Regis Ed - Kto odziedziczyl gabinet Einsteina.pdf

(1034 KB) Pobierz
Redis Ed - Kto odziedziczyl gabinet Einsteina
KTO ODZIEDZICZY£ GABINET EINSTEINA?
ED REGIS
KTO ODZIEDZICZY£ GABINET EINSTEINA?
Ekscentrycy i geniusze w Instytucie Studiów Zaawansowanych
PrzełoŜył Piotr Amsterdamski
^ski i S-ka
Warszawa 2001
Tytuł oryginału angielskiego
WHO GOT EINSTEIN'5 OFFICE?
Eccentricity and Genius at the
Institute for Advanced Study
Copyright (c)1987 by EdRegis Ali rights reserved
Projekt okładki Katarzyna A. larnuszkiewicz
Zdjęcie na okładce American Institute ot Physics
Ilustracje na podstawie wydania
oryginalnego
Krzysztof Białkowski
ISDfN OJ-/ l
Wydawca
Prószyński i S-ka SA
ul. GaraŜowa 7
02-651 Warszawa,
Dla
Patrice Adcroft
Jane Bosveld
Douga Colligana
Dicka Teresiego
Pameli Weintraub
Curneya Williamsa III
Druk i oprawa
OPOLCRAF
Spółka Akcyjna
ul. Niedziatkowskiego 8/12
45-085 Opole
SPIS RZECZY
9
11
15
31
54
78
103
127
159
185
209
229
254
Przedmowa Podziękowania
PROLOG
1 Platońskie niebo
CZęść I: KAP£ANI KOSMOSU
2
PapieŜ fizyki
3
Jego Wysokość Mistyczny Władca
 
4 Idee
CZęść II: HERETYCY
5 Wesoły Johnny
6 Człowiek nim-nim-nim
CZęść III: DALEKIE WIDOKI
7 Hubble, bąble, trud i znoje
8 Niosąc pochodnię
9 Prawda o świecie
CZęść IV: ¯ YCIE, WSZECHśWIAT I W OGÓLE WSZYSTKO
10 Własne oprogramowanie natury
11 Poza granice widzialnego świata
275
288
290
298
300
EPILOG
12 Dzieci w sklepie z zabawkami
DODATEK
Programy komputerowe do generowania zbioru Mandelbrota i symulacji działania automatu
komórkowego
Literatura
ródła cytatów i rysunków
Indeks osób
PRZEDMOWA
Po raz pierwszy przyjechałem do Instytutu Studiów Zaawansowanych (Institute for Advanced
Study) jesienią 1983 roku, by przygotować artykuł dla magazynu "Omni". Zanim dotarłem na
kampus, wiedziałem tylko ze słyszenia, Ŝe Instytut jest miejscem, gdzie przez wiele lat
pracowali naukowo Einstein i Godeł. Jak zapewne wielu innych laików zainteresowanych
nauką, byłem w młodości pod wraŜeniem zdjęć przedstawiających dawny gabinet Einsteina w
Instytucie. Widywałem je w biografiach wielkiego uczonego oraz w ksiąŜkach poświęconych
nauce XX wieku. Te słynne zdjęcia wykonano na krótko przed śmiercią Einsteina w kwietniu
1955 roku. Widać na nich tablicę pokrytą równaniami, krzesło stojące bokiem do biurka -
zapewne dokładnie w takiej pozycji, w jakiej pozostawił je Einstein, gdy po raz ostatni
opuszczał gabinet - oraz półki pełne piętrzących się bezładnie ksiąŜek. Największe wraŜenie
wywarł na mnie jednak bałagan panujący na biurku - wszystkie te papiery, czasopisma,
rękopisy, kałamarz z atramentem do wiecznego pióra, fajka i kapciuch z tytoniem... ślady nie
dokończonych kosmicznych spraw. Zastanawiałem się, jakie sekrety Wszechświata skrywał
ten bałagan.
Miałem takŜe w pamięci fotografię innego uczonego. Zdjęcie to wykonano w bibliotece
matematycznej Instytutu; widać na nim było chudego męŜczyznę z pasmem czarnych włosów
pośrodku siwej głowy, co sprawiało, Ŝe wyglądał trochę jak Indianin z plemienia Mohawków.
To wraŜenie potęgował jeszcze wyraz jego twarzy -męŜczyzna przeszywał wzrokiem aparat,
jakby chciał, aby fotograf czym prędzej sobie poszedł. To był Kurt Godeł.
Einsteina i Godła uwaŜani za dwóch największych geniuszy współczesnej nauki. Fakt, Ŝe obaj
przebywali w tym samym miejscu i czasie - w Princeton w stanie New Jersey - wydał mi się co
najmniej zagadkowy. Jak to się stało, Ŝe ci dwaj geniusze znaleźli się razem w Instytucie
Studiów Zaawansowanych? Czym właściwie był ów Instytut i co robili tam wielcy uczeni? Co
się stało z Instytutem po śmierci Einsteina i Godła?
Byłem przekonany, Ŝe Instytut to miejsce niezwykłe - i tak jest w istocie. Pracowali tu przez
pewien czas wszyscy wielcy fizycy i matematycy XX wieku, wśród nich czternastu laureatów
Nagrody Nobla, m.in. Niels Bohr, P. A. M. Dirac, Wolfgang Pauli, I. I. Rabi, Murray Gell-Mann,
C. N. ("Frank") Yang i T. D. Lee. W 1980 roku Instytut wydał publikację zatytułowaną
Community oJScholars - listę wszystkich badaczy, którzy odwiedzili to miejsce w ciągu
pierwszych pięćdziesięciu lat jego istnienia. Księga jest gruba, liczy ponad pięćset stron.
Niełatwo byłoby wskazać dwudziestowiecznego uczonego, którego nazwisko w niej nie
figuruje.
Odwiedzali Instytut równieŜ humaniści, choć tych było zdecydowanie mniej niŜ matematyków i
przedstawicieli nauk przyrodniczych. Ich nazwiska nie są juŜ tak głośne, poza jednym
wyjątkiem -jest nim T. S. Eliot. Pomijając jego wizytę, moŜna by powiedzieć, Ŝe kierownictwo
Instytutu nie wspierało badań literackich; koncentrowało raczej uwagę na naukach
 
społecznych i historii, dziedzinach, w których postęp jest słabo uchwytny, przynajmniej w
porównaniu z ogromnymi zmianami, jakie nastąpiły w naukach przyrodniczych w ciągu
ostatnich pięćdziesięciu lat, czyli od czasu załoŜenia Instytutu. Uczeni, którzy odwiedzali
Instytut, zrewolucjonizowali fizykę; dzięki nim jesteśmy bliŜej kompletnej, ostatecznej teorii
natury. W ciągu jednego pokolenia nauka przemierzyła drogę od powstania mechaniki
kwantowej do zrębów wielkiej unifikacji: Teorii Wszystkiego. Historia Instytutu jest historią
uczonych, którzy tam pracowali. O nich właśnie zamierzam opowiedzieć w tej ksiąŜce.
Naukowcy z Instytutu na ogół nie grzeszą skromnością. MoŜna to zrozumieć. Wytknęli sobie
największy i najtrudniejszy do osiągnięcia cel, jaki moŜna wymyślić. Chcą po prostu
zrozumieć... wszystko; pragną poznać i wyjaśnić całą naturę. Chcą zrozumieć, dlaczego
fizyczny Wszechświat jest właśnie taki, jaki jest, i zachowuje się tak a nie inaczej. Instytut
istnieje po to, by oddawać hołd intelektualnej arogancji ludzi, którzy są na tyle pyszni, iŜ sądzą,
Ŝe potrafią przyczynić się do realizacji owego celu. Niniejsza ksiąŜka natomiast stanowi próbę
przedstawienia Ŝycia i pracy tych nielicznych, którym się to udało.
Ed Regis
Eldersburg, Maryland, 15 grudnia 1986
PODZIęKOWANIA
Wiele osób związanych obecnie lub w przeszłości z Instytutem zechciało mi pomóc w pracy;
jestem im szczerze wdzięczny za poświęcony mi czas i energię. Stephen Adler, John Bahcall,
John Dawson, Rick Dillman, Freeman Dyson, Margaret Geller, Herman Goldstine, Jeremy
Goodman, Charles Griswold, Banesh Hoffmann, Douglas Hofstadter, Andrew Lenard, Benoit
Mandelbrot, N. David Mermin, John Milnor, Tim Morris, Mark Mueller, Abraham Pais, Harry
Rosenzweig, Don Schneider, Dudley Shapere i Stephen Wolfram przeczytali poszczególne
części maszynopisu i zechcieli podzielić się ze mną swymi uwagami. Nie zwalnia mnie to,
oczywiście, z odpowiedzialności za wszystkie błędy faktograficzne oraz interpretacyjne, jakie
być moŜe pozostały.
Podziękowania za okazaną mi pomoc niech zechcą przyjąć Robert Bacher i jego Ŝona, Julian
Bigelow, Jack Clark, Linda Eshle-man, Joan Feast, Diana Howie, Priscila Johnson McMillan,
Robert P. Munafo, Keith Richwine, Paul Schuchman, Linda Sheldon, Nick Tufillaro, Caroline
Underwood, Sterling White, Mary Wisnovsky, a zwłaszcza Flora Dean, gdyŜ jako
wykonawczyni testamentu Beatrice M. Stern udostępniła mi kopię historii Instytutu, o której tu
wspominam.
Pragnę teŜ podziękować Brockowi, Ann i Alison Browerom za gościnność, jaką mi okazali w
Princeton. Szczególnie wiele zawdzięczam Ŝonie, Pameli Regis, która pomagała mi w
poszukiwaniach materiałów i podczas redagowania tekstu oraz przygotowała indeks.
Jestem bardzo wdzięczny Robertowi Lavelle, redaktorowi z Addi-son-Wesley Publishing
Company, który zasugerował, abym rozwinął swój artykuł o Instytucie opublikowany w
czasopiśmie "Omni" i napisał tę ksiąŜkę, oraz Williamowi Patrickowi za jego zdrowy osąd i
talent do kojącego oddziaływania na (czasami) poszarpane nerwy autora.
PoniewaŜ ksiąŜka moja nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie pomoc redaktorów z
"Omni", im w szczególności ją dedykuję, dziękując za wieloletnie wsparcie.
PROLOG
ROZDZIA£ 1
PLATOńSKIE NIEBO
Princeton w stanie New Jersey było przez szereg lat niewielką, spokojną osadą, znaną
głównie z bitwy, w której Waszyngton i jego ludzie sprawili lanie Anglikom, oraz z
mieszczącego się tu uniwersytetu. Osadę załoŜyli w 1685 roku kwakrzy, oczarowani
okolicznymi łąkami, strumieniami i lasami. W 1783 roku, gdy obradował tu Drugi Kongres
Kontynentalny, Princeton pełniło przez sześć miesięcy funkcję stolicy Stanów Zjednoczonych.
Jeszcze wcześniej, w 1756 roku, w szczytowym okresie Wielkiego Przebudzenia,
gorączkowego odradzania się ortodoksyjnego kalwinizmu, prezbiterianie załoŜyli tu College of
New Jersey. Po zebraniu funduszy wybudowano Nassau Hali - największy podówczas
budynek w koloniach - i zatrudniono na stanowisku rektora Jonathana Edwardsa, kaznodzieję
słynnego z płomiennych kazań ociekających smołą i pachnących siarką.
Edwards był teologiem z Connecticut. Zgodnie z tradycyjnym, ulubionym stanowiskiem
religijnych platoników od czasów biskupa Berkeleya, głosił on filozoficzny idealizm, czyli
przekonanie, Ŝe otaczający nas świat to... idea. "świat, to znaczy materialny Wszechświat, nie
istnieje inaczej jak tylko w umyśle" - twierdził, wyprzedzając o dwieście lat pewnego uczonego
 
z Princeton, który na swój sposób zredukował "materialny Wszechświat" do zbioru
umysłowych abstrakcji.
Edwards głosił równieŜ zagadkowy kalwiński dogmat, zgodnie z którym Bóg wprawdzie na
długo przed narodzinami kaŜdego człowieka rozstrzyga, czy pójdzie on do nieba czy do piekła,
lecz pomimo to, w jakiś sposób - tu Edwards nie wypowiadał się jasno - od samego człowieka
zaleŜy, dokąd trafi. Bóg najwyraźniej postanowił, Ŝe Edwards nie powinien być rektorem
College of New Jersey. Wkrótce po tym, jak zaprzysięŜone go na to stanowisko, zachorował
na ospę i zmarł. Znacznie później, w 1896 roku, przemianowano College na Uniwersytet w
Princeton, ale dopiero w 1902 roku jego kierownictwo objęła po raz pierwszy osoba świecka -
Woodrow Wilson.
W październiku 1933 roku, niemal z dnia na dzień, Princeton zmieniło się z nobliwego
miasteczka uniwersyteckiego w ośrodek fizyki o światowym znaczeniu. Stało się tak dlatego,
Ŝe do Instytutu Studiów Zaawansowanych przybył Albert Einstein.
Instytut zaprojektowano jako ośrodek naukowy nowego rodzaju - bez studentów, bez
nauczycieli, bez wykładów. Mieli się w nim zbierać najwięksi uczeni świata, aby prowadzić
badania, nie dysponując jednak ani laboratorium, ani aparaturą do wykonywania
doświadczeń. Tak postanowili twórcy Instytutu. Od samego początku placówka ta miała się
koncentrować na czystej teorii. Jona-than Edwards z pewnością przyklasnąłby takiej
koncepcji; moŜemy tak sądzić, poniewaŜ zaraził się on ospą nie przypadkiem, lecz wskutek
zaŜycia szczepionki, którą zgodził się na sobie wypróbować. W tym czasie lekarze dopiero
eksperymentowali z róŜnymi szczepionkami, Edwards zaś chciał zademonstrować swoją
wiarę w cuda współczesnej nauki. Zgłosił się zatem na ochotnika, zachorował na ospę i zmarł.
Dziś, tak samo jak na początku, uczeni z Instytutu Studiów Zaawansowanych koncentrują swą
uwagę na teorii, choć śmierć Einsteina i Godła przyczyniła się do pewnego obniŜenia statusu
tej placówki w porównaniu z latami wcześniejszymi. Instytut połoŜony jest na skraju miasta,
ale wielu rdzennych mieszkańców Princeton nie potrafi dziś wskazać doń drogi. A gdy
spytamy kogoś z uniwersytetu, oddalonego o kilka przecznic, jak dojść do Instytutu Studiów
Zaawansowanych, moŜemy się dowiedzieć, Ŝe nasz interlokutor nigdy o nim nie słyszał.
"Instytut czego?". Ludzie potrafią wskazać drogę do miejscowego seminarium teologicznego
lub klubu golfowego, ale nie do Instytutu. Jak powiedział Homer Thompson, od czterdziestu lat
jeden z profesorów tej placówki: "Instytut jest lepiej znany w Europie niŜ w Princeton".
Trudno jednak winić ludzi za ich ignorancję, bo przecieŜ Instytut naleŜy do tego rodzaju
obiektów, które niełatwo ocenić po wyglądzie. Budynek, połoŜony na działce o powierzchni
jednej mili kwadratowej, wśród zagajników przy Olden Lane, na południe od Princeton,
wygląda na siedzibę jakiegoś wydziału uniwersytetu lub prywatnej szkoły średniej. Nigdzie
jednak nie widać kręcących się studentów lub uczniów, zatem nie jest ani jednym, ani drugim.
Sanatorium? Sierociniec? Dom opieki dla weteranów? Główny budynek, Fuld Hali, wzniesiony
z czerwonej cegły w stylu angielskiego klasycyzmu, wygląda jak wiele innych gmachów, które
moŜna zobaczyć na kampusach. W Fuld Hali znajdują się biura administracji i działów
Instytutu, biblioteka matematyczna oraz klub, gdzie kaŜdego dnia (oprócz sobót i niedziel) o
godzinie trzeciej są podawane kawa, herbata i ciasteczka. Po obu stronach Fuld Hali znajdują
się mniejsze budynki, wzniesione w podobnym stylu; w nich równieŜ mieszczą się gabinety
pracowników. Natomiast nieco z boku zobaczyć moŜna kompleks budynków ze szkła i betonu,
niezgodny z architektoniczną tradycją tego miejsca; są tam: stołówka, biura Szkoły Nauk
Społecznych i biblioteka historyczna. Za biblioteką rozciąga się niewielkie jezioro, a dalej las.
Gdy w latach czterdziestych Freeman Dyson przybył do Instytutu po raz pierwszy, zwykł
jeździć po lesie z przyjaciółmi swoim starym kabrioletem marki Dodge. Dziś natknąć się tu
moŜna tylko na pieszych - biegaczy, spacerowiczów i myśliwych, polujących na jelenie. Jeleni
jest tak duŜo, Ŝe Allen Rowe, jeden z wicedyrektorów Instytutu, raz do roku rozsyła do
wszystkich memorandum, w którym wyjaśnia instytutowy Program Kontroli Populacji Jeleni.
"W celu zmniejszenia liczby jeleni w lasach Instytutu do rozsądnego i dającego się utrzymać
poziomu" -jak głosi memorandum - zostanie zorganizowany odstrzał tych zwierząt, czym
zajmie się niewielki zespół doświadczonych kuszników. Za kaŜdym razem po ogłoszeniu
memorandum kilku młodszych pracowników zastanawia się, czyby nie zorganizować jakiegoś
protestu, ale nic z tego, jak dotąd, nie wyszło. Przez parę tygodni wszyscy trzymają się tylko z
dala od lasu. Powrót ze spaceru ze strzałą w głowie mógłby tu zostać uznany za powaŜny
nietakt.
J. Robert Oppenheimer, który kierował Instytutem przez niemal dwadzieścia lat, zwykł
mawiać, Ŝe placówka ta jest "intelektualnym hotelem", miejscem, gdzie uczeni mogą się
schronić na dowolny okres i pozwolić, aby o ich codzienne potrzeby zatroszczył się ktoś inny.
Przeciętny czas pobytu w Instytucie wynosi od jednego do dwóch lat. Spośród dwustu
uczonych, przebywających zwykle jednocześnie w Instytucie, znakomitą większość stanowią
ludzie młodzi, zapraszani tu na krótki pobyt. Instytut jest podzielony na cztery szkoły -
 
Matematyki. Nauk Przyrodniczych, Studiów Historycznych i Nauk Społecznych. Większość
gości ("członków tymczasowych") zajmuje się matematyką lub fizyką; najmniejsza jest Szkoła
Nauk Społecznych, gdzie pracuje zwykle około dwudziestu uczonych.
Aby dostać się do tego ekskluzywnego klubu, trzeba przejść swoistą "ścieŜkę zdrowia" i
przetrwać. Tylko ludzie obdarzeni inteligencją nie z tego świata są w stanie przebrnąć
procedurę selekcji.
Szczęśliwy wybraniec otrzymuje stypendium, pokój do pracy w Instytucie oraz mieszkanie w
budynku zaprojektowanym przez Marcela Breuera w stylu nieco przypominającym dom
towarowy. Od dnia przybycia do dnia wyjazdu Instytut oferuje kaŜdemu z gości śniadanie i
lunch przez pięć dni w tygodniu oraz kolację w środy i piątki. Nie zdarza się, by ktoś narzekał
na taki układ. Czasami tylko słychać odgłosy niezadowolenia z powodu umeblowania. "Krzesła
w mieszkaniu były potwornie niewygodne - wspomina jeden z uczonych. - Natomiast krzesło
przy biurku - doskonale. MoŜna odnieść wraŜenie, Ŝe robiono to celowo, by w ten sposób
zachęcać gości do nieustannej pracy".
Istnieje teŜ problem łóŜek. Są wprawdzie wygodne, ale wyłącznie jednoosobowe, nigdzie nie
ma dwuosobowego... Z wyjątkiem, zapewne, Olden Manor, gdzie mieszka dyrektor z Ŝoną.
Młodym parom wydaje się to dość zabawne. "Albo kupili te wszystkie łóŜka na jakiejś
wyprzedaŜy - powiedział jeden z gości Instytutu - albo chcą, Ŝeby wszyscy myśleli tylko o
pracy".
Jeśli pominąć problemy łóŜkowe, Instytut stanowi raj dla jajogłowych, dokładnie tak, jak
zaplanowano. Tymczasowi członkowie oraz zatrudnieni na stałe profesorowie - a tych jest
tylko około dwudziestu pięciu - zajmują się własnymi projektami badawczymi, pracując w
odpowiednim dla siebie tempie. Nie mają Ŝadnych innych obowiązków i nie muszą się przed
nikim tłumaczyć. Pod koniec pobytu nikt nie musi nawet pisać sprawozdania, omawiającego
przeprowadzone badania. NaleŜy po prostu spakować manatki i opuścić ten intelektualny raj,
by powrócić do swego stałego miejsca w okrutnym świecie.
Tak jak zapewne być powinno w nowoczesnej utopii, wszystkim zatrudnionym na stałe
profesorom Instytut wypłaca identyczne uposaŜenia, wynoszące obecnie około 90 tysięcy
dolarów rocznie, co sprawia, Ŝe ludzie z innych instytucji mówią o nim jako o "Instytucie
Zaawansowanych Pensji". Roczny budŜet Instytutu wynosi około 10 milionów dolarów; suma
ta pochodzi z własnego majątku, wartego dobrze ponad 100 milionów dolarów, oraz z
inwestycji. Dochód z inwestycji zmienia się w zaleŜności od koniunktury, ale w ostatnich latach
wynosił średnio 17%. W roku podatkowym 1984/85 dochód wyniósł 26,9%. W przeciwieństwie
do innych utopii, wymyślanych w ciągu wieków przez rozmaitych idealistów, ta z Princeton wie,
jak sobie radzić z pieniędzmi.
Instytut Studiów Zaawansowanych załoŜyli w 1930 roku Louis Bamberger i jego siostra
Caroline Bamberger Fuld, którzy wyłoŜyli pieniądze, oraz Abraham Flexner, który zajął się
planowaniem i organizacją. Prawdziwym ojcem Instytutu, jego intelektualnym przodkiem i
aniołem stróŜem był jednak Platon - staroŜytny grecki filozof. Przede wszystkim dlatego, Ŝe to
on pierwszy zorganizował instytucję zajmującą się wyŜszymi studiami, tak zwaną Akademię,
połoŜoną na przedmieściach Aten. W niej gromadzili się uczniowie, badacze i teoretycy
róŜnych specjalności, aby zgłębiać plan budowy Wszechświata i ująć w spójnym schemacie
intelektualnym całość bytu. Program Platona stanowił pierwszą systematyczną próbę
zredukowania całego widzialnego Wszechświata do niewielkiego zbioru abstrakcyjnych pojęć i
zasad. Dokładnie ten sam cel przyświeca Instytutowi Studiów Zaawansowanych, lecz to
jeszcze nie wyjaśnia, dlaczego wolno uznać Platona za jego prawdziwego ojca-załoŜyciela.
Zrozumiemy to nieco lepiej, jeśli przypomnimy sobie, Ŝe zdaniem Platona prawdziwym
przedmiotem poznania nie są zmienne i przemijające byty materialne, które moŜemy
zobaczyć i dotknąć, lecz coś znacznie bardziej od nich realnego, to znaczy "idee". Platon
przyjrzał się otaczającej go naturze, spojrzał na Słońce, KsięŜyc i gwiazdy, obejrzał
wodospady, rośliny i zwierzęta, po czym orzekł, Ŝe te fizyczne byty nie stanowią Prawdziwej
Rzeczywistości. Prawdziwa Rzeczywistość pozostaje w innym wymiarze, skrywa się w świecie
Idei, którego nie moŜna doświadczyć zmysłowo. Mogłoby to skłonić kogoś do uznania świata
Idei za ciemną, mglistą i nieosiągalną krainę, ale Platon tak nie uwaŜał. Dla niego był on tak
jasny i rzeczywisty, jakby oświetlały go promienie południowego słońca. To ze świata Idei
wywodzą się wszystkie obiekty fizyczne. Idee są źródłem całej fizycznej rzeczywistości.
Zdaniem Platona zasadnicza róŜnica między ideami i zwyczajnymi obiektami fizycznymi,
spotykanymi na co dzień, polegać miała na tym, Ŝe obiekty fizyczne zmieniają się i podlegają
rozkładowi, natomiast idee są doskonałe, niezmienne i wieczne. Niezmienne idee są zatem
bardziej rzeczywiste niŜ obiekty "realne", choć nie moŜna ich pojąć za pomocą zmysłów, jako
Ŝe istnieją we własnym, niezaleŜnym świecie. Na tym wszakŜe nie koniec. ¯ eby poznać idee,
naleŜy dokonać wysiłku: zamknąć oczy, zwrócić się do wewnątrz i myśleć. Takie skupienie i
myślenie muszą trwać bardzo długo, co tłumaczy, dlaczego zwykli, szarzy ludzie wiedzą o
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin