Jezus ratuje (do Mt 1,21).doc

(69 KB) Pobierz

 

 

 

 

Jezus ratuje (do Mt 1,21)

 

 

 

 

 

 

         Erlo Stegen

 

"Panie Jezu, dziękujemy Ci, że jesteś żyjącym Bogiem i pozostajesz wczoraj, dzisiaj i jutro taki sam. Niedawno świętowaliśmy Wielkanoc. Ogłaszaliśmy, że Ty żyjesz, a anioł także powiedział do kobiet: On żyje! Podaruj, żeby jeśli ktoś tego jeszcze nie przeżył, mógł przeżyć to dzisiaj wieczór. Bądź więc wśród nas i działaj ponad nasze prośby i zrozumienie. Na Twoją chwałę! Amen."

 

Temat tej tury wykładów brzmi: Jezus ratuje. Nasz tekst na dziś znajdziemy w Ewangelii Mateusza - rozdział 1 werset 21: "A urodzi syna i nadasz mu imię Jezus: albowiem on zbawi lud swój od grzechów jego." Możemy także powiedzieć: On uratuje swój lud od jego grzechów. W modlitwie wspomniałem, że niedawno świętowaliśmy Wielkanoc i orędzie, że On żyje, a także pojawiło się pytanie, czy my już to przeżyliśmy.

 

Gdy dziś wieczorem mówimy, ze Jezus ratuje, to czy ty już jesteś uratowany od swoich grzechów? Istnieje możliwość, że mówi się i wyznaje ustami, ale w rzeczywistości nie jest to prawdą w naszym życiu. Ale jakże cudowne jest, gdy człowiek to przeżył. Wśród pogan jest to coś naprawdę szczególnego, gdy człowiek zostaje uratowany od swoich grzechów. Oni nazywają swoje grzechy po imieniu. Gdy doświadczą tej ratującej mocy Jezusa, chodzą wszędzie i świadczą o tym. W Europie niestety, nie często sprawa ta jest do końca jasno określona. Mówi się tu: Tak, jesteśmy grzesznikami i pozostaniemy grzesznikami. Gniew? - oczywiście, rozumie się samo przez się, z tym się chodzi i będzie chodziło aż do grobu. Biada, jeśli ktoś umiera w swoich grzechach. Jezus przyszedł po to, aby nas ratować z naszych grzechów.

 

Brat Sar opowiadał o kilku kobietach, mieszkających niedaleko naszej stacji misyjnej. Otóż był tam też mężczyzna, który miał 21 żon. Nie miał on jednak przeciętnie tak wielu dzieci, jak kobieta, o której słyszeliście dziś wieczorem. W sumie miał 91 dzieci. Dużo, ale dla 21 kobiet to już nie tak wiele. Naturalnie, w Afryce jesteśmy obficiej błogosławieni dziećmi. Są one przecież Bożym błogosławieństwem. W tym miejscu niejeden młody Europejczyk mógłby pomyśleć: Ach jak dobrze, gdybyśmy też tak mogli. Gdybym tak mógł mieć dwie żony! No i ma się je w sekrecie. Ale, żeby tak można to czynić oficjalnie! Nie wszystko, co się świeci, jest złotem! Żebyście wiedzieli, jakie przynosi to ze sobą kłopoty. Jedna żona może być już problemem. O ile więcej, gdy się ma ich pół tuzina. To nie żart. Już jedna może być zazdrosna, ale gdy się ma tuzin, to któraś mówi: Jesteś dobry dla tej, a nie dla mnie. Przecież wiecie, do czego zdolna jest zazdrość. Potem mężczyźni przychodzą często ze swoimi problemami. Mówimy im: Ty musisz teraz sam je rozdzielić. Sam musisz to załagodzić. I to przynosi ze sobą wiele kłopotów. Niektórzy myślą może, że to byłoby rozwiązaniem niejednego problemu - Nie. Jedna żona może być jak cetnar włożony na barki, a dwie żony to już dwa cetnary, a może nawet cztery. [Wielożeństwo] przynosi ze sobą wiele trudności. Podobnie jest z grzechem. Ale jakże jest cudownym, że Jezus przyszedł, aby nas uratować od gniewu, pożądliwości cielesnej, od złego oka, to znaczy pożądliwości oczu, nienawiści, złości, urazy i nieprzebaczenia. Jezus przychodzi i zbawia nas - ratuje od naszych grzechów.

 

Teraz chciałbym opowiedzieć parę przykładów z przebudzenia. Pierwszy przykład mówi o tym, jak do wiary przyszła terrorystka. Szkolono ją w pewnym "Kościele". Przed laty była taka moda wśród terrorystów w Afryce Południowej, że ukrywali broń w kościołach. Wydawało się, że oni chodzą na nabożeństwa albo na godzinę modlitewną, tymczasem byli szkoleni, w jaki sposób konstruować bomby i jak prowadzić akcje terrorystyczne, jak zabijać ludzi. Często szkolili ich tak zwani duchowni. Nie można tego pojąć, ale przed ukrzyżowaniem Jezusa, Piłat miał w swoich rękach dwóch więźniów; jednym był Jezus, aresztowany niewinnie; drugi to człowiek zły, morderca, który przelał krew, był nim Barabasz. Żydzi musieli więc wybierać. I kogo wybrali? - Barabasza. Piłat był zdziwiony: Ludzie, co mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Chrystusem? - Ukrzyżuj go! - Jakiej dopuścił się zbrodni? - Ukrzyżuj go! Człowiek, który zdecydował się na Barabasza, nie dopuszcza nic do swego umysłu. Nie pomaga żadne przekonywanie. Krzyczy tylko: Ukrzyżuj! Precz z nim! I nawet wtedy, gdy Piłat próbuje dojść do sedna sprawy i pyta: Dlaczego, jaką zbrodnię popełnił?, nic to nie pomaga. Tak może też dziać się na świecie. Wołali o Barabasza, ponieważ arcykapłani wpłynęli na lud. Arcykapłani, jeśli ktoś nie rozumie, to w waszym języku znaczy biskupi i arcybiskupi. Nie mówcie teraz, że występuję przeciw pastorom - ja sam jestem jednym z nich, ale pozwólcie mi powiedzieć to, co jest prawdą. Dlatego też doktor Marcin Luter powiedział, że piekło będzie wybrukowane głowami pastorów, głowami tak zwanych duchownych. Oby Bóg dał, abyśmy my, którzy jesteśmy zwiastunami Ewangelii nie stanęli za Barabaszem, ale byli wierni Panu Jezusowi aż do końca.

 

Wspomniana terrorystka nie była jedyną, którą tam szkolono, było ich wielu. Później została ona tak zwaną bojowniczką o wolność. [W czasie akcji] stosowała tzw. "kołnierz". Gdy złapano jakiegoś człowieka, brano oponę samochodową zanurzoną wcześniej w oleju, zakładano ją na niego i podpalano. To jest okrutna śmierć. Dobrze, że nie trwa dłużej niż 20 minut, ale ten czas jest straszny. Człowiek dusi się prawie w płomieniach i dymie - okropna śmierć, dwadzieścia długich minut. Człowiek krzyczy, ale pomoc nie nadchodzi. Tamta terrorystka praktykowała coś takiego. Po tym, gdy z innymi paliła tak ludzi przy pomocy "kołnierza" i miała już przywódcze stanowisko - często przewodzą tam dziewczyny i kobiety i są zdolne do tego, żeby to robić -, dziewczyna ta nie mogła odnaleźć spokoju. W ogóle nie spała. Za każdym razem gdy zamykała oczy, widziała ludzi z "kołnierzami" w płomieniach i słyszała ich krzyk. Stale na nowo, gdy chciała się położyć na odpoczynek i zamykała oczy, widziała płomienie. Słyszała bardzo dokładnie słowa i krzyki tych ludzi. Zaczęła chodzić do Kościołów - od jednego do drugiego, ale zawsze tak trafiała, że nie znajdowała w nich pomocy. Stwierdziła: To jest daremne, w Kościołach nie znajdę rozwiązania mojego problemu. Sięgnęła więc po alkohol i zaczęła pić. Stała się alkoholiczką. To jednak również nie przyniosło pokoju ani wolności. Stała się niewolnicą i osobą związaną. Odchodziła prawie od zmysłów. Potem zaczęła używać narkotyków, ale nic nie pomagało. Aż pewnego dnia przyszła na teren przebudzenia. Pierwszym, co ją uderzyło, było życie chrześcijan. Nie mogła pojąć, że coś takiego może istnieć. Przyszła do rejestracji, gdzie siedziało dwoje białych - a ona nienawidziła ich - powiedziała więc do swojej przyjaciółki: Ty idź do nich i porozmawiaj z nimi. Ja nie będę z nimi rozmawiała. Jakiś czas później zaświadczyła, że przekonał ją sposób, w jaki ci ludzie ją przyjęli, uprzejmość i miłość, jaką zobaczyła w ich życiu. Poszła na nabożeństwo, usłyszała zwiastowanie Słowa i Słowo Boże raziło ją. Przez to Słowo Boże na światło wyszły wszystkie jej grzechy. Doświadczyła takiego poznania grzechu, jakie zna tylko czas przebudzenia, a poza nim zdarza się to tak rzadko.

 

Każde przebudzenie jest inne. Żadne dwa przebudzenia nie są sobie równe; dokładnie tak, jak ludzie są różni, choć mają jeden nos, dwoje uszu i oczu, a jednak jeden nie jest taki sam jak drugi i ma swoiste cechy. Tak samo każde przebudzenie ma swój własny charakter. Istnieją jednak pewne podstawowe reguły, które są takie same w każdym przebudzeniu. Pierwszą rzeczą, która występuje, gdy działa Duch Boży jest wypełnienie tego, co mówi Jezus Chrystus: Gdy przyjdzie Pocieszyciel powie nam: Dobrze jest, że was opuszczam i idę do Tego, który mnie posłał. - Ale ich serca były napełnione smutkiem. - Dlaczego jesteście tacy smutni? Dlaczego wasze serce jest pełne smutku? Czy jest tak, bo powiedziałem wam, że was opuszczę i pójdę do tego, który mnie posłał?! Jezus powiedział: To dobrze dla was. To nawet lepiej, że idę do Niego, bo jeśli nie pójdę, nie przyjdzie Pocieszyciel. A gdy przyjdzie Pocieszyciel, co uczyni? Jezus nie mówi, że Pocieszyciel doda otuchy: Ach, nie jest tak źle! To nie jest taka poważna sprawa! Jezus mówi, że jeśli przyjdzie Pocieszyciel, będzie otwierał oczy ludzi na grzech. On będzie przekonywał ludzi o ich grzechach. Drodzy przyjaciele, gdy przychodzi Duch Boży, to pierwsze, co się zdarza, jest poznanie grzechu. Bez tego nie ma żadnego przebudzenia. Tylko prawdziwe, zdziałane przez Ducha poznanie grzechu, wywołuje prawdziwą pokutę i żal - taką pokutę, że ludzie nie tylko wyznają swoje grzechy, lecz odchodzą także od nich. "Kto wyznaje występki i porzuca, dostępuje miłosierdzia" (Prz 28, 23), a nie ten, który je wyznaje, a potem do nich wraca. To jest przewrotne. Biblia mówi: "Kto kradł, niech kraść przestanie, lecz niech pracuje, aby miał dosyć dla siebie i dla innych" (Ef 4 28).

 

Gdy do Jezusa przyprowadzono kobietę, która została przyłapana na cudzołóstwie, powiedział: Kto jest bez grzechu, niech rzuci pierwszy kamień. Nikt się nie odważył. Widocznie ci ludzie byli gorsi niż my, bo my specjalizujemy się w rzucaniu kamieniem - nieprawdaż? My dopiero rzucamy kamienie i chyba jesteśmy w tym mistrzami. My dopiero krytykujemy, my widzimy tak wiele fałszu u innych. Ale smutnym jest to, że widzimy grzechy i błędy innych, nie dostrzegamy natomiast własnych. Pan Jezus mówi: "Wy obłudnicy, widzicie źdźbło w oku brata swego, ale belki we własnym oku nie dostrzegacie?" (Łk 6, 41). Uważajcie na to! Belka jest tysiące razy większa niż małe źdźbło. A Pan Jezus mówi nam tu, że grzech w życiu bliźniego jest w Jego oczach tysiące razy mniejszy niż nasz własny grzech. Dobrze będzie jeśli wszyscy zobaczymy to we właściwej perspektywie. Niestety, wielu chrześcijan, obłudników i faryzeuszy widzi to w żabiej perspektywie [z dołu - przyp. tłum.]. Nie wiem, czy czasem nie są żabami. Jezus mówi, że grzech w życiu twojego brata, o którym tyle mówisz, jest tylko źdźbłem, ale twój własny jest belką. To mówi sędzia Nieba i ziemi. To mówi Zmartwychwstały. Przyjaciele, dobrze będzie, jeśli weźmiemy na poważnie Słowo Boże. Od rana do wieczora możemy zatrzymywać się nad grzechami naszych bliźnich: Nie mogę mu tego wybaczyć! Spójrzcie proszę na obłudę chrześcijan! Posłuchajcie, co mówią: Nie mogę iść do kościoła, gdzie chodzi taka osoba. Patrzcie, co to za faryzeizm! I tak trwa to dzień po dniu i nawet za rok nic się nie zmieni. Mówi się o grzechach innych. Ale kiedy oni zaczną mówić o swoich własnych grzechach? To jest pierwszy krok do poprawy. Porozmawiajcie kiedyś o swoich grzechach, to się okaże, jaka to poważna sprawa. Pan Jezus mówi: "Obłudniku, wyciągnij najpierw belkę ze swojego oka" (Łk 6, 42). Dopiero wtedy ma się prawo, aby pójść do brata i wyciągnąć mu źdźbło. Jeśli ktoś idzie do brata, aby mu pomóc niech idzie ze świadomością, że jego grzechy są o wiele mniej złe niż były moje. Jeśli Bóg przebaczył mi moje grzechy, o ile bardziej, tysiąckroć bardziej, ja powinienem mu przebaczyć.

 

Jezus przyszedł, by nas uratować od naszych grzechów i oddzielić nas od nich - a więc zbawić od grzechów. Do przywoływanej już cudzołożnicy Jezus powiedział potem: "Odtąd już nie grzesz" (J 8, 11). Pan Jezus nigdy nie daje nam pozwolenia, by grzeszyć. Ale na to może ktoś powiedzieć: Cóż masz na myśli, czy istnieje życie bez grzechu, takie, że człowiek już nie grzeszy? Człowiek zawsze jest w stanie grzeszyć, dlatego powinniśmy modlić się i czuwać. Zawsze jest to tragedią, wielkim cierpieniem i biedą, gdy człowiek grzeszy. Grzech w życiu chrześcijanina jest jak runięcie samolotu. One też mogą spadać. Gdy ktoś kupuje bilet lotniczy, to napisane jest tam z Frankfurtu lub Kloten o tej i tej godzinie; w Londynie, Nowym Yorku czy Johannesburgu o tej czy tej godzinie, ale nigdy nie dostaniecie biletu, na którym napisano: Odlot o 1100 z Frankfurtu, godz. 1300 kraksa. Podobnie jeśli jedziemy pociągiem, to mamy rozkład jazdy - plan, o tym czasie w Bremie, o tym w Hamburgu i gdzieś tam jeszcze. Nigdy nie wyczytamy, że o jakiejś godzinie zdarzy się katastrofa. A pomimo to wypadki się zdarzają. Tak więc w Bożym planie nie ma miejsca dla grzechu. Jednak, gdy zdarzą się już wypadki samochodowe, kolejowe czy też spadnie gdzieś samolot, to pędzi się na tamto miejsce, aby ratować to, co zostało jeszcze do uratowania. Gdy jest wypadek kolejowy, odbudowuje się wszystko tak szybko, jak to jest tylko możliwe. Ale podczas wypadku zginąć może wielu ludzi, niektórzy mogą odnieść rany, wreszcie są tacy, co tracą kończyny, inni są sparaliżowani. To tragedia, gdy zdarza się wypadek. Takim nieszczęśliwym wypadkiem jest grzech w życiu chrześcijanina. Dlatego powinniście czuwać i modlić się: Panie, nie wódź mnie na pokuszenie, a to dlatego, że gdy człowiek grzeszy, wiele rzeczy przepada; na przykład błogosławieństwo. Pomyślmy chwilę o zwiastującym Ewangelię, gdy cudzołoży, wpada w grzech. Może być to najlepszy, najbardziej błogosławiony kaznodzieja, spada wtedy jak zestrzelony samolot. Grzech ujmuje wszystko co dobre i piękne.

 

Przecież nikt nie jest tak głupi jak ten człowiek, który leciał kiedyś po raz pierwszy samolotem. Nagle pilot oznajmił: Nie mamy już czterech tylko trzy silniki, z jednym coś się stało. Po paru godzinach pilot powiedział: Drodzy przyjaciele, stało się coś złego z drugim silnikiem. Po dłuższej chwili okazało się znów, że trzeci silnik odmówił posłuszeństwa. A na to odezwał się ów człowiek: E tam, nawet, gdyby czwarty motor stanął i tak zostaniemy tu w górze. Ale my nie pozostaniemy w górze, my spadniemy. Z grzechem nie pozostaniecie w górze, runięcie w dół. Grzech jest tym, co najgorsze, co istnieje na tym świecie. Ani AIDS, ani najgorsze rodzaje raka nie są tak niebezpieczne jak najmniejszy grzech, ponieważ choroba pożera ciało, a grzech zabija naszą duszę. Bóg powiedział już do Adama: "Nie jedzcie z tego owocu, bo pomrzecie" (1 Mż 2, 17). Śmierć jest konsekwencją grzechu, dlatego też jeśli zgrzeszyliśmy, musimy tak szybko jak to możliwe doprowadzić się do porządku. Gdy Dawid zgrzeszył, nie miał ani chwili spokoju ani w dzień, ani w nocy. Próbował wszystkiego, aby ukryć ten grzech. Popłynęła krew - a teraz robił, co tylko mógł, dokładnie tak jak my, gdy zgrzeszymy. Wtedy kłamiemy i oszukujemy, wtedy udajemy. Poruszamy wszystkie sprężyny, aby tylko ukryć grzech. Dawid wprost umierał, jego kończyny osłabły i nie otrzymał pokoju, dopóki nie poszedł do Natana i nie powiedział: Sługo Boży, zgrzeszyłem! Wyznał swój grzech, a Natan odpowiedział na to: Bóg ci przebaczył (2 Sm 12,13). Bóg mówi, że jeśli wyznamy grzechy swoje, to on wierny i sprawiedliwy odpuści je nam (1 J 1, 9).

 

Tak więc ta młoda terrorystka, która przyszła na stację misyjną, usłyszała głoszone Słowo. Nagle przed oczyma stanęły jej wszystkie jej grzechy! Czy zdarzyło się wam to już kiedyś? Czy Duch Boży mógł dokonać tego w waszym życiu? Nie ma żadnego przebudzenia z góry bez poznania grzechów. Gdy mamy tak zwane przebudzenia, podczas których kościół albo hala są za małe i jest tam tylko radość, a nie zaczęło się od oddania i pokuty, i nie ma tam głębokiego poznania grzechu, to takie przebudzenie jest z dołu - nie z góry ! Gdy mamy tylko radość, radość - od początku do końca - to nie jest to Duch Boży, to żaden Duch Święty. Taka radość jest także na dyskotekach i na potańcówkach zakrapianych piwem. Pierwsze co zdarza się w przebudzeniu to gruntowne poznanie grzechu; innymi słowy człowiek zostaje przekonany o swoich grzechach. Stare ludowe tłumaczenie Biblii mówi: "On otworzy ci oczy na grzech". Nagle człowiekowi otwierają się oczy - O rany! Przecież zgrzeszyłem! Jestem okropnym grzesznikiem! Terrorystka rozpłakała się i powiedziała do siebie: Jestem grzeszna! Moje ręce są pobrudzone krwią. Nie mam pokoju ani spokoju i pokazała, w obecności sługi Bożego, duszpasterza, całe swoje życie w świetle. Gdy już to uczyniła, a on modlił się z nią, Pan objawił im, że gdzie dwóch albo trzech zjednoczy się, to o cokolwiek będą prosili, On zechce to uczynić. Można modlić się samemu, ale do dwóch lub trzech odnosi się szczególna obietnica. Gdy ona poszła potem do swojego pokoiku i położyła się, spała do rana jak dziecko. To doświadczenie jest przeżywane stale na nowo ! Jakiż pokój przychodzi do serca człowieka, gdy on oczyścił swoje życie. Jakaż radość ! Jezus będzie ratował swój lud od jego grzechów. Ta młoda dziewczyna w chwili największej potrzeby znalazła ratunek u Jezusa Chrystusa. On po to przyszedł, aby ratować.

 

Inny przykład z okolicy, z której pochodzi nasz brat Bani. Była tam pewna kobieta - młodo wyszła za mąż - urodziło się dziecko - gdy miało ono dwa lata umarło. Po kilku latach znów urodziło się dziecko - umarło w wieku półtora roku. To było dla niej wielką tragedią. Potem zapytała swojego męża: Czy mogłabym iść do Kościoła? Czy wolno mi zostać chrześcijanką? Dwoje dzieci umarło i teraz nie mogę zajść w ciążę. Mąż zgodził się. Poszła tam i Słowo Boże dotknęło ją. Ta sama historia - została przekonana o swoich grzechach, oczyściła swoje życie i nie minęło wiele czasu, jak Bóg podarował jej znów dziecko. Dziecko było zdrowe jak ryba przez cztery kolejne lata. Wtedy mąż zwrócił się do żony: Droga żono, byłaś już wystarczająco długo chrześcijanką. Nasze dziecko ma już cztery lata. Nie ma już niebezpieczeństwa, że umrze. Nie chodź już więcej do Kościoła. Niestety była głupią żoną i pozwoliła mężowi wywrzeć na siebie wpływ. Wierzę z całego serca, że obowiązuje do dziś zasada podporządkowania żony mężowi, ale w Panu. Gdy więc mąż mówi do żony: Słuchaj, idź do sąsiada i ukradnij kozę albo krowę, to nie może tego zrobić. Winna odpowiedzieć: Nie, mój drogi! Ty jesteś moim mężem i ja szanuję ciebie, ale to jest przestępstwo, a ja muszę bardziej słuchać Boga niż ciebie i być mu wierną aż do śmierci. Ta kobieta ustąpiła jednak mężowi w tym, co było złe i fałszywe. Po krótkim czasie czteroletni syn zachorował i umarł. Oboje byli wstrząśnięci. Dopiero wtedy kobieta powiedziała: Drogi mężu, zgrzeszyliśmy. Chrześcijaństwo nie jest tylko po to, żebyśmy mogli mieć dzieci, ale żebyśmy żyli dla Boga i byli mu wierni aż do końca. Pozwól mi, żebym wróciła do domu Ojca - do Boga. Mąż zgodził się znów, bo to byłoby dla nich wstydem, gdyby nie mieli dzieci. Żona na nowo oczyściła swoje życie - oddała się Panu Jezusowi, wyspowiadała się, że zgrzeszyła i nawróciła się z całego serca. Poprosiła też Pana, żeby zechciał naprawić szkodę. Bóg, którego dobroć, wierność i miłość odnawiają się codziennie, wprawia nas w zdumienie - jakaż to wyrozumiałość, jaka cierpliwość. Często powtarzałem w ostatnich latach: Dobrze, że nie jestem Bogiem, bo gdybym nim był, nie raz bym się wtrącił i jakbym przyłożył!, ale Bóg jest inny niż my ludzie. Dwóch uczniów zapytało Pana, gdy Samarytanie nie chcieli go przyjąć, czy mają prosić, żeby ogień spadł z nieba, a On rzekł: "Nie wiecie, jakiego ducha jesteście" (Łk 9, 55). Czy nie wiecie jakiego ducha dziećmi jesteście? A więc, Jezus nie przyszedł, aby nas sądzić, ale żeby nas ratować - od grzechów, od śmierci, od mocy diabła, od piekła.

 

Kobieta, o której mówię, została pobłogosławiona. Pan podarował jej dziecko, a potem znów następne tak, że ma dzisiaj sześcioro zdrowych dzieci. Mówi jednak: Tamtego błędu nie wolno mi popełnić, bo to kosztowało życie mojego dziecka. Ono stało się ofiarą, ponieważ zgrzeszyłam. Modli się: Panie, podaruj mi łaskę, abym pozostała Ci wierną aż do śmierci. Po tym, gdy odpadła, znalazła ratującego Pana. Dwoje z jej dzieci są na stacji misyjnej i uczęszczają tam do szkoły. Błogosławione dzieci. Boże błogosławieństwo spoczywa na ich życiu, ale tamta kobieta prosi: Módlcie się za mnie, abym nigdy nie zrobiła tego samego błędu. A może dzieje się tak, że On przebacza nam, my jednak robimy znów ten sam błąd. Dlaczego? Pan Jezus powiedział: "Synowie tego świata są przebieglejsi (w swoim rodzaju) od synów światłości" (Łk 16, . Widać to stale na nowo. Na przykład jakiś człowiek jedzie swoim pięknym autem. Gdy na drodze jest ślisko, jak na lodowisku, albo rozlany jest na niej jakiś olej, to może się mu zdarzyć na zakręcie, że wpadnie w poślizg i zjedzie z drogi. Auto uszkodzone, a to kosztuje bardzo dużo; może nawet trzeba je skasować. Kupuje więc nowe auto. Gdy później znów jedzie po takiej gołoledzi i zbliży się do tego feralnego zakrętu, to mówi sobie: Teraz uwaga! Ostatnio się nie udało!. Teraz muszę jechać ostrożniej, nie pędzić tak, nie tak szybko, niejeden spadł tu już z drogi. I rzeczywiście jedzie potem w taki sposób, że to się już nie zdarza. Używa swojego rozumu. Dokładnie tak samo jest w życiu duchowym. Jeśli się wie, że teraz będzie niebezpiecznie - przychodzi mąż, jest bardzo podenerwowany, może wymyśla, potem wyładowuje się na mnie - wtedy uwaga! Ostatnio było tu bardzo ślisko - gołoledź, uszkodzone auto - to nie może się znowu powtórzyć. Poza tym Pismo mówi: "Bądź skory do słuchania, nieskory do mówienia" (Jk 1, 19). Gdybyśmy czuwali i robili to, co się robi siedząc za kierownicą auta, uchroniłoby to nas od jakże wielu potknięć, od niejednego okropnego grzechu, który nie przynosi nam nic innego jak tylko przekleństwo i brak błogosławieństwa. Tu potrzeba uwagi, modlitwy, czuwania, abyśmy nie zeszli z właściwej drogi, lecz na niej pozostali. Podobnie stało się z ową kobietą, która doznała ratunku od Jezusa, ale kosztowało ją to drogo - śmierć jej czteroletniego syna, aż w końcu powiedziała: Panie uchroń mnie, abym nie zeszła kiedykolwiek właściwej drogi. Gdybyście poszli do niej i zapytali ją teraz: Gdyby pani mąż znów powiedział, żeby pani nie chodziła do Kościoła, co by pani zrobiła? Odpowie: Nie! Powiedziałabym mu, że go szanuję, zrobię dla niego cokolwiek, ale tego błędu nie mogę już nigdy popełnić. Nauczyłam się dzięki tamtej lekcji. Ona doświadczyła Wybawiciela. Teraz jest czujna. Teraz składa ręce i prosi: Panie strzeż mnie! Każdego poranka i wieczoru: Panie, bądź mi łaskawy, bądź blisko mnie! Ustrzeż moją stopę od poślizgnięcia się, żebym nie zgrzeszyła. Oto jest zdrowa bojaźń Boża w jej życiu. Dlaczego? Ponieważ doświadczyła tego, który ratuje. A wy? Ona wie, co to jest wybawienie.

 

Przed kilku miesiącami do stacji misyjnej przyszła 55-letnia kobieta. Jest mulatką, tzn. jej ojciec był biały, a matka czarna. Regularnie chodziła do Kościoła, ale była tylko nominalną chrześcijanką. Była jak kaczka, która nurkuje w potoku, a potem wychodzi na brzeg sucha. Po prostu Słowo Boże spływało po niej, nie przenikało jej. Tam się nic nie działo! Z nabożeństwa wychodziła taka, jak na nie przychodziła. Nie została przemieniona ani odnowiona, została tą dawną kobietą; jej sposób mówienia, jej charakter, jej słownictwo. Wszystko zostawało po staremu, chociaż regularnie chodziła do Kościoła. W końcu wpadła w alkoholizm. Piła jak ryba. Potem rozchorowała się. Poszła do lekarza, który oznajmił jej: Droga pani, jeśli będzie pani dalej pić, to czeka panią pewna śmierć. Pani umrze. Co ona wobec tego uczyniła? Poszła do domu i powiedziała: Lekarz mówi, że wkrótce umrę. Teraz chcę użyć jeszcze życia! Teraz będę żłopać jak nigdy wcześniej. Zdumiewające! Często zdarza się, że płeć żeńska - kobiety - związana jest bardziej ekstremalnie niż mężczyźni w piciu alkoholu albo nawet w paleniu. To straszne. Kobieta nigdy nie powinna tak upaść, że pije i pali! Wiecie przecież, że gdy pali matka, to z nią pali też dziecko. Znam taki przypadek, że urodziło się dziecko, które płakało bez końca. Położnik nie miał pojęcia co zrobić. Zawołano drugiego lekarza, potem trzeciego i czwartego - specjalistów. Mówili: Cóż to jest? Skurcze żołądka? Dlaczego to dziecko tak krzyczy? Nie potrafili pomóc. W końcu przyszedł pewien młody specjalista i powiedział: Poczekajcie, myślę, że trafiłem na właściwy ślad. Wyszedł i szukał palacza. Nie ma tu kogoś z papierosami? Ktoś się znalazł. Zapałki proszę! Lekarz poszedł do dziecka, zapalił papierosa, zaciągnął się i dmuchnął na niego. Dzieciak się uspokoił. To dziecko stało się nikotynistą w łonie matki! Ostatnio pisano na całym świecie o dwuletnim dziecku, które jest narkomanem!, ponieważ matka paliła. Kto pali jest narkomanem - nikotynistą. Tytoń jest narkotykiem.

 

A więc kobieta, o której wspomniałem przyszła do domu i powiedziała sobie: Tak, teraz zrobię to solidnie. Porządnie się napiję. Moje życie jest krótkie. Nie pożyję już długo, więc teraz chcę skorzystać ile się da. Drodzy przyjaciele - ta kobieta miała syna, dobrego, młodego mężczyznę, który przyszedł do wiary w przebudzeniu. On błagał swoją matkę: Mamusiu, chodźże ze mną na teren przebudzenia. Odpowiedziała: Dziecko, na to nie mam czasu. Zdumiewające, że człowiek może być tak ślepy i pakować się oboma nogami do grobu, zdecydowany iść do piekła. Ale syn nie ustępował. Wytrwał, aż do chwili, gdy mama się zgodziła. Przyjechali na stację misyjną - zaraz przed Bożym Narodzeniem, w grudniu. Gdy ta kobieta przybyła tam, miała przeżycie ze Zbawicielem, który ratuje. Bóg przekonał ją o jej grzechu. Weszło to głęboko w jej życie. Jej serce zostało złamane. Jak to możliwe, że tak zepsułam całe moje życie?! Stoję przed bramą wieczności, a moje życie jest już za mną! I uczyniła pokutę. Zwróciła się do Jezusa. Powiedziała: Panie Jezu, nie mogę się uwolnić. Jestem związana. Ręce i nogi są w łańcuchach szatana. Panie, sama nie mogę się uwolnić. Zmiłuj się nade mną. I co się stało? Pan Jezus wkroczył - została uwolniona. Całkowicie uwolniona. W Boże Narodzenie powiedziała: To jest największy dzień w moim życiu; najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia!. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziałam wschód słońca w Boże Narodzenie. W każde święta była pijana. Powiedziała: To są pierwsze święta, które mogę święcić. Bogu niech będą dzięki, że dał swojego jednorodzonego Syna, posłał Go i dał Mu na imię Jezus - Zbawiciel, i że Jego doświadczyłam. Przed naszym odlotem było już wielu z jej krewnych, którzy przyszli do Jezusa. Doświadczyli tego, kto ratuje! A jaki jest u niej rezultat, że przyprowadza do Jezusa krewnych.

 

Czy doświadczyliście Go już? Ilu ludzi doprowadziłeś już do Jezusa? Ilu przez ciebie doświadczyło ratującej mocy Jezusa.

 

Cóż za Pan! Jezus ratuje. Jak to wygląda w twoim życiu? Czy jesteś uratowany od swoich grzechów? Czy masz już czyste sumienie i radość w sercu? Czy możesz w pokoju zamknąć swoje oczy? Twoje ręce nie są zabrudzone krwią? Nie usunięte, zamordowane żadne dziecko? Nie wypowiedziane żadne kłamstwo? Masz czyste ręce i wargi? Nie powiedziałeś jeszcze nic fałszywego? Czy twoja przeszłość jest czysta, bez plam; bez zarzutu przed Bogiem? Czy masz już przebaczenie swoich grzechów i uwolnienie? Czy Jezus uświęcił cię od twoich grzechów? Czy możesz powiedzieć dziś wieczór: Jestem święty! Jestem zbawiony, uwolniony od moich grzechów i mocy grzechu! Jezus mnie uwolnił. Czy czuwałeś już z Jezusem?

 

Przyjechaliśmy tutaj drogą, którą już dawno nie jechałem, obok Hirschspung (Jeleni Skok). Pamiętam, jak przed laty zabrał mnie tam ktoś i mówił: Słuchaj, jedziemy przez Piekielną Dolinę. Odpowiedziałem: O, jestem tutaj po raz pierwszy w swoim życiu. Pierwszy raz jadę przez taką dolinę. On na to: Ale tu nie wszystko jest piekłem, bo tu jest też Himmelreich - Hotel (Hotel Królestwa Bożego). Czy dobrze zapamiętałem? Jest coś takiego? ("Tak" - pada z sali). Człowiek ten opowiadał mi dalej o jeleniach. Było to już z 15 lat temu i nie wiem, czy dobrze pamiętam tę historię. Opowiedział mi, że był kiedyś myśliwy, albo nawet było ich kilku. Ścigali jakiegoś jelenia. Dawniej angażowano w to psy, a więc one też były przy tym. Jeleń dawał z siebie wszystkie siły, aby od nich uciec. Myśliwi byli na jego tropie. W końcu zbiegł na dół do tej doliny. W pewnym momencie musiał skoczyć. Skoczył i ten skok go uratował. Gdy chciałem mówić dziś wieczór o Zbawicielu, przypomniałem sobie ten Jeleni Skok. Pomyślałem sobie: Tak, żeby uciec od tych myśliwych i ich psów, jeleń musiał skoczyć. Skok, na który tam się zdecydował, uratował jego życie. My też musimy dokonać skoku; z Jezusem albo w ramiona Jezusa. Musimy się na to odważyć!

 

Niektórzy powiedzą: Tak, już często próbowałem, tak często przyjmowałem Pana Jezusa. A ktoś powiedział mi, że nawracał się już tuzin razy i przyjmował Pana Jezusa, i nic nie pomogło. Istnieje coś takiego. Ale pytanie brzmi: Czy pokuta wniknęła głęboko? Czy było tam poznanie grzechów? Czy robiłeś to na serio? Pan Jezus powiedział, że kto do niego przyjdzie, tego nie wyrzuci precz. Kto Jemu ufa, nie zawiedzie się. Czy dokonałeś już tego skoku? Kto jeszcze nie odważył się zrobić tego z Jezusem, niech odważy się dziś wieczór! Może powiesz: Co pomyśli moja żona, mój mąż albo moje dziecko? Co pomyśli mój przyjaciel albo mój kierownik? Co pomyślą moi koledzy? Paweł powiedział: Gdy Bóg objawił mi swojego Syna, ani przez chwilę nie radziłem się ciała i krwi (Ga 1, 16). Odważył się, choć był faryzeuszem, urodzonym z faryzeusza. Nie poszedł do ojca i nie radził się go: Tato, co ty myślisz na ten temat? Wiedział: Teraz muszę zdecydować! Życie albo śmierć.

 

Na kogo decydujecie się teraz? Czy już zdecydowaliście się na Jezusa? To jest największa godzina mojego życia. Najważniejsza! Bez Jezusa jesteś zgubiony, nie ma zbawienia, nie ma ratunku. Nawet jeśli masz 80 albo 90 lat, to zdecyduj się dziś, jeśli nie zrobiłeś tego wcześniej. A jeśli odważyłeś się to już kiedyś zrobić w swoim życiu, ale jest w nim coś nie w porządku - może nie uregulowałeś spraw z ojcem lub matką, może nie uporządkowałeś jakiejś innej sprawy - to zdecyduj się teraz i przypadnie ci w udziale ratunek. Kto zdaje się na Jezusa, nie zawiedzie się. To jest największe, co może się zdarzyć. Największym cudem nie jest to, że człowiek zostaje wzbudzony z martwych, nie to, że ślepi widzą, lecz, że człowiek zostaje wyprowadzony z grobu grzechów, że człowiek jest uratowany od swoich grzechów. Jeśli coś tam jest w twoim życiu, przyjdź do Jezusa. Uchwyć się zbawienia! i nie pozwól, aby odeszło. Jeżeli pozwolisz, że odejdzie, wtedy upadniesz i będziesz zgubiony. Biblia mówi: Trzymaj to, co masz (Obj 2, 25). Trzymaj! Niech Bóg podaruje wam tę łaskę, że wykorzystacie tę godzinę, że nie przejdzie ona na darmo, że stanie się także w twoim życiu niezapomnianą godziną.

 

Módlmy się. Dziękujemy Tobie Panie, że jesteś żyjącym Zbawicielem, i że każdy z nas może przyjść do Ciebie, że jest czas łaski, że możemy przyjść z naszymi grzechami i ciężarami, otrzymać przebaczenie, uwolnienie i prawdziwy ratunek. Dziękujemy Tobie za to i wielbimy Ciebie. Amen.

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin