Alkoholicy z długą abstynencją.doc

(51 KB) Pobierz
"Dorosnąć do szczęścia" - rozmowa z Ewą Woydyłło przeprowadzona przez Katarzynę Jabłońską i Cezarego Gawrysia z miesięcznika W

Anna Dodziuk

Alkoholicy z długą abstynencją


Rozmowa z Anną Dodziuk, kierownikiem Programu Rozwoju Osobistego w Instytucie Psychologii Zdrowia i Trzeźwości Polskiego Towarzystwa Psychologicznego

* Co właściwie oznacza "długa abstynencja"? Co jest w tym szczególnego, innego niż tylko zaliczanie kolejnych rocznic zaprzestania picia?

Na początek pewna oczywistość: istotne jest, żeby to nie była sama tylko abstynencja, lecz trzeźwienie - abstynencja to statyczna cecha, zaś trzeźwienie jest procesem, który można opisać jako powrót do życia nieskażonego mechanizmami choroby alkoholowej. Co to znaczy? W jakim stopniu człowiek wyzwolił się od działania tych nałogowych mechanizmów:

- na ile wyzbył się nałogowego regulowania uczuć na rzecz ich pełnego, naturalnego przeżywania;

- czy odstąpił od fałszowania obrazu rzeczywistości i postrzega ją coraz bardziej realistycznie, wyzwalając swoje myślenie z systemu iluzji i zaprzeczania;

- jak dalece sposób jego życia przestał być podobny do tego, co robił w czasach picia, a zaczął być rozsądnie planowany i odpowiedzialny, podporządkowany ważnym dla człowieka zasadom, celom, wartościom.

Można też mówić o trzeźwieniu jako o procesie zmian w obrazie samego siebie czy też poczuciu tożsamości. Jeśli na samym początku, w fazie wymuszonej abstynencji [1] centralnym pytaniem dla trzeźwiejącej osoby było: "Czy jestem alkoholikiem?"; jeśli w fazie dominacji abstynencji zastępuje je pytanie: "Co to dla mnie znaczy, że jestem alkoholikiem?", to u osób ugruntowanych w trzeźwieniu, w fazie rozwoju zaczynają wyłaniać się odpowiedzi na pytanie: "Oprócz tego, że jestem alkoholikiem, jakim jestem czlowiekiem?" Konsekwencją pojawiania się tych odpowiedzi jest coraz większa świadomość, jakie są moje potrzeby, co mam robić w życiu, z kim i jakie utrzymywać kontakty.

Albo da się to ująć jeszcze inaczej: do pewnego momentu w trzeźwieniu centralną sprawą był alkohol. Najpierw chodziło o to, jak się przed nim obronić, później - jak żyć z chorobą. Dalej rozwój polega na nie kończącym się odkrywaniu, co oprócz trzeźwienia jest ważne w życiu i jak to realizować.

*Czy możesz wskazać jakieś kryteria, na podstawie których dałoby się stwierdzić, że człowiek rzeczywiście trzeźwieje?

- Mogę tylko podzielić się swoimi intuicjami, bo badań czy choćby porządnych opracowań opartych o praktykę kliniczną lub teorię - o ile wiem - nie ma. Już 11 lat pracuję z trzeźwiejącymi alkoholikami z dość długą abstynencją: prowadzę zajęcia terapeutyczno-szkoleniowe w Programie Rozwoju Osobistego (PRO, dawniej SPP nieprofesjonalne) w Instytucie Psychologii Zdrowia i Trzeźwości. Są to cykle treningowe dla alkoholików i ich bliskich, wymagana minimalna abstynencja wynosi półtora roku, ale ze względu na długi czas czekiwania prawie nie ma wśród naszych kursantów osób niepijących krócej niż trzy lata.

Członkowie zespołu, z którym pracuję, i ja sama mamy mnóstwo doświadczeń, a na ich podstawie oczywiście również jakieś własne pomysły, po czym można poznać "stopień otrzeźwienia" danej osoby. Mogę podzielić się tymi ugruntowanymi w obserwacjach przypuszczeniami.

Pierwszym z takich mierników jest po prostu zadowolenie z życia, jednak takie, które uwzględnia realia. Człowiek realistycznie zadowolony z życia nie oczekuje ciągłej euforii czy nieustającego szczęścia, tylko spodziewa się, że życie w bilansie przyniesie mu więcej satysfakcji niż przykrości i kłopotów, a gdyby się one pojawiły, jest nastawiony na ich aktywne rozwiązywanie i ma poczucie, że sobie z nimi poradzi.

Inna ważna sprawa to praca zawodowa. Przy czym chodzi nie tylko o sam powrót do niej oraz odzyskanie szacunku i zaufania w środowisku pracy, ale przede wszystkim o aktywny stosunek do tej sfery życia, o kształtowanie swojego rozwoju zawodowego. Z tym wiąże się oczywiście sprawa wykształcenia: wśród osób z długą abstynencją jest mnóstwo takich, które kiedyś przepiły swoją szansę na ukończenie średniej szkoły czy uczelni, a teraz postanowiły zdobyć maturę albo dyplom.

Trzeba zwrócić uwagę, że część tych ludzi zaczyna używać pracy czy też sukcesu zawodowego i finansowego w taki sam nałogowy sposób jak alkoholu. Łatwiej tu o racjonalizacje: że jest to odbudowywanie swojego życia, nadrabianie strat, zadośćuczynienie rodzinie. Ale z zewnątrz dobrze widać, że pracoholizm czy obsesyjne robienie interesów służy zagłuszaniu różnych problemów osobistych. To jest raczej potwierdzenie, że alkoholik nie trzeźwieje - popadanie w inne nałogi dowodzi, jak silnie nadal działają mechanizmy uzależnienia.

Cały obszar zmian świadczących o postępach trzeźwienia to życie rodzinne, przy czym ten proces inaczej wygląda w relacji z najbliższą osobą, a inaczej z dziećmi. Trzeba dużych wysiłków i długiego czasu, żeby wspólne życie przestało być zdominowane przez wstyd, winę i poczucie krzywdy. Inaczej mówiąc, trzeźwienie w rodzinie oznacza, że problem przeproszenia za przeszłość i zadośćuczynienia został jakoś przez małżonków rozwiązany.

W relacji z dziećmi ważne jest również uporanie się z poczuciem winy oraz nabycie zdolności rozróżniania, co jest efektem alkoholowej przeszłości, a co zwyczajnym rodzicielskim kłopotem czy cechą danej fazy rozwoju dziecka. Najkrócej można powiedzieć, że o zaawansowanym trzeźwieniu świadczy taki układ rodzinny, w którym jego członkowie siebie nawzajem widzą, słyszą i wspierają.

O powracaniu do zdrowia świadczą też kontakty z innymi ludźmi. Bywa tak, że dość długo ich jest bardzo mało, że są ograniczone do środowiska abstynenckiego. Niepokoi mnie, kiedy słyszę, że ktoś nie pije na przykład dwa lata i ma kolegów tylko z klubu. Ta sytuacja dla alkoholika o krótkiej abstynencji jest bardzo dobra, bo chroni przed powrotem do towarzystwa, z którym się piło. Natomiast kiedy takie podstawowe zagrożenia stają się mniej istotne, ograniczanie się do środowiska abstyneckiego grozi przebywaniem w swego rodzaju getcie, zamykaniem się w sztucznym, iluzorycznym świecie, żeby uniknąć konfrontowania się ze swoimi trudnościami w byciu z ludźmi.

W żadnym wypadku nie chcę twierdzić, że objawem zdrowienia jest zaprzestanie kontaktów ze środowiskiem trzeźwościowym. Przeciwnie, ich całkowity zanik rokuje źle. Niemniej osoby zaawansowane w trzeźwieniu powiadają, że mają - oprócz alkoholików - również przyjaciół dobranych na innej zasadzie, na przykład wspólnych zainteresowań czy sąsiedztwa.

Nie można też nie wspomnieć o życiu duchowym: przychodzi taki czas w trzeźwieniu, kiedy znacznie głębiej niż dotąd zaczynają być traktowane pytania o sens życia, hierarchią wartości czy nadrzędne cele i kiedy z odpowiedzi na te pytania wynikają zmiany praktyki życiowej. Mam wrażenie, że osoby, które odnalazły jakiś rodzaj transcendencji, coś, co jest większe od nich samych, z czym odbudowały łączność i harmonię - takie osoby wchodzą w nowy etap trzeźwienia.

* Czy alkoholicy z długą abstynencją mają jakieś wspólne, charakterystyczne cechy ?

- Mogłabym odpowiedzieć: każdy człowiek jest inny, każdy alkoholik jest inny, każdy trzeźwiejący alkoholik z długą abstynencją to osobny świat. Ale sama jestem ciekawa odpowiedzi na takie pytanie. Chętnie dołączyłabym do zespołu, który na poważnie zająłby się tworzeniem narzędzia do pomiaru postępów w trzeźwieniu. Takich, które mogłyby służyć do badań nad określonymi grupami osób uzależnionych i pomóc w rozstrzygnięciu wątpliwości, o które spieramy się od lat, na przykład czy można trzeźwieć wyłącznie w oparciu o klub, bez terapii i AA. Czy różnego rodzaju oferty czątkowe dla osób z dłuższą abstynencją, powiedzmy trening asertywności lub trening radzenia sobie ze stresem, przydają trzeźwości ich uczestnikom? Czy osoby uzależnione zawodowo pomagające innym idą do przodu, czy też cofają się w trzeźwieniu i od czego to zależy?

Marzę o tym, żeby w odpowiedzi na wiele podobnych pytań, nieraz o bardzo praktycznym znaczeniu, można było oprzeć się o coś więcej niż tylko własne przekonanie. Może zebrać praktyków leczenia odwykowego i w oparciu o to, co uważają za dobre wskaźniki postępów w trzeźwieniu, ułożyć jakiś kwestionariusz? Może skorzystać z przykładu pioniera badań nad alkohoholizmem, E.M.Jellinka [2], który swoją koncepcję popadania w uzależnienie oparł o badanie historii około dwóch tysięcy alkoholików? Nie zostało nigdy zrobione podobne przedsięwzięcie dla trzeźwienia, a szkoda, bo czasami mnie samą żenuje nasza niewiedza, zwłaszcza w porównaniu z tym, jak dużo już wiemy o czynnych alkoholikach.

* A ilu właściwie jest w Polsce alkoholików z abstynencją dłuższą niż dwa, pięć, dziesięć lat?

- Nie sposób ich policzyć, nie ma takich statystyk ani badań. Mamy w Polsce ponad 100 tysięcy byłych pacjentów lecznictwa odwykowego, więc osoby z dłuższą abstynencją muszą już - wobec rosnącej skuteczności leczenia uzależnień - tworzyć grupę kilkudziesięciotysięczną. A przecież jeszcze dziesięć lat temu alkoholik, który nie pije dwa lata, był wyjątkowym zjawiskiem. Od tamtego czasu osób uzależnionych, trzeźwiejących od kilku lat, jest coraz więcej i nie dziwi już nawet oświadczenie o piętnastoletniej abstynencji. Ci ludzie mają zupełnie inne potrzeby i wymagania niż na początku drogi: domagają się psychoterapii, szkoleń dzięki którym będą lepiej pomagać, warsztatów uczących specyficznych umiejętności trzeźwego życia.

Te wymagania są kierowane do nas, profesjonalistów - na szczęście coraz więcej terapeutów odwykowych uczy się na nie odpowiadać. Pamiętam, jak dawniej profesjonaliści trafiający na Studium Pomocy Psychologicznej w rozpaczy pytali: "Co mamy robić dalej?", bo spotykali pierwszych w swoim życiu alkoholików, którzy dotrwali do drugiego czy trzeciego roku niepicia, i nie mieli im nic do zaproponowania. Teraz są to już zupełnie inne pytania: kiedy można robić trening małżeńskiej komunikacji, jaka część pracy nad poczuciem winy powinna znaleźć się w terapii podstawowej, a jaka ma być odłożona na później. Można powiedzieć, że profesjonalna opieka nad bardziej zaawansowanym trzeźwieniem dojrzewa wraz ze wzrostem ilości alkoholików, którzy osiągają tę fazę.

* Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie, ile ktoś ma lat abstynencji: trzy, pięć czy dwanaście? Czy czas, jaki upłynął od zaprzestania picia, jest ważny?

Tak, choćby dlatego, że w miarę upływu kolejnych lat zdobywa się doświadczenie, które zmniejsza zagrożenie powrotu do picia i wzbogaca umiejętności zdrowego życia. Zwłaszcza teraz, kiedy życie środowisk trzeźwościowych w Polsce jest nasycone różnymi wartościowymi propozycjami rozwoju osobistego: oprócz rosnącego w siłę ruchu AA jest mnóstwo rozmaitych obozów terapeutycznych, treningów i warsztatów już to asertywności, już to pracy nad złością czy rozwiązywania problemów albo zwyczajnego relaksu.

Osoby nie pijące w samotności "w zaparte" należą już dzisiaj do rzadkości, a przebywanie w środowisku, zwłaszcza tak dynamicznym jak abstynenckie, sprzyja postępom w trzeźwieniu. W takim gronie pojawiają się rozmaite mody i - chociaż czasem narzekamy, że są powierzchowne - na ogół upowszechniają się dzięki nim bardzo zdrowe pomysły. Na przykład ci, którzy byli na rekolekcjach w Zakroczymiu, mówią o tym z pewnym odcieniem wyższości: nie wypada tam nie pojechać, kiedy ma się już za sobą ileś lat abstynencji. I okazuje się - choć niekiedy jest to pójście za modą - że ze znanych mi trzeźwiejących alkoholików, którzy wybrali się tam, 90% przeżyło w Zakroczymiu głęboki przełom. Inny przykład: teraz jest moda na to, żeby wszyscy uczesniczyli w warsztatach na temat złości i w treningu interpersonalnym. I bardzo dobrze, że tak się dzieje.

Przyglądam się dziesiątkom tych, którzy co roku trafiają na Program Rozwoju Osobistego, i odnoszę wrażenie, że z każdym kolejnym rocznikiem coraz krótsza abstynencja jest potrzebna do tego, żeby osiągnąć określony stopień trzeźwości. Osoby po dobrych ośrodkach odwykowych - na przykład po Łukowie, Zabłotach, Stanominie - po dwóch latach abstynencji dałyby się porównać pod względem realizmu w myśleniu czy radzenia sobie w sytuacjach emocjonalnie trudnych z dawnymi pięcio- siedmiolatkami.

* Czy wobec tego na dalszych etapach trzeźwienia potrzebny jest trening zapobiegania nawrotom?

- Uważam, że systematyczne powtarzanie treningu zapobiegania nawrotom jest potrzebne każdemu alkoholikowi, ponieważ na różnych etapach trzeźwienia zmaga się on z innymi problemami. A co za tym idzie, zmieniają się "wyzwalacze", sygnały ostrzegawcze i powinny się zmieniać sposoby zapobiegania. Nie jest więc tak, że człowiek ma wrócić do zapobiegania nawrotom, bo jest opóźniony czy niedouczony, lecz dlatego, że zmienia się jego sytuacja wewnętrzna i zewnętrzna.

* Z czym Ci się kojarzy określenie "szczęśliwy alkoholik"?

- Lubię to pytanie, bo podważa pewien ważny stereotyp: że trzeźwienie jest procesem jednoznacznie pozytywnym. Paradoksalnie więc skłania mnie ono do myślenia raczej o rafach i kryzysach. Jeden z nich - zwany przez Guya Kettelhacka [3] "kryzysem trzeciego roku trzeźwości" - pojawia się, gdy abstynencja przestaje przesłaniać całą resztę życia. Okazuje się wówczas, że samo "nie piję" to za mało: brakuje ważnych życiowych drogowskazów, nie ma wystarczająco atrakcyjnych celów ani żadnego alternatywnego środowiska poza abstynenckim.

Zaczyna się wtedy uporczywie pojawiać pytanie: "Właściwie po co mi ta trzeźwość?" Często słyszy się od alkoholików w tej fazie, że są smutni, przygnębienie, nie bardzo mogą sobie znaleźć miejsce w życiu. W porównaniu z pojawiającą się w początkach trzeźwienia depresją związaną z rozstaniem z piciem - ta depresja nie ma wyraźnych związków z alkoholem i przez to bywa bardziej dotkliwa. Osoby, które jej doświadczają, są kompletnie zdezorientowane i pogubione, nie widzą żadnej drogi wyjścia.

Czują się też oszukane, bo miało być coraz lepiej, a jest coraz gorzej. W dodatku często nie rozumieją i nie akceptują ich stanu ani terapeuci, ani rodziny. Bo stereotyp jest taki: "Nie pije - to dobrze, powinien się cieszyć". Tymczasem taki kryzys jest nieunikniony i oznacza przejście na nowy etap trzeźwienia, wymagający poważnego wysiłku, skoro trzeba na nowo podjąć trud zbudowania swego życia już nie tylko bez alkoholu, ale i niezależnie od niego. To długi, ale niosący z sobą wiele satysfakcji proces odnajdywania czy odzyskiwania siebie. Myślę, że - niezależnie od tego, czy jest się alkoholikiem, czy nie - podążanie taką drogą jest szczęściem. Paradoksalnie alkoholików choroba i powrót do zdrowia zmusza do tego szczególnie często.

Rozmawiał Leszek Kapler


[tekst ukazał się w miesięczniku "Świat Problemów" nr 9 (56) wrzesień 1997]

Zgłoś jeśli naruszono regulamin