T.Pratchett - 2 Nomow Ksiega Kopania.txt

(222 KB) Pobierz
Terry Pratchett
Nom�w Ksi�ga Kopania
Ksi�ga druga sagi o Nomach

* * * 
Dla Nom�w, po opuszczeniu sklepu, rozpocz�� si� Nowy czas w kamienio�omie. Wkr�tce zacz�y si� dzia� dziwne rzeczy: najpierw z nieba spad�a zamarzni�ta woda, potem wiatr przyni�s� Wie��, a w ko�cu pojawili si� ludzie i wszystko si� ogromnie pokomplikowa�o. Uparli si� otworzy� stary kamienio�om i Nomy nie mia�y innego wyj�cia, jak si� broni�. Tylko jak d�ugo dwa tysi�ce czterocalowych krasnoludk�w mo�e si� broni� przed grup� zdecydowanych ludzi? Nawet przy pomocy potwora Jekuba? 
* * * 
Na pocz�tku... 
...Arnold Bros (za�. 1905) stworzy� Sklep. 
Przynajmniej tak wierzy�y tysi�ce Nom�w, przez wiele pokole�* [przyp.: Nomich pokole� oczywi�cie - Nomy �yj� dziesi�� razy szybciej ni� ludzie i dziesi�� lat to dla nich ca�e �ycie.] �yj�cych pod pod�og� owego starego i szacownego domu towarowego Arnolda Brosa (za�. 1905). 
Sklep sta� si� ich �wiatem, �wiatem maj�cym �ciany i dach. 
Wiatr i deszcz nale�a�y do starych legend, podobnie jak dzie� i noc. Rzeczywisto�ci� by�y zraszacze, klimatyzacja, Otwarcie czy Zamkni�cie. Pory roku za� by�y nast�puj�ce: Styczniowa Wyprzeda�, Wskocz w Wiosenn� Mod�, Letnia Przecena i �wi�teczny Kiermasz. Pod przewodnictwem opata i zakonu Pi�miennych czcili - cho� nie nachalnie, �eby mu nie przeszkadza�, a sobie �ycia nie utrudnia� - Arnolda Brosa (za�. 1905), kt�ry, jak wierzyli, stworzy� wszystko, to jest: Sklep i to, co zawiera�. 
Niekt�re rody wzbogaci�y si� i przyj�y nazwiska (mniej lub wi�cej, ma si� rozumie�) od dzia��w, pod kt�rymi �y�y - na przyk�ad: Del Ikates, de Pasmanterii czy �elaznotowarowi. 
A� pewnego dnia do Sklepu przyjechali w sklepowej ci�ar�wce ostatni, �yj�cy na zewn�trz, z ich gatunku. A� za dobrze wiedzieli, co to takiego wiatr i deszcz - prawd� m�wi�c, mieli ich serdecznie do��. By� w�r�d nich Masklin - �owca szczur�w, by�y Babka Morkie i Grimma, cho� w teorii si� nie liczy�y: by�y przecie� kobietami. No i naturalnie by�a Rzecz. 
Czym dok�adnie jest, nikt tak naprawd� nie rozumia� - przekazywano j� z pokolenia na pokolenie i uwa�ano, �e jest wa�na. Dopiero w Sklepie, gdy znalaz�a si� w pobli�u elektryczno�ci, zacz�a m�wi�. Na pocz�tek o�wiadczy�a, �e my�li, jest maszyn� i pochodzi ze statku, kt�rym tysi�ce lat temu przylecia�y tu Nomy z odleg�ego Sklepu albo by� mo�e gwiazdy - interpretacje by�y rozmaite. A potem powiedzia�a, �e s�yszy, co m�wi elektryczno��, mianowicie, �e za trzy tygodnie Sklep ma zosta� zniszczony. 
Masklin zaproponowa�, �eby wszyscy opu�cili Sklep w ci�ar�wce. Po czym, ku swemu szczeremu zdumieniu, stwierdzi�, �e samo obmy�lenie, jak kierowa� olbrzymim pojazdem, stanowi naj�atwiejsz� cz�� zadania - najtrudniej przekona� innych, �e potrafi� to zrobi�. 
Masklin nie by� przyw�dc�, cho� w skryto�ci ducha chcia�by nim by� - przyw�dca nic nie robi, tylko zadziera nosa i czasami (ale rzadko) dokonuje bohaterskich wyczyn�w. On tymczasem bez ustanku musia� przekonywa�, k��ci� si�, a nieraz nawet troch� k�ama�, by postawi� na swoim. Dopiero po pewnym czasie stwierdzi�, �e wszystko idzie znacznie �atwiej, je�li inni robi� rzeczy, co do kt�rych s� przekonani, �e sami je wymy�lili. Najtrudniej by�o w�a�nie o nowe pomys�y, a potrzebowali ich naprawd� du�o. Przede wszystkim musieli si� nauczy� pracowa� razem. No i czyta�. Oraz przyzna�, �e kobiety s� prawie tak inteligentne jak m�czy�ni (cho� wszyscy wiedzieli, �e tak naprawd� to nienormalne i �e nie nale�y ich przem�cza� my�leniem, bo im si� m�zgi przegrzej�). 
W ko�cu jako� si� uda�o - wyjechali ze Sklepu tu� przed zagadkow� eksplozj�, po kt�rej spali� si� doszcz�tnie, i prawie bez zniszcze�, no, przynajmniej bez strat, pojechali przed siebie. Znale�li opuszczony kamienio�om, wtulony w ustronne wzg�rze, i zamieszkali w nim. Wiedzieli, �e teraz ju� wszystko b�dzie w porz�dku. �e zacznie si� Nowy Wspania�y �wit (tak s�yszeli). 
Naturalnie, wi�kszo�� nigdy nie widzia�a na oczy �witu, wspania�ego czy jakiegokolwiek innego, a ci, co widzieli, wiedzieli a� za dobrze, �e wspania�e �wity zazwyczaj poprzedzaj� ponure dni. Czasem z gradobiciem. 
Min�o sze�� miesi�cy... 
* * * 
Jest to opowie�� o zimie. 
I o wielkiej bitwie. 
I o obudzeniu Jekuba, Smoka ze Wzg�rza, o wielkich oczach, dono�nym g�osie i pot�nych z�bach. 
Ale to bynajmniej nie jest koniec opowie�ci. 
Ani te� jej pocz�tek. 
* * * 
Wia�o, i to potwornie. Wiatr przypomina� przecinaj�c� okolic� �cian�, pod kt�rej naporem ma�e drzewka gi�y si� do samej ziemi, a du�e drzewa p�ka�y. Ostatnie jesienne li�cie pru�y powietrze niczym zapomniane kule. 
Kupa �mieci przy starym �wirowisku by�a ca�kowicie opuszczona - nawet mewy, zazwyczaj patroluj�ce okolic�, gdzie� si� schroni�y. Wiatr uwzi�� si� na ni�, jakby mia� co� osobistego do starych butelek po detergentach albo dziurawych but�w. Puszki klekota�y przera�liwie, a l�ejsze �mieci, nie maj�c innego wyj�cia, odlatywa�y, do��czaj�c do powietrznego zamieszania. 
Wiatr wci�� grzeba� w �mieciach. Przez chwil� szele�ci� papierami, potem je porwa�, a� w ko�cu dokopa� si� do gazet. Szczeg�lnie musia�a go zirytowa� jedna strona, do�� mocno wci�ni�ta z boku, gdy� dmuchn�� solidnie i w ko�cu j� wydar� spod kamienia. Nie ca��, co prawda, ale i tak zadowolony porwa� j� ze sob�. 
Kartka lecia�a niczym spory ptak o zaokr�glonych skrzyd�ach, a� w ko�cu wpad�a na ogrodzenie. Wiatr dmuchn�� pot�niej, przedar� j� na p� i to, co urwa�, pogoni� przez pole. Kartka nabiera�a w�a�nie szybko�ci, gdy nagle przed ni� wyr�s� krzak i z�apa� j� niczym �aba much�. 
Rozdzia� pierwszy 
I. I nasta�a wonczas pora Dziw�w: ow� Powietrze ostrym si� sta�o, a Ciep�o ze� znika� pocz�o, a� dnia pewnego ka�u�e twardymi i zimnymi si� sta�y. 
II. A zasi� Nomy poj�cia nie mia�y i pyta�y si� wzajem: �C� to takiego?� 
Ksi�ga Nom�w, Kamienio�omy, w. I-II 
- Zima - oznajmi� stanowczo Masklin. - To si� nazywa zima. 
Opat Gurder spojrza� na niego z wyrzutem. 
- Ale nigdy nie m�wi�e�, �e ona tak wygl�da - o�wiadczy� oskar�ycielsko. - I �e jest taka zimna. 
- To ma by� zimno? - zdziwi�a si� Babka Morkie. - Poczekaj, a� si� zrobi naprawd� zimno: jak b�dzie �nieg i mr�z, a woda b�dzie spada� z nieba w kawa�kach. - Spojrza�a na� triumfuj�co. - Co wtedy powiesz, h�? 
Wida� by�o, �e jest naprawd� zadowolona - Babk� Morkie zawsze cieszy�y kl�ski, prawdopodobnie w�a�nie oczekiwanie na kolejne nieprzyjemno�ci utrzymywa�o j� przy �yciu. 
- Nie musisz nas straszy�, nie jeste�my dzie�mi - westchn�� Gurder. - I potrafimy czyta�, jakby� zapomnia�a. Wiemy, co to takiego �nieg. 
- Zgadza si� - przytakn�� Dorcas. - Gdy si� zbli�a� Kiermasz �wi�teczny, zawsze w Sklepie pojawia�y si� kartki ze �niegiem. Jest b�yszcz�cy. 
- Nie zapominaj o drozdach - doda� Gurder. 
- Noo... w zimie jest jeszcze troch� takich r�nych... - zacz�� Masklin, ale przerwa�, widz�c niecierpliwy gest Dorcasa. 
- Nie s�dz�, aby�my musieli si� martwi� - oznajmi� Dorcas. - Jeste�my dobrze wkopani, zapasy �ywno�ci s� du�e, a jakby jej zabrak�o, wiemy, sk�d wzi�� wi�cej. Je�li nikt nie ma nic wi�cej do powiedzenia, to mo�e by�my zamkn�li zebranie? 
* * * 
Wszystko sz�o dobrze. A przynajmniej nie sz�o tak ca�kiem �le. 
Naturalnie, ci�gle trwa�y wa�nie, a i k��tni nie brakowa�o, ale taka ju� by�a natura Nom�w. Dlatego te� zreszt� powo�ali Rad�, co jak dot�d sprawdza�o si� w praktyce. Nomy bowiem lubi�y si� k��ci�. Rada Kierowc�w zapewnia�a, �e na k��tni si� sko�czy i do r�koczyn�w nie dojdzie. 
Najzabawniejsze by�o to, �e w Sklepie o wa�niejszych rzeczach decydowa�y rody, tu za�, w kamienio�omie, nie by�o sklepowych dzia��w, tote� familie wymiesza�y si� do�� znacznie. Nie zmienia�o to niemal instynktownej potrzeby zachowania hierarchii - dla Nom�w �wiat zawsze by� podzielony na tych, kt�rzy m�wi�, co ma by� zrobione, i na tych, kt�rzy to robi�. Naturalne wi�c by�o, �e musz� pojawi� si� nowi przyw�dcy. 
Byli to Kierowcy. 
Wszystkich bior�cych udzia� w D�ugiej Je�dzie podzieli� bowiem mo�na by�o na dwie kategorie: mniej liczn�, kt�ra przebywa�a w kabinie - to w�a�nie byli Kierowcy - oraz znacznie liczniejsz�, kt�ra podr�owa�a w reszcie ci�ar�wki - byli to po prostu Pasa�erowie. Nie by� to naturalnie �aden oficjalny podzia�, nikt nawet o nim g�o�no nie m�wi�, ale wszyscy go akceptowali. Wi�kszo�� przyj�a, �e skoro kto� potrafi pokierowa� ci�ar�wk� od Sklepu do kamienio�omu, generalnie jest osobnikiem, kt�ry wie, co robi. 
Prawd� m�wi�c, bycie Kierowc� niekoniecznie by�o zabawne, cho� mia�o tak�e swoje plusy. Na przyk�ad rok temu Masklin musia� samotnie polowa� ca�ymi dniami, teraz za� polowa�, kiedy mia� na to ochot�. M�ode pokolenie sklepowych Nom�w zaj�o si� my�listwem z ochot� i najwyra�niej uzna�o, �e Kierowcy takie zaj�cie na sta�e nie przystoi. Co do jedzenia, to opr�cz polowa� stale wydobywali ziemniaki z kopalni na pobliskim polu, na drugim za� zebrali imponuj�c� ilo�� kukurydzy (i to ju� po tym, gdy ludzie przejechali przez nie swymi maszynami). Masklin co prawda wola�by, �eby sami co� uprawiali, ale wychodzi�o, �e nie maj� talentu do upraw na skalistym pod�o�u. Natomiast mieli co je��, a to by�o najwa�niejsze. 
Poza tym wszyscy zaczynali si� zadomawia�. 
Masklin rad nierad wr�ci� do swojego zag��bienia pod jednym z opuszczonych barak�w i po namy�le wyj�� z dziury w �cianie Rzecz. Nie �wieci�o si� na niej �adne �wiate�ko - dop�ki nie znalaz�a si� w pobli�u przewod�w elektrycznych, dop�ty nie mog�a �wieci� czy m�wi�, wyja�ni�a mu to w Sklepie do�� dok�adnie. Pr�d w kamienio�omie by� - Dorcas znalaz� go, poci�gn�� przewody i mieli �wiat�o, ale Masklin nie zani�s� tam Rzeczy. Czarny sze�cian mia� bowiem zwyczaj m�wi� w spos�b, kt�ry koniec ko�c�w zawsze go denerwowa�. 
Zreszt�, nawet pozbawiony przez jaki� czas elektryczno�ci, m�g� s�ucha�. Tego Masklin by� pewien. 
- Stary Torrit zmar� w zesz�ym tygodniu - powiedzia� po chwili. - Troch� nam by�o smutno, ale by� przecie� bardzo stary. No i po prostu umar�... To znaczy nic go najpierw nie zjad�o ani nie przejecha�o, i w og�le n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin