SS-Oberaufseherin Maria Mandel.doc

(145 KB) Pobierz

SS-Oberaufseherin Maria Mandel

----------------------------------

W styczniu 2008 roku minęła 60. rocznica śmierci jednej z największych zbrodniarek II wojny światowej - Marii Mandel. Pomimo, że jej działalność w obozach koncentracyjnych jest powszechnie znana, wciąż brakuje wielu informacji oraz dokumentów dotyczących życia i śmierci byłej komendantki obozu kobiecego w Birkenau. Niniejsze opracowanie ma odpowiedzieć na pytanie, kim była owiana złą sławą "Bestia" i dlaczego ze zwykłej, niemieckiej urzędniczki przeobraziła się w potwora mordujęcego z zimną krwią tysiące niewinnych ludzi.

 

Opracowanie jest częścią projektu "SS-Aufseherin: Female Camp Guards".

 

Maria Mandel - komendantka obozu kobiecego w Birkenau nazywana była "Mandelką" od jej nazwiska, "Oberką" od funkcji, jaką pełniła oraz "Bestią" z racji okrutnego zachowania wobec więźniów. Jej władza w obozie była absolutna. Zarówno podległe komendantce nadzorczynie, a przede wszystkim więźniowie całego kompleksu obozowego Auschwitz-Birkenau bali się jej panicznie i unikali "pani życia i śmierci" jak tylko mogli. Jednak trudno było uciec przed wciąż czujnym, wszystko widzącym oraz słyszącym obliczem tej "kobiety-potwora". Podobno Maria Mandel miała umiejętność zjawiania się tam, gdzie się jej najmniej spodziewano. Każde pojawienie się SS-Lagerführerin zwiastowało duże kłopoty. Spotkanie 'oko w oko' z komendantką oznaczało niechybne kalectwo, a czasem nawet śmierć dla więźnia, który wszedł w drogę "Mandelce".

Pomimo tej strasznej opinii jaką miała wśród więźniów oraz personelu wartowniczego SS, Maria Mandel okazała się być osobą o wielkiej wrażliwości. To dzięki niej w Birkenau została założona żeńska orkiestra obozowa. Bowiem Maria Mandel oprócz sadystycznych upodobań była też wielką melomanką i wielbicielką muzyki poważnej.

Maria Mandel to dzisiaj ikona nazistowskich ośrodków zagłady. Zło w ludzkiej skórze, najbardziej przerażające, najbardziej okrutne w całej swojej postaci, zło jakie nigdy nie powinno się ujawnić w człowieku. Haniebne czyny komendantki Birkenau to kolejny dowód na to, jak bardzo można zniewolić ludzki umysł i podporządkować społeczeństwo błędnej doktrynie nazistowskiego terroru.

Maria Mandel nigdy nie żałowała zbrodni jaką popełniła w ciągu siedniu lat służby w obozach koncentracyjnych. Pod koniec życia stwierdziła, że gdyby mogła urodzić się ponownie, robiłaby to samo. Morderczyni czy melomanka, bestia czy uzdolniona przywódczyni? Jaka więc naprawdę była Maria Mandel?

 

Dzieciństwo i młodość

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Miasteczko Münzkirchen należące do Arcyksięstwa Górnej Austrii było położone w niewielkiej kotlinie w widłach Innu i Dunaju na pograniczu austriacko-bawarskim. 10 stycznia 1912 roku w rodzinie szewca Franza Mandla w domu pod numerem 86 przyszła na świat dziewczynka, której nadano imię Maria. Jej ojciec, Franz Mandel był z zawodu szewcem i trudnił się handlem obuwiem w Münzkirchen i okolicznych miejscowościach Gattern, Scherdebberg, Vernstein i Raibach. Matka, Anna z domu Streibl była starsza od męża o dwa lata i wywodziła się z rodziny wiejskich kowali. Zmarła na puchlinę wodną (Wassersucht) w 1944 roku przeżywszy 63 lata.

Maria była ich czwartym, najmłodszym dzieckiem. Najstarsza córka wyszła za mąż młodo za miejscowego rolnika, druga wyjechała do Szwajcarii i wyszła za mąż za maszynistę kolejowego. Jedyny syn przygotowywał się do kontynuowania zawodu ojca i praktykował w jego warsztacie.

Rodzice Marii byli narodowości niemieckiej i przynależności państwowej austriackiej. Jak większość mieszkańców Münzkirchen uczęszczali do kościoła na niedzielne nabożeństwa. "Byli religijny po chłopsku, chodzili w niedzielę do kościoła" – mówiła Mandel podczas śledztwa w 1947 roku.

 

Dzieciństwo i młodość Mandel spędziła w rodzinnej miejscowości. Była oczkiem w głowie rodziców. Śliczna, złocistowłosa i zgrabna mogła być lubiana nie tylko w rodzinie, ale i w środowisku rówieśniczek. Rodzice postanowili dać jej nieco wyższe wykształcenie niż pozostałym dzieciom. "Moje dziecięce lata i lata młodości do 16-17 lat to najpiękniejsze lata mojego życia" – pisała w celi więzienia Montelupich. Po ukończeniu ośmioklasowej szkoły powszechnej w Münzkirchen wyjechała do Neuhaus nad Innem w Bawarii, kilkanaście kilometrów od rodzinnego domu i tam ukończyła cztery klasy szkoły wydziałowej (Burgerschule), a nadto – jak twierdziła – pierwszy rok szkoły gospodarczej. Informacja o nauce w szkole gospodarczej wydaje się nieprawdziwa. Gdyby bowiem Mandel poszła do szkoły powszechnej nawet w wieku 6 lat, czyli w roku szkolnym 1918/1919, to ośmioklasową szkołę powszechną ukończyłaby zgodnie z programem nauczania w 1926 roku, a więc do roku 1928 nie mogłaby ukończyć czteroklasowej szkoły Burgerschule i ponadto jednorocznej szkoły gospodarczej.

 

Po zakończeniu nauki Maria Mandel nie mogła znaleźć żadnej pracy. Wówczas jej matka – być może w związku z klimakterium – dostała rozstroju nerwowego (Nervensache). Objawy tej choroby z czasem nasiliły się: była drażliwa, wybuchowa, nadmiernie pobudliwa. Możliwe, że zaistniała sytuacja skłoniła Marię do wyjazdu z domu rodzinnego do Szwajcarii w 1929 roku. Siostra, która tam mieszkała znalazła dla niej posadę kucharki w domu niejakiego dr Clausena w miejscowości Brig w kantonie Walencja w odległości zaledwie 60 km od stolicy kantonu Sion. Pracowała tam przez piętnaście miesięcy, ale ostatecznie porzuciła tę pracę i wróciła do rodzinnego domu – jak twierdziła – z tęsknoty. Możliwe, że przyczyną powrotu Marii była nasilająca się choroba matki, a wówczas córka stała się potrzebna do pomocy przy prowadzeniu gospodarstwa. Mandel przebywała w Münzkirchen do 1934 roku. Kiedy choroba matki ustała, Maria przyjęła posadę pokojowej (Zimmermadchen) w prywatnej willi w Innsbrucku.

Dopiero w sierpniu 1937 roku otrzymała państwową posadę na poczcie w Münzkirchen jako pocztmistrzyni (Postmeisterin). Po zajęciu Austrii przez Niemców (Anschluss) w 1938 roku z pracy tej została usunięta. Mandel w czasie śledztwa w Polsce twierdziła, że przyczyną jej zwolnienia z posady, było to, że nie była narodową socjalistką. Natomiast Fania Fenelon w książce „Grałam w orkiestrze w Auschwitz” (Musicians of Auschwitz) nie przetłumaczonej do tej pory na język polski przytacza rozmowę więźniarek, w czasie której jedna mówi o tym, że Mandel miała w Münzkirchen narzeczonego, zdecydowanego przeciwnika narodowego socjalizmu i to przyczyniło się do jej zwolnienia z pracy. Zwolnienie Mandel ze stanowiska rzeczywiście nastąpiło, co potwierdza pismo burmistrza Münzkirchen Stadlna z 5 listopada 1946 roku znajdujące się w aktach procesu oświęcimskiego: "Münzkirchen, am 5 November 1946 Bescheinigung: Dem Frl Maria Mandl, geb. 10.I.1912 in Münzkirchen, Tochter des Franz Mandl, Schuhmachermeister in Münzkirchen nr 86, wird bescheinigt, dass dieselbe in den Umbruchstagen des Marz 1938 von den Nazis aus dem Postdienst beim Postamt Münzkirchen entlassen wurde. Der Burgermeister: Stadln"

 

W tym samym roku Maria Mandel pojechała do swojego wuja albo stryja (w wyjaśnieniach Mandel używa tych określeń wymiennie więc nie wiadomo czy chodzi o brata ojca czy brata matki), który mieszkał w Monachium i tam pełnił ważne stanowisko nadinspektora policji. Chciała pracować w policji kryminalnej, bowiem znała zakres prac z jego opowiadań i słyszała, że funkcjonariusze policji dobrze zarabiają. Za jego radą i pomocą, przyjęła pracę nadzorczyni (Aufseherin) w obozie koncentracyjnym w Lichtenburgu.

 

W służbie SS - FKL Lichtenburg

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Maria Mandel została nadzorczynią z bardzo prostej przyczyny. Zgłosiła się na stanowisko pracy "SS-Aufseherin" z tego samego powodu, co większość młodych, średnio wykształconych niemieckich kobiet. Trudna sytuacja materialna, małe zarobki i chęć awansu zmusiły Mandel do radykalnej decyzji o podjęciu służby w jednym z pierwszych kobiecych obozów koncentracyjnych Frauen-Konzentrazionslager na terenie III Rzeszy - FKL Lichtenburg. Podczas późniejszego śledztwa Mandel twierdziła, że nie wiedziała na czym będzie polegać praca "SS-Aufseherin" i gdyby jej nie otrzymała, to starała by się o pracę pielęgniarki. To dość dziwne tłumaczenie, zważywszy, że Mandel nie posiadała żadnego wykształcenia w tym kierunku. Obóz usytuowany był w szesnastowiecznym zamku Lichtenburg, przemianowanym w 1933 roku na obóz koncentracyjny, a w 1937 roku ostatecznie został przeznaczony na obóz dla kobiet. FKL Lichtenburg istniał krótko, bo tylko do maja 1939 roku. Jego rolę przejął w późniejszych latach FKL Ravensbrück.

 

O szczegółach związanych z podjęciem pracy na stanowisku nadzorczyni SS, Maria Mandel wspomniała podczas przesłuchania w związku z procesem sądowym członków załogi Auschwitz. Zachowano oryginalną pisownię protokołu sporządzonego dnia 19 maja 1947 roku w Krakowie przez śledczego Jana Stehna:

 

"Pracę tę wybrałam dlatego, ponieważ słyszałam, że dozorczynie w obozach koncentracyjnych dużo zarabiają i spodziewałam się, że zarabiać będę więcej, aniżeli mogłabym zarobić jako pielęgniarka. Gdybym bowiem nie dostała była zajęcia w obozie koncentracyjnym, byłabym się uczyła na pielęgniarkę. Przed objęciem służby w obozie w Lichtenburgu nie wiedziałam czym są obozy koncentracyjne i jakie są ich urządzenia."

[Maria Mandl, Protokół, 19.05.1947 Kraków]

 

 

W protokole Maria Mandel opisuje swoją służbę w kobiecym obozie koncentracyjnym Lichtenburg, akcentuje również fakt, że więźniarki miały w nim zapewnione godziwe warunki bytowe, a jeśli umierały, to jedynie na skutek starości. Nie było także mowy o jakichkolwiek karach cielesnych stosowanych wobec uwięzionych:

 

"W Lichtenburgu zaczęłam pracować w dniu 15 października 1938. Początkowo przez kwartał pracowałam tam tytułem próby, w tym czasie samodzielnie nie spełniałam żadnych funkcyj, towarzyszyłam zawsze jednej z koleżanek i zapoznawałam się z tokiem prac w obozie. Obóz mieścił się w starym zamku, w tym czasie osadzonych w nim było około 400 więźniarek Niemek, były to przeważnie asocjalne, które stanowiły większość, badaczki pisma, przestępczynie zawodowe, Żydówki i drobny odsetek więźniarek politycznych. Prócz mnie pracowało tam 12 dozorczyń, starszą dozorczynią (Oberaufseherin) była najpierw Stolberg a następnie Johanna Langenfeld, ta która później pracowała w Brzezince. Po upływie kwartału próbnego zostałam zaangażowana jako dozorczyni i w tym charakterze pracowałam w Lichtenburg do 15 maja 1939."

[Maria Mandl, Protokół, 19.05.1947 Kraków]

 

W maju 1939 roku do FKL Ravensbrück przywieziono z Lichtenburga około tysiąca więźniarek. Wraz z nimi do nowopowstałego obozu sprowadzono kilkadziesiąt nadzorczyń, którym zapewniono doskonałe warunki mieszkalne w wybudowanym osiedlu dla załogi SS, usytuowanym w pobliżu obozu. Ravensbrück szybko przejął funkcję głównego obozu kobiecego, jaką wcześniej pełnił FKL Lichtenburg. Od tej pory Ravensbrück zaczęto określać mianem "wzorowy obóz koncentracyjny" i stawiano go jako przykład dla późniejszych kobiecych obozów koncentracyjnych tworzonych przy większych ośrodkach zagłady.

 

Piękna Mandel - FKL Ravensbrück

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Urszula Wińska: "Mandel była upojona swoją władzą"

 

"Wzorowy obóz Ravensbrück. Brama i wielki plac - z przodu jakieś budynki, z drugiej strony placu, po dwóch stronach głównej ulicy Lagrowej, szeregi jednakowych niskich bloków. Plac i ulica wysypane czarnym węglowym żwirem. Kwitnące rzędy szałwii, kwiatu, którego jaskrawa czerwień stała się w jakiś sposób symboliczna... Niewinny kwiat do którego dziś czuję niechęć. Potem nauczyłyśmy się odróżnić, że ten wysoki budynek z brzegu to bunkier. Wtedy nic nam nie mówił. Rozglądałyśmy się ciekawie. Mur gładki wysoki, o wiele za wysoki by można było przezeń uciec. Za nim druty wysokiego napięcia i wieżyczki strażnicze. Dobrze strzeżony był ten obóz i dobrze zamknięty. W dali przechodziły piątkami szeregi kobiet, wszystkie jednakowo ubrane w niebiesko szare pasiaki."

[Wanda Półtawska "I boję się snów"; Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 1998]

 

Podczas zeznań sądowych złożonych w Krakowie, Maria Mandel świadomie zataiła i pomniejszyła ogrom swoich zbrodni popełnionych między majem 1939 roku a październikiem 1942 roku, kiedy to pełniła służbę w FKL Ravensbrück. Dała się wówczas poznać od najgorszej strony, w oczach więźniarek była uważana za bestię w ludzkiej skórze i taką też opinię miała do końca wojny. Służbę Mandel, początkowo jako szeregowej nadzorczyni (SS-Aufseherin), a następnie jako kierowniczki obozu kobiecego (SS-Oberaufseherin) można uznać za jedno ogromne pasmo zbrodni, charakteryzujące się wyjątkową brutalnością wobec więźniów. Fakt ten potwierdza dokumentacja zebrana podczas procesu załogi oświęcimskiej, w której zamieszczono liczne relacje i wspomnienia byłych więźniów dotyczące działalności Marii Mandel. Większość tych zeznań znajduje się w 56 tomie, który aktualnie jest w posiadaniu Państowego Muzeum Auschiwtz-Birkenau w Oświęcimiu.

 

"Maria Mandel (Mandl) - Aufseherka i oberaufseherka w Ravensbrück. Rysopis : wzrost średni, włosy złocistoblond, oczy duże, niebieskie, ciemno oprawione, rysy regularne, cera bardzo różowa, wybitnie ładna, dobrze zbudowana, lat ok. 30."

[Pismo Koła Więźniarek Ravensbruck dot. Marii Mandel, 1947]

 

Powyższy opis Marii Mandel został sporządzony w 1947 roku przez członkienie Koła Więźniarek Ravensbrück zapewne na potrzeby procesu sądowego. Podobne opisy pojawiają się w różnych książkach napisanych przez byłych więźniów, co potwierdza, że Mandel była powszechnie uważana za piękną, dobrze zbudowana kobietę o typowo aryjskich rysach. Zazwyczaj po obszernych wspomnieniach dotyczących urody Mandel, zamieszano dla kontrastu opis największych zbrodni, do których się dopuściła. Poniższy fragment to relacja Heleny Tyrankiewiczowej, warto zwrócić uwagę na niezwykłe porównania występujące w tekście, odnoszące się do osoby Mandel jako głównej nadzorczyni obozu w Ravensbrück:

 

"Krwiożerczy, antyżydowski kurs wprowadziła nowa kierowniczka Ravensbrück piękna Mandel. Było to rasowe giętkie, sprężyste, śliczne dzikie zwierzę, zawsze rozwścieczone, pantera złotowłosa o oczach błyszczących żądzą mordu, ryś, umiejący niepostrzeżenie zajść którędyś od tyłu, gdzie go się nikt spodziewał i walić na ziemię jednym ciosem małej, ale jak stal twardej ręki. Cicho jak kot umiała na rowerze tak jakoś się prześlizgnąć między blokami lub za nimi, że żaden kamyczek nie zgrzytnął, żadne oko nie dojrzało, aż nagle jak jastrząb spadała na ofiarę, biła, kopała, wyrywała włosy...

Oczy Mandel świeciły się jak fosfor w ciemności, białe spiczaste zęby zaciskały się zawzięcie a głos podniesiony do wysokiego falsetu ciskał słowa jadu, nienawiści, wzgardy. Za co tak biła, kopała, przewracała? Że kurz na obuwiu, za odwrócenie głowy, za obcieranie nosa. Bicie w paroksyźmie wściekłości sprawiało jej przyjemność i widocznie było dla niej środkiem pielęgnowania piękności, bo po każdej takiej egzekucji, selekcji do komór gazowych stawała się jeszcze piękniejsza, mięśnie, których grę widać było przez bajecznie uszyte a niesłychanie obcisłe ubranie, chodziły jak żywe węże, zielonkawe oczy świeciły jak gwiazdy, delikatny róż twarzy nabierał żywości, nawet złote włosy zdawały się bardziej błyszczeć. Mandel czyli Migdał najczęściej wpadała między Żydówki i urządzała istny pogrom."

[Helena Tyrankiewiczowa, więźniarka Ravensbrück, numer obozowy 7604]

 

Pierwszym komendantem obozu Ravensbrück został Max Koegel, przeniesiony z Lichtenburga, pełnił tę funkcję do marca 1942 roku, a następnie Fritz Suhren. Stanowisko głównej nadzorczyni (Oberaufseherin) objęła od 1941 roku Johanna Langefeld. Według byłej więźniarki, Wandy Kiedrzyńskiej, funkcję głównej dozorczyni w obozie Ravensbrück pełniła od 1939 do 1940 roku Emma Anna Maria Zimmer z domu Menzel lub Mezel, urodzona 14.08.1888 w Schluchtern, brutalna sadystka i alkoholiczka. Zimmer została po wojnie skazana na karę śmierci w siódmym procesie członków załogi Ravensbrück.

 

 

"Zimmer, zwana najczęściej "Kaczką", mimo, że bardzo niebezpieczna, była tak komiczna, że nikt się Zimmerki nie bał. Kołysała się idąc na paskudnych nogach jak prawdziwa kaczka. Wiecznie czerwony, spiczasty nos i jakieś krzywe zezowate spojrzenie zza okularów; przypominała z twarzy i ruchu głowy raczej sępa czy starą wyliniałą kurę niż kaczkę. Często i mocno widocznie zaglądała do kieliszka, przychodziła do bloków i nawet na apele nadmiernie czerwona z mętnymi, błyszczącymi oczami. Często mamrotała sama do siebie. Czepiała się o wszystko, każdy naderwany guzik, podartą pończochę, brudny czy niewyraźny numer, o uczesanie. Krzyczała i biła, a co gorsza robiła o byle co meldunki. I Zimmer i Mandel miały dużo zdrowia i żyć ludzkich na sumieniu."

[Irena Pawlewska-Szydłowska, więźniarka Ravensbrück, nr obozowy 7674]

 

Johanna Langefeld (lub Langenfeld) sprawowała funkcję głównej nadzorczyni w Ravensbrück dopiero od 1941 roku do kwietnia 1942 roku. Po wojnie, Langefeld wydała książkę ze wspomnieniami z czasów służby w obozach koncentracyjncyh. Napisała w niej, że zarówno ona jak i Mandel nienawidziły się, a w każdym razie Mandel nie akceptowała w miarę łagodnego odnoszenia się Johanny do więźniarek obozowych. Warto się temu przyjrzeć bliżej, postać Johanny Langefeld będzie jeszcze nie raz pojawiać się w niniejszym opracowaniu.

 

Ze wspomnień dr Urszuli Wińskiej:

 

"Johanna Langefeld była kobietą starszą, opanowaną i w miarę swoich możliwości życzliwą dla więźniarek. Życzliwość J. Langefeld ujawniała się w tym, że w czasie deszczu i mrozu skracała apele liczebne (rano i wieczór). Nie było nigdy apeli karnych, na których stało się godzinami w dni świąteczne. – To była wielka ulga. Znam wypadek, gdy więźniarka Polka pracująca w kuchni została złapana na kradzieży cukru dla chorej koleżanki przebywającej w rewirze. Otrzymała meldunek, spodziewałyśmy się b. surowej kary, raz ze kradzież, drugi raz, że to z kuchni ss-mańskiej. Langefeld zapytała ja dlaczego to zrobiła. Odpowiedziała prawdę i nie było kary (...) Wspominam o tym, by ukazać możliwości nadzorczyni obozu i postawę Langefeld. Żałowałyśmy, że odchodziła. Bardzo dotkliwie odczułyśmy od początku rządy nowej Oberaufseherin Marii Mandel."

[Urszula Wińska, nr obozowy 7448, autorka książki "Zwyciężyły wartości"]

 

O pracy w Ravensbrück, Mandel zeznała podczas przesłuchania sądowego. Jednak w jej wspomnieniach jest wiele nieprawdziwych informacji, które pomniejszają ogrom zbrodni byłej kierowniczki obozu kobiecego. Największym kłamstwem były informacje o zabiegach, jakie miały miejsce na terenie Ravensbrück. Mandel zdawała się nie wiedzieć, o jakich dokładnie "zabiegach" słyszała podczas swojej służby. Jest rzeczą oczywistą, że o eksperymentach pseudomedycznych przeprowadzanych na więźniarkach, wiedział cały obóz oraz wszyscy zatrudnieni w nim esesmani i nadzorczynie.

 

"W Ravensbrück pracowałam do października 1942. W tym czasie liczba więźniarek wzrosła do około 8000. Były to przeważnie Polki i Rosjanki. Więźniarki zatrudnione były w szwalni, tkalni, przy wyrobie kożuchów, w rolnictwie, w kuchni, pracami biurowymi, przy wydobywaniu piasku [...] W czasie mojego pobytu śmiertlność w obozie w Ravensbrück była mała, marły staruszki, dla chorych urządzony był szpital, pod koniec mego pobytu w Ravensbrück mówiło się o tym, że w szpitalu obozowym dokonuje się jakichś zabiegów eksperymentalnych, ale jakie były to zabiegi, tego nie wiem, ponieważ sprawy te załatwiane przez lekarzy wprost z komendanturą ja nawet jako starsza dozorczyni (Oberaufseherin) nie miałam wglądu."

[Maria Mandl, Protokół, 19.05.1947 Kraków]

 

Stukot podkutych butów - bunkier w Ravensbrück

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Aleksandra Steuer: "Jako dozorczyni bunkra była Mandl bardzo okrutna"

 

Od jesieni 1941 roku do wiosny 1942 roku, Maria Mandel pełniła funkcję dozorczyni, a następnie kierowniczki bunkra czyli obozowego więzienia, do którego wysyłano więźniarki skazane przez naczelnictwo lagru za przeróżne przewinienia. Bunkier mieścił się w piętrowym, murowanym budynku usytuowanym poza obrębem obozu. Na parterze było 40 cel, w suterenach – 38.

Bunkier dzielił się na trzy oddziały:

1. cele dla więźniarek, które popełniły przestępstwa obozowe

2. cele dla więźniarek, które popełniły przestępstwa polityczne

3. cele dla więźniów specjalnych (Sonderhäftlinge)

 

Przestępstwem obozowym było na przykład spacerowanie pod rękę ulicą Lagrową, odwiedzenie więźniarki w rewirze, przebywanie w obcym bloku. Natomiast więźniarki, które popełniły przestępstwa polityczne były pod nadzorem Ludwika Ramdohra, szefa biura politycznego – Politische Abteilung. W specjalnych celach podległych Ramdohrowi stosowano najbardziej wyszukane tortury, zastrzyki oszałamiające, metodę tuszu, która polegała na tym, że rozebraną do naga ofiarę oblewano wodą. Ponadto wykonywano w bunkrze karę chłosty oraz stosowano najrozmaitsze tortury. Noce były pełne krzyku i płaczu. Cela nr 54 była celą śmierci, cela nr 55 pełniła funkcję celi głodowej. W bunkrze istniały jeszcze cele ciemne czyli "ciemnice" – bez łóżka i krzesła. Jedyne ich wyposażenie stanowiły umywalka i klozet. W takich celach zamykano na 2 miesiące lub dłużej, chociaż kara bunkra wynosiła przepisowo 7-14 dni.

 

"Bunkier: więzienie karne w obozie, na które skazywane były więźniarki na okres przeciętnie od 12 dni do kilku tygodni a nawet dłużej. Były to cele-ciemnice, w podziemiu, bardzo zimne. Przy wejściu odbierano odzież i buty. Gotowana strawa 2 razy w tygodniu Jeden raz na dzień kawa i chleb. Częste obostrzenia całkowitą głodówką trzydniową, nie spuszczaniem łóżka na noc, ciągłe bicie pod najbardziej błahymi pretekstami. W bunkrze odbywały się wszelkiego rodzaju kary jak : chłosta, najmniej 25 uderzeń, 50, 75 i więcej, oblewanie zimną wodą i wystawianie na mróz itp."

[Pismo Koła Więźniarek Ravensbrück dot. Marii Mandel, 1947]

 

 

W bunkrze służyły najbardziej zwyrodniałe i złe nadzorczynie. Mandel była nadzorczynią w bunkrze aż do powołania jej na stanowisko Oberaufseherin czyli do kwietnia 1942 roku. Wśród więźniarek krążyły pogłoski, że wykonywała tam własnoręcznie wyroki śmierci.

 

"W chwili mego przybycia do obozu Maria Mandl pełniła tam funkcję dozorczyni bunkra (Bunkeraufseherin). Był to wewnętrzny areszt obozowy, w którym umieszczano więźniarki za błache nieraz bardzo drobne przewinienia na skutek meldunków, składanych przez dozorczynie, względnie na zarządzenie oddziału politycznego, Schutzhaftlagerfuhrera lub Oberaufseherin.

Jako dozorczyni bunkra była Mandl bardzo okrutna, i osławiona na terenie całego obozu. Z podległego jej bunkra dochodziły na obóz straszliwe krzyki katowanych przez Mandl więźniarek. Biła je ona i kopała tak długo, dopóki katowana więźniarka nie opadła z sił i nie przewróciła się. Miała przy tym zwyczaj, że do bicia ściągała rękawiczkę z ręki. W czasie rządów Mandl w bunkrze głodzono więźniarki na śmierć. Mandl sama nie kryła tego i więźniarkom, które meldowały się u niej do karnego raportu na skutek zgłoszenia blokowej za to, że narzekały na złe wyżywienie mówiła, iż w bunkrze będą padały z głodu. Przypadki śmierci z zagłodzenia w bunkrze podległym Mandl powtarzały się bardzo często."

[Aleksandra Steuer, protokół, Kraków 20.08.1947]

 

Protokół #1 - Bunkier

Działalność Marii Mandel w Ravensbrück w zeznaniach świadków*

 

 

"Gdy przybyłam do obozu 25 kwietnia 1940 r. Mandel już była Aufseherin w bunkrze i odznaczała się szczególnym okrucieństwem w stosunku do więźniarek – zwłaszcza do Polek. Od 1941 r. pracowałam w biurze politycznym w obozie, gdzie znajdowały się akta personalne wszystkich więźniarek. Akta otrzymywał Koegel, a spis więźniarek odnosiłam do podejrzanej Mandel. Ta ostatnia zatrzymywała więźniarki wymienione w spisie w obozie, nie wysyłając ich do pracy i odprowadzała je do bunkra, gdzie siedziały do wieczornego apelu.

Podczas apelu na oczach zgromadzonych na placu obozowym więźniarki wyprowadzano z bunkra poza bramę, poczym po kilkunastu minutach słychać było salwy wystrzałów. Zaznaczam, że kilkakrotnie więźniarki wyprowadzano pod eskortą Mandel."

[Urbańska Wanda]

 

"Mandel była główną dozorczynią bunkra, które było więzieniem obozowym częściowo znajdującym się pod ziemią. Ogólnie bano się Mandl, gdyż słynęła z okrucieństwa. Na polecenie Mandl zostałam osadzona tam w podziemnej celi na zupełną głodówkę na 6 dni. Po przeprowadzeniu głodówki została przesłuchana przez Mandl."

[Smolińska Halina]

 

 

"Od 12 lipca 1941 r. do października 1942 r. Mandel była początkowo Aufseherin w bunkrze-ciemnicy, a następnie Oberaufseherin. Odnosiła się źle w stosunku do więźniarek, a w szczególny sposób nienawidziła Polek, które biła, przy każdej sposobności. Podejrzana Mandel stale chodziła z biczem, szukając ofiar, które mogłaby pobić, co widziałam wielokrotnie. Podejrzana korzystała ze swej władzy jaka miała w obozie, także i w ten sposób, ze odbierała więźniarkom żywność na okres 2-3 dni, zmuszała je do stania na placu obozowym przez kilkanaście godzin w deszczu lub mrozie w cienkiej odzieży. Nadto kazała ścinać za najdrobniejsze przewinienie włosy więźniarkom, goląc im głowy, i biła Polki. Przy każdym spotkaniu obrzucała wyzwiskami w rodzaju „Polnische Schweine”, „Polnische Banditen”, „Banditn Misthaufen”. Podczas mojego pobytu Mandel miała w obozie Ravensbrück opinię najbardziej okrutnej sadystki."

[Matuszewska Renata]

 

"Była to osoba okrutna, przy każdej okazji biła napotkane więźniarki i znęcała się nad nimi."

[Hanel-Halska Maria]

 

----------

* Zeznania świadków pochodzą z akt procesu załogi Auschwitz-Birkenau, tom 57

 

 

 

 

Były jednak wśród więźniarek takie osoby, które miały w sobie aż tyle odwagi, żeby otwarcie przeciwstawić się tyranii Mandel. Jednak takie przypadki zdarzały się bardzo rzadko, kiedy któraś z uwięzionych kobiet pokazywała swój sprzeciw wobec najwyższej władzy w obozie. Jedną z takich osób była Netia Eppker, holenderska więźniarka Ravensbrück, która przed wojną pracowała jako położna na dworze królowej Holandii Wilhelminy Heleny Pauliny Marii von Oranje-Nasau. Królowa Wilhelmina wyjechała w 1940 roku do Londynu i tam stała się nieugiętym symbolem oporu przeciwko Hitlerowi. Pełna odwagi postawa więźniarki Eppker, została wspomniana w relacji dr Urszuli Wińskiej:

 

"Była w obozie [Ravensbrück] duża grupa Holenderek. Wyróżniały się, jako grupa, wysokim wzrostem i uprzejmością koleżeńską. Wśród nich jedna szczególnie utrwaliła się w mojej pamięci. Mówiłyśmy o niej Madame Epker. Była położną królowej Juliany. Miała w sposobie bycia i postawie coś – godność damy. Budziła szacunek, nawet wtedy, gdy jej piskliwy głos przy wysokim wzroście pobudzał do śmiechu. Pracowałam z nią najpierw w kolumnie strykarynek,a później w szwalni obozowej (była odrębna szwalnia wojskowa).... Na głównej ulicy obozowej, zwanej Lagerstrasse, Epker zobaczyła, że Mandel bije więźniarkę. Pobiegła do niej i zawołała : Czemu bijesz tę starą kobietę, ona mogłaby być twoją matką. A bita więźniarka była Niemką.

Mandel podniosła rękę i zamierzała uderzyć Epker. Ta chwyciła ja za rękę i powiedziała : Jestem damą i ty nie masz prawa mnie uderzyć. Konsekwencja tego była najsurowsza kara, którą Mandel jako Oberaufseherin sama wymierzała."

[Urszula Wińska, więźniarka Ravensbrück, nr obozowy 7448]

 

 

Tą najsurowszą karą był bunkier. Holenderka Eppker została zamknięta w "ciemnicy", łącznie przetrzymywana była w tej celi 6 tygodni. Ponieważ broniła się przed karą chłosty do ciemnicy zamykano ją 3 razy. Ze wspomnień Heleny Tyrankiewiczowej:

 

"Dozorczyni Kowa przyprowadziła więźniarkę Eppker do Oberaufseherin Mandel. Przy spisywaniu protokołu Mandel zamierzyła się, by uderzyć Eppker w głowę. Ta wstrzymała jej rękę mówiąc: 'Ich bin eine Dame und du darfst nich nicht schlagen'. Na rozkaz Mandel, Eppker dostała się do bunkra, gdzie stała przy ścianie przywiązana łańcuchami. Wyszła z bunkra chora, złamana z popuchniętymi od stania nogami, a Mandel trzy razy dziennie przychodziła i biła ją szpicrutą powtarzając ze śmiechem: 'Du bist eine Dame, und ich schlage dich'."

[Helena Tyrankiewiczowa, więźniarka Ravensbrück, numer obozowy 7604]

 

O tym zdarzeniu dowiedział się cały obóz. Postawa więźniarki Eppker została doceniona u pozostałych współtowarzyszek i odpowiednio rozgłoszona:

 

"Lager trząsł się z emocji na wieść o tym zajściu, którego świadkami były dwie policjantki, z rozkoszą opowiadające o tym zwycięstwie Holenderki nad Mandel. A kiedy wyblakła, wynędzniała pani Epker wyszła wreszcie z bunkra, cisnęły się do niej wszystkie by jej dłoń uścisnąć i by spojrzeć w te niebieskie oczy takie dobre, a umiejące tak nieustraszenie patrzeć na przemożnych ciemiężców."

[Akta procesu załogi Auschwitz-Birkenau, tom 57, str. 177, Kraków]

 

Netia Eppker byłą jedną z pierwszych więźniarek, które Szwedzki Czerwony Krzyż zabrał z obozu tuż przed jego likwidacją. Wróciła do swego kraju jako osoba wykończona fizycznie i psychicznie. Po wojnie Eppker została poproszona, by zeznawała w roli świadka na I procesie załogi Ravensbrück w Hamburgu. Nigdy już nie powróciła do pełni zdrowia.

 

"Tygrysica" w białych rękawiczkach

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Halina Smolińska: "Ogólnie bano się Mandl, gdyż słynęła z okrucieństwa"

 

Pojawienie się Mandel na terenie obozu zawsze wzbudzało ogólną panikę wśród więźniarek. Znienawidzona przez wszystkich Mandel nie rozstawała się ze swoimi białymi, zamszonymi rekawiczkami, które nosiła w kieszeni munduru czy płaszcza i które to rekawiczki zakładała zawsze wtedy, gdy miała chęć osobiście znęcać się nad więźniarkami. O białych rekawiczkach Mandel krążyły w obozie różne pogłoski. Jedne więźniarki twierdziły, że je zdejmowała do bicia, drugie zaś wspominały, że było odwrotnie. Zazwyczaj nadzorczynie nosiły skórzane, czarne rękawiczki, które były elementem ich umundurowania. Mandel zapewne też posiadała swoje zwykłe, skórzane rękawiczki, ale w większości relacji dot. jej osoby, późniejsza Lagerführerin Ravensbrück oraz Birkenau nosiła na rekach białe rękawiczki:

 

"Mandel bardzo przystojna, różowa blondyna, starannie ubrana, prosta, sztywna i ponura budziła ogólny postrach. Cicho i powoli objeżdżała obóz na rowerze, ukazując się najniespodziewaniej w najmniej właściwych sytuacjach. Biada temu, kto wpadł w ręce Mandel. Systematycznie, powoli wyjmowała z kieszeni białe zamszowe rękawiczki, wci...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin