5. Bramy raju.pdf

(1111 KB) Pobierz
172213843 UNPDF
JENNIFER BLAKE
Bramy raju
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Chloe Madison po raz pierwszy zobaczyła
tego wysokiego Amerykanina po publicznej
egzekucji na stadionie w Kaszi. Tłum, pełen
uzbrojonych talibów, właśnie wylewał się na
zewnątrz.
Program egzekucji był urozmaicony: obcięcie
dwóm złodziejom prawych dłoni, chłosta dziew­
czyny, która odmówiła poślubienia mężczyzny
wybranego dla niej przez ojca, a na koniec
powieszenie na poprzeczce bramki człowieka,
który śmiał uderzyć mułłę, czyli świątobliwego
męża. Wśród widzów znajdowała się nieliczna
grupka kobiet, najpierw siedziały razem w wy­
dzielonym sektorze, zaś po wszystkim czekały
nieopodal niego, zbite w gromadkę, aż przyjdą
po nie członkowie rodzin. Stojąca razem z przy­
rodnią siostrą Chloe usłyszała, jak przyrodni brat
woła je ostrym głosem. Do głębi wstrząśnięta
6
Bramy raju
barbarzyństwem, jakie właśnie oglądała, oraz
myślą, że została tu przyprowadzona specjalnie,
by ujrzeć właśnie chłostę, obróciła się gniewnie.
W tym momencie ktoś na nią wpadł. Potknęła
się, zaczepiła sprzączką sandała o dolny szew
czadoru spowijającego ją od stóp do głów i upa­
dła na kolana. Nieznajomy natychmiast znalazł
się przy niej, ujął ją pod ramię, na ile pozwalały
na to utrudniające ruchy i kontakt zwoje krepują­
cej ją tkaniny.
- Ogromnie przepraszam. Nie zrobiła sobie
pani krzywdy? Pomogę pani wstać. - Naraz
zniżył głos do szeptu, który tylko ona mogła
usłyszeć. - Twój ojciec wysłał mnie, żebym cię
wyrwał z tego piekła. Spotkaj się jutro ze mną na
bazarze w Ajzukabadzie.
Chloe przeżyła szok, słysząc ojczysty język
po tylu latach spędzonych w Hazaristanie, po
latach mówienia po pasztuńsku. Podniosła oczy,
skryte za gęsto tkaną siatką, wypełniającą nie­
wielki prostokątny otwór w czadorze i napotkała
wzrok mężczyzny. Według zasad, które wbijano
jej go głowy przez ostatnie lata, odkąd talibowie
doszli do władzy, był to z jej strony akt wielce
nagannej prowokacji. Nie potrafiła się jednak
powstrzymać.
Wpatrywał się w nią intensywnie, bardzo
amerykański w obcisłych dżinsach, białej koszu­
li i skórzanych kowbojkach. Jego szerokie bary
Jennifer Blake
7
robiły wrażenie. Miał ogorzałą od słońca
twarz o wyrazistych rysach, gładko ogoloną,
a nie brodatą, jak twarze otaczających ją męż­
czyzn, na której teraz malowała się determi­
nacja. W jego zielonkawobrązowycłi oczach
widniała autentyczna troska, która zupełnie
zbiła Chloe z tropu.
Mijały sekundy, każda zdawała się ciągnąć
w nieskończoność. Ostatni raz, gdy Chloe znaj­
dowała się tak blisko mężczyzny, nie należącego
do rodziny, miał miejsce prawie dwanaście lat
wcześniej, gdy była nastolatką i mieszkała w Ka­
lifornii. Czuła się oszołomiona jego obecnością,
dotyk jego dłoni wydał się jej niezwykle intym­
ny. Doleciała ją delikatna woń zachodniego
mydła, wody kolońskiej, świeżo wyprasowanej
koszuli. Ta mieszanka zapachów dotarła do
pokładów głęboko pogrzebanych wspomnień
i gwałtownie wydobyła je na powierzchnię.
Naraz Chloe przypomniała sobie głośną muzykę
o hipnotyzującym rytmie, samochody we wszyst­
kich odcieniach tęczy, gorący piasek plaży, lody
w stożkowych waflach, pachnący kokosem ole­
jek do opalania i rześki zapach oceanicznej
bryzy. Bez ostrzeżenia zalała ją fala wspomnień
z czasów, gdy była bardzo młoda i wolna. Po
tylu latach niemal przestała wierzyć w istnienie
takiej wolności. Nim się spostrzegła, łzy na­
płynęły jej do oczu.
8
Bramy raju
- Chloe, ty głupia suko, natychmiast się
podnieś!
Ostry głos przyrodniego brata smagnął ją
niczym bicz i przywrócił do rzeczywistości.
Spuściła wzrok, szybko schowała nogę pod
turkusowy czador, ponieważ wystawała jej cała
stopa. Wyrwała ramię z uścisku Amerykanina
i próbowała wstać sama, nieco niezdarnie, gdyż
metry ciężkiego materiału krępowały jej ruchy.
Nieznajomy znów wyciągnął rękę, pragnąc jej
pomóc, lecz Chloe odsunęła się szybko i po­
spieszyła ku swej rodzinie. Treena, przyrodnia
siostra, pociągnęła ją szybko ku sobie i Is-
maelowi, swemu mężowi, w ten sposób trzy­
mając ją z dała od Ahmada. Chloe zadrżała.
Mogły jej grozić baty za pokazanie kawałka
skóry i za zachęcanie mężczyzny spojrzeniem.
Amerykanin ruszył za nią, jakby chciał uzys­
kać odpowiedź na swoją propozycję.
- Precz, niewierny psie - warknął Ahmad,
zastępując mu drogę. Położył dłoń na rękojeści
zatkniętego za pas noża.
- Chciałem tylko przeprosić tę damę. Przy­
kro mi, jeśli przeze mnie coś sobie zrobiła.
Ahmad bardzo słabo znał angielski, gdyż
nigdy nie chciał się uczyć języka wrogów na­
słanych przez szatana. Trochę rozumiał, lecz
mówić nim nie zamierzał, odpowiedział więc po
pasztuńsku:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin