Wiem, co kupuję: lampa błyskowa
Zewnętrzne lampy błyskowe występują w dużej liczbie odmian - od najprostszych, które możemy jedynie włączyć po prawdziwe kombajny oświetleniowe. W tej sytuacji wybór nie jest prostą sprawą, dlatego opracowaliśmy krótki przewodnik po stosowanych technologiach i rozwiązaniach.
Chociaż większość aparatów fotograficznych, zarówno kompaktowych jak i lustrzanek, wyposażona jest we wbudowaną lampę błyskową, na rynku dostępnych jest mnóstwo zewnętrznych lamp błyskowych. Ich podstawową zaletą (w porównaniu do lamp wbudowanych) jest większa siła błysku, co pozwala wykonywać zdjęcia z większej odległości. Na tym jednak nie koniec. Zewnętrzne lampy błyskowe mają często wiele funkcji niedostępnych dla lamp wbudowanych, które pozwalają za ich pomocą uzyskać wiele ciekawych efektów fotograficznych, z których najważniejszym jest: zdjęcie wyglądające jak wykonane bez użycia lampy. Tak, to nie pomyłka. Zdjęcia wykonane przy użyciu wbudowanych aparat "świecidełek" mają rozpoznawalny na pierwszy rzut oka "płaski" charakter. To właśnie chęć jego uniknięcia jest najważniejszą przyczyną istnienia zewnętrznych lamp błyskowych, podobnie jak większości rozwiązań konstrukcyjnych w nich spotykanych. Przy okazji odsunięcie lampy od osi optycznej obiektywu w ogromnym stopniu redukuje występowanie efektu czerwonych oczu.
Nawet do aparatu kompaktowego warto podłączyć zewnętrzną lampę błyskową, jeśli tylko dysponuje on odpowiednimi sankami.
Jednak kupno zewnętrznej lampy błyskowej nie jest proste. Poszczególne modele bardzo różnią się pomiędzy sobą zestawem funkcji i ceną, nie każda też lampa nadaje się do każdego aparatu. Dlatego też publikujemy krótki przewodnik, który pomoże Wam nabyć to jakże przydatne urządzenie. Jak silna jest lampa błyskowa, czyli liczba przewodnia. Można się spotkać z opinią (nie pozbawioną podstaw), iż nie istnieje zbyt mocna lampa błyskowa. Jest w tym sporo racji. Im silniejsza jest lampa którą dysponujemy, tym większe mamy możliwości kreatywnego użycia jej światła. Jak jednak ocenić siłę błysku lampy? Dla wszystkich przenośnych lamp błyskowych ich producenci podają parametr zwany liczbą przewodnią (guide number, dawniej używano też terminu liczba szacunkowa). Ten groźnie brzmiący termin określa po prostu, z jakiej maksymalnie odległości (w metrach) ustawiona "na wprost" lampa naświetli nam poprawnie obiekt zdjęcia przy czułości filmu/matrycy 100 ISO i otworze względnym obiektywu f/1. Ponieważ w krajach anglosaskich miarą odległości jest stopa, w danych technicznych aparatu liczba przewodnia podawana jest zwykle w obu tych jednostkach (np. 38/125). Jest to bardzo wygodny sposób podawania mocy lampy błyskowej: ta o liczbie przewodniej 40 m ma dwukrotnie większy zasięg, niż ta o liczbie przewodniej 20. Proste, prawda?
Niestety, tylko na pozór. To, czy światło lampy błyskowej będzie wystarczające do poprawnego naświetlenia zdjęcia zależy od tego, jaka jest czułość błony światłoczułej lub matrycy. Zwyczajowo liczbę przewodnią podaje się dla czułości 100ISO, jednak bywają wyjątki, np. lampy wbudowane w aparat. Wówczas liczba przewodnia podawana jest dla minimalnej czułości matrycy (np. 200 ISO). To jednak może być źródłem nieporozumień, gdyż pozornie podnosi moc lampy. Dlatego przy wszelkich porównaniach należy zwracać uwagę, dla jakiej czułości podawana jest liczba przewodnia. Dlatego w zasobach Sieci liczba przewodnia ma często postać np. 56m@100ISO, gdzie przed @ podana jest odległość, a po czułość.
Moc lampy wyrażoną w postaci liczby przewodniej dla różnych czułości można ze sobą oczywiście porównać, wystarczy ją sprowadzić do wspólnego mianownika, czyli czułości. Należy przy tym pamiętać, że siła światła spada proporcjonalnie do kwadratu odległości, więc podniesienie czułości ze 100 ISO do 200 ISO oznacza wzrost maksymalnego zasięgu lampy o 1,4 (w przybliżeniu pierwiastek kwadratowy z dwóch). A zatem 20m@100ISO = 28m@200ISO.
Na tym jednaknie koniec pułapek związanych z liczbą przewodnią podawaną w ulotkach lamp błyskowych. Większość lamp błyskowych ma dziś regulowany kąt rozsyłu światła, tak by w zależności od ogniskowej obiektywu optymalnie można było wykorzystać błysk lampy. Jednak od kąta rozsyłu światła zależy zasięg lampy – a zatem jej liczba przewodnia. Niestety, nie ma ustalonej ogniskowej, dla której należałoby ją podawać. Jedni czynią to dla 35 mm, inni dla 50 mm, jeszcze inni zaś dla minimalnego kąta rozsyłu (maksymalnej ogniskowej), np. 70 mm. Niestety, tu nie da się wyprowadzić prostej formuły przeliczenia, gdyż nie ma pewności, iż przy zmianie ogniskowej z 35 mm na 70 mm kąt rozsyłu światła lampy zmienia się dokładnie dwukrotnie (zazwyczaj nie). Dlatego, jeśli chcemy porównać moc różnych lamp, należy posłużyć się tabelką zamieszczona w instrukcji przez producenta (o ile takową publikuje – nie jest to bynajmniej regułą). Poniżej zamieszczamy przykładową tabelę dla lampy Sigma EF-530 DG SUPER.
Podnieś głowę! Moc lampy, choć jest jej najbardziej oczywistym parametrem, nie określa bynajmniej bezpośrednio jej użyteczności. Inaczej mówiąc, najmocniejsza lampa niekoniecznie jest lampą najlepszą. Jak już wspomnieliśmy, skierowanie światła lampy na sufit lub białą ścianę zdecydowanie poprawia estetykę zdjęcia. Jednak by skorzystać z tej sztuczki, musimy dysponować lampą, w której możemy zmieniać położenie głowicy zawierającej palnik (źródło światła). Niestety, najtańsze lampki nie mają tej cechy w ogóle. Jest to najważniejszy powód dla którego powinniśmy ich unikać, nawet jeśli charakteryzują się dużą liczbą przewodnią – taka konstrukcja zmniejsza przydatność lampy do minimum. Do niedawna spotkać można było też lampy, w których głowicę można było obracać jedynie w pionie. Przydatność takiego rozwiązania jest dyskusyjna – ogranicza nas ono do kadrów poziomych, gdyż rzadko możemy liczyć na wystarczająco bliskie „towarzystwo” białej ściany.
Zaawansowane modele lamp błyskowych wyposażone są w głowice o dużej swobodzie ruchu.
Te lampy, które są godne polecenia, mają położenie głowicy regulowane w obu osiach: w pionie i w poziomie. Dzięki temu, niezależnie od pozycji aparatu, możemy palnik lampy skierować w stronę najbliższej białej płaszczyzny.
Poszczególne modele lamp różnią się zakresem, w jakim można regulować położenie głowicy. Prostsze modele ograniczone są do zakresu 90º w pionie oraz 180º w poziomie (90º w prawo i w lewo). Te lepsze mają większy zakres ruchu głowicy (nawet do 360º). Możliwość odwrócenia głowicy „do tyłu” (o 180º) pozwala skierować palnik lampy na sufit gdy fotografujemy z obiektywem skierowanym w dół. Z kolei możliwość skierowania głowicy bezpośrednio „w dół” przydaje się, gdy chcemy doświetlić obiekt znajdujący się blisko obiektywu – np. w makrofotografii.
Niekiedy samo podniesienie palnika do góry nie daje zadowalających efektów. Wówczas przydać się może wyposażenie lampy w dodatkowy palnik, świecący zawsze na wprost. Jego zadaniem jest rozjaśnianie cieni powstających wskutek oświetlenia bocznego lub górnego. W produkcji takich fleszy specjalizuje się niezależny niemiecki producent, firma Metz.
Wiele lamp produkowanych przez firmę Metz zaopatrzonych jest w drugi niewielki palnik.
Jak silna lampa błyskowa jest mi potrzebna? No dobrze, wiemy już, jak (przynajmniej z grubsza) ocenić moc lamp błyskowych dostępnych na rynku. Ale jaka właściwie moc jest nam potrzebna? Typowe pomieszczenie, jakim będziemy wykonywali zdjęcia, ma maksymalnie 5-6 metrów długości. Nie oznacza to, niestety, że w zupełności wystarczy nam lampa o liczbie przewodniej 6m@100ISO. Jeśli przypomnimy sobie, jak wygląda definicja liczby przewodniej zauważymy, że jest ona określana dla otworu względnego obiektywu równego f/1. Kto z was dysponuje takim „szkłem”? Ja nie. Gotów jestem założyć się, że nikt z naszych czytelników również nie. Najjaśniejsze obiektywy dostępne w handlu mają maksymalny otwór względny równy f/1.2-1.4, jednak są to bardzo drogie zabawki. Popularne „pięćdziesiątki” mają jasność f/1.8, zaś otwór względny amatorskich zoomów kształtuje się na poziomie f/3.5-5.6. Jeśli zatem przypomnimy sobie, jak skonstruowana jest skala przysłon, i jaki ma wpływ na ilość światła docierającego do filmu lub matrycy uświadomimy sobie, iż zasięg lampy wyrażony liczbą przewodnią jest wartością czysto hipotetyczną, a dla przeciętnego fotoamatora zupełnie nieosiągalną.
Jaki zatem realny zasięg ma nasza lampa błyskowa (fikcyjny model o LP = 40m@100ISO? Wydawałoby się, że 40 metrów. Niestety, nie.
Przyjmijmy założenie, że zdjęcia wykonujemy przy przysłonie f/8 (otwór względny najciemniejszego zoomu przymknięty o jeden stopień – jest to jednocześnie optimum ostrości obrazu dla większości szkieł), czułości 100 ISO oraz ustawienia ogniskowej/kąta rozsyłu obrazu dla 35 mm. Wystarczy liczbę przewodnią podzielić przez wartość przysłony (a zatem przez 8). Okazuje się, iż praktyczny zasięg naszej lampy wyniesie nie 40 m, a 5 m. Spora różnica, prawda?
No dobrze, ale realny zasięg 5 m powinien wystarczyć, by dobrze oświetlić grupę osób na końcu 5-6 metrowego pomieszczenia? Niestety, to znów nieprawda. Owszem, wystarczająco, ale nie dobrze. Światło błyskowe ma tę brzydką cechę, że jego źródło (palnik lampy) ma charakter wybitnie punktowy. Wskutek tego skierowane wprost na fotografowane obiekty powoduje spłaszczenie ich rzeźby (np. rysów twarzy), za nimi natomiast pojawiają się brzydkie, wyraźne cienie. Najprostszą metodą uniknięcia tych efektów jest skierowanie lampy w bok i odbicie jej światła od białej płaszczyzny – ściany lub sufitu. Nawet, jeśli pominiemy pochłanianie światła przez ową płaszczyznę (a jest ono znaczne), droga światła od lampy do oświetlanego obiektu znacznie się wydłuży: orientacyjnie od 1,4x do 2 x – i o tyle właśnie skróci nam się efektywny zasięg lampy błyskowej. Zatem lampy błyskowej o LP=40 m (pomijając wcześniejsze zastrzeżenia dotyczące czułości i ogniskowej) możemy swobodnie używać w pomieszczeniu o przekątnej 3-4 m. Niewiele, prawda?
Oczywiście powyższe wyliczenia dokonane zostały przy założeniu, że lampa błyskowa jest jedynym źródłem światła, a czułość filmu/matrycy wynosi 100 ISO. Zwiększenie czułości matrycy, jak już wspomnieliśmy, zwiększa zasięg lampy – o 1,4x na każde 1 EV. Proszę bliżej, proszę dalej Jak już wspomnieliśmy, dzisiejsze lampy błyskowe mają najczęściej regulowany kąt rozsyłu światła. Pozwala to efektywnie wykorzystać błysk emitowany przez palnik, nie marnując go na oświetlanie przestrzeni poza kadrem. W starszych lampach kąt rozsyłu regulowało się ręcznie, przesuwając obudowę głowicy w odpowiednie położenie. Wszystkie nowoczesne konstrukcje mają tę funkcję zmechanizowaną – położenie palnika regulowane jest automatycznie na podstawie informacji o ogniskowej obiektywu przekazywanej przez aparat.
W zależności od klasy flesza, bardzo różny może być zakres tej regulacji. Najprostsze lampki, takie jak SB-400 Nikona, mają stały kąt rozsyłu światła, ustalony dla obiektywu szerokokątnego 28mm. Typowy zakres w amatorskim fleszu to od 24 mm do 80 mm. Profesjonalne lampy często obsługują zakres ogniskowych nawet do 24-105 mm.
Wbudowany w lampę rozpraszacz pozwala fotografować z obiektywami szerokokątnymi.
Co jednak zrobić, jeśli chcemy fotografować z ultraszerokokątnym obiektywem? Rozejrzyjmy się za lampą wyposażoną w dodatkową nakładkę rozpraszającą. Zwykle pozwala ona poszerzyć kąt rozsyłu światła do odpowiadającego ogniskowej 14 mm. Więcej mocy! Lampa błyskowa jest dość prądożernym urządzeniem. By nie eksploatować nadmiernie akumulatorów aparatu, zewnętrzne flesze mają własne zasilanie, zwykle ogniwami typu AA czyli popularnymi paluszkami. Mogą to być zwykłe baterie alkaliczne bądź akumulatorki (NiCd lub Ni-MH) – od ich wydajności zależeć będzie czas ładowania lampy po wykonaniu zdjęcia. Przed zakupem lampy warto zwrócić uwagę na to, iloma ogniwami zasilana jest lampa. Te mniejsze i tańsze często zadowalają się dwoma. Z jednej strony pozwala to zredukować rozmiary i masę lampy, z drugiej jednak poważnie wydłuża czas ładowania flesza. Te lampy, które zasilane są czterema ogniwami, przeważnie ładują się dużo szybciej.
Najpopularniejszym źródłem zasilania zewnętrznych fleszy są ogniwa typu AA - popularne paluszki
Jeśli zatem zależy nam na jak najszybszej gotowości lampy do pracy, szukajmy modeli zasilanych czterema bateriami. Warto jednak przyjrzeć się pozostałym rozwiązaniom usprawniającym zasilanie flesza. Droższe modele lamp zaopatrzone są w gniazdko, pozwalające podłączyć zewnętrzny zasilacz. Może to być urządzenie bateryjne, może też być zasilane z sieci (rzecz przydatna przy pracy w studiu). To, w jakim stopniu zwiększy się prędkość ładowania lampy po podłączeniu zewnętrznego zasilania zależy też od wydajności elektroniki samego flesza, ale czas tej operacji skraca się nierzadko nawet dwukrotnie w porównaniu do zasilania bateryjnego.
Zasobnik na dodatkową baterię pozwala skrócić czas ładowania lampy SB-800 Nikona.
Ciekawe rozwiązanie zwiększające wydajność zasilania zaproponował Nikon w modelu SB-800. Otóż do lampy tej, standardowo zasilanej czterema paluszkami, dołączyć można dodatkowy (dostarczany z lampą) zasobnik na piątą baterię. Jego stosowanie pozwala skrócić czas ładowania do mniej niż 3 sekund. Automatyka lampy By prawidłowo oświetlić przedmiot zdjęcia, trzeba dopasować siłę błysku lampy do kilku czynników: czułości filmu/matrycy, otworu przysłony oraz odległości od fotografowanego obiektu. Niegdyś służyły do tego odpowiednie tabele lub kalkulatory. W późniejszym czasie w lampy błyskowe zaczęto wbudowywać automatykę, oceniającą ekspozycję zdjęcia w trakcie błysku i przerywające go po wyemitowaniu odpowiedniej ilości światła. Automatyka taka, zwana niegdyś powszechnie (acz niezbyt poprawnie) tyrystorową dobrze radzi sobie w typowych sytuacjach, jednak zawodzi, gdy tło zdjęcia jest bardzo jasne lub bardzo ciemne. Nie uwzględnia również zmian przysłony (trzeba ją wprowadzać ręcznie). Korzystając z niej, fotografujemy w trybie manualnym lub priorytetu przysłony. Dziś większość lamp nie dysponuje tym typem automatyki naświetlania, pozostała jedynie w modelach profesjonalnych… i najtańszych fleszach.
Dużo lepszą dokładność zapewniają systemy pomiaru światła błyskowego typu TTL, a więc oceniające ekspozycję zdjęcia na podstawie obrazu docierającego do filmu lub matrycy. Tu jednak konieczne jest zaangażowanie aparatu, gdyż to on dokonuje pomiaru i przekazuje niezbędne informacje lampie. Z tego też powodu skuteczność takiego pomiaru jest w ogromnej mierze uzależniona od samego aparatu. Tryby pracy Poszczególne modele lamp błyskowych mogą się bardzo różnić możliwościami. Te najprostsze oferują jedynie automatykę TTL, oraz manualne sterowanie siłą błysku. Te bardziej zaawansowane udostępniają tryb priorytetu przysłony, priorytetu odległości (lampa ustala moc błysku odpowiednio do podanej przez nas odległości) oraz błysku stroboskopowego. Inną cechą lamp wyższej klasy jest możliwość wykonywania zdjęć przy krótkich czasach synchronizacji, rzędu tysięcznych części sekundy (tzw. tryb HSS, High Speed Synchronizaton).
Jeśli zamierzamy korzystać z manualnego sterowania siła błysku przyjrzyjmy się, z jaką dokładnością możemy ją regulować o raz jaki jest zakres regulacji. Lepsze lampy pozwalają zmniejszyć moc błysku aż do 1/128, nieco tańsze do 1/64, te najprostsze jedynie do 1/32.
Często zestaw oferowanych przez flesz funkcji zależy od możliwości korpusu, do którego jest ona podłączona, czy wręcz rodzaju obiektywu. I tak prosta lampa SB-400 Nikona oferuje tryb manualny jedynie z korpusem D40/D40x (i zapewne D60). U większości producentów najbardziej wyrafinowane odmiany błysku wypełniającego funkcjonują jedynie z obiektywami przekazującymi informację o odległości ostrzenia. Również tryb HSS funkcjonować będzie tylko z przystosowanymi do tego korpusami. Lampa na kurzej stopce Pierwsze elektroniczne lampy błyskowe były urządzeniami dużymi, ciężkimi i mało poręcznymi. Do aparatu przymocowywało się je na specjalnej szynie, zaś połączenie elektryczne niezbędne do wyzwolenia błysku w odpowiednim momencie zapewniało specjalne koncentryczne gniazdko w aparacie (lampę podłączało się do niego odpowiednim kabelkiem). Gniazdko to nosi nazwę PC, jednak nie ma ona nic wspólnego z terminologią komputerową. Nazwa ta wzięła się od migawek Pronto/Compur, w których gniazdo to wykorzystano po raz pierwszy w latach 30 dwudziestego wieku. Niekiedy można również spotkać określenie X-Sync Contact lub ISO 519.
W miarę jak elektroniczne lampy błyskowe stawały się mniejsze i bardziej poręczne zaczęto mocować je w specjalnych sankach umieszczonych na górze aparatu. Chociaż już wcześniej były one wykorzystywane do mocowania lamp błyskowych (ale typu spaleniowego), ich pierwowzorem są sanki służące do mocowania zewnętrznych celowników w aparatach dalmierzowych już od początku XX wieku.
Ponieważ połączenie z aparatem za pomocą przewodu PC bywało zawodne, po pewnym czasie pośrodku metalowej stopki pojawił się izolowany, metalowy kontakt służący elektrycznemu wyzwalaniu lampy, i od tego momentu znana jest pod nazwą gorącej stopki (hot shoe). W latach siedemdziesiątych XX wieku kształt stopki doczekał się standaryzacji, i dziś znana jest jako stopka typu ISO 518. Co ważne, standard ów wykorzystała większość producentów (wyjątkiem jest system Minolta Dynax/Sony Alpha). Jednak rozwój systemów światła błyskowego spowodował iż pojedynczy, centralny kontakt elektryczny przestał wystarczać, dlatego wokół niego pojawiły się dodatkowe, mniejsze. Odpowiadają one za przekazywanie pomiędzy aparatem i lampą informacji związanych z pomiarem TTL.
Stopki lamp należących do różnych systemów (od lewej: Sony, Nikon, Canon) różnią się rozmieszczeniem kontaktów elektrycznych,nawet jeśli mają te same rozmiary (Nikon i Canon).
Tak jak odmienne są systemy pomiaru TTL różnych producentów, tak różni się komunikacja pomiędzy aparatem i lampą. Liczba i rozmieszczenie dodatkowych styków różnią się w zależności od systemu, różna jest też ich funkcja. Wskutek tego, nawet jeśli uda nam się umieścić lampę Nikona w sankach korpusu Canona, będziemy mogli skorzystać jedynie z pomiaru własnego lampy (o ile go oferuje).
Niezależni wytwórcy lamp błyskowych produkują zatem osobne wersje swoich fleszy dostosowane do specyfiki aparatów różnych producentów. Dużą pomysłowością wykazał się tutaj niemiecki Metz, który większość swych lamp serii mecablitz wyposażył w wymienne stopki. Dysponując odpowiednimi adapterami, możemy taką lampę podłączać do aparatów różnych producentów.
Wymienna stopka lampy błyskowej w systemie SCA Metza
Ponieważ umocowanie lampy w stopce ISO "na wcisk" nie jest zbyt pewne, można spotkać kilka rozwiązań blokujących lampę w odpowiednim położeniu. Każde z nich ma swoje wady i zalety. Canon stosuje plastikowe pokrętło dociskowe, które dodatkowo wysuwa blokujący metalowy trzpień, który wsuwa się w otwór w stopce aparatu. Mocuje ono lampę bardzo pewnie, jednak jest mało wygodne i trudno szybko lampę zdjąć lub założyć. Nikon ogranicza się do samego trzpienia wysuwanego dwupołożeniową dźwignią. Rozwiązanie bardzo wygodne i szybkie, jednak lampa ma tendencję do "kolebania" się. Jako że Nikon stosuje stalowe stopki lampy niczym to nie grozi, ale może być przyczyną pewnego dyskomfortu. Własnej konstrukcji stopka stosowana przez Minoltę a obecnie Sony w systemie Alpha ma wysuwany sprężyną zaczep, który automatycznie blokuje lampę po wsunięciu stopki w sanki aparatu. Jest to jednak konstrukcja dość delikatna. Różne warianty tych rozwiązań stosują również pozostali producenci. Lampa to część systemu Czasy, kiedy do dowolnego aparatu podłączaliśmy dowolną lampę dawno minęły. Dziś flesz jest integralną częścią systemu fotograficznego oferowanego przez danego producenta, i to częścią mocno uzależnioną od pozostałych elementów, a więc korpusów i obiektywów.
Kluczowym elementem systemu oświetlenia błyskowego każdego producenta jest system pomiaru ekspozycji. Jest on ulokowany w korpusie aparatu i odpowiada za dobranie parametrów ekspozycji i siły błysku oraz przekazanie tych informacji do lampy. U każdego z producentów system ten funkcjonuje nieco inaczej (nie będziemy tu wnikać który lepiej, a który gorzej), jednak co bardzo istotne – nie są one ze sobą zgodne. Oznacza to, lampa produkcji Nikona nie będzie pracowała w trybie TTL z korpusem Canona – i na odwrót. Zatem lampom dostępnym dla danego systemu fotograficznego warto przyjrzeć się już na etapie wyboru aparatu – później odwrotu nie będzie.
Czy zatem lampa Nikona będzie dla posiadacza korpusu innego producenta zupełnie bezużyteczna? Niekoniecznie. Jeśli ma sprawną własną automatykę błysku, możemy z niej skorzystać, i efekty mogą nas mile zaskoczyć. Jednak korzystanie z niej będzie mało komfortowe, gdyż w razie zmiany wartości przysłony odpowiednie zmiany będziemy musieli wprowadzać ręcznie z panelu kontrolnego lampy, gdyż ta nie "dogada" się z korpusem.
Systemowy mezalians: taka kombinacja lampy i aparatu będzie działać, chociaż stracimy dużą część funkcjonalności flesza.
Niestety, kupując lampę błyskową do aparatu cyfrowego (zwłaszcza lustrzanki) nie wystarczy zadbać, by były tego samego producenta. Gdy opracowano pierwsze lustrzanki cyfrowe okazało się, że stosowane dotychczas systemy pomiaru światła błyskowego zupełnie się nie sprawdzają. Opracowano zatem nowe metody pomiaru. Miały one jednak zasadniczą wadę: nie współpracowały one ze starszymi lampami, zmuszając użytkowników do wymiany lamp na nowe. Najbardziej chyba znanym przykładem jest tu historia systemu błyskowego Nikona. Wprowadzeniu pierwszych cyberluster (D1 i D100) towarzyszył system d-TTL, niezgodny oczywiście ze starszymi fleszami, zatem użytkownikom tych korpusów zaoferowano zmodyfikowane lampy SB-50DX oraz SB-80DX. Jakaż musiała być ich wściekłość, gdy wraz z D70 pojawił się nowy system iTTL, z którym owe lampy zgodne nie były… Chociaż nieprodukowana już lampa SB-50DX przeznaczona byłą dla aparatów cyfrowych, nie współpracuje poprawnie z nowymi lustrzankami. Świetnie za to sprawdzi się z kompaktowymi Coolpixami.
Dlatego też kupując lampę błyskową upewnijmy się, że współpracuje ona z naszym konkretnie modelem aparatu. Sama deklaracja na pudełku "for Canon" lub "for Minolta" tu nie wystarczy. Dotyczy to zwłaszcza lamp starszych lub produkowanych przez niezależnych producentów. Z kabelkiem, bez kabelka Uzyskanie ciekawych efektów wizualnych często wymaga skorzystania z kilku lamp błyskowych – konieczne wówczas jest ich równoczesne wyzwolenie. Bardziej zaawansowane flesze wyposażone są w tym celu w fotocelę reagującą na błysk innej lampy. Jednak przy korzystaniu z aparatów cyfrowych zwykle uruchamiają one lampę zbyt wcześnie, wyzwalane przedbłyskami pomiarowymi lampy podłączonej do aparatu. Taki sposób wyzwalania lamp ma też inną wadę – siłę błysku dla każdej z nich należy ustawić oddzielnie.
Z powyższych powodów producenci lamp opracowali systemy przewodowego wyzwalania zdalnych fleszy. W najprostszym wydaniu jest to kabelek typu PC – identyczny, jakim kiedyś podłączało się lampy błyskowe do aparatu (i w dalszym ciągu podłącza się flesze studyjne). Jednak producenci aparatów oferują również rozwiązania bardziej zaawansowane: przewodowe systemy wyzwalania przenoszące pełne sterowanie TTL. Pozwalają one na pełne wykorzystanie automatyki naświetlania. Jednak pod względem elektrycznym i mechanicznym przystosowane są one do współpracy z lampami konkretnego producenta. Warto zatem zwrócić uwagę, jakie możliwości pod tym względem oferuje nasz system.
Przewód połączeniowy TTL pozwala odsunąć lampę od aparatu przy zachowaniu jej pełnej funkcjonalności.
Korzystanie z kabli połączeniowych może być jednak niewygodne. Z tego też względu opracowano systemy bezprzewodowego wyzwalania lamp błyskowych, jednak znacznie bardziej zaawansowane od zwykłej fotoceli. Do sterowania pracą lamp zdalnych wykorzystywane są przedbłyski emitowane przez lampę podłączoną do aparatu. Dzięki ich odpowiedniej modulacji przenoszą one informacje pomiaru TTL, tak jakby zdalne lampy podłączone były przewodem TTL. Jeśli chcemy skorzystać z tej możliwości upewnijmy się, że jedna z posiadanych przez nas lamp może pracować w trybie sterownika (Master) takiego systemu oświetleniowego. Jest to istotne, gdyż tańsze, prostsze lampy jak SB-600 Nikona czy EX-430 Canona mogą pracować tylko w trybie zdalnym (Slave).
Ciekawe rozwinięcie idei systemu bezprzewodowego zaproponował Nikon. Otóż lampa błyskowa wbudowana w lustrzanki D70 i D80 może zostać wykorzystana jako sterownik, w D200 i D300 wbudowany flesz może być zarówno sterownikiem, jak i źródłem światła. Ostatnio podobne rozwiązanie zaproponował również Olympus w półprofesjonalnym korpusie E-3. Wybieramy lampę Jak widać, kwestii na które należy zwrócić uwagę przy wyborze lampy jest wiele. Od tych najważniejszych zależeć będzie, czy będzie poprawnie współpracować z naszym aparatem. Pod tym względem aparaty kompaktowe są mniej kapryśne – zwykle wystarczy kupić model współpracujący z aparatami danego producenta. Dużo ostrożniejszym należy być kupując lampę, zwłaszcza starszy model, do lustrzanki cyfrowej. Tu należy się upewnić, czy nasz aparat znajduje się na liście modeli współpracujących. W przeciwnym wypadku pozostanie nam liczyć na wbudowaną automatykę lampy, gdyż pomiar TTL nie będzie funkcjonował.
Dobrze trzeba się zastanowić nad funkcjonalnością wybranej lampy. Warto zainwestować w model z głowicą o dużym stopniu swobody i wbudowanym rozpraszaczu szerokokątnym. Czy jednak na pewno będziemy korzystać z błysku stroboskopowego i sterowania innymi lampami? Te funkcje są zwykle zarezerwowane dla najbardziej rozbudowanych modeli, i sporo się za nie płaci. Jeśli zamierzamy lampę wykorzystywać okazyjnie, nie będziemy potrzebować szybkiego czasu ładowania. Jeśli jednak chcemy uwiecznić ślub znajomych, zastanówmy się – zdjęć straconych w oczekiwaniu na zapalenie się lampki "ready" nie uda już się powtórzyć.
zuziowy