekłociš i jedynie wpatrywał się w niš z nienawiciš. Nikt
mu do tej pory głono i publicznie nie powiedział w przekładzie na ludzki język, że jest zasranym egoistš, i to go najbardziej rozjuszyło.
Honor przez moment przyglšdała mu się, nie kryjšc pogardy, po czym spojrzała na Pritchart. Ta zachowała kamienny wyraz twarzy, ale wargi dziwnie jej drżały, a w emocjach przeważało rozbawienie.
-	Sšdzę, że to dobry pomysł - odezwała się. - A ponieważ zbliża się pora lunchu, proponuję przerwę dwugodzinnš, w trakcie której pan Younger zdšży skontaktować się z członkami swego komitetu i przekaza...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin