Srebrna tkanina.doc

(404 KB) Pobierz
Witam wszystkich

Witam wszystkich. Zamieszczam pierwszy fragment tłumaczenia fanfica „Tissue of Silver”. Ostrzegam, że jest to slash HP/DM, ale niezbyt graficzny. Akcja dzieje się po Hogwarcie, wojna z Voldemortem jest skończona, Harry jest bohaterem wojennym, Draco też, ale niewiele osób o tym wie, a musi się uporać z opinią publiczną, traktującą go jak nic niewartego śmierciożercę. Harry zaś dostaje zadanie ochrony pana Malfoya…

 

Z uwagi na brak odpowiedzi ze strony moderatorów forum zakładam, że nie uznali oni tego slasha za zbyt graficzny i pozwalają mi go tu zamieścić. Jeżeli się mylę, proszę o wybaczenie

Proszę o opinie. I może to nie jest ważne, ale to mój debiucik…

 

Zapraszam do czytania

 

Tytuł oryginału: Tissue of silver

Autor: Fearless Diva

Tłumacz: Szparka

Zgoda: Brak, ale w drodze (mam nadzieję)

 

Beta: Serpentine oraz Anka1

 

Tłumaczenie motywu przewodniego: Huma

 

 

Srebrna tkanina

 

"As it

Were tissue of silver

I'll wear, O fate, thy grey,

And go mistily radiant, clad

Like the moon."

-- "Fate Defied" by Adelaide Crapsey

 

 

Niczym

Tkaninę srebrną

Poniosę szare przeznaczenie

Będę szedł odziany w promienie

jak księżyc

 

***

Rezydencja Malfoyów

8 marca 2000r., godz. 8.30

 

Drogi Sev,

 

Wczorajszy sen przepowiedział, że dziś rano złoży mi wizytę Harry Potter. Będzie nie mniej irytujący, niż gdy go widziałem ostatnim razem, a ubrany w naprawdę okropną żółtą koszulę. Sądzisz, że założy na siebie coś innego, jeżeli napiszę do niego i go o to poproszę? Pewnie nie, więc będę zmuszony cierpieć w milczeniu oraz założyć okulary przeciwsłoneczne, aby przyćmić ten blask.

 

A jeżeli chodzi o to, czego chce Potter, to ministerstwo obawia się, że ktoś usiłuje mnie zabić. Możesz tu wstawić zwięzły komentarz wedle swojego gustu o tym, jak długa jest lista takich osób. Skoro przysyłają swojego Super-Aurora zamiast zwykłego urzędnika, to pewnie wiedzą więcej, niż ja. Na razie. Byłoby miło, gdyby te pieprzone wizje przekazywały użyteczne informacje, ale jak do tej pory, wszystko, co dostaję to jesienna kolekcja damskich szat i Potter w obrzydliwej koszuli. To uroczo ironiczne, że nie można przewidzieć, co ci powiedzą sny, nieprawdaż? Teraz żałuję, że nie przywiązywałem większej uwagi do twoich lekcji o cierpliwości. Już słyszę, jak się śmiejesz. Bądź pewien, że postaram się nie pożałować Ci tych maleńkich chwil wesołości w Twoim tak uporządkowanym życiu.

Jutro idę na kolejne zeznania, więc gdy tylko umknę Potterowi, spędzę popołudnie z prokuratorami, analizującymi znów całą sprawę. To jedna z tych mało skomplikowanych - Bagman. Równie dobrze mogliby go wpakować do Azkabanu i oszczędzić nam wszystkim kłopotów, ale pewnie muszą trzymać się reguł. Gorszy będzie Goyle w poniedziałek. Ciągle sobie powtarzam, że biorąc pod uwagę to wszystko, co przeżyłem, taka niewielka sprawa, jak skazanie byłego przyjaciela na istnienie pod postacią pozbawionego duszy zombie, jest tylko zwyczajną niedogodnością. Ale dziwnym trafem, wcale nie czuję się z tego powodu lepiej.

Może dziś przyśni mi się coś użytecznego i Potter będzie mógł pójść niepokoić kogoś innego. Jakkolwiek by nie było, Ty będziesz wiedział o tym pierwszy.

Nadal nie porzuciłem myśli, by przemienić mroczne zaklęcia rezydencji na jasne, nawet pomimo Twoich uprzedzeń. Dumbledore był przekonany, że można to zrobić, nie zmniejszając przez to ich skuteczności, a obfite notatki, jakie mi zostawił, powinny pomóc. Ale zgadzam się, że obecne zaklęcia są zbyt starożytne i złożone do rozpracowania w pojedynkę. Gdybyś zechciał mi polecić jakiegoś eksperta od mrocznych zaklęć, bardzo bym to docenił. Oczywiście, że lepiej dla mnie jest zająć się projektem z wkładem kogoś, kto ma o tym pojęcie, a jestem zdecydowany wgłębić się w to, niezależnie od wszystkiego. Jeżeli łapówka jest na miejscu – podaj cenę. Czekam na Twoją zjadliwą odpowiedź.

Na koniec, niezbędne odpowiedzi na denerwująco dokuczliwe pytania: Tak, jadam wystarczająco. Tak, odpoczywam, ile tylko mogę. Nie, nie piję zbyt dużo. Tak, przeczytałem rozdział czternasty „Eliksirów i ich antidotów” Carmichael’a, ale nie, nie mogę Ci go jeszcze zwrócić. Myślę, że robię postępy w (Niemal) Uniwersalnym Antidotum na Trucizny i potrzebuję tej książki, żeby sprawdzić jeszcze raz swoje pomiary. Obiecuję trzymać drzwi zamknięte i zaklęcia aktywne i powziąć wszystkie rozsądne środki ostrożności, itd., itd. Nie martw się o mnie, Sev. Wiesz tak samo jak ja, że to nie doprowadzi do niczego dobrego.

 

Draco Jacques

 

***

Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart

8 marca 2000r., godz. 16.30

 

Drogi nieznośny bachorze,

Cierpienie w milczeniu nie jest w Twoim stylu, czego dowodzi nasza kilkutomowa korespondencja. Jeżeli chodzi o martwienie się, to niepokoję się jedynie tym, że będę zmuszony znów Cię pielęgnować, gdy wpadniesz w chorobę przez ten swój upór. Sądzę, że przestanę się martwić dopiero wtedy, gdy jeden z nas będzie martwy. Chciałbym jednak odłożyć taką ewentualność na bok na tak długo, jak to tylko dla nas obu możliwe.

Rozumiem, że widziałeś dziś Pottera, tak jak przewidziałeś, i mam tylko nadzieję, że obaj przeżyliście to spotkanie nietknięci. On jest nieznośnym durniem, ale ma też talent do obrony. Jeżeli chodzi o was dwóch, to mam nadzieję, że Ty będziesz potrafił utrzymać język za zębami odrobinę dłużej, niż on. W dodatku ja męczyłem się z nim kilka lat, więc będzie sprawiedliwie, jeżeli teraz Ty mnie zastąpisz. Ale nie musisz być dla niego miły. Ja się tym nigdy nie przejmowałem.

W sprawie zaklęć ochronnych, odpowiem tak, jak się tego po mnie spodziewasz. Jesteś cholernym głupkiem. Idea rozbiórki wszystkiego mrocznego w dworze i zastąpienia tego jasnymi odpowiednikami jest romantyczna, ale czarna magia jest zbyt głęboko scalona z samym domem. Pomimo nadziei Dumbledore’a, nie bardzo widzę, w jaki sposób mógłbyś dotknąć tej magii bez zwalenia sobie całej rezydencji na głowę. Jednak masz rację. Próba zrobienia tego bez asysty byłaby samobójstwem, a przekonałem się na własnej skórze, jak uparty jesteś, gdy zostajesz oczarowany jakimś pomysłem. Będę próbował znaleźć Ci kogoś do pomocy. Jedyne, czego chcę w zamian, to żebyś słuchał konsultanta, którego najmiesz. Może on lub ona wyperswadują Ci to, czego ja nie potrafię, albo chociaż powstrzymają Cię od wysadzenia się w powietrze. Dotrę do kilku nazwisk i wyślę Ci je jutrzejszą sową.

A skoro mowa o bezsensownym krzywdzeniu siebie, to fakt, że prorocze sny są tak trywialne wskazuje na to, że używasz absyntu, aby je sprowokować. To, plus zaklęcia ochronne, i Ty się jeszcze pytasz, czemu się martwię?! Cykl ‘absynt-do-prowokowania-snów-a-potem-whisky-żeby-o-nich-zapomnieć’, robi Ci krzywdę, Draco. Wiem, że sądzisz, że nie będziesz żył na tyle długo, żeby to miało jakieś znaczenie, ale nie możesz być tego pewien. Odbywaliśmy tę dyskusję setki razy i nie mam zamiaru znów do tego wracać. Być może nie zdajesz sobie sprawy, ale istnieją ludzie, którzy troszczą się o Ciebie w większym zakresie, niż tylko w ramach przepowiedni i użyteczności dla ministerstwa, i że ranisz ich, gdy robisz sobie krzywdę. Na pewno lepiej byś się o siebie zatroszczył, gdyby Ci to w końcu przyszło do głowy.

 

Severus

 

***

Draco Malfoy otworzył drzwi zanim Harry miał szansę zapukać, więc Harry stał z ręką w powietrzu, jak idiota. Ostatni raz widział blondyna półtora roku wcześniej, więc teraz przyjrzał mu się dokładnie. Malfoy wyglądał blado i mizernie, z ciemnymi obwódkami wokół zmęczonych, szarych oczu, jakby zamiast spać, w nocy torturował się dla zabawy. Nie miał butów, co sprawiało, że pomimo gustownych, czarnych szat, wyglądał na dziwnie zaniedbanego. Oczywiście, pierwszą rzeczą, jaką Harry wypowiedział, było:

- Malfoy, wyglądasz okropnie.

- A to jest najbrzydsza koszula, jaką kiedykolwiek widziałem. Wejdź proszę, i poczęstuj się kawą, Potter.

Harry zerknął zakłopotany na swoją koszulę pod szatami aurora. Sprzedawczyni przysięgała, że żółty jest czarnym nowej generacji. Ale Malfoy nie zatrzymał się, by dyskutować o nowinkach mody, i Harry wszedł za nim do wnętrza domu Malfoyów zastanawiając się, czy to spotkanie będzie przebiegało równie źle, jak się obawiał.

Ostatni raz widział Malfoya sześć miesięcy po Ostatecznym Ataku. Obaj wtedy dochodzili do zdrowia po ranach, jakie zadała im wojna oraz opłakiwali swoich zmarłych. Wpadli na siebie na ministerialnym korytarzu, i Harry skorzystał z okazji, by zaprosić Malfoya na ceremonię wręczania Orderów Merlina za zasługi wojenne, która miała się odbyć za kilka tygodni. Malfoy zadrwił, że przyjmowanie medalu za zamordowanie czyichś rodziców nie jest według niego zbyt stosowne, po czym majestatycznie się oddalił. Harry do tej pory nie był pewien, kogo Malfoy dokładnie chciał obrazić.

Właśnie ta konwersacja była w głowie Harry’ego, gdy przyjmował zadanie. Wiedział, że to będzie wyzwanie, ale wmówił sobie, że uwielbia wyzwania. Fakt, że żaden z pozostałych aurorów nie chciał mieć nic wspólnego z Malfoyem, oraz że Arthur Weasley poprosił go o to, jako o osobistą przysługę, nie miał z tym nic wspólnego. Był profesjonalistą. Żaden problem nie był dla niego zbyt wielki, żadne zadanie zbyt przyziemne. Wkroczy i ocali świat, tak jak zwykle to czynił. Ale gdy obudził się dzisiejszego ranka, poczuł się onieśmielony perspektywą pójścia do rezydencji Malfoyów i stanięcia twarzą w twarz z jego właścicielem, bardziej niż kiedykolwiek się spodziewał.

Zerkając na hol główny, Harry poczuł się zaskoczony jego pięknem, całym tym oświetleniem i katedralnym sufitem ozdobionym malowidłami i rokokowymi deseniami. W dworku Malfoyów był tylko raz, i wyniósł z niego wrażenie przytłaczającej ponurości i złych przeczuć. Chociaż oczywiście, szarża na jakieś miejsce pod ciężkim ostrzałem podczas ostatecznej bitwy, w celu pokonania Czarnego Pana, może czasem spaczyć czyjeś wspomnienia.

- Tutaj zawsze tak wyglądało, – zawahał się – czy to ty coś zmieniałeś?

Malfoy odwrócił się i uniósł perfekcyjnie wykrojoną brew.

- Przerobiłem, ale struktura jest taka sama. Nie tak bardzo gotycko, jak pamiętasz, hm?

- Taak. Dużo światła.

Posłał Harry’emu ironiczny uśmiech, ale jego oczy pozostały lodowato zimne.

- Nie będzie przesadą, jeżeli powiem, że łączą mnie z tym gmachem słodko-gorzkie uczucia – powiedział i poprowadził Harry’ego do salonu na pierwszym piętrze.

Obok wielkiego okna widokowego, wychodzącego na ogrody, postawiony był mały stolik. Znajdował się na nim dzbanek z herbatą, karafka z kawą, różne rodzaje chleba w koszyku, wszystkie gatunki owoców, konfitury i talerz z bekonem. Na środku stała mała kompozycja z róż. Od całego nakrycia wprost emanowała klasa i wyszukanie. Nagle Harry zapragnął mieć na sobie mniej krzykliwą koszulę.

- Spodziewasz się gości? – zapytał grzecznie.

- Ty nim jesteś. Skrzaty domowe zdecydowały, że nie jem tyle, ile powinienem, więc zawsze dostarczają jedzenia jak dla armii. Częstuj się.

Cóż, jak na razie, nie jest tak źle, pomyślał Harry. Obraziliśmy się dopiero raz, a Malfoy jest prawie przyjemny. Oprócz tego: jedzenie! Westchnął wesoło do samego siebie i zaczął napełniać swój talerz, podczas gdy Malfoy nalał sobie herbaty, a Harry’emu kawy.

Harry właśnie upił łyk swojej kawy, gdy zdał sobie sprawę, że Malfoy dodał dokładnie odpowiednią ilość cukru i śmietanki. Spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Skąd wiedziałeś... miałeś wizję na ten temat?

- Więc profesor Snape ci powiedział? O snach? – Malfoy usadowił się wygodnie na krześle i napił się herbaty, czarne szaty ułożyły się wokół niego tak dekoracyjnie, jakby je specjalnie udrapowano.

- Ale nie miałem pojęcia, że są aż tak precyzyjne. Tak szczegółowe.

Malfoy się zaśmiał.

- We śnie nie miałem przygotowanej kawy, bo zwykle jej nie pijam, a ty i ja wdaliśmy się w zażartą kłótnię w dziesięć minut po twoim przybyciu.

- Więc twoje sny nie zawsze się sprawdzają?

- Są wskazówkami. Gdybym nie wiedział, że przychodzisz, to, co stało się we śnie, stałoby się w rzeczywistości. Ale skoro sen mnie ostrzegł, mogłem zrobić kawę wcześniej. A czy będziemy w stanie uniknąć zażartej kłótni – zobaczymy potem. Chociaż nasze wcześniejsze doświadczenia nie dają zbyt wielkiej nadziei, prawda?

Harry uśmiechnął się i znów napił kawy.

- Nie, sądzę, że nie. Ale kawa jest cudowna. Dzięki.

Twarz Malfoya zmiękła odrobinę i Harry był zaskoczony tym, jak młodo Malfoy wygląda.

- Proszę bardzo.

- Sądzę, że już wiesz, z jakiego powodu jestem tutaj – stwierdził Harry.

- Przypuszczam, że ministerstwo chce wyposażyć Dwór w dodatkową ochronę – ton jego głosu nie zostawiał wątpliwości, że ten pomysł mu się wcale nie podoba.

- Ktoś chce cię zabić, Malfoy. Ministerstwo ma rację, że się tym przejmuje.

- Ministerstwo byłoby bardzo zadowolone, gdybym dał się rozsiekać, gdy tylko dostaną swoje zeznania. Jestem narzędziem, i moje dobro jest całkowicie nieistotne.

- Może dla nich. Ale twoje dobro powinno być ważne dla ciebie.

Malfoy roześmiał się gorzko.

- Najwyraźniej nie dostałeś notki na temat moich aktualnych upodobań do radosnej martyrologii. Gdyby wszystko poszło tak, jak planowałem, byłbym zbyt martwy, żeby stanowić użytek dla kogokolwiek.

- Więc co, masz zamiar siedzieć i nic nie robić, i po prostu pozwolić komuś zakończyć pracę, którą rozpoczął twój ojciec?

Cisza. Filiżanka Malfoya brzęknęła, gdy położył ją nieostrożnym ruchem na spodeczku.

- Mój ojciec nie jest otwartym tematem rozmowy. – W tonie Malfoya zabrzmiała czysta groźba, niepozostawiająca cienia miejsca na dalsze dyskusje. Harry już widział głośną kłótnię, majaczącą na horyzoncie. Zmienił więc taktykę.

- Przepraszam. Po prostu, zawsze widziałem cię jako osobę, która przetrwa wszystko, która nie poddaje się tak łatwo. A teraz wydajesz się być zwyczajnie zrezygnowany.

- Nie przypuszczałem, że na treningach aurorskich uczą, oprócz zwyczajnych walk, także negocjacji.

Harry przeczesał ręką czuprynę. Wiedział, że po wojnie Malfoy zaczął bardzo dbać o prywatność, oraz że zainstalowanie oddziału aurorów w jego domu wymagało pewnego przekonywania, ale Harry naprawdę uważał, że jest gotów sprostać temu zadaniu. Założył się nawet o dwadzieścia pięć galeonów z Seamusem Finninganem. Ale Malfoy był chyba jeszcze bardziej uparty, niż Harry pamiętał, i o wiele mniej zatrwożony o swoje dobro, niż Harry się spodziewał. Zaczynał się już irytować.

- Naprawdę wszystko utrudniasz, Malfoy.

- Proszę o wybaczenie – przeciągnął się i sięgnął znów po filiżankę. – Najwidoczniej ktoś zapomniał mi powiedzieć, że moim jedynym celem jest ułatwianie życia ministerstwu.

- Nie jestem pieprzonym ministerstwem! – Harry zamrugał, jego głos brzmiał głośniej, niż to było w zamierzeniu. Malfoy uniósł brew. Harry wziął głęboki oddech.

- Słuchaj, wiem, że nie byliśmy przyjaciółmi w szkole, ale od tamtej pory było już zbyt wiele śmierci. Pozwól mi sobie pomóc.

Malfoy wziął maleńki łyk z filiżanki, ale w jego oczach było coś, co spowodowało, że krew Harry’ego zamieniła się w lód. Jakby ciężar tych wszystkich lat, które Malfoy musiał jeszcze przejść.

- Nawet ty nie możesz ocalić wszystkich, Potter – powiedział lekko. – Niektórych rzeczy nie można kontrolować.

- Pozwól mi spróbować.

Malfoy westchnął i postawił filiżankę na stoliku, tym razem bez hałasu.

- Co proponuje ministerstwo?

- Chciałbym zainstalować w Dworze stałą straż złożoną z wybranych przeze mnie aurorów, do momentu, aż sytuacja się nie rozwiąże.

- Moja lista wrogów jest długa, Potter. Może być więcej, niż tylko jedna sytuacja.

- Czy ty... yyy... Czy to tylko twoje podejrzenia, czy może...

- Wizja to nie brzydkie słowo, wiesz? To są tylko przemyślane zgadywanki, coś bardziej jak możliwość.

- Rozumiem.

- Problem w tym, że ja nie. Jasnowidze zwykle nie widzą rzeczy związanych z ich własnym życiem. Najwidoczniej jestem wyjątkiem, który potwierdza regułę, ale temat tych wizji jest często bardzo banalny. Dam ci znać, jeśli coś zobaczę, ale bardzo prawdopodobne, że będziesz musiał sam to rozpracować, bez uciekania się do ponadnaturalnej pomocy.

Harry kiwnął głową. Był przyzwyczajony do polegania na samym sobie, a wizje wydawały mu się trochę niewarte uwagi.

- Dobrze, w porządku, Co możesz mi powiedzieć o tej liście podejrzanych?

- Co ty możesz powiedzieć mi o tym, ilu aurorów masz zamiar wprowadzić do mojego domu? – zripostował Malfoy.

Harry nie sądził, żeby Malfoyowi spodobała się odpowiedź i rozważał przez chwilę czy nie grać na zwłokę, ale stwierdził, że nie dałby rady. A i tak w końcu musiałby odpowiedzieć.

- Sześciu na służbie przez cały czas. No i ja.

- Merlinie! Czemu nie wprowadzić od razu całej drużyny Armat z Chudley. Sześcioro ludzi!

- No wiesz, nie powiesz, że nie masz przestrzeni. No i to będzie siedmioro.

- Przestrzeń nie jest głównym problemem. I co masz na myśli, że siedmioro?

- Sześciu aurorów i ja to razem siedmioro. Zwykła arytmetyka, Malfoy.

- Masz zamiar też tu zostać? Sądziłem, że będziesz tylko w ciągu dnia, kontrolując i denerwując mnie do nieprzytomności.

- W tym przypadku będę musiał denerwować cię dwadzieścia cztery na dobę. Gdybyś mógł znaleźć mi jakiś wolny pokój, jak najbliżej twojej sypialni, byłoby idealnie.

Powolny, bezczelny uśmiech pojawił się na twarzy Malfoya, gdy odchylił się na krześle.

- Harry, jeżeli chciałeś się ze mną umówić, jedyne, co trzeba było zrobić, to zapytać.

Harry poczuł, jak policzki palą go ogniem.

- Jakbyś chciał wiedzieć, głupku, to nie jestem... um, no wiesz... Ja nie...

- Gdybym dostawał galeona za każdego faceta, którego miałem, a który nie był ‘um, no wiesz’, byłbym dwa razy bogatszy, niż jestem teraz.

Harry, czując, że jego rumieniec osiąga już nuklearną czerwień, próbował zepchnąć dyskusję na poprzednie tory.

- To poważne, Malfoy. Informator ministerstwa donosi, że na terenie twojego domostwa jest szpieg. Najbardziej podatny na zranienia jesteś wtedy, kiedy śpisz, a ja jestem dowodzącym tą grupą. Muszę tu być.

- Szpieg w moim domostwie? Może nie zauważyłeś, ale ja nie mam domostwa. Zwolniłem całą służbę, gdy tylko odziedziczyłem dom, bo nie mogłem być całkowicie pewien ich lojalności. Zwolniłem wszystkie straże i ściągnąłem personel z Londynu w liczbie ośmiu ludzi. Sprawdziłem ich wszystkich dokładnie. Stacjonują przy głównych bramach i nie podchodzą do samej rezydencji. Jedyne, co pozostało, to skrzaty, bo one wołałyby się zatłuc, niż zdradzić pana domu. To wszystko. To nie jest domostwo, Potter. To nawet nie jest podstawowa załoga. Informatora ministerstwa chyba trochę poniosło.

- Lepiej dmuchać na zimne.

Malfoy potrząsnął smutnie głową.

- I pomyśleć, że reprezentujesz sam kwiat systemu edukacyjnego czarodziejów.

Po tej ciętej uwadze Harry przestał kontrolować swój powoli wzburzający się temperament.

- Posłuchaj, ty zasmarkany mały szczurze. Wszyscy oczekują, że zajmę się tą sytuacją, a to oznacza, że ty wyjdziesz z tego żywy. Straciłem rodziców i przyjaciół, i kogoś bliższego mi, niż brat, i nie pozwolę jakiemuś popaprańcowi tak po prostu podejść do ciebie i cię zabić bez walki. Jeżeli będziesz współpracował, moi ludzie i ja będziemy starali się trzymać od ciebie z daleka. Jeżeli nie, znajdę inny sposób, żeby cię denerwować każdego dnia tygodnia, ze specjalnym uwzględnieniem w niedzielę. To twój wybór.

Malfoy wyglądał na zamyślonego, jakby Harry właśnie dostarczył mu dobrze popartą pracę naukową na temat zastosowania skrzeloziela, zamiast denerwującej tyrady.

- To dużo dla ciebie znaczy, prawda?

Harry nigdy nie myślał o tym w ten sposób, ale ku swojemu zdumieniu stwierdził, że owszem. Nie tylko dlatego, że to była część jego pracy, ale dlatego, że świat bez frustrującego, enigmatycznego, aroganckiego Draco Malfoya wydawał się być niewygodnie mały.

- Tak, dużo.

Malfoy kiwnął głową.

- Więc dobrze. Powiem skrzatom domowym, żeby przygotowały północne skrzydło dla twoich ludzi, gdy tylko dasz mi ich listę. Pozwolę im nawet używać basenu, ale przekaż im, żeby nie pływali przed ósmą rano. Nie uśmiecha mi się, żeby mieszali się w moje poranne czynności. Ty możesz spać w pokoju gościnnym naprzeciwko mojej sypialni. Powiedz mi, czego jeszcze ci potrzeba, a ja dopilnuję, żeby się o to zatroszczono.

- Dziękuję.

- Sądzę, że chcesz listę podejrzanych? – Malfoy podszedł do małego sekretarzyka i usiadł. Wyjął z szuflady rolkę pergaminu, wziął pióro i zaczął pisać. I pisać. I pisać. Pergamin się rozwinął i sięgał mu już do kolan, a on cały czas pisał. Pisał te nazwiska przez ponad dziesięć minut, doszedł do końca strony, odwrócił pergamin i zaczął pisać po drugiej stronie. Po kolejnych pięciu minutach zatrzymał się i dmuchnął na atrament.

- Obawiam się, że troszkę się rozmazało – powiedział.

- Uporządkowałeś to w jakiś sposób, czy mamy po prostu zacząć od początku? – zapytał Harry.

Malfoy znów odwrócił kartkę i przebiegł oczyma listę od początku, zaznaczając co chwila znaczki przy nazwiskach. Gdy skończył, podał listę Harry’emu.

- Tutaj masz główną dwudziestkę. Mortimor Higgs ma płynne fundusze, kontakty z podziemnym światkiem i motyw, żeby kogoś nająć – on jest najprawdopodobniej pierwszy na mojej liście.

Harry skrzywił się.

- Życzę powodzenia każdemu, kto podejmie się go znaleźć. Staraliśmy się od lat, jeszcze przed wojną, z poważniejszych powodów, niż przynależność do Klubu Śmierciożerców. On jest jak Don Vito Corleone czarodziejskiego świata.

Malfoy wyglądał na zaskoczonego.

- Kto?

- Nieważne. Więc jest jakiś dodatkowy motyw, niż zwykła śmierciożercza zawziętość?

- On i Riddle opracowali schemat na wytwarzanie narkotyków, które mogłyby być sprzedawane na mugolskim czarnym rynku. Śmierciożercy byli odpowiedzialni za produkcję, a Higgs za dystrybucję. Miało to przynieść Riddle’owi potrzebne na wojnę pieniądze, a Higgs’owi napełnić kieszenie w ramach rekompensaty za kłopot. Ale zanim zdążyli zarobić jakiekolwiek pieniądze, wysadziłem im laboratoria. Dwa razy. Oczywiście wtedy nie wiedzieli, że to byłem ja. Ale teraz to pewnie aż zbyt oczywiste.

- Aha. Kto jeszcze?

- Wszyscy, którzy mają jakiekolwiek powiązania z rodziną Mulciberów, Crabbe’ów, Goyle’ów i Macnairów. Byłem zamieszany w egzekucje obu synów Mulcibera, co wyszło na jaw podczas różnych rozpraw. Byłem głównym świadkiem na procesach starego i młodego Crabbe’a, i na wszystkich trzech sprawach Macnaira. Będę również najważniejszym świadkiem nadchodzącej sprawy Goyle’a. Więc istnieje motyw rewanżu ze wszystkich tych stron.

- Dobra, mów dalej.

- To oznacza, że praktycznie każda osoba mająca powiązania z którymkolwiek z setki pozostałych śmierciożerców, przeciwko którym zeznawałem, może mieć motyw. Nie wspominając ludzi z naszej strony, – ton głosu Malfoya wskazywał wyraźnie, że wcale nie jest pewien, czy jest to również jego strona – którzy mogli mieć bliskich krewnych zamordowanych przez śmierciożerców, i mścić się na mnie za to. Albo których krewnych zabiłem osobiście w okresie, gdy byłem śmierciożercą. Spisałem tu wszystkich, którzy przychodzą mi na myśl. Jak chcesz, mogę ci podesłać później jeszcze kilka innych nazwisk.

Harry przeleciał szybko listę.

- Hej, tu jest też moje nazwisko!

Malfoy wzruszył ramionami.

- Nigdy nie wiadomo.

Harry spojrzał na niego krzywo, i wyjął mu pióro z ręki.

- Jako głównodowodzący tym śledztwem, osobiście poręczam za swą niewinność - skreślił swoje nazwisko z listy. – Moja drużyna zacznie sprawdzać tych ludzi. W międzyczasie, gdyby przyszedł ci na myśl ktoś jeszcze, ktokolwiek, ale z poważnym motywem, wyślij mi sowę.

Malfoy westchnął, i podszedł do stolika z herbatą.

- Dobrze. Jestem pewien, że ty i twoi ludzie wykonają doskonałą pracę, Potter. Tylko nie czuj się zbyt źle, jeżeli na końcu okaże się, że to nie miało żadnego znaczenia.

 

c.d.n. Kolejna część tłumaczenia. Bardzo dziękuję za poprzednie komentarze i po cichu liczę na kolejne 

 

Beta: Serpentine i Anka1. Dziękuję Wam, dziewczyny!

 

***

Rezydencja Malfoyów

 

10 marca 2000r. godz. 08.15

 

Drogi Sev,

Jestem pewien, że ubawisz się po pachy, gdy się dowiesz, że sześciu aurorów Pottera rozrosło się, niczym głowa hydry, do prawie trzydziestu. Okazało się, że aurorzy pracują na ośmiogodzinne szychty, więc posiadanie zawsze sześciu w stanie czynnym wymaga małej armii. Potter zapewnił mnie jednak, że odpoczywające zmiany mają przebywać w dworze jedynie przez krótki czas, więc nie będą wymagać zakwaterowania. Możesz sobie wyobrazić ulgę, jaką przyniosła mi ta wiadomość. Rezydencja po raz kolejny pełni rolę gospodarza dla najeźdźczej armii, i cieszę się jedynie, że umieściłem portrety przodków w specjalnej galerii, bo inaczej nie daliby mi żyć.

 

W nocy nie śniło mi się nic ważnego, jedynie kolejna męcząca wersja mojego żałosnego końca. Jedna z najmniej lubianych – trucizna. Trochę mało przyjemny sposób zejścia. Ale nie pobije długich, powtarzających się sesji Cruciatusa – jak widać, wszystko ma swoje jasne strony.

 

Każdy z tych snów wydaje się taki autentyczny. Za każdym razem budzę się z absolutną pewnością, że właśnie widziałem prawdziwą przyszłość, tak jak to ma miejsce przy innych wizjach. Ale sposób, w jaki te scenariusze zaprzeczają sobie jest ogłupiający i frustruje mnie fakt, że nie istnieją żadne historyczne precedensy, którymi mógłbym się kierować. Jak wskazuje na to pozycja Malfoya – jestem bezprecedensowy. I tak jak wszystko inne związane z moim Nazwiskiem, to jest nieskończenie irytujące. Ech, no cóż. Jak czegoś nie możesz zmienić, zignoruj to, to moje motto. Wznoszę sztukę zaprzeczania na wyżyny artyzmu.

 

Jedną z rzeczy, której w tym momencie zaprzeczam, jest poniedziałkowe zeznanie przeciwko Gregowi. Obrońca zawsze zadaje mi pełno niedyskretnych pytań, co przestało robić na mnie jakiekolwiek wrażenie, ale konieczność patrzenia w oczy Grega, gdy go oskarżam… To trudne, Sev. Jeżeli sny są karą za cokolwiek, to na pewno za to właśnie. I za moje poprzednie zbrodnie również. Wiesz, jak tak teraz o tym myślę, to chyba nie mam powodu skarżyć się na te sny. Od dziś mam zamiar przyjmować je ze stoickim spokojem, jak przystało mężczyźnie.

 

A w międzyczasie, nauka do spóźnionych OWTM-ów pozwala mi się oderwać od rzeczywistości. Czuję taką małą, złośliwą przyjemność wiedząc, że moje siedem egzaminów przewyższy sześć, jakie zdawała Granger. Głównie skupiam się na numerologii, mugoloznawstwie i historii magii, bo nie miałem nic wspólnego z żadnym z tych przedmiotów, odkąd opuściłem Hogwart. Nie spodziewam się żadnych problemów z eliksirami, obroną przed czarną magią, ani wróżbiarstwem. Za to transmutacja to ślepy traf. Jeżeli każą mi przetransformować coś niewinnego w okropną rzecz, nie powinienem mieć problemów, ale nigdy nie byłem dobry w tych króliczkach i filiżankach, które zlecała nam McGonagall. Prawdopodobnie wbrew swojemu charakterowi.

 

Lubię myśleć, że Dumbledore byłby zadowolony, widząc, jak radzę sobie z egzaminami. Spędził tyle czasu starając się mnie przekonać, żebym zaplanował przyszłość po wojnie, chociaż zastanawiam się, czy naprawdę wierzył w to, że czeka mnie jakakolwiek.

 

Przepraszam za swój dekadencki nastrój dzisiejszego poranka, Sev. Stukanie butów aurorów, galopujących w górę i w dół po schodach, przyprawia mnie o ból głowy. Mam nadzieję, że Twój dzień jest przyjemniejszy, niż mój.

 

Twój Draco Jacques

 

P.S. Zgodnie z Twoją sugestią, drużyna Pottera przeanalizowała akta specjalisty od zaklęć zabezpieczających. Jutro mam z nią pierwsze spotkanie. Wiem, jakie miałeś zastrzeżenia do całej sprawy, więc tym bardziej dziękuję za Twoją pomoc. O wszystkim będę Cię informował na bieżąco.

 

P.P.S. Sądzę, że zrobiłem przełom w (P.)U.A.T , i zostawię to na razie w tym stanie, żeby Cię trochę podrażnić. Możesz mnie błagać, żebym Cię oświecił, o Geniuszu Eliksirów. Albo, jeżeli w dalszym ciągu jesteś zbyt dumny, by pytać, prześlę Ci pełen raport, gdy tylko moje podejrzenia okażą się słuszne.

 

P.P.P.S. Czy Potter ćwiczy? Ta jego okropna garderoba całkiem dobrze na nim leży. Tym większa szkoda, że ma taki charakterek… I to niedorzeczne twierdzenie, że jest hetero. Cóż, jak to zwykła mawiać Pansy: nieważne.

 

***

Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart

 

10 marca 2000r., północ

 

Drogi Wrzodzie na Tyłku,

 

Jestem pewien, że bycie otoczonym aurorami może trochę wyprowadzić z równowagi, ale pociesz się myślą, jak bardzo nienawidziłby tego Lucjusz – gdyby widział, jak rozłażą się po całym domu, jak mrówki. Biorąc pod uwagę Twoją nieostrożność i liczbę wrogów, jakich posiadasz, nawet dodatkowa setka aurorów byłaby jak najbardziej na miejscu.

 

Jeżeli chodzi o Pottera, to gdy tylko zdecydujesz się do niego przystawiać, daj mi o tym znać wcześniej, żebym mógł aportować się w dworze i zobaczyć wyraz jego twarzy na własne oczy. Wątpię, czy Twój słynny czar będzie miał na niego jakikolwiek wpływ, ale sądzę, że w tych okolicznościach należy Ci się odrobina rozrywki.

 

To jedno z największych okrucieństw Losu, że te przeklęte sny o śmierci nie skończyły się po tym, jak o mało co nie zostały wypełnione pod koniec wojny. Ale wszyscy jesteśmy zabawkami Losu – niczego w moim życiu nie nauczyłem się tak dobrze, jak tego właśnie.

 

Co prowadzi mnie do sprawy Twoich zeznań. Podczas pierwszej rundy tego szaleństwa uważałem zeznawanie za jedną z najgorszych rzeczy, jakie musiałem robić, o wiele trudniejszą, niż skierowanie różdżki na niewinnego i zabijanie z zimną krwią. Greg był Twoim przyjacielem...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin