§ O'Brien Judith - Medium.pdf

(1242 KB) Pobierz
Judith O’brien
Medium
The Forever Bride
Przełożyła Zuzanna Maj
Prolog
Noc była cicha i spokojna, a powietrze przesiąknięte zapachem świeżej zieleni i
rozwijających się pączków. Chociaż nie było pełni, jasny sierp księżyca oraz iskrzące się w
ciemnej nocy gwiazdy dostarczały wystarczająco dużo światła. Nie potrzebował latarki —
leżała schowana głęboko w torbie.
Kierował się w stronę niezwykłego domu, znajdującego się już poza miastem i poza
ruchliwymi, dobrze oświetlonymi ulicami, na południe od Grand. Dom położony był
daleko od centrum, trochę powyżej Sześćdziesiątej Pierwszej Ulicy, blisko starej Treadwell
Farm, w okolicy rozpadających się budynków gospodarczych i wolno biegającego żywego
inwentarza. Mimo nieciekawego położenia, siedziba miała własne oświetlenie gazowe oraz
bieżącą wodę. Było to udoskonalenie wprowadzone przez samego właściciela. Zbiornik
gazu znajdował się w urokliwej, nieużywanej od dawna altanie na tyłach domu, a rura
doprowadzająca wodę ciągnęła ją wprost ze starej studni.
Choć czekało go ważne zadanie, nie mógł powstrzymać się od uczucia podziwu dla
prostego piękna domu, który miał przed oczami. Czysta forma tego dużego,
kilkunastopokojowego domostwa przemawiała do jego poczucia estetyki. To był naprawdę
piękny dom, nieskazitelny w swojej urodzie, uwypuklonej jeszcze przez przyćmione
światło nocy.
Tak jak przewidział, jedyne oświetlone okno znajdowało się w jej pokoju. W sypialni
młodej kobiety, która niedawno przybyła z Londynu.
Była tam sama, zupełnie sama.
Torba z grubego płótna wydała mu się nagle bardzo ciężka. Zacisnął ręce tak mocno, że
aż zbielały mu nadgarstki.
Wiedział, co ma zrobić, więc ruszył zdecydowanie do przodu. Nie obawiał się niczego,
bo zadbano o to wcześniej. Wszyscy sąsiedzi, choć mieszkali stosunkowo daleko, zostali
wywabieni z miasta. Sam brał udział w wysyłaniu sprytnie sfingowanych listów, dzięki
którym okoliczni mieszkańcy udali się w odwiedziny do mieszkających w innych
miejscowościach krewnych. Wszystko szło po jego myśli.
923124853.001.png
Teraz należało jedynie przypiąć do drzwi kartkę z ostrzeżeniem. Kiedy to zrobił, sięgnął
ponownie do torby i zaczął przygotowywać.
Gwałtowny wybuch i ognista fala ciepła zwaliły go z nóg. Rozległ się dźwięk
tłuczonego szkła z wypadających szyb okiennych.
Co to było? Zdumiony, podniósł się z trudem. Jego torbę zdążył już strawić ogień.
Popatrzył na dom.
Płomienie buchały z czarnych okien niczym monstrualne węże.
Stał tam oszołomiony, aż nagle usłyszał dźwięk. Krzyk. Wołanie przerażonej kobiety.
Co miał w takiej sytuacji zrobić? Nic takiego nie powinno się było wydarzyć! To miało
być wyłącznie ostrzeżenie, i to wszystko!
Nagle w oknie na piętrze ukazała się okropna zjawa. Zobaczył jej szczupłą sylwetkę,
rozświetloną jak gdyby — przez słońce, jej uniesione w powietrzu ręce i rozrzucone włosy,
które przypominały włosy płynącej syreny. Potem wszystko zamarło. Zapanowała
przerażająca cisza. Zniknęła również roztańczona syrena. Wszędzie widać było tylko
płomienie.
Postanowił uciec jak najdalej od tego miejsca. Nie mógł się jednak ruszyć. Był
wrośnięty w ziemię, zupełnie jak stojące przed domem drzewa.
Chciał krzyknąć, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Słychać było jedynie
trzask płomieni, łoskot rozpadających się mebli i szkła we wnętrzu domu.
Później, jak zwykle, obudził się zlany potem, z walącym sercem, które podchodziło mu
do gardła.
Rozejrzał się po pokoju. Leżał w swoim miękkim łóżku, wśród pościeli obleczonej w
pachnące poszewki.
Z trudem starał się złapał oddech, nie zapalił jednak lampy. Wkrótce znowu zaśnie, tak
jak każdej nocy od zeszłej wiosny.
Od nocy, kiedy zabił Amandę O’Neal Stevens.
923124853.002.png
1
New York City, 1849
W pokoju z zasłoniętymi szczelnie oknami czekały na przybycie ducha.
— Czy jest pani przygotowana na spotkanie z mężem? Wdowa skinęła potakująco
głową, obracając nerwowo cienką srebrną obrączkę.
— Nie wiem, co powiedzieć — wyszeptała z nikłym uśmiechem. — Byliśmy
małżeństwem przez osiem lat, a teraz nie wiem, co mam powiedzieć.
Celia Thomason ujęła rękę młodej wdowy.
— Rozumiem panią, pani Jenson. Ale pani mąż będzie tym samym człowiekiem, będzie
miał taki sam charakter jak przed śmiercią. Nie powinna się pani niepokoić.
— Czy ludzie nie zmieniają się na lepsze? — Pani Jenson westchnęła. — To znaczy, czy
po śmierci nie robią się łagodniejsi i może mają więcej bojaźni bożej?
W chłodnym mroku frontowego pokoju, gdzie ciężkie zielone zasłony nie przepuszczały
popołudniowego słońca, wyciszając szybkie kroki przechodniów i odgłosy
przejeżdżających konnych omnibusów, Celia zauważyła we włosach wdowy srebrne
pasma. A przecież pani Jenson była od niej młodsza, więc nie mogła mieć nawet
trzydziestu lat.
Miała zmęczone oczy starej kobiety i zaciśnięte blade wargi. Dla kogoś, kto ciężko
pracował przez całe życie, a teraz znalazł się w jeszcze trudniejszej sytuacji, wiek nie miał
wielkiego znaczenia.
Kilka miesięcy wcześniej jej mąż zginął w okropnym wypadku. Był dokerem i
wyładowywał wielkie worki z kawą, z których każdy ważył setki funtów. Nie zorientował
się, że najwyżej położony pakunek leży bardzo niestabilnie, i kiedy się potknął, wór
przygniótł go całym ciężarem. Zostawił żonę z trójką dzieci prawie bez grosza.
Zebrawszy resztkę pieniędzy, pani Jenson wybrała się do Celii Thomason, znanej jako
medium pośredniczące między światem rzeczywistym a światem duchów, aby zasięgnąć
rady u swego zmarłego męża. Całe miasto wiedziało o niezwykłych zdolności panny
923124853.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin