068 - Szatan boi się myszy.pdf

(1581 KB) Pobierz
1037125649.001.png
1037125649.002.png
Kilian zbudził się z przykrym uczuciem niepokoju. Za
oknami wciąż huczał wiatr, uderzał w szyby okien, napierał z
furią na dom. Gdzieś na dole tłukły się o framugę nie
zamknięte drzwi. Powoli napływały do jego świadomości
fragmenty zdań, strzępki rozmów, aż przypomniał sobie
wczorajszy wieczór i rozmowę z siostrzeńcem. Zaciskając
gniewnie wargi odrzucił na bok kołdrę i spuścił nogi z łóżka.
Naciągnął na siebie szlafrok i zerknął na sąsiednie łóżko.
Lidka spała jeszcze. Jej nakremowana wieczorem twarz,
nabrzmiała od snu, była prawie brzydka. Z niechęcią
odwrócił oczy. Cicho wysunął się z małżeńskiej sypialni i
zszedł na dół po skrzypiących schodach. Była dopiero piąta
rano, kiedy już ubrany, umyty i ogolony wszedł do izdebki
swego pracownika Grybiera. Stary kończył właśnie śniadanie
i omal nie udławił się kęsem chleba zobaczywszy go w
drzwiach. Zerwał się od stołu i stanął po żołniersku na
baczność.
— Wiatr, cholera, jakby się kto powiesił — burknął Kilian
gniewnie zamiast powitania.
Grybier milczał z szacunkiem.
— Zjadłeś śniadanie?
Stary kiwnął twierdząco głową.
— No to posłuchaj: pojedziesz zaraz na pocztę, poczekasz,
aż ją otworzą, i wyślesz telegram. Tak to załatw, żeby nikt w
domu nie dowiedział się o tym. Twarz na kłódkę, kapujesz?
— Jasne — powiedział Grybier i natychmiast począł
wciągać na ramiona ciepłą kurtkę.
Kaflowy piec w jadalni intensywnie promieniował ciepłem,
ale mimo to Albin w obawie przed przeziębieniem jak zwykle
owiązał szyję wełnianym szalikiem.
Stary ciemięga — pomyślał Kilian lekceważąco.
Cala rodzina była już zebrana przy śniadaniu. Humor
jednak nie dopisywał nikomu, chociaż w jadalni było ciepło,
przytulnie, pachniało apetycznie kawą i świeżym pieczywem.
Kazik siedział nad kubkiem kawy skrzywiony i blady, jakby
miał dolegliwości żołądkowe, a ta mała Agnieszka, jego żona,
była podobna do wystraszonego wróbla. Kilian obrzucił
badawczym spojrzeniem wszystkie twarze. Wstał dziś trochę
wcześniej niż zwykle, teraz poczuł apetyt i nie miał wcale
ochoty, by rodzinka przeszkodziła mu w spokojnym
zjedzeniu solidnego śniadania. Było dla niego jasne, że
zostali czymś wyprowadzeni z równowagi, ale pal ich licho,
ma prawo pożywić się spokojnie we własnym domu, a na
rodzinne kwasy będzie jeszcze czas po śniadaniu. Na razie
zdołał wyeliminować z myśli wczorajszy wieczór i umyślnie
nie patrzył więcej na Kazika. Ta sprawa też może trochę
poczekać. Nalał sobie kawy i poprosił o masło. Solidny
kawałek cielęciny na zimno, obrzeżony przezroczystą,
żółtawą galaretą przyciągnął jego uwagę. Ślinka napłynęła
mu do ust.
— Jasiu! Ja ci muszę o tym powiedzieć! — głos pani Lidki
zabrzmiał wysoką, histeryczną nutą.
— Bądź tak uprzejma i podaj mi cielęcinę — powiedział nie
zwracając uwagi na jej słowa i wpatrując się pożądliwie w
mięso. Wyciągnął rękę po półmisek.
Pani Lidka spełniła prośbę męża marszcząc brwi. — Jasiu.
— Chrzan!
Podała chrzan ze łzami w oczach.
— Janku, Zofia wyjechała!
— Krzyżyk na drogę — wymamrotał z pełnymi ustami.
Lidka z Ludwiką wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
— Zofia prowadziła cały dom — przypomniała Lidka.
— Widocznie teraz znalazła sobie przyjemniejsze zajęcie —
odparł beztrosko.
Albin zachichotał. Kilian rzucił Ludwice drwiące spojrzenie.
— Kłóciłyście się?
— Nikt nie powiedział jej złego słowa.
— Zabrała rzeczy?
— Tak.
— To jest bardzo dziwne, wujku! — do rozmowy wtrąciła
się Agnieszka.
Kilian westchnął boleśnie.
— Czy wiecznie musicie mi zawracać głowę waszymi
babskimi sprawami? — Odsunął od siebie talerz.
— Mnie się to nie podoba, wujku, że Zofia wzięła rzeczy i
nikt nie widział, kiedy wyszła z domu.
— Czy rzeczywiście nikt tego nie widział? — zdziwił się.
— Nikt.
Kilian powiódł po zebranych podejrzliwym wzrokiem. —
Hm, co to znowu za historia! — pomyślał nagle
zaniepokojony. Na dobre zapomniał o śniadaniu. Coś mu
przyszło na myśl. — Może Grybier podrzucił ją do miasta
wozem? Nie widzieliście dzisiaj rano Grybiera?
— zapytał z przekornym błyskiem w oczach.
— Ależ tak! — zawołała Ludwika. — Widziałam go dzisiaj
rano. Kogoś wiózł.
— Co ty powiesz? Brał wóz bez mojej wiedzy? O której to
było godzinie?
Ludwika zaczerwieniła się. — Czy ja wiem? Może to nie było
dzisiaj? — zaczęła się wycofywać.
Kilian roześmiał się szyderczo. — Stara kłamczucha —
pomyślał. — W każdym razie należy to sprawdzić —
powiedział głośno. — Pogadam z nim po śniadaniu. — Zapalił
papierosa. — Okropna z nas rodzina — zauważył. — Mówicie,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin