VIII STR 239-283.rtf

(414 KB) Pobierz
238 • PRZEŁOM: WARUNKI, OZNAKI, OMAMY

238 • PRZEŁOM: WARUNKI, OZNAKI, OMAMY

cza. Kto uważa, że po roku 1989 warto czytać tylko „bruLion", ulega omamom.

Po trzecie, należy odnotować rozstanie z ideą arcydzieła jako książki absolutnie oryginalnej. Pisarz dzisiejszy wyzbył się awan­gardowej intencji stworzenia języka pierwszego, towarzyszy mu bowiem świadomość, że każde dzieło jest kolejnym ogniwem tekstowego łańcucha, dopiskiem na marginesie nie istniejącego oryginału. Arcydzieło, jeśli powstanie, będzie idealnym upodob­nieniem do dzieła oryginalnego, doskonałą - - jak np. muzyka Zbigniewa Preisnera, filmy Petera Greenawaya, proza Umberto Eco — stylizacją na nowość.

Wspomniane powyżej rozstanie z koncepcją języka pierw­szego oznacza przecież w odniesieniu do światopoglądów rzecz arcypoważną — odmowę uznania dominacji jakiegokolwiek dys­kursu. Jeśli wszystko jest tekstem i jeśli żadnemu tekstowi nie przysługuje autorytet określania znaczeń, tedy żaden język -ani ideologia, ani religia, ani historyzm -- nie może objąć roli naczelnej. Wszystko okazuje się przedmiotem negocjacji. Dzięki temu, paradoksalnie, literatura wynurza się ze swojej nieważno­ści i staje gotowa do podpowiadania języków, w których nego­cjować będziemy najważniejsze sprawy dotyczące naszej wolności i tożsamości.


Proza na przełomie — panorama

Proza lat dziewięćdziesiątych: Polaków portret nowy,

krainy mityczne, obraz rodziny we wnętrzu; tożsamość lokalna

i bohater niezakorzeniony; powrót fabuły i jej parodie; nieepicki

model prozy i sylwy ponowoczesne

Panorama prozy schyłku lat osiemdziesiątych i lat dziewięćdzie­siątych wyłoni się przed nami, gdy dostrzeżemy problemy, wo­bec których po roku 1989 stanęli twórcy. W największym skrócie sprowadzały się one do trzech: określić swój stosunek do świata, przedstawić siebie i porozumieć się z czytelnikiem. Były to zatem problemy rzeczywistości, tożsamości i formy.

Kwestia rzeczywistości

Problem pierwszy wiąże się w znacznej mierze z etycznymi dyle­matami prozy schyłku lat siedemdziesiątych i całego okresu stanu wojennego. Odsyłając do rozdziału Kłopoty z realizmem, krótko tylko przypomnimy, że ówczesna sytuacja społeczna blokowała krytyczne zapędy twórców, skazując na dwuznaczność zarówno osądzanie społeczeństwa, jak i dystans do powieści, polegający na ujawnianiu ograniczeń narracji. Pisarze nie tyle stawali przed koniecznością wykreślenia ze swego repertuaru wszelkich środ­ków polemicznych, ile musieli się liczyć z tym, że negatywny ob­raz społeczeństwa narazi ich na podejrzenia o sprzyjanie władzy, która — chcąc podzielić się odpowiedzialnością za stan kraju -zawsze szukała kozłów ofiarnych i sprawców zastępczych. Podej­rzenia takie spotkały, nie najgorszą przecież, powieść Józefa Ło-zińskiego Sceny myśliwskie z Dolnego Śląska (1985), w której autor zawarł wyjaskrawiony obraz wewnętrznych sporów w „Solidarno­ści" lat 1980-1981. Obok pochlebnych opinii na jej temat poją-


240 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA

wiły się też i wyraźne oskarżenia: o tendencyjność, o mimowiedne wspieranie propagandy, a także o próbę wyjścia poza „rewolucję artystyczną", z którą Łoziński był kojarzony, ścieżką wskazywaną przez władzę. Nie powinno dziwić, że to samo przewrażliwienie na krytyczne ukazywanie „Solidarności" zadecydowało o natychmia­stowym wychwyceniu negatywnego portretu związku w powie­ści Siejaka Pustynia i (krzywdzącym) skojarzeniu jej z powieścią Kazbala Klucz. Miarą chorobliwości tamtej sytuacji - - wytwo­rzonej dychotomicznym podziałem świata — może być fakt, że każdy, kto wykorzystywał wówczas prozę do wymierzania spra­wiedliwości społecznemu światu, lądował automatycznie w po­bliżu wrednej i głupiej powieści Romana Bratnego Rok w trumnie, która przedstawiała społeczeństwo polskie roku 1980 jako bezro-zumne kłębowisko istot zmierzających w stronę politycznej kata­strofy. Stłumienie powieściowego krytycyzmu, choć zrozumiałe, było więc niekorzystne dla czytania, ale też i dla prozy samej, jako że owocowało schematyzmem świata przedstawionego, biało-czar-nym rozkładem wartości i przewidywalnością przebiegu zdarzeń. Druga połowa lat osiemdziesiątych - - z Pomarańczową Alternatywą, narodzinami trzeciego obiegu, „bruLionem", po­szukiwaniem języka przekraczającego dychotomię „propagando-we-opozycyjne", próbami wyjścia poza literackie schematy prozy zaangażowanej (T. Konwicki, Rzeka podziemna, podziemne ptaki, 1984; Ch. Skrzyposzek, Wolna Trybuna, 1985), odradzaniem się groteski (J. Pilch, Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej, 1988) — wskazywała strategie przekroczenia niewygodnej sytuacji i niosła w zalążku propozycje późniejszych poetyk. Rok 1989 oka­zał się w tym względzie pomocny, ponieważ zmieniając położenie całej literatury, wyzwolił układ literacki z dwuznacznych uwikłań politycznych, uwalniając również powieściowy krytycyzm. Zwią­zek pomiędzy powrotem krytycyzmu a odzyskaniem niepodległo­ści nie jest oczywiście automatyczny, ale nie będzie chyba błędne wyjaśnienie najprostsze: społeczeństwo wolne składa się z ludzi ponoszących odpowiedzialność za swoje czyny, postawy i słowa, a literatura społeczeństwa wolnego dysponuje prawem do osądza­nia, co społeczeństwo ze swoją wolnością robi — jak i czy potrafi ją zagospodarować.


KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 241 Kwestia rzeczywistości: demitologizacje

Nie potrafi. Tak na wcześniejsze pytanie odpowiedziały narracje przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Pierwszą re­akcją prozy tego czasu było sięgnięcie do tradycji realizmu saty­rycznego jako poetyki najkorzystniejszej dla skrótowego przed­stawienia całej listy różnic. Bo też satyra żywi się różnicą, im zaś większy rozdźwięk między deklaracjami i praktyką, między sztandarami i tłumem, między techniką i mentalnością, między słowem i czynem, tym większa jej siła. A na początku lat dziewięć­dziesiątych nasze życie składało się ze zmian rodzących niemal wyłącznie rozbieżności, napięcia i różnice. Zmieniał się nasz sto­sunek do przeszłości, do czasów nam współczesnych, zmieniały się nasze nadzieje i ideały. Znaczna część prozy tamtego czasu poczęła sumować owe różnice, konfrontując wczorajsze marzenia z aktualnymi spełnieniami.

Było w tej reakcji coś ze zdrowego odruchu śmiechu, dzięki któremu proza zdejmowała — z siebie i czytelnika — coraz bar­dziej niewygodny i coraz mniej wiarygodny gorset przeszłości, czyli zbiór sposobów myślenia o polityce i władzy („my" i „oni"), obowiązkach jednostki wobec zbiorowości (czy możliwy jest etos walki w czasach wolności?), o relacjach między członkami spo­łeczeństwa (co oznacza solidarność społeczna w warunkach wol­nego rynku?). Wcale nie jest tak — o czym dość prędko się prze­konaliśmy --że gorset ów zasługiwał na odrzucenie; raczej na przewietrzenie. Zaczęło się więc od krytycznego przeglądu naj­bardziej żywotnych mitów krajowych i emigracyjnych. Spadkiem po latach osiemdziesiątych była dla prozy między innymi hero­iczna legenda „Solidarności", jej członków i ich biografii, metod walki z „komuną" i sposobów na życie. Przełom lat osiemdzie­siątych i dziewięćdziesiątych obfitował w oficjalne wydania -dokumentarnych bądź biograficznych — tekstów wcześniej opu­blikowanych w drugim obiegu, przedłużających niejako trwałość tamtych hierarchii. W wyraźnej opozycji do książek wspomnie­niowych o wymowie heroicznej czy nawet hagiograficznej usytu­ował się Janusz Anderman jako autor Choroby więziennej (1992), w której dokonał gorzkiego rozrachunku z kompleksem komba-


242 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA

tanckim. Przedstawił bowiem byłego „internatowca", który po 1989 roku próbuje znaleźć sobie miejsce w nowej rzeczywistości: jego pomysłem na życie staje się nakręcenie filmu o internowa­nych, jednak rychło przekonujemy się, że głównym motorem jego działań nie jest ani chęć sporządzenia dokumentu o tamtych cza­sach, ani wymierzenia sprawiedliwości, lecz zamiar poprawienia własnego wizerunku czy nawet — ustawienia sobie biografii. Po­nadto bohaterowi wydaje się, że powzięty cel uzasadnia wszelkie metody, dopuszcza się więc w samym filmie szeregu upiększeń, przekłamań, a w końcu - - po zatarciu granicy między życiem i filmem — najzwyklejszych łajdactw.

Powieść filmowa Andermana wydaje się dziś najpoważniej­szą książką spośród całego zbioru utworów realizmu satyrycznego czasu przełomu. Przede wszystkim dlatego, że problem znaleziony przez autora był prawdziwy i wieloraki: mieściła się tu rewin­dykacyjna postawa części członków „Solidarności" (zaledwie rok czy dwa później jeden z nich zażądał od państwa odszkodowa­nia za straty poniesione w wyniku internowania, zmuszając sąd do przeliczania cnoty na pieniądze), mieściło się wcale nie tak rzadkie przekonanie, że „zwycięzca bierze wszystko", a wresz­cie faktyczne zagubienie w nowej rzeczywistości, która — choć wymarzona i wywalczona — nie kwapiła się z uznawaniem za­sług i obezwładniała wolnością. Dużo prostsze obrazy serwowali inni pisarze. Osobną grupę tematyczną w tym względzie stanowiły utwory poświęcone emigracji. Podobny co u Andermana zabieg demitologizacji zwracał się tu przeciwko idealistycznym obrazom życia poza krajem. W paszkwilanckim stylu Jacek Kaczmarski, pieśniarz podziemnej Rzeczypospolitej, degradował w powieści Autoportret z kanalią (1994) mit emigracji jako posłannictwa wy­bieranego przez ludzi, którzy z dala od ojczyzny, wolni od strachu i manipulacji, próbują nadal jej pomagać. Emigracyjny patrio­tyzm — rytualny, odprawiany z nudów i bez wiary — jako obiekt demitologizacji odnaleźć można było też w opowiadaniach Janu­sza Rudnickiego Można żyć (wyd. 1992; powst. 1984), przedsta­wiających środowisko młodych, zagubionych emigrantów przeby­wających w Niemczech Zachodnich, przybyłych do tego kraju bez konkretnego powodu i bez jakiegokolwiek celu, skazanych przeto


KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 243

na żywot nieznośnie wolny, sterowany przypadkiem, pełen roz­maicie leczonych egzystencjalnych udręk, w których bohaterowie odnajdują całą mizerię życia krajowego. Edward Redliński w po­wieściach Dolorado (1985) i Szczuropolacy (w drugiej wersji autor zmienił tytuł na Szczurojorczyków, 1997), odświeżając dawne wątki Emigrantów Mrożka, próbował stworzyć emigracyjną Konopielkę, czyli rozstanie z mitem zagranicy: przekreślał tedy (trudno po­wiedzieć, czy jeszcze wtedy powszechne) wyobrażenia o emigracji jako czasie szybkiego i uczciwego zarobkowania, ukazując Pola­ków jako zakładników mitu popcornowej Ameryki i niewolników każdych — zarówno małych, jak i brudnych — pieniędzy, którzy wyzbywają się zasad moralnych szybciej niż złudzeń. Jeszcze dalej w pasji demitologizacyjnej posunął się Krzysztof Maria Załuski, który w Tryptyku bodeńskim (1996) i Szpitalu Polonia (1999) spor-tretował świeżo upieczonych obywateli niemieckich polskiego po­chodzenia. Młody, debiutujący pisarz maczał pióro na przemian w resentymencie i stereotypie, sporządzając iście gogolowską me­nażerię postaci — pazernych ksenofobów obrastających w dobra „drugiej świeżości": zdemoralizowani prawami socjalnymi, i spu­stoszeni wewnętrznie, nie kultywując pamięci przeszłości, ale i nie usiłując wejść w nową kulturę, gotują następnemu pokoleniu los wykorzenionych.

Kolejną grupę tematyczną w obrębie realizmu satyrycznego utworzyły teksty poświęcone teraźniejszości krajowej. Podobnie jak w powieściach o emigracji, wspólna im była pasja demitolo-gizacyjna. Marek Nowakowski w opowiadaniach Homo Polonicus (1992) i Grecki bożek (1993) przedstawił rozpad wszelkich — reli­gijnych, rodzinnych czy „solidarnościowych" - - więzi wspólnoto­wych, które pękają pod naporem zdziczałej gospodarki wolnoryn­kowej; nasz rynek w obrazie Nowakowskiego prezentował się jako sfera aktywności zaradnego marginesu — przemytników, łapów-karzy, mafiosów — czyli „cwaniaków", którzy nie znając obyczaju i nie szanując prawa korzystają z bezsilności państwa i naiwności społeczeństwa. W opowiadaniu Homo Polonicus Nowakowski na przykładzie „bohatera naszych czasów" pokazał, jak mitologizo-wane w jego wcześniejszej twórczości peryferia wkraczają do cen­trum nowej rzeczywistości, tworząc poważny, ale przecież nie po-


244 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA

tężny, mechanizm rozwoju gospodarczego. Podstawowe przykaza­nia owego „rynku alternatywnego" mówią, by omijać państwowe kanały dystrybucji, unikać płacenia podatków, znaleźć nielegalne źródła tanich towarów i stworzyć nieoficjalne rynki zbytu. Tworzą go więc ludzie zainteresowani gospodarczą anarchią i skutecznie ją podtrzymujący.

Były to jednak utwory „krótkiego oddechu": obraz, który z nich się wyłaniał, zbyt wiele sugerował kosztem rzetelnego przedstawienia, opierał się na „balzakowskiej", a przez to anachro­nicznej, analizie przejściowego, sockapitalistycznego rynku, nie dorastał do ujawnianych przez prasę afer gospodarczych, a wresz­cie pomijał suplementarną rolę szarej strefy, która pomimo swej nielegalności uzupełniała luki rynku oficjalnego...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin