Od pradziejów ludzi trapiły choroby i w rozmaity sposób człowiek próbował je leczyć. Choć dopracowano się wielu sposobów ratowania zdrowia, prawdziwa moc uzdrawiania drzemie w naszych własnych siłach witalnych. Kiedy są one osłabione, chorujemy. Prawdziwą sztuką leczenia jest wzmacnianie tych sił witalnych.
Granica między zdrowiem a chorobą jest płynna. Światowa Organizacja Zdrowia określa zdrowie jako dobrostan fizyczny i psychiczny i ta bardzo szeroka definicja jest najbliższa prawdzie. Wielokrotnie doświadczamy złego samopoczucia, choć wyniki badań laboratoryjnych i radiologicznych wykonane na zlecenie lekarza są prawidłowe. Czyżby świadczyło to o skłonnościach hipochondrycznych? Niezupełnie. Bardzo wiele dolegliwości odczuwamy znacznie wcześniej niż wskazują na to dostępne w medycynie akademickiej możliwości rozpoznawania. Nieprawidłowości w obrazie krwi, moczu i kału pojawiają się dopiero wówczas, kiedy zawodzą nasze mechanizmy przywracania równowagi w czynnościach narządów i tkanek. Stan taki wiąże się z obecnością zmian destrukcyjnych i - prawdę powiedziawszy - jest sygnałem już zaawansowanej choroby. Tymczasem choroba ta w swojej początkowej, łatwo odwracalnej fazie pozostaje najczęściej nierozpoznana. Niegdyś lekarze chińscy zajmowali się głownie profilaktyką, czyli obserwując wnikliwie pacjenta reagowali na te właśnie z pozoru błahe dolegliwości i w ten sposób skutecznie zapobiegali rozwojowi pełnego obrazu choroby. Niestety, taki sposób praktyki lekarskiej nie jest obecnie popularny, co wynika przede wszystkim z braku umiejętności stawiania diagnozy na tym wczesnym etapie rozwoju dolegliwości. A szkoda, bo wizyty u lekarza powinny mieć charakter takich właśnie okresowych kontroli, tak jak się to dzieje w przypadkach opieki stomatologicznej. Wówczas oszczędziłoby to pacjentom wielu cierpień i z pewnością poprawiłoby zarówno jakość, jak i długość życia.
Mimo ogromnego postępu wiedzy nadal pozostajemy bezbronni wobec nękających nas przewlekłych dolegliwości. Ból i lęk współtworzą naszą codzienność od narodzin do śmierci. Są one źródłem cierpienia, które w zmieniającym się natężeniu, niczym cień towarzyszy naszym krokom we wszystkich etapach życia. Niezależnie od tego, czy cierpienie ma wymiar fizycznych dolegliwości, czy też doznań psychicznych, tworzy obraz choroby, od której chcemy się uwolnić. Szukamy pomocy u lekarza, wierząc, że sztuka leczenia zmniejszy balast naszych cierpień. Oczekujemy od niego nie tylko skutecznej porady, opartej na trafnej diagnozie, ale też nadziei i współczucia.
W założeniach medycyny akademickiej człowiek jest analizowany przede wszystkim w aspekcie inżyniersko – biologicznym, jako złożony mechanizm organów pracujących niezależnie od siebie. Wywołało to burzliwy rozwój specjalizacji lekarskich i w konsekwencji nie zawsze harmonijną polipragmazję, czyli równoczesne leczenie wieloma silnie działającymi lekami. Objawy uboczne przyjmowania tych leków nakładają się czasami w sposób trudny do przewidzenia.
Medycyna naturalna traktuje człowieka jako wrażliwy, nierozerwalnie ze sobą połączony ekosystem, którego aktywność fizyczna, metaboliczna i psychiczna są równoważne i niepodzielne. Tymczasem, jakże często dezawuuje się rangę medycyny naturalnej, utożsamiając ją z pojedynczym, innym niż akademicki, sposobem leczenia. Wielu ludziom kojarzy się ona jednoznacznie z izolowaną praktyką homeopatyczną, fitoterapeutyczną, bioenergoterapetyczną itd.. Wpływa na to z jednej strony bardzo powszechne, zwłaszcza w krajach Europy, przekazanie pozaakademickich sposobów leczenia w ręce tzw. naturopatów, czyli osób bez wykształcenia medycznego. Z drugiej strony winę ponosi królujący wszechobecnie przemysł farmaceutyczny, który pośrednio decyduje o kierunkach kształcenia przyszłych lekarzy. Dla przykładu, w Polsce, w programie studiów medycznych brak jest takiego przedmiotu jak farmakognozja, czyli nauka o roślinach leczniczych, a biofizyka, do której niewątpliwie będzie należała przyszłość medycyny, traktowana jest marginalnie.
Następnym zagadnieniem ograniczającym skuteczność leczenia naturalnego jest konstruowanie rozpoznania. Większość naturopatów, ale również spora grupa lekarzy, posługujących się naturalnymi sposobami leczenia, ignoruje powszechnie dostępny arsenał badań diagnostycznych i dokładne badanie chorego, ograniczając się do rozmowy z nim, oglądania języka, tętna czy źrenic. Niczego nie ujmując starym sposobom badania, ograniczanie się wyłącznie do nich trąci anachronizmem i ignorancją. Starożytni Chińczycy nie dlatego posługiwali przede wszystkim badaniem tętna, języka i źrenic, że uważali je za jedyne wiarygodne sposoby diagnostyczne, ale dlatego, że w owych czasach inne metody nie były możliwe. Współczesny lekarz medycyny naturalnej musi umieć dokładnie zbadać pacjenta, musi rozumieć i posługiwać się badaniami laboratoryjnymi i radiologicznymi, ponieważ tylko wówczas będzie w stanie trafnie ustalić diagnozę i rozpocząć właściwe leczenie.
Medycyna naturalna wymaga umiejętności połączenia nauki z holistycznymi założeniami fizjologii. W krajach Dalekiego Wschodu, gdzie system leczenia naturalnego ma wysoką rangę medyczną, lekarze korzystają z najnowszych osiągnięć techniki diagnostycznej, a badając pacjenta nie ograniczają się do metod starożytnych. W praktyce ajurwedy, czyli indyjskiego systemu medycyny naturalnej, poza ziołoterapią, zawsze dodatkowo stosowane są masaże, aromaterapia i ćwiczenia hatha joga. Podobnie rzecz się ma z tradycyjną medycyną chińską. Warto zdać sobie sprawę, że akupunktura traktowana jest tam głównie jako ważne uzupełnienie ziołolecznictwa. Chińczycy również posługują się specjalnymi ćwiczeniami fizycznymi jako leczeniem uzupełniającym. Prawdopodobnie dlatego wyniki leczenia naturalnego w krajach Dalekiego Wschodu są znacznie lepsze niż w Europie.
Sztuka leczenia polega na wykorzystaniu wszelkich dostępnych sposobów leczenia dla dobra pacjenta. Lekarz powinien odczuwać współczucie dla chorego, zdobyć jego zaufanie. Pamiętajmy, że moc uzdrawiania leży w nas samych. Zadanie lekarza polega więc na wyzwoleniu naszych, niezbadanych dotąd, sił witalnych. Służą temu nie tylko właściwie dobrane leki, ale również zalecenia dietetyczne oraz zabiegi rehabilitacyjne. To właśnie lekarz powinien dać nam nadzieję na wyzdrowienie, na uwolnienie się od cierpienia. Jego autorytet musi opierać się nie tylko na znajomości zasad leczenia, ale też na potrzebie niesienia pomocy. Chory w obliczu nękającej go choroby jest bezbronny i wystraszony. Oczekuje on od lekarza przyjaźni i współczucia. Tylko wówczas uzyska poczucie bezpieczeństwa, które pozwoli mu zmierzyć się z chorobą.
Sztuka leczenia jest tak stara, jak ludzkość. Najważniejszą zasadą, obowiązującą w niej od pradziejów jest trafne rozpoznanie. Opierać się ono powinno na wszechstronnej analizie wszystkich czynników, decydujących o zdrowiu. Współcześnie, bardzo często nie bierzemy pod uwagę - jakże ważnych dla naszego zdrowia - uwarunkowań emocjonalnych. Nikt nie potrafi żyć w oderwaniu od otaczającego go środowiska, które najsilniej atakuje właśnie sferę naszych doznań psychicznych. Każda choroba jest w pewnym sensie cierpieniem duszy i bagatelizowanie tego faktu prowadzi jedynie do pogłębiania się dolegliwości. Z biegiem czasu przybierają one postać schorzeń narządowych, które dają się rozpoznać w trakcie badań laboratoryjnych, ale dużo trudniej poddają się leczeniu. Sztuka leczenia - to przede wszystkim sztuka zapobiegania rozwojowi choroby. Jeżeli jednak przeoczymy ten początkowy, nieuchwytny badaniami laboratoryjnymi okres jej rozwoju, to w każdym etapie prowadzonej terapii należy starać się wzmocnić siły witalne chorego. „Po pierwsze, nie szkodzić” – to jest koronna zasada medycyny.
dr Bożena Ryczkowska
kocica393