Witold Makowiecki (2) Diossos.pdf
(
758 KB
)
Pobierz
Makowiecki Witold - Diossos
Makowiecki Witold
Diossos
Cz
ħĻę
I
Rozdział pierwszy
D
iossos był
Ļ
licznym chłopcem. W
Ļ
ród gromady swoich rówie
Ļ
ników, jedenasto-
dwunastoletnich malców, wyró
Ň
niał si
ħ
dziwn
Ģ
, odmienn
Ģ
urod
Ģ
, zwracaj
Ģ
c
Ģ
uwag
ħ
wszystkich. Był
Ļ
niady, oczy i włosy miał ciemne jak ka
Ň
dy Grek. A jednak był zupełnie
inny.
A kobiety dodawały zawsze:
ʧ
Tak, ale nie chciałyby
Ļ
my mie
ę
takiego. Biedne to jakie
Ļ
, delikatne,
Ņ
le
od
Ň
ywione, smutne.
I to była prawda. Diossos rzadko kiedy mógł naje
Ļę
si
ħ
do syta. Czasem, gdy
udało mu si
ħ
złowi
ę
ryb
ħ
w zatoce, matka przyrz
Ģ
dzała dla całej rodziny prawdziw
Ģ
uczt
ħ
; potem jednak znów przez wiele dni trzeba si
ħ
było zadowoli
ę
kawałkiem
j
ħ
czmiennego placka albo gar
Ļ
ci
Ģ
suszonego bobu, troch
ħ
st
ħ
chłego, bo taki był znacznie
ta
ı
szy. Czasami udało mu si
ħ
zarobi
ę
par
ħ
oboli * przy myciu statków, wielkich barek
Ň
aglowych, przybyłych zza morza, czasem dostał zapłat
ħ
za pomoc przy układaniu w
beczkach wspaniałych owoców, przeznaczonych na sprzeda
Ň
do Fenicji czy Egiptu.
Niewielkie to były zarobki, ale cokolwiek miał, zanosił do matki, wła
Ļ
ciwie do siostry, bo
matka pracowała dzie
ı
cały, do domu wracała pó
Ņ
no, zostawiaj
Ģ
c gospodarstwo na
wył
Ģ
cznej opiece córki. Takie to było gospodarstwo! Par
ħ
izb w starym, rozwalaj
Ģ
cym si
ħ
domku, poło
Ň
onym nad samym brzegiem morza, male
ı
ki ogródek z kilkoma zagonami
Kiedy wraz z innymi chłopcami bawił si
ħ
obok przystani w porcie istmfijskim,
przechodnie zatrzymywali si
ħ
.
ʧ
Patrzcie, jaki pi
ħ
kny dzieciak
ʧ
mówili.
bobu i fasoli i jedna stara koza, wiecznie chuda i głodna jak jej wła
Ļ
ciciele.
Doprawdy, bieda była u tych Karyjczyków.
Diossosa nazywano Karyjczykiem; matka jego nie była rodowit
Ģ
Greczynk
Ģ
,
pochodziła a
Ň
z Karii, z Azji Mniejszej. Stamt
Ģ
d przywiózł j
Ģ
przed laty pierwszy jej m
ĢŇ
ʧ
Phemon przewo
Ņ
nik.
Kiedy
Ļ
i u nich bywał jaki taki dostatek, ale czasów tych Diossos nie pami
ħ
tał. Po
Ļ
mierci ojca, który zgin
Ģ
ł przy po
Ň
arze własnego domu, po spaleniu si
ħ
jednoczesnym
całego dobytku, koni i wozu, zawaliły si
ħ
od razu wszystkie podstawy ich
Ň
ycia. Straszny
ten wypadek zdarzył si
ħ
przed o
Ļ
miu laty i od tej pory mały Diossos rozumiał dobrze, i to
coraz lepiej, co znaczy bieda. Przez chwil
ħ
jeszcze zdawało si
ħ
,
Ň
e i dla nieszcz
ħĻ
liwej
rodziny nastan
Ģ
lepsze czasy. Było to przed trzema laty, gdy matka Diossosa wyszła
powtórnie za m
ĢŇ
. Ale nadzieje biednej matki,
Ň
e w ten sposób poprawi byt swoich
dzieci, a mo
Ň
e i sama odpocznie po m
ħ
cz
Ģ
cym, pełnym trudów
Ň
yciu, rozwiały si
ħ
pr
ħ
dko. Nowy jej m
ĢŇ
, a ojczym Diossosa, Dromeus, stra
Ň
nik na wielkiej barce
handlowej, był nicponiem ostatniego rz
ħ
du. Pijak i szuler, sp
ħ
dzaj
Ģ
cy dni całe na grze w
ko
Ļ
ci z marynarzami, stracił pr
ħ
dko prac
ħ
na statku,
Ň
ył przez pewien czas z pracy I
zarobków swej
Ň
ony, a gdy te
Ņ
ródła si
ħ
wyczerpały, porzucił j
Ģ
bez skrupułu, znikn
Ģ
ł na
długi czas i powrócił dopiero po półtora roku. Znów wyprzedał po kolei wszystko, co
było w domu, potem wyniósł si
ħ
na drugi koniec portu i nie dawał jaki
Ļ
czas znaku o
sobie. Staczał si
ħ
jednak coraz ni
Ň
ej, został w ko
ı
cu łapaczem niewolników, co było
najbardziej pogardzanym zaj
ħ
ciem.
Taki łapacz w
ħ
szył i tropił zbiegłych niewolników i dostawał niezłe
wynagrodzenie za ka
Ň
dego schwytanego n
ħ
dzarza. Zarobki takie zdarzały si
ħ
do
Ļę
cz
ħ
sto,
bo w Koryncie roiło si
ħ
od niewolników. Korynt był jedynym miastem w Grecji, gdzie
handel lud
Ņ
mi prowadzony był na wielk
Ģ
skal
ħ
, sk
Ģ
d rokrocznie wysyłano
Ň
ywy towar na
wielkie targi niewolnicze w fenickich miastach: Tyrze i Sydonie. Prócz tego przez Korynt
prowadziła jedyna droga z Peloponezu do
Ļ
rodkowej Grecji i t
ħ
dy próbowali nieraz
ucieczki heloci * ze Sparty lub niewolnicy z Arkadii czy Elidy chc
Ģ
c dosta
ę
si
ħ
do Aten
lub do Beocji. Zwłaszcza do Aten, gdzie od czasów rz
Ģ
dów m
Ģ
drego i uczciwego
Solona* poprawił si
ħ
byt niewolników: dano im jak
ĢĻ
opiek
ħ
prawn
Ģ
, nie pozwolono
bezkarnie zabija
ę
. Wie
Ļ
ci o tym rozchodziły si
ħ
szeroko po całej Grecji; w
arystokratycznej Sparcie i w pa
ı
stwach sprzymierzonych z ni
Ģ
, jak Korynt, wywołały
oburzenie w
Ļ
ród panów i bogatych obywateli; tłumy jednak niewolników patrzyły z
nadziej
Ģ
na północ, mówi
Ģ
c o niedalekiej Attyce jak o prawdziwym raju n
ħ
dzarzy.
W takich warunkach w pogranicznym Koryncie łapacze niewolników mieli stale
co
Ļ
do roboty i ojczym Diossosa, Dromeus, miewał si
ħ
czasem wcale nie
Ņ
le. Szybko
jednak przepuszczał wszystkie swe podłe zarobki; zjawiał si
ħ
wówczas wyn
ħ
dzniały, zły,
głodny w domu swej przybranej rodziny, wyszukiwał chciwie, czyby nie dało si
ħ
wzi
Ģę
czego
Ļ
do sprzedania, i wreszcie odchodził,
Ň
egnany westchnieniem ulgi przez
wszystkich. Budził w nich strach i obrzydzenie, był ich nieszcz
ħĻ
ciem i wstydem
jednocze
Ļ
nie.
Przed powtórnym zam
ĢŇ
pój
Ļ
ciem matki nie było im nigdy tak
Ņ
le. Nie maj
Ģ
c
przyjaciół, mieli kilka znajomych rodzin, do
Ļę
Ň
yczliwych, lituj
Ģ
cych si
ħ
nad losem
młodej wdowy. Obecnie było znacznie gorzej. Zamiast niedostatku przyszła bieda coraz
wi
ħ
ksza, zamiast obco
Ļ
ci – niech
ħę
poł
Ģ
czona z odrobin
Ģ
wzgardy. Dawniej matka
Diossosa łatwo mogła znale
Ņę
wsz
ħ
dzie prac
ħ
.
--- To wdowa po zacnym Phemonie --- mówiono.
A teraz wszyscy odwracali si
ħ
od niej.
--- To
Ň
ona tego łotra Dromeusa, łapacza niewolników – szeptali.
Jeszcze najlepiej w tych warunkach czuł si
ħ
sam Diossos, łachmanów swoich nie
wstydził si
ħ
, rówie
Ļ
nicy nie unikali go i miał zawsze z kim bawi
ę
si
ħ
i kłóci
ę
. Prócz tego
miał dwóch wielkich przyjaciół.
Jednym z nich był flet.
Diossos znalazł go przed kilku laty w gaju rosn
Ģ
cym ni opodal miasta. Zagubił go
snad
Ņ
podczas
Ļ
wi
ħ
ta na cze
Ļę
Dionizosa * który
Ļ
z fletnistów, gdy w szale tanecznym
wraz z bachantkami pijanym korowodem okr
ĢŇ
ali miasto. Tak czy inaczej, flet został
znaleziony przez Diossosa i od tej pory stał si
ħ
jego najdro
Ň
sz
Ģ
zabawk
Ģ
,
najukocha
ı
szym przyjacielem.
Sam nie wiedz
Ģ
c kiedy i jak, chłopak nauczył si
ħ
gra
ę
; troch
ħ
pomógł mu w
pocz
Ģ
tkach jaki
Ļ
znajomy stary marynarz, troch
ħ
wskazówek dała mu matka, najwi
ħ
cej
nauczył si
ħ
sam, wypróbowuj
Ģ
c swój czarodziejski instrument. Chodził na wszystkie
uroczysto
Ļ
ci,
Ļ
wi
ħ
ta, procesje, wsz
ħ
dzie, gdziekolwiek były
Ļ
piewy, choreje* taneczne z
towarzyszeniem muzyki, i tam zbierał melodie, powtarzał je potem jak umiał, nieudolnie
z pocz
Ģ
tku, potem coraz lepiej, pełniej, dokładniej.
Tak. Flet był naprawd
ħ
wielki przyjaciel.
A drugim przyjacielem był pies.
Pies nazywał si
ħ
Argos, jak znany pies Odyseusza*, i nie nale
Ň
ał wcale do
Diossosa. Stanowił własno
Ļę
Terpnosa, bogatego młynarza, posiadacza wielkiego ogrodu
w pobli
Ň
u domu Karyjczyków.
Terpnos był jednym z najbardziej złych i nieu
Ň
ytych ludzi w całym Koryncie.
Robotników swoich wyzyskiwał do najwy
Ň
szych granic. Matka Diossosa, która
pracowała u niego przez pewien czas, musiała rzuci
ę
t
ħ
robot
ħ
, nie chc
Ģ
c znosi
ę
upokarzaj
Ģ
cego traktowania ze strony swego pana. Terpnos nie cierpiał jej odt
Ģ
d,
nazywaj
Ģ
c hard
Ģ
n
ħ
dzark
Ģ
, i cieszył si
ħ
zło
Ļ
liwie z coraz wi
ħ
kszej biedy swych s
Ģ
siadów.
U złego pana był zły pies, który był postrachem całej dzielnicy. Był to wielki,
kudłaty pies, pilnuj
Ģ
cy młyna i całego obej
Ļ
cia. Czarny był i zły jak licho, zaprawiony od
szczeniaka w zło
Ļ
ci, wy
ę
wiczony w chwytaniu szkodników próbuj
Ģ
cych wedrze
ę
si
ħ
do
pi
ħ
knego ogrodu Terpnosa. Poranił rzeczywi
Ļ
cie kilkakrotnie ró
Ň
nych złodziejaszków
tak,
Ň
e ledwie zdołali ich odratowa
ę
, i od tej pory sława jego jako najlepszego, to jest
najbardziej złego psa w Koryncie, została ustalona.
I ten pies został wła
Ļ
nie drugim wielkim przyjacielem Diossosa.
A stało to si
ħ
w ten sposób.
Którego
Ļ
dnia Diossos przechodz
Ģ
c obok winnicy Terpnosa ujrzał niezwykłe
widowisko. Oto na wysokim płocie ogrodzenia pomi
ħ
dzy
Ň
erdziami tkwił olbrzymi pies.
Przeskakuj
Ģ
c przez płot musiał widocznie
Ņ
le obliczy
ę
odległo
Ļę
i zawisł brzuchem na
płocie, wci
Ļ
ni
ħ
ty pomi
ħ
dzy kije. Przednie jego łapy nie dosi
ħ
gały ziemi, tylne szukały
daremnie jakiego
Ļ
punktu oparcia, pró
Ň
no wił si
ħ
i szarpał, wciskał si
ħ
tylko coraz
bardziej w kleszcze sztachet sprawiaj
Ģ
ce mu ból niezno
Ļ
ny. Wisiał tak ju
Ň
zapewne od
dłu
Ň
szego czasu, skomlał i wył, łeb zwieszony na dół, oczy nabiegłe krwi
Ģ
wyra
Ň
ały
strach i rozpacz, dyszał ci
ħŇ
ko, z pyska ciekła mu piana.
Kilku małych chłopców przeszło obok niego
Ļ
miej
Ģ
c si
ħ
nielito
Ļ
ciwie. Dzieci s
Ģ
cz
ħ
sto okrutne, a Terpnos jak i jego pies byli powszechnie znienawidzeni.
Zobaczywszy psa Diossos przystan
Ģ
ł. I on poznał od razu,
Ň
e to jest wielki Argos
młynarza, ale było mu
Ň
al zwierz
ħ
cia. Nie namy
Ļ
lał si
ħ
wiele, spróbował podnie
Ļę
go.
Okazało si
ħ
to jednak niemo
Ň
liwe. Diossos był słaby, a Argos ci
ħŇ
ki jak cielak, przy tym
pies, nieprzytomny z bólu i odczuwaj
Ģ
cy coraz wi
ħ
kszy ucisk przy ka
Ň
dym poruszeniu,
gryzł swego niespodziewanego obro
ı
c
ħ
. Diossos przelazł tedy na drug
Ģ
stron
ħ
i po
ci
ħŇ
kim trudzie wypchn
Ģ
ł ku górze zad i tylne nogi psa, przewa
Ň
ył go z wolna przez
sztachety. Pies spadł wreszcie na pysk – nareszcie wolny. Podniósł si
ħ
natychmiast,
jeszcze na pół przytomny. Okr
ħ
cił si
ħ
w prawo, okr
ħ
cił si
ħ
w lewo, jakby sprawdzaj
Ģ
c,
czy nic si
ħ
ode
ı
nie oderwało, potem szczekn
Ģ
ł, ruszył p
ħ
dem naprzód, przebiegł sto
kroków, zawrócił, przeturlał si
ħ
w jedn
Ģ
i drug
Ģ
stron
ħ
, otrz
Ģ
sn
Ģ
ł si
ħ
, usiadł na chwil
ħ
.
Ale zaraz zerwał si
ħ
, zata
ı
czył na zadnich nogach, znów stan
Ģ
ł, wybuchn
Ģ
ł wreszcie
radosnym szczekaniem, oznajmiaj
Ģ
c całemu
Ļ
wiatu,
Ň
e
Ň
yje, jest wolny i nic mu si
ħ
nie
stało, zupełnie, zupełnie nic.
Gromada dzieci rozproszyła si
ħ
w mgnieniu oka, na placu został tylko Diossos,
dumny ze swego czynu. Przelazł z powrotem przez płot i --- teraz dopiero zobaczył go
Argos. Skoczył p
ħ
dem ku niemu. Diossos zdr
ħ
twiał widz
Ģ
c ogromne, czarne zwierz
ħ
zbli
Ň
aj
Ģ
ce si
ħ
do
ı
jak burza, a pies dopadłszy chłopca oparł si
ħ
łapami o jego ramiona,
przewrócił go, po czym przejechał dwukrotnie olbrzymim j
ħ
zorem po jego twarzy. Po
policzkach, po nosie, po oczach, podskoczył, zata
ı
czył znów pi
ħ
knie na zadnich nogach,
kiwn
Ģ
ł porozumiewawczo łbem i znikn
Ģ
ł za zakr
ħ
tem.
W ten sposób nast
Ģ
piło zapoznanie si
ħ
Diossosa z najstraszniejszym psem w
Koryncie.
Ale to jeszcze nie była przyja
Ņı
.
Przyja
Ņı
prawdziwa zacz
ħ
ła si
ħ
dopiero w kilka dni pó
Ņ
niej, wtedy, gdy Diossosa
spotkało wła
Ļ
nie to nieszcz
ħĻ
cie.
Powrócił którego
Ļ
dnia wieczorem zadowolony,
Ň
e udało mu si
ħ
zarobi
ę
obola za
pokazanie drogi jakiemu
Ļ
bogatemu cudzoziemcowi, gdy siostra, zapłakana, smutna,
oznajmiła mu straszn
Ģ
nowin
ħ
.
Oto podczas jego nieobecno
Ļ
ci znów był ojczym, stary Dromeus, wraz z
Terpnosem. Dromeus był winien młynarzowi jak
ĢĻ
sum
ħ
i teraz przyszedł do domu swej
Ň
ony razem z wierzycielem, aby znale
Ņę
co
Ļ
do sprzedania, wła
Ļ
ciwie do oddania za dług.
Szperali długo bezskutecznie, bo w mieszkaniu Karyjczyków bieda wymiotła od dawna
wszystkie k
Ģ
ty; a ko
ı
cu znale
Ņ
li par
ħ
warto
Ļ
ciowych rzeczy, ciepłe płaszcze, chlajnami
zwane, i – flet.
Zabrali to. Siostra Diossosa, starsza ode
ı
o kilka lat Eukleja, z płaczem opowiadała
całe zaj
Ļ
cie. Mówiła, jak chciała schowa
ę
płaszcze stanowi
Ģ
ce jedyne ich przykrycie w
dzie
ı
i w nocy, jak daremnie usiłowała je obroni
ę
, jak szarpała si
ħ
z ojczymem i podłym
Terpnosem, jak nazywała ich złodziejami, łajdakami, za co uderzyli j
Ģ
tak,
Ň
e ledwie
mo
Ň
e r
ħ
k
Ģ
ruszy
ę
. Płakała i Diossos musiał j
Ģ
pocieszy
ę
; przyszła potem matka, przyszedł
młodszy braciszek, dowiedzieli si
ħ
o wszystkim i przeszlochali razem cał
Ģ
noc.
Ale Diossos nie mógł si
ħ
łatwo pogodzi
ę
z tak
Ģ
strat
Ģ
. Głupstwo płaszcze. Zbli
Ň
ało
si
ħ
lato i okrycia były coraz mniej potrzebne. Ale flet! To było straszne. Tego nie mo
Ň
na
było darowa
ę
.
W ci
Ģ
gu dnia plan Diossosa dojrzał. Chłopiec nie wdawał si
ħ
w to,
Ň
e według praw
korynckich m
ĢŇ
mógł rozporz
Ģ
dza
ę
maj
Ģ
tkiem
Ň
ony, on wiedział tylko,
Ň
e flet był jego
przyjacielem, jego rado
Ļ
ci
Ģ
i został mu ukradziony, po prostu
ʧ
ukradziony. Postanowił
wi
ħ
c go odebra
ę
, i ju
Ň
. Poniewa
Ň
Terpnos jest silny i zły i nikt nic stanie w obronie
biednego chłopca, wiec jest tylko jedna droga, by odzyska
ę
swego przyjaciela
ʧ
wynie
Ļę
go po kryjomu z domu Terpnosa. Innej rady nie ma.
Gdy tedy zapadła noc, wyszedł na pakach z domu i zakradł si
ħ
po cichu do
obej
Ļ
cia młynarza. Było to istne szale
ı
stwo i tylko zupełna rozpacz mogła go
zmusi
ę
do takiego kroku. Dom Terpnosa był du
Ň
y, a Diossos nie pami
ħ
tał go wcale.
Znajomy młynarczyk wspominał mu wprawdzie, gdzie Terpnos rzucił flet po przyj
Ļ
ciu od
Karyjczyków, ale z tak
Ģ
wiadomo
Ļ
ci
Ģ
trudno było znale
Ņę
niewielki przedmiot nawet w
dzie
ı
, có
Ň
dopiero w nocy, Diossos nie miał przy tym
Ň
adnych złodziejskich zdolno
Ļ
ci i
jego niem
Ģ
dra wyprawa sko
ı
czyła si
ħ
tak, jak si
ħ
sko
ı
czy
ę
musiała.
Zaraz po wej
Ļ
ciu do cudzego domu kogo
Ļ
obudził, przeraził si
ħ
, krzykn
Ģ
ł i
nieprzytomny z trwogi, zacz
Ģ
ł ucieka
ę
przez ogród. Wyleciał za nim Terpnos, ale nie miał
zamiaru sam m
ħ
czy
ę
si
ħ
po
Ļ
cigiem za małym chłopcem, którego drobny cie
ı
widział
doskonałe w
Ļ
ród jasnej nocy. Spu
Ļ
cił z ła
ı
cucha psa i poszczuł go za zbiegiem.
„Ten si
ħ
ju
Ň
z nim rozprawi"
ʧ
my
Ļ
lał z zadowoleniem.
A Diossos usłyszawszy nagle za sob
Ģ
galop wielkiego zwierz
ħ
cia i chrapliwy charkot
wydzieraj
Ģ
cy si
ħ
z piersi złej bestii
ʧ
zdr
ħ
twiał. Przystan
Ģ
ł bezradnie o par
ħ
zaledwie
kroków od muru, a pies dopadł do
ı
w jednej chwili. Dopadł i znieruchomiał. Obw
Ģ
chał
pr
ħ
dko stopy chłopca, przestał warcze
ę
, machn
Ģ
ł niezdecydowanie ogonem, popatrzy!
Zakłopotany; nagle skoczył naprzód i zacz
Ģ
ł szczeka
ę
na stoj
Ģ
cy nie opodal kamienny
słup. Chciał przez to da
ę
do zrozumienia chłopcu,
Ň
e cały ten po
Ļ
cig, cała ta awantura
była wła
Ļ
ciwie zupełnie niepotrzebna, a w ka
Ň
dym razie nie skierowana przeciwko
niemu. Sk
Ģ
d
Ň
e? W
Ň
adnym razie! Głupia pomyłka, i tyle.
Zaszczekał jeszcze raz na słup, na drzewo jedno, drugie
ʧ
i zawrócił do domu.
Chłopiec, dr
ŇĢ
cy jeszcze z przestrachu, miał czas przej
Ļę
spokojnie przez
ogrodzenie. Skulony za murem słuchał teraz ze zgroz
Ģ
, jak zły pies dostaje lanie od złego
pana.
Terpnos w
Ļ
ciekł si
ħ
na swego psa, kl
Ģ
ł i wymy
Ļ
lał, kopał i bił, łoił kijem po łbie,
po pysku, gdzie popadło.
A Argos, pokaleczony, zbity
ʧ
skomlił, prosił łaski, udawał,
Ň
e nie wie, o co
chodzi,
Ň
e jest niewinny,
Ň
e nie rozumie, dlaczego. A wiedział, bestia, doskonale, ale w
jego wielkim, czarnym łbie zapadło ju
Ň
niewzruszone postanowienie: „Ty chcesz,
Ň
ebym
ja pogryzł tego chłopca! A ja go nie pogryz
ħ
,
Ň
eby
Ļ
mnie nawet zabił
ʧ
nie pogryz
ħ
.
Wła
Ļ
nie jego jednego nie. Mog
ħ
ci pogry
Ņę
pi
ħ
ciu innych, a jego nie".
Plik z chomika:
morefaya2006
Inne pliki z tego folderu:
Witold Makowiecki (2) Diossos.pdf
(758 KB)
Witold Makowiecki (1) Przygody Meliklesa Greka.pdf
(1692 KB)
Inne foldery tego chomika:
AAAA KUP TO!!
AAAA LISTA BESTSELLERÓW!!!
Abû Muhammad al-Qâsim ibn Alî ibn Muhammad ibn Uthmân al-Ḥarîrî al-Basrî
Abû-Saîd bin Abu'l-Khayr (Abusaeed Abolkhayr)
Ahmed Bosnić
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin