SERYJNI MORDERCY--POLACY.pdf

(259 KB) Pobierz
ZDZISŁAW MARCHWICKI -
WAMPIR ZAGŁĘBIA
Ojciec Zdzisława Marchwickiego, Józef, miał pięć żon i czworo dzieci. Z
pierwszą żoną: Halinę, Zdzisława i Jana. Po trzecim porodzie pierwsza żona
umarła. Najmłodszego syna, niemowlaka Jana, na wychowanie wzięła
dalsza rodzina. Józef Marchwicki ożenił się po raz drugi. Z drugiego
małżeństwa urodził się syn Henryk. Potem jeszcze Józef miał trzy kolejne
żony. Halina, Zdzisław i Henryk chowali się w domu, w którym trudno było
znaleźć wzór, jak należy żyć.
Jan w okresie okupacji został oddany do sierocińca, skąd wziął go na
wychowanie ksiądz. Zapewne z tego powodu znalazł się najpierw w
Niższym Seminarium Duchownym w Poznaniu, a następnie w Wyższym
Seminarium Duchownym w Krakowie - usunięto go jednak stamtąd.
Wówczas zdobył średnie wykształcenie świeckie, pracował jakiś czas jako
nauczyciel, następnie został zatrudniony na stanowisku administracyjnym
w Uniwersytecie Śląskim. Był homoseksualistą - w trakcie śledztwa okazało
się, że brał udział w licznych przestępstwach (na wiosnę i w lecie 1974 roku
został skazany w kilku odrębnych procesach). Do początku lat
sześćdziesiątych Jan nie utrzymywał bliższych kontaktów z rodziną. W
rodzinie, w Dąbrowie, mówiono o nim z nutką podziwu i lekkim
uśmieszkiem jednocześnie: "profesorek", "biskup", "bożek". Jan urodził
się w 1929 roku.
Halina, urodzona w 1924 roku, także odegrała, jak się później okazało,
pewną rolę w przestępstwie ciągłym. Otrzymywała drobne przedmioty, jakie
jej brat (Zdzisław) zabierał ofiarom.
Henryk, najmłodszy, przyrodni brat, urodzony w 1930 roku, był dwa razy
żonaty (jego pierwsza żona, Maria, była później żoną Zdzisława), z drugą
rozwiódł się przebywając w areszcie śledczym w związku ze sprawą
"zagłębiowskiego wampira".
Zdzisław Marchwicki urodził się w październiku 1927 roku, miał pięcioro
dzieci. Gdy jego żonaty już z Marią brat Henryk siedział rok w więzieniu za
kradzież - Zdzisław sprowadził się do Marii, i tak już pozostało. W 1956 roku
Henryk rozwiódł się Marią; nawet nie potrzebowała zmieniać nazwiska, aby
połączyć się formalnie ze Zdzisławem. W 1964 roku we wrześniu żona
opuściła go. Wyprowadziła się do innego mężczyzny. Pierwszy raz wampir
zamordował kobietę w listopadzie 1964 roku. Pod koniec 1966 roku
małżonkowie znów się spotykali. Zdzisław prosił Marię, aby wróciła. Zaczęli
ze sobą korespondować. Zachowały się listy z tego okresu. Wiadomo z
nich, że Zdzisław błagał żonę o powrót. Miała ona już dzieci z innym
mężczyzną, z którym się związała; mimo to wróciła do męża w grudniu 1967
roku. To, co działo się miedzy małżonkami, a więc odejście Marii,
późniejsza nadzieja na jej powrót, wreszcie powrót, na krótko zresztą,
ściśle nakłada się na daty morderstw dokonywanych przez wampira. Gdy
Zdzisław miał nadzieję na powrót żony, wampir nie mordował. Gdy Maria
wreszcie do niego wróciła, Zagłębie oddychało spokojem przez równy rok.
Potem jednak odeszła do tamtego mężczyzny, a październiku 1968 roku,
znów na Śląsku znaleziono zamordowaną kobietę.
Zagłębiowski wampir działał 5 lat i 4 miesiące. Przez cały ten okres trwało
żmudne, szalenie trudne śledztwo. Szukano igły w stogu siana. Marchwicki
dokonywał morderstw na terenie o łącznej powierzchni 590 km 2 ,
zamieszkałym przez 725 tys. ludzi.
W Komendzie Wojewódzkiej MO w Katowicach obok mapy Zagłębia z
naniesionymi na nią oznaczeniami miejsc, gdzie znaleziono ofiary
Marchwickiego, wisiał tragiczny wykaz jego ofiar. Przy imieniu i nazwisku
podany był wiek, data i godzina dokonania przestępstwa oraz miejscowość.
Przy 6 spośród 21 nazwisk widniał znak szczególny ( * ) oznaczający, że te
kobiety przeżyły.
1) Anna Mycek. 58 lat - 7.XI.64 (sobota), godz. 19.00 -
Dąbrówka Mała
2) Ewa Pakuła. - 20.I.65 - Czeladź-Piaski
3) Lidia Nowacka. 34 lata - 17.III.65 (środa), godz. 23.00 -
Będzin
4) * Irena Szymańska. 16 lat - 14.V.65 (piątek), godz. 23.30 -
Grodziec
5) Jadwiga Zygmunt. 45 lat - 22.VII.65 (czwartek), godz.
22.20 - Sosnowiec-Środa
6) * Eleonora Gąsiorowska. 38 lat - 26.VII.65 (poniedziałek),
godz. 20.00 - Łagisza
7) * Zofia Wiśniewska. 22 lata - 4.VIII.65 (środa), godz. 6.00 -
Łagisza
8) Maria Błaszczyk. 22 lata - 15.VIII.65 (niedziela), godz.
22.00 - Czeladź-Piaski
9) Genowefa Łebek. 28 lat - 25.VIII.65 (środa), godz. 23.30 -
Będzin
10) Teresa Tosza. 24 lata - 25.X.65 (poniedziałek), godz. 7.00
- Będzin
11) Irena Szurek. 57 lat - 12.XII.65 (niedziela), godz. 20.00 -
Czeladź
12) * Stanisława Samul. 45 lat - 19.II.66 (sobota), godz.
20.00 - Grudków
13) Genowefa Bijak. 36 lat - 11.V.66 (środa), godz. 6.30 -
Łagisza-Niepiekło
14) Maria Gomółka. 55 lat - 15.VI.66 (środa), godz. 21.00 -
Zagórze
15) * Julia Kozierska. 30 lat - 15.VI.66 (środa), godz. 22.40 -
Będzin
16) Jolanta Gierek. 18 lat - 22.X.66 (wtorek), godz. 7.45 -
Będzin
17) Zofia Kawka. 40 lat - 15.VI.67 (czwartek), godz. 20.50 -
Grodziec
18) Zofia Garbacz. 27 lat - 3.X.67 (wtorek), godz. 19.00 -
Wojtkowice
19) Jadwiga Sąsiek. 35 lat - 3.X.68 (czwartek), godz. 11.00 -
Cieśle-Maczki
20) * Irena W. 34 lata - 30.VIII.69 (sobota), godz. 21.30 -
Katowice
21) Jadwiga Kucia. 45 lat - 4.III.70 (środa), godz. 18.55 -
Siemianowice
Ofiary wampira miały od 16 do 58 lat. W jednym dniu (15.VI.1966) dokonał
dwóch napadów na kobiety, z których jeden skończył się śmiercią ofiary.
Dwukrotnie zamordował dokładnie w rocznicę poprzedniego mordu (15.VI.
66 i 15.VI.67 oraz 3.X.67 i 3.X.68).
Często atakował kobiety wracające z drugiej zmiany, późnym wieczorem.
Znajdowano przy nich torby wypełnione drobnymi zakupami, jedna z ofiar
niosła garnki. Śpieszyły się do domów. Szły na skróty, przez odludne
tereny. Kilka razy zdarzyło się, że gdy napadł na ofiarę spłoszyli go idący
ludzie - dlatego niektóre ofiary przeżyły. Uderzał z tyłu. Atakował nagle. Z
tych które przeżyły, tylko dwie miały obiektywne warunki, żeby go
rozpoznać. I rozpoznały go przy konfrontacji.
Gdy znaleziono pierwszą ofiarę, organa ścigania zaczęły badać sprawę jak
każdą inną. Nawet posądzono męża Anny M., uznano go za podejrzanego o
morderstwo żony. Siedział trzy miesiące - wypuszczono go.
Potem została zamordowana Lidia N. W podobny sposób. W niedługim
czasie po jej śmierci usiłowano zamordować takim samym uderzeniem
Irenę S., a potem w Sosnowcu znaleziono Jadwigę Z. Znów podobna
metoda działania, podobne obrażenia - mord na tle seksualnym. W
ostatnim przypadku podejrzewano przez jakiś czas przyjaciela ofiary. Ale
nie mógł być sprawcą - miał niezbite alibi.
Następnego dnia po morderstwie dokonanym 22 lipca 1965 roku
skojarzono w Komendzie Wojewódzkiej i w prokuraturze te trzy jednakowe
morderstwa i czwarte usiłowanie. Podsumowano wszystko co było
wiadome w tych sprawach - na ludzi biorących udział w owej naradzie padł
blady strach. Nie ulegało wątpliwości, że wszystkie napaści były dziełem
jednego człowieka - mordercy kobiet na tle seksualnym, wampira, który
zaczął grasować w Zagłębiu i co kilkadziesiąt dni atakował nową ofiarę.
Sprawca działał w odludnych miejscach, natychmiast wsiąkał w tłum,
milicyjne psy gubiły ślad na ruchliwych drogach, wszelkie normalnie
stosowane metody wykrywania zabójstw zawodziły. Potem napisano:
"Stopień komplikacji wykrywczych był olbrzymi".
Sprawca zadawał ciosy w skroniowo-poltyliczną część głowy. Motyw
zbrodni był zawsze taki sam - seksualny. Narzędzia zbrodni nigdzie nie
znaleziono, śladów nie udało się odkryć. Wampir działał na otwartym
terenie. Potem odciągał ofiary w ukryte miejsca. Były to wypadki z różnych
pór roku. Deszcz zacierał ślady. Wszystkie ofiary zostały znalezione
dopiero po kilku lub kilkunastu godzinach (najwcześniej po 2, najpóźniej po
30).
Milicja niemal od początku zaangażowała swoje najlepsze siły, wiedzę,
ambicję, zdrowie - i nic. Ludzie, którzy zaczęli zajmować się wampirem
(operacja została nazwana kryptonimem "Anna" - od imienia pierwszej
ofiary), nie spali po nocach, nie mieli czasu zjeść obiadu, przychodzili do
domów późną nocą, wychodzili o świcie.
Drukowano ulotki przestrzegające kobiety przed samotnym chodzeniem po
ustronnych miejscach, mężowie odprowadzali żony do pracy i
przyprowadzali z niej, rodzice nie wypuszczali wieczorem dorosłych córek,
zakłady pracy odwoziły autokarami robotnice do domów.
Do niesłychanie żmudnej pracy zaangażowano ogromne siły. Już nie tylko
milicja z województwa katowickiego, ale i z innych rejonów kraju zajmowała
się operacją "Anna". Wykorzystano całą dostępną w tamtych czasach
wiedzę na temat morderstw seksualnych.
W Wydziale Specjalnym telefon "wampirowski" - 25-555 - działał niemal bez
przerwy. Apelowano do społeczeństwa o zgłaszanie wszelkich
podejrzanych zachowań. Podstawiano funkcjonariuszy "na wabia".
Najpierw mężczyzn przebranych za kobiety, ale ci, choć w damskich
płaszczach i perukach, poruszali się dziwnie, ludzie się za nimi oglądali.
Sprowadzono więc 100 milicjantek z różnych jednostek MO, przeszkolono
je w judo, wyposażono w miniaturowe radiostacje i broń, przebrano w
cywilne ubrania. Dzielnie wychodziły późnymi wieczorami na odludne
ścieżki. Pod chustkami miały specjalne plastikowe pancerze, które
osłaniały tył i lewą część głowy w pobliżu ucha, bo wiadomo było, że w tą
okolicę wampir zadawał pierwszy cios.
Podczas śledztwa Marchwicki powiedział: "Myślicie, że ich nie
zauważyłem? Że nie spostrzegłem, że mi podstawiacie babki? Szły tak
jakoś dziwnie, jakby im na tym nie zależało, gdzie dojdą. Rozglądały się. A
kobieta, jak wraca z roboty, to głowę pochyli do przodu i śpieszy się do
domu".
Tymczasem do komendy milicji napływały tysiące listów. Trzeba je było
sprawdzać. Każdą informację telefoniczną czy listowną badano z całą
starannością. To zaprzątało czas i angażowało ogromną liczbę ludzi. Ale
nie zaniedbywano niczego. Były setki fałszywych alarmów, były i kawały,
choć naprawdę nie było się z czego śmiać. Skrzętnie zbierano każdy
najdrobniejszy szczegół, który mógłby się okazać przydatny.
Poza tym każde morderstwo kobiety należało badać w dwóch
płaszczyznach: w płaszczyźnie normalnego morderstwa, które mogło być
upozorowane na działanie wampira (odkryto 6 takich pozorowanych
morderstw), i w tej drugiej płaszczyźnie, określonej kryptonimem "Anna".
Odwołano się do pomocy najwybitniejszych seksuologów, psychologów,
psychiatrów, specjalistów z dziedziny kryminologii. 40 naukowców
współpracowało z organami ścigania, nabywając nową wiedzę. Stworzono
specjalny system organizacyjny, który pozwalał trwać w stałym pogotowiu
setkom ludzi.
Alarm trwał. A mimo to nie udało się uniknąć następnych ofiar. Od chwili,
kiedy milicja zdała sobie sprawę, że ma do czynienia z seryjnym mordercą,
do końca 1965 r. i w roku 1966 zaatakował 12 kobiet, z czego tylko 4 wyszły
z życiem.
Ani na moment nie ustawała praca śledcza akcji "Anna". Setki ludzi
skwapliwie wyławiało informacje, które analizowano, poddawano ocenie
ekspertów. Zbierano także dane osobowe o tysiącach mężczyzn. W
pewnym momencie w kręgu podejrzanych znalazło się ich sto tysięcy.
Po dokładne analizie miejsc dokonania zbrodni stwierdzono, że musi to być
ktoś, kto mieszka w Będzinie lub Dąbrowie Górniczej, bo tam było
epicentrum. Funkcjonariusze służby operacyjnej MO chodzili "po kolędzie"
od domu do domu. Spisywali mężczyzn. Pytali o wszystko.
Sporządzono specjalne perforowane kartoteki, a w nich fiszki z
nazwiskami. "Prześwietlano" najrozmaitsze grupy ludzi i środowiska. Pod
baczną obserwacją znajdowali się właściwie wszyscy mężczyźni
zamieszkali na tym terenie.
Gdy żadne z działań nie doprowadziło do celu, a wszelkie metody
wypróbowane w podobnych przypadkach na świecie, przeszczepione na
nasz grunt, zawiodły - postanowiono wykonać gigantyczną pracę.
W czerwcu 1970 roku powstała kolejna problemowa analiza całokształtu
materiału działań. Była to ostatnia z kilkudziesięciu dokonanych analiz i
planów. W dokumencie tym przyjęto za ustalone pewne fakty i
podporządkowano im dalsze działania. Ustalono, że sprawca musi
odpowiadać określonym cechom fizycznym i psychicznym i że jego
miejscem zamieszkania lub trwałego związku jest Dąbrowa Górnicza.
Autorami tej analizy byli: naczelnik Wydziału Specjalnego Komendy
Wojewódzkiej MO w Katowicach, ppłk Jerzy Gruba oraz naczelnik wydziału
zabójstw Komendy Głównej MO, płk Józef Muniak. Na jej powstanie złożył
się ogrom prac oficerów operacyjnych. opierając się na tym, co zdołano na
pewno ustalić, sporządzono wykaz cech osobowych, fizycznych i
psychicznych, jakie powinien posiadać zagłębiowski wampir. Cech tych
było 485. Wiadomo było na pewno, że wampir nie mógł mieć w roku 1964,
na początku swej zbrodniczej działalności, mniej niż 25 lat, że miał do 170
cm wzrostu, ciemne, falowane włosy, musiał być sprawny fizycznie, mieć
taki wzrok, aby móc chodzić bez okularów, pracować w systemie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin