310. McCabe Amanda - Trylogia renesansu 03 - Pasażerka na gapę.pdf

(1026 KB) Pobierz
Amanda McCabe - Pasażerka na gapę.docx
Amanda McCabe
Pasażerka na gapę
545779668.004.png 545779668.005.png 545779668.006.png
Prolog
Wenecja , 1525 r .
Tak, to naprawdę był on.
Bianca Simonetti stała przy niewielkim oknie sypialni i przez wąziutką szparę w
zasłonie podpatrywała stojącego pod nim młodego mężczyznę. Choć widziała tylko
aksamitną, ozdobioną perłami czapkę i kaskadę ciemnych, opadających na ramiona
włosów, nie miała najmniejszych wątpliwości, że był to Baldassare Grattiano.
W swoim piętnastoletnim życiu nie spotkała nikogo, kto tak skutecznie jak on
potrafiłby przyprawić ją o szybsze bicie serca. Nawet teraz czuła jego szaleńczy rytm i
dudnienie krwi w uszach. Od samego patrzenia ciepło rozlało się po jej ciele aż po
opuszki palców.
Doskonale wiedziała, że niejedna kobieta w Wenecji straciła głowę dla Baldas-
sarego. Głębia jego przenikliwie zielonych oczu i imponująca muskulatura były tema-
tem prowadzonych szeptem i z wypiekami na twarzy rozmów, zarówno na salonach,
jak też w miejscach, od których prawdziwe damy trzymały się z daleka. Bianca wie-
działa o tym, ponieważ wszystkie one, hrabiny na równi z kurtyzanami, zwierzały się
z sekretów jej matce, Marii Simonetti, wdowie cieszącej się opinią najbardziej utalen-
towanej wróżki i tarocistki w całej Wenecji. Nie mogła rzecz jasna otwarcie uprawiać
swojego fachu. Wenecjanie nie dorównywali co prawda w fanatyzmie religijnym
mieszkańcom Madrytu, ale ryzyko posądzenia o uprawianie magii i tak było spore.
Dolne piętro domu wynajęły więc krawcowi i perukarzowi, Maria zaś przepowiadała
przyszłość w dyskretnie ukrytym za zasłoną pokoju na tyłach posesji.
Wszyscy w mieście i tak wiedzieli o niezwykłym darze Marii. Większość jej
klienteli stanowiły kobiety, które pragnęły uchylić rąbka tajemnicy swojej przyszłości,
szukały potwierdzenia wierności mężów lub kochanków czy też chciały się upewnić
w podjętych decyzjach. Zdarzało im się przychodzić we łzach, ale też w uniesieniu.
Powodem bardzo wielu wizyt był właśnie Baldassare Grattiano. Klientki nigdy nie
545779668.007.png
zauważały Bianki, która wprawdzie siedziała cicho jak mysz pod miotłą, lecz słyszała
każde słowo.
Niewielu mężczyzn w Wenecji dorównywało Baldassaremu urodą. Wystarczył
rzut oka, by to stwierdzić. Pochodził z zamożnej i bardzo wpływowej rodziny - jego
ojcem był sam Ermano Grattiano. Miał dziewiętnaście lat, osiągnął więc wiek dosko-
nały do małżeństwa i przejęcia obowiązków należnych młodemu arystokracie, jednak
wszystko wskazywało na to, że nie był tym w najmniejszym stopniu zainteresowany.
Większość czasu spędzał na hulankach, grze w karty, a także, o dziwo, obserwowaniu
budowy statków w stoczni zwanej Arsenałem.
Do uszu Bianki dotarły plotki i o tym, że jest nadzwyczaj biegłym, choć niesta-
łym w uczuciach kochankiem. Niejedna z odwiedzających jej matkę kobiet z wypie-
kami na twarzy dopytywała, czy uda jej się w przyszłości usidlić Baldassarego, jeśli
już nie na ślubnym kobiercu, to przynajmniej w sypialni.
Bianca widziała w nim jednak coś więcej niż tylko urodę, bogactwo i męski ma-
gnetyzm. W jego błyszczących, ciemnozielonych oczach dostrzegła tęsknotę i głębo-
ki, przejmujący smutek.
Nie udało jej się niestety odziedziczyć daru po matce. Dla niej karty były tylko
kolorowymi obrazkami, z których nie potrafiła wyczytać przyszłości, przez lata wy-
słuchała jednak tak wielu kobiecych pragnień i lęków, że posiadła inną zdolność: po-
trafiła czytać w ludziach jak w otwartej księdze. Gdy pierwszy raz ujrzała Baldassare-
go, nie dostrzegła w jego oczach poczucia wyższości, o co można by posądzać młode-
go arystokratę, lecz właśnie smutek i... gniew.
Nawet w najśmielszych snach nie marzyła, że spotka tak wysoko urodzonego i
bogatego młodzieńca, dzieliła ich bowiem przepaść. Z kolei Maria Simonetti nie miała
nic przeciwko temu, by jej córka przysłuchiwała się rozmowom z klientkami. Dosko-
nale znała nie tylko blaski, ale i cienie życia, dlatego z całych sił starała się uchronić
ją przed tymi drugimi. Biance nie wolno więc było umawiać się na randki ani nawet
wychodzić z domu po zmroku, szczególnie w czasie karnawału. Historie o suto zakra-
pianych balach maskowych znała wyłącznie z opowieści.
545779668.001.png
Wzbudzający respekt i podziw Ermano Grattiano od jakiegoś czasu stał się czę-
stym, choć nieoczekiwanym gościem w ich domu. Za każdym razem, gdy Maria sta-
wiała mu karty, wypraszała Biancę z pokoju. Służąca zdradziła jej jednak, że trzykrot-
nie owdowiały Ermano planował kolejny ożenek. Wierzył, że Maria wskaże mu od-
powiednią kandydatkę nie tyle na żonę, co matkę jego kolejnych dzieci, o posiadaniu
których marzył.
Baldassare czasami towarzyszył ojcu, lecz zawsze czekał na niego przed do-
mem. Kiedyś, wracając z targu, Bianca natknęła się na niego. Zatopiony w lekturze
stał oparty o łuszczącą się, gipsową ścianę, okryty kosztowną, obszytą futrem pele-
ryną.
Bianca również uwielbiała czytać, choć nie było to typowo dziewczęce zaintere-
sowanie. Na dodatek uczyła się języków obcych, to znaczy angielskiego i hiszpań-
skiego, a także prowadzenia ksiąg, żeby w przyszłości wykorzystać to we własnym
interesie. Księgarz z Rialto pożyczał jej od czasu do czasu ciekawe lektury, lecz nigdy
nie miała ich dość. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak przystojny, świetnie ubrany
młody mężczyzna postanowił poczytać akurat pod jej domem. Ciekawość okazała się
silniejsza od wrodzonej nieśmiałości i zapytała, co to za książka.
I właśnie w chwili, gdy na nią spojrzał, dostrzegła w jego oczach ten niewypo-
wiedziany smutek oraz ledwie powstrzymywaną wściekłość, skierowaną Bóg raczy
wiedzieć na kogo czy na co. Najwyraźniej jednak nie ona była jej przyczyną, bo chło-
pak uśmiechnął się przyjaźnie i pokazał jej okładkę książki poświęconej nawigacji.
Zaskoczył go fakt, że zrozumiała hiszpański tytuł. Od tamtej pory za każdym razem,
gdy Ermano odwiedzał jej matkę, wypytując o swoją przyszłą żonę, Bianca wyślizgi-
wała się z domu, żeby pogawędzić z Baldassarem na temat książek albo posłuchać
nowinek ze świata. Z wypiekami na twarzy chłonęła opowieści o Anglii, Hiszpanii,
Francji, Turcji, ba! nawet o odległych, egzotycznych wysepkach.
Była nimi zafascynowana w równym stopniu co Baldassarem i jego głęboko
skrywanymi pod maską obojętności fantazjami o ucieczce w siną dal, na spotkanie z
nieznanym.
545779668.002.png
Z drugiej strony przekroczenie granic dobrze znanego i bezpiecznego świata na-
pawało ją lękiem. Podobnie jak ten dziwny, niesamowity mężczyzna.
- Dlaczego chcesz opuścić Wenecję, skoro masz tu wszystko? - zapytała kiedyś.
Nie mieściło jej się w głowie, by ktokolwiek pragnął czegoś więcej niż majątku,
sławy, znamienitego rodowego nazwiska. Baldassare miał przecież to wszystko w
nadmiarze. Nie potrafiła zrozumieć, że Wenecja, przypominająca unoszący się na wo-
dzie klejnot, może komuś nie wystarczać. Była pewna, jak potoczy się jej życie, ot,
utarty schemat: wyjdzie za mąż, urodzi dzieci i będzie pomagać mężowi w prowadze-
niu interesów, przywiązana do rodziny oraz domowych obowiązków. Jedynym pocie-
szeniem była myśl, że wszystko to wydarzy się tu, w Wenecji.
W przeciwieństwie do tych, którzy wyruszyli na podbój Nowego Świata, Bal-
dassare nie musiał szukać szczęścia z dala od domu, ponieważ świat od dawna leżał u
jego stóp. Miał pieniądze, sławę, miłość - jak mógłby z tego wszystkiego zre-
zygnować?
Posłał jej ten swój słodki, a zarazem przepełniony goryczą uśmiech. Jego spoj-
rzenie wydawało się o wiele dojrzalsze, niż mogła na to wskazywać metryka.
- Wszystko? Chodź ze mną, Bianco - powiedział, chwytając ją za dłoń.
Po raz pierwszy poczuła jego dotyk. Nawet tak drobny, niezobowiązujący gest
sprawił, że jej ciało przeszył przyjemny dreszcz. Nie przejmowała się tym, dokąd ją
prowadzi. Była gotowa skoczyć za nim choćby w ogień.
Zaplanował jednak coś zupełnie innego. Powiódł ją na brzeg najbliższego kana-
łu, przy którym stała gondola jego ojca. Po drodze minęli tłum ludzi: służące dźwiga-
jące kosze z zakupami, zatopionych we własnych myślach dostojnych arystokratów,
kurtyzany w atłasowych fatałaszkach, posyłające Baldassaremu powłóczyste spojrze-
nia. Bianca była jednak ślepa i głucha na nich wszystkich. Czuła się tak, jakby ktoś
rzucił na nią urok. Była upojona obecnością Baldassarego, emanującym od niego cie-
płem, słonym zapachem morskiej wody. Miejski zgiełk przestał dla niej istnieć.
- Czy widzisz tę wodę? - Wskazał kanał pod ich stopami.
Pokiwała głową, lecz co to było za pytanie! Widziała ją przecież codziennie, a
545779668.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin