Wędrowałam z zombie - I Walked with a Zombie - Spacer z zombi -1943.txt

(40 KB) Pobierz
00:00:08:"I Walked With A Zombie"
00:00:23:T�umaczenie, napisy i synchronizacja:|gregdm
00:00:49:Sz�am z zombi.
00:00:53:Dziwnie to brzmi.|Gdyby kto� powiedzia� mi to rok temu,
00:00:57:nie jestem pewna,|ale chyba nie wiedzia�abym czym jest zombi.
00:01:01:Mog�am mie� wra�enie,|�e to co� dziwnego i przera�aj�cego,
00:01:06:a mo�e nawet troszeczk� zabawnego.
00:01:08:A wszystko zacz�o si� tak zwyczajnie...
00:01:10:- Niezam�na?|- Tak.
00:01:13:- Gdzie by�a pani szkolona?|- W "Memorial Hospital". Tu w Ottawie.
00:01:18:Ostatnie pytanie jest do�� nietypowe,|panno Connell.
00:01:21:Naprawd� nie wiem jak mam zacz��.
00:01:24:Czy wierzy pani w czarn� magi�?
00:01:27:C�...
00:01:29:nie uczyli nas tego w "Memorial Hospital",
00:01:31:ale mam pewne podejrzenia co do dyrektorki.
00:01:34:Teraz co do p�acy.|Jest ca�kiem dobra, 200 dolar�w na miesi�c.
00:01:37:To dobrze.|Ale chcia�abym dowiedzie� si� czego� wi�cej.
00:01:41:Obawiam si�, �e nie mog� wiele powiedzie�.
00:01:43:Tylko tyle, �e pacjentk� jest �ona pana Paula Hollanda,|z kt�rym prowadzimy powa�ne interesy.
00:01:47:Ach, to oznacza kolejn� rozmow�.
00:01:49:Nie, ta jest ostatnia.|Widzi pani, Paul Holland jest plantatorem cukru.
00:01:53:Mieszka w Saint-Sebastian na Antylach.
00:01:56:To nie takie z�e.|Siedzie� pod palm�,
00:02:00:za�ywa� k�pieli morskiej lub s�onecznej.
00:02:05:Palmy...
00:02:21:Tak wygl�da�o zaledwie na kilka dni|przed poznaniem pana Hollanda,
00:02:24:gdy weszli�my na pok�ad statku do Saint-Sebastian.
00:02:27:Wszystko by�o tak, jak sobie wyobra�a�am.
00:02:29:Spojrza�am na wielkie, jarz�ce si� gwiazdy.
00:02:32:Poczu�am ciep�y wiatr na policzkach.
00:02:35:Wdycha�am g��boko powietrze|i ka�da cz�stka mnie zdawa�a si� m�wi�:
00:02:40:Jak pi�knie!
00:02:41:Nie jest pi�knie.
00:02:45:Czyta pan z moich ust, panie Holland.
00:02:47:To proste czyta� z ust nowo przyby�ej osoby.
00:02:50:Wszystko wydaje si� pi�kne, bo jest niezrozumia�e.
00:02:53:Te lataj�ce ryby.|Nie skacz� tak dla przyjemno�ci.
00:02:56:Skacz� ze strachu.
00:02:58:Chc� je zje�� wi�ksze ryby.
00:03:01:Ta l�ni�ca woda. Bierze sw�j po�ysk|z milion�w male�kich martwych �yj�tek.
00:03:06:To blask gnicia.
00:03:11:Nie ma tu pi�kna.|Tylko �mier� i rozk�ad.
00:03:14:Nie mo�e pan w to naprawd� wierzy�.
00:03:18:Wszystko co dobre - umiera tu.
00:03:20:Nawet gwiazdy...
00:03:30:Dziwne by�o to jego wtargni�cie w moje my�li.
00:03:34:I te okrucie�stwo i brutalno�� w jego g�osie.
00:03:37:Jednak�e by�o w nim co�, co mi si� podoba�o.|Co� czystego i szczerego,
00:03:42:lecz zranionego. Dotkliwie zranionego.
00:04:11:Czas up�ywa. Fort Holland ju� nie jest fortem.
00:04:16:Hollandowie to najstarsza rodzina, panienko.
00:04:19:Sprowadzili kolorowych na wysp�.
00:04:21:Kolorowych i Ti-Misery'ego.
00:04:24:- Ti-Misery? A c� to?|- Cz�owiek, panienko.
00:04:27:Stary cz�owiek mieszkaj�cy w ogrodzie Fortu Holland.
00:04:30:Z utkwionymi strza�ami i przygn�biaj�cym|smutkiem na swojej czarnej twarzy.
00:04:34:�yje?
00:04:36:Nie, panienko.|Jest wci�� tym samym, czym by� na pocz�tku.
00:04:39:Na dziobie ogromnej �odzi.
00:04:41:- Ma pan na my�li rze�b�?|- Skoro pani tak m�wi.
00:04:44:I olbrzymia ��d� przywioz�a naszych praojc�w
00:04:47:i pramatki wszystkich nas,
00:04:50:skutych na dnie �odzi.
00:04:53:Przywie�li was do pi�knego miejsca, nieprawda�?
00:04:56:Skoro panienka tak m�wi.
00:05:12:Fort Holland.
00:05:14:Od strony bramy wygl�da jak ze sn�w.
00:05:17:Ogr�d �yje w�asnym �yciem.
00:05:19:Zamierza�am pozna� ka�dy zak�tek tego wielkiego domu.
00:05:23:Pokocha� albo znienawidzie�,|zale�nie od tego, co si� w nim wydarzy�o.
00:05:26:W tym w�a�nie domu us�ysza�am przedziwne wyznanie.
00:05:29:Wyznanie, kt�re jedynie szale�stwo wymusi�o
00:05:32:z ust zdrowego cz�owieka.
00:05:34:A jednak to by�o w tym samym pokoju ze �wiecami,
00:05:37:w kt�rym dokona�am odkrycia swojej mi�o�ci.
00:05:40:Zazna�am szcz�cia g��boko w sercu.
00:05:43:M�j pok�j.
00:05:45:Wci�� pami�tam m�j zachwyt.|Rozpakowywanie, przygotowywanie si� do obiadu.
00:05:49:Jednak ca�y czas zastanawia�am si�|nad spokojem panuj�cym w Forcie Holland.
00:05:53:Nie widzia�am przecie� nikogo|ani w alejkach ogrodowych, ani w pokojach.
00:06:05:Panno Conell? Podano obiad.
00:06:07:Dzi�kuj�.
00:06:19:Panna Conell? Jestem Wesley Rand.
00:06:22:Paul chcia�, abym si� pani przedstawi�.
00:06:25:Wygl�da na to, �e b�dziemy je�� sami, panno Connell.
00:06:27:Ale i tak przedstawi� pani moj� rodzin�.
00:06:29:Na g��wnym krze�le siedzi gospodarz,|m�j przyrodni brat Paul Holland.
00:06:33:- Ale pani ju� go spotka�a?|- Tak, na statku.
00:06:38:To krzes�o w rogu jest w�a�no�ci� pani Rand,
00:06:40:naszej matki;|zbyt dobrej dla ka�dego z nas.
00:06:43:Jest na tyle roztropna, by nie mieszka� z nami.|Woli wiejskie ambulatorium.
00:06:47:- Ach, jest lekarzem?|- Nie. Po prostu prowadzi je.
00:06:50:Mimo, �e robi wszystkie inne rzeczy.|Niesamowita kobieta. Spodoba ci si�.
00:06:53:Ju� j� lubi�.
00:06:55:To moje krzes�o.
00:06:56:A to - panny Connell, kt�ra jest �liczna.
00:06:58:Dzi�kuj�.
00:07:00:A tam kto siedzi?
00:07:02:�ona mojego brata.
00:07:05:Tu si�d�, tam nie jest wygodnie.
00:07:07:Sprawia, �e czuj� si� nieco na uboczu.
00:07:13:Jest pan Amerykaninem?
00:07:15:Chodzi�em do szko�y w Buffalo.|Paul - do szko�y w Anglii.
00:07:18:Tak, zastanawia�am si�|nad waszymi odmiennymi akcentami.
00:07:20:Wci�� jednak dziwi� mnie inne nazwiska:|Rand i Holland.
00:07:24:Jeste�my przyrodnimi bra�mi.|Paul jest pierwszym synem naszej matki,
00:07:27:kt�ra po �mierci jego ojca, po�lubi�a mojego ojca,|doktora Randa, misjonarza.
00:07:39:B�bny d�ungli. Tajemnicze. Niesamowite.
00:07:45:To b�bny naszej plantacji.
00:07:47:Taki fabryczny gwizdek w Saint-Sebastian.|Konkretnie, oznacza to,
00:07:50:�e syrop jest gotowy do rozlania.
00:07:52:Obawiam si�, �e musz� pani� opu�ci�.
00:07:54:Oczywi�cie.|Mi�o z pana strony, �e sp�dzi� pan ze mn� tyle czasu.
00:07:57:Prosz� si� nie obawia�. Nie mog�em tego przepu�ci�.|Jedynym interesuj�cym cz�owiekiem jest tu w�a�ciciel.
00:08:01:- Pan Holland?|- Tak, niew�tpliwe Paul.
00:08:03:On ma plantacj�, ale za to ja,|jak musia�a pani zauwa�y�, mam wdzi�k.
00:08:07:Och, czy ja wiem? Rozmawia� ze mn� wczoraj na statku i|bardzo go polubi�am.
00:08:10:Tak, ca�y nasz Paul.
00:08:13:Silny, cichy i bardzo powa�ny.
00:08:16:Charakter i�cie hrabiowski.|Mo�e powinienem to kultywowa�.
00:08:21:Mo�e powinien pan i�� do przetw�rni.
00:08:23:Poczeka.
00:08:31:W�a�nie szed�em do przetw�rni.
00:08:34:- Dobranoc, panno Connell.|- Dobranoc.
00:08:37:- Czy s�u��cy zapewniaj� pani wygod�?|- Tak, dzi�kuj�.
00:08:41:Wygl�da bardzo smacznie, Clemencie.|Wezm� to dla pani Holland.
00:08:44:Mo�e ja mog�abym to zanie��?
00:08:45:Nie, dzi�kuj�.|Dopiero jutro zacznie pani prac�.
00:11:24:Pani Holland...
00:11:32:Pani Holland?
00:11:44:Pani Holland!
00:11:57:Nie chcia�am pani obudzi�, pani Holland.
00:12:26:Jessica!
00:12:33:Zabierz pani� Holland do jej pokoju, Almo.
00:12:36:Prosz�, pani Jessico.|Prosz� i�� z Alm�.
00:12:39:S�ysza�am czyj� p�acz.|Kobiety.
00:12:41:P�acz kobiety?|Tu nikt nie p�aka�.
00:12:45:Panie Paul?
00:12:46:Tak, by�o s�ycha� p�acz.|To Alma p�aka�a.
00:12:49:Jej siostra urodzi�a.
00:12:51:Dzi�kuj�, Clemencie.
00:13:13:Clement, zostan� z pani� Jessic�,|na wypadek gdyby ta piel�gniarka zn�w si� w��czy�a.
00:13:17:Nie p�acz wi�cej.|To straszy pann� Betsy.
00:13:20:C�, mi nie pasuje jej wa��sanie si� po wie�y.
00:13:23:Ciiii...
00:13:27:Dlaczego pokoj�wka p�aka�a?
00:13:29:Nie jestem pewien, czy uda mi si� pani to wyt�umaczy�.
00:13:31:Czy wie pani co to jest?
00:13:33:Symbol Saint-Sebastian.
00:13:36:Tak, lecz pierwotnie by� to galion|na statku niewolniczym.
00:13:39:To stamt�d pochodz� ci ludzie.
00:13:40:Z niedoli i b�lu niewolnictwa,
00:13:43:kt�re od pokole� by�o ci�arem ich �ycia.
00:13:45:To dlatego p�acz� przy czyim� porodzie|i wesel� si� podczas pogrzebu.
00:13:53:M�wi�em pani, panno Connell,|to przygn�biaj�ce miejsce.
00:14:15:Dzie� dobry, panienko.
00:14:17:Dzi�kuj�, �e mnie obudzi�a�.
00:14:19:Nie chcia�am pani wyrwa� ze snu,|dlatego dotkn�am jak najdalej od serca.
00:14:26:Och, niech panienka nie wstaje.
00:14:27:Przynios�am panience �niadanie.|Tak jak to robi� pani Jessice.
00:14:31:Ale� ja jestem piel�gniark� pani Jessici.|Nie musisz tego dla mnie robi�.
00:14:34:Wiem, panienko. Ale chc�.
00:14:36:Lubi� opiekowac si� pani� Jessic�|i chcia�abym opiekowa� si� panienk�.
00:14:39:Prosz� wygodni� usi���, a ja upewni� si�,|czy ma pani wygodnie.
00:14:42:Dzi�kuj�.
00:14:44:Pani Jessica zwyk�a mawia�, �e to jedyny spos�b,|by postawi� dam� na nogi.
00:14:49:W ��ku, z koronkow� poduszk� pod g�ow�.
00:14:53:Gdyby mog�a j� pani widzie�, panno Connell...|Wygl�da�a tak pi�knie.
00:14:57:Musia�a by� przepi�kna.|Co jej si� sta�o, Almo?
00:15:01:By�a bardzo chora i postrada�a zmys�y, panienko.
00:15:06:No, zobaczymy, czy nie wr�cimy jej zdrowia, Almo.|Ty i ja.
00:15:09:Staram si� jak najlepiej.
00:15:10:Codziennie ubieram j� jak najpi�kniej,|jak gdyby by�a zdrowa.
00:15:14:To jak ubieranie ogromnej lalki.
00:15:18:Co to?
00:15:20:Nazywam to "pampuch",|ale pani Jessica m�wi na to "brioche".
00:15:23:Tego �niadania jest strasznie du�o.|Nie wiem, czy dam rad� po nim wsta�.
00:15:29:Wyrazi�em si� jasno w swoim li�cie do firmy.
00:15:31:To nie stanowisko dla strachliwej dziewczyny.
00:15:33:Nie jestem strachliw� dziewczyn�.
00:15:35:Ci�ko w to uwierzy� po wczorajszej nocy.
00:15:37:Je�li by�abym boja�liwa tak jak pan s�dzi panie Holland,|przede wszystkim nie wesz�abym na wie��.
00:15:43:A c� jest takiego przera�aj�cego w wie�y, panno Connell?
00:15:46:W�a�ciwie nic, ale...
00:15:48:musi pan przyzna�, �e to niesamowite miejsce.|Takie mroczne.
00:15:51:Niew�tpliwie piel�gniarki nie boj� si� ciemno�ci.
00:15:53:Oczywi�cie, �e nie.
00:15:56:Chocia� jako dziecko ba�am si� ciemno�ci...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin