Bianchin Helen
W świecie luksusu
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Czy coś cię niepokoi?
Męski głos, przeciągający lekko samogłoski, zatrzymał ją w miejscu. Spojrzała na męża z drugiego końca sypialni.
Był to przestronny pokój z dwiema przyległymi garderobami i dwiema łazienkami. Wnętrze urządzone było luksusowo. Wszystko, poza pięknie rzeźbionymi antykami, utrzymane było w przytłumionych kolorach kremowym i bladozielonym.
- Dlaczego tak myślisz? - Nie było żadnego momentu, żeby pokazała po sobie, że sprzedałaby duszę za kojącą sesję w jacuzzi i wcześniejsze
pójście spać.
Przyjechała późno do domu, ponieważ musiała toczyć beznadziejną walkę z ruchem ulicznym, co nie było łatwe w godzinach szczytu. Miała tylko tyle czasu, by zrzucić z siebie ubranie, w którym chodziła do pracy, i wziąć szybki prysznic.
Dzisiaj czekało ich przyjęcie dobroczynne W sali balowej miejskiego hotelu. I znowu będzie musiała z wdziękiem uczestniczyć w pustych rozmowach, przebrnąć przez trzydaniowy obiad i ograniczyć się do wypicia jednej lampki szampana. Miała dość tego udawania.
Spojrzenie Franka stało się uważne i przez moment pomyślała, że potrafi czytać w jej myślach.
- Weź coś na ból głowy, zanim wyjdziemy.
- A ty skąd wiesz, że boli mnie głowa? - Jej głos zabrzmiał zaczepnie, nawet dla jej uszu.
Stał wyprostowany, jak dobrze zbudowany bojownik, z zaznaczonymi pod oliwkową skórą mięśniami i elastycznymi ścięgnami. Był nagi z wyjątkiem ręcznika owiniętego wokół bioder.
Jego ciemne włosy były jeszcze wilgotne po prysznicu, a twarz dobrze wygolona miała mimo to widoczne cienie zarostu.,
Ciemne oczy zatrzymały jej spojrzenie.
- Chcesz się kłócić?
- Nieszczególnie.
Jedna z jego brwi uniosła się do góry w milczącym sarkazmie. Po czym wrócił do zwykłych czynności.
Glanna uważała, że Franko Giancarlo różni się od swoich rówieśników.
Szorstki mężczyzna, dobiegający trzydziestki, budził powszechny respekt i siał spustoszenie w wielu kobiecych sercach.
Wiedziała o tym dobrze, bo zawładnął również jej sercem w niemożliwie młodym wieku. Jako nastolatka adorowała dziesięć lat starszego mężczyznę, następnie czciła go jak idola w okresie dorastania, a później zakochała się w nim.
Z tego względu łatwo zaakceptowała jego propozycję małżeńską, co było oczywiste, nie tylko ze względu na dobro firmy Giancarlo - Costelli, założoną w ostatnim stuleciu przez ich dziadków. Wyjątkowo dobrze prosperujący biznes załamał się trzy lata wcześniej z powodu fatalnej katastrofy lotniczej, w której zginęli rodzice Franka i owdowiały ojciec Gianny.
Straty na giełdzie zostały odrobione, kiedy Franko został członkiem rady nadzorczej i wziął kontrolę firmy w swoje ręce. Przywrócenie wiary akcjonariuszy zajęło mu trzy kolejne, pomyślne finansowo kwartały. Mimo to stabilna przyszłość firmy pozostawała jeszcze pod znakiem zapytania.
Seniorka rodu, Anamaria Castelli, babka Gianny, i patriarcha rodu Santo Giancarlo, dziadek Franka, rozmyślali nad jak najlepszym rozwiązaniem na przyszłość.
Zastanawiali się, co może zapewnić firmie Giancarlo - Castelli stabilność. Doszli do wniosku, że tylko dzieci z małżeństwa Franka Giancarla z Gianną Castelli.
Fakt, że Franko i Gianna zastosowali się do ich życzenia, wprowadził dziadków w zachwyt.
Był to ślub roku. Na liście gości znalazły się osoby spośród najwyżej postawionych towarzysko osób Australii. Dalecy krewni i szerokie grono przyjaciół przybyli na tę wspaniałą uroczystość z różnych stron świata: Włoch, Francji i Ameryki. Ślub pokazywany był w telewizji i w wielu czasopismach.
Przez rok pozostawali złotą parą. Ich obecność na wielu imprezach była odpowiednio rejestrowana i relacjonowana przez media.
Gianna mogła grać publicznie rolę adorowanej żony. a jednak była świadoma niewidzialnej bariery, jaka istniała między nią a mężem. Nosiła obrączkę, dzieliła z nim łoże i z łatwością grała rolę gospodyni podczas spotkań towarzyskich. Jednak jego serce do niej nie należało.
Wmawiała sobie, że to, co jest, wystarczy, ale wiedziała, że się okłamuje.
Do licha, teraz zebrało się jej na introspekcję? To w niczym nie pomoże. W tej chwili musi zrobić coś z włosami i wybrać suknię.
Dwadzieścia minut później weszła do sypialni, gdzie czekał na nią Franko, w eleganckim wizytowym garniturze z perfekcyjnie zawiązaną muszką.
Serce zabiło jej mocniej i fala gorąca przepłynęła przez żyły. Oddychaj głęboko, rozkazała sobie. Nie chciała paść ofiarą swojej słabości. To nie było w porządku.
- Wyglądasz przepięknie - skomplementował ją, prześlizgując się spojrzeniem po jej sylwetce w doskonale dopasowanej sukni z czerwonego jedwabiu.
Bez wątpienia suknia była dziełem mistrza. Rachunek za nią Gianna uregulowała sama, co go niespodziewanie rozdrażniło. Uważał, że niezależność żony jest dobra, ale tylko do pewnego momentu. Żeby zaspokoić jego wrażliwość, założyła kolczyki w kształcie diamentowych kropli, które otrzymała od niego w prezencie na pierwszą rocznicę ślubu.
Dobrze dobrana kolorystycznie narzutka uzupełniała kreację. Swe długie włosy zebrała do góry i zakręciła w węzeł, spinając go diamentową szpilką. Na szyi miała wisiorek, który układał się między piersiami.
Pantofle na szpilkach dodały jej cztery cale wzrostu. Kiedy Franko przeszedł przez pokój, uchwycił subtelny zapach jej perfum i uśmiechnął się ciepło.
- Dziękuję.
- Za udział w przyjęciu?
Kąciki jego ust uniosły się do góry.
- Za to również.
Podał jej szklankę wody i dwie pigułki.
- Grasz rolę pielęgniarki?
- Jeśli powiesz mi, że nie życzysz sobie tego, to zaprzestanę tej roli.
Gianna odrzuciła głowę do tyłu i popiła pigułki wodą.
- Jestem gotowa do wyjścia - stwierdziła.
Słońce było już nisko na niebie, a kiedy włączyli się w ruch uliczny, wolno skryło się za horyzontem.
- Chcesz o czymś porozmawiać? - Nie uszło jego uwagi widoczne napięcie na jej twarzy.
Rzuciła mu lekko drwiące spojrzenie.
- Od czego mam zacząć?
- Aż tak źle?
Miała fatalny dzień w pracy. Jej sekretarka zadzwoniła rano, mówiąc, że jest chora. Znalezienie zastępstwa nie udało się. Wysłanie papierów przez kuriera okazało się niemożliwą z przyczyn obiektywnych. A oprócz tego bez przerwy dzwoniące telefony dały się jej we znaki, nawet nie miała czasu na lunch. Była zmęczona i dlatego nie miała ochoty na przyjęcie.
- Mogę sobie ze wszystkim poradzić - powiedziała po zastanowieniu.
Była przyzwyczajona do pracy. Od początku jej celem było zajęcie w Giancarlo - Castelli należnego miejsca. Ale podobnie jak Franko zaczęła od najniższego szczebla firmowej drabiny.
Nepotyzm był obcy w jej rodzinie i swoją pozycję w firmie osiągnęła wyłącznie dzięki ciężkiej pracy, a nic dlatego, że była córką i wnuczką Castellich.
Firma Giancarlo - Castelli była szczodra we wspomaganiu wielu szlachetnych organizacji charytatywnych, a dzisiejsze wydarzenie towarzyskie zajmowało znaczącą pozycję wśród elit Melbourne. Dzieci były bardzo drogie sercu Gianny, a nieuleczalnie chore zasługiwały na maksymalny wysiłek w zbieraniu funduszy.
Myślała o tym wszystkim, kiedy Franko podjeżdżał swoim mercedesem pod główne wejście hotelu.
Przestronne foyer przylegało do ogromnej sali balowej, zdolnej pomieścić dużą liczbę gości, którzy w tej chwili przechadzali się jeszcze, rozmawiali i pili szampana. Kobiety ubrane były w kreacje projektowane przez zagranicznych i krajowych projektantów mody i obwieszone iście królewskimi klejnotami, a mężczyźni w czarne wizytowe garnitury i białe koszule z plisowanym przodem i czarne muszki.
Byli to potomkowie właścicieli wielkich firm, bywalcy bogatego świata, ale żaden z nich, Gianna musiała to przyznać, nie emanował taką silą, jak mężczyzna u jej boku.
Pod wyrafinowaną powierzchownością Franka czaiła się ukryta, prymitywna zmysłowość, która dawała obietnicę uwolnienia, a ona pragnęła tego w każdym momencie.
- Kochani! Jak się czujecie?
Gianna usłyszała znajomy głos kobiecy i odwróciła się z uśmiechem, wymieniając zwyczajowy pocałunek w powietrzu z przyjaciółką, następnie uśmiechnęła się ciepło, widząc jak oszołamiająca blondynka dotknęła palcami policzka Franka.
- Shannay.
- Och. - Shannay westchnęła marzycielsko, kiedy Franko przyciągnął jej palce do ust i ucałował je. Uśmiechnęła się konspiracyjnie do Gianny. - Robi to tak dobrze.
- Naprawdę?
Przyjaźń dziewcząt datowała się od szkoły z internatem i trwała przez całe studia. Miały podobne poczucie humoru, wzajemnie drużbowały sobie na ślubach i pozostawały w ścisłym kontakcie.
- A gdzie Tom?
- Już się do nas przyłącza - powiedział Franko, widząc, jak mąż Shannay idzie w ich kierunku.
- Przepraszam bardzo. To ten telefon komórkowy. - Wysoki i szczupły Tom Fitzgibbon, z zawodu chirurg, należał do tych rzadkich mężczyzn, którzy rozumieją kobiety. Wdowiec z dwójką małych dzieci, pozwalał Shannay robić wszystko, żeby chwyciła wiatr w żagle.
Gianna spostrzegła, jak oczy Shannay złagodniały.
- Jakiś problem?
Tom spojrzał na żonę z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że nie.
Razem zaczęli krążyć po sali, witając wspólnych znajomych, rozdzielając się podczas chwil konwersacji z innymi i znów wracając do siebie.
Gianna wypiła następny łyk szampana i rozejrzała się po foyer. Widziała, że wkrótce obsługa hotelu otworzy drzwi sali balowej i zacznie usadzać w niej gości na wyznaczonych miejscach.
Franko stał obok niej i rozmawiał ze swym asystentem. Czuła zapach jego wody kolońskiej, który drażnił jej zmysły i wywoływał fale gorąca.
Czy inne kobiety podobnie reagowały na niego?
Wprawdzie ich związek był zaplanowany przez dziadków, ale scementowały go wspólne interesy firmowe. Natomiast to, co przeżywali w łóżku, było niezwykle... Czyż nie?
- Jesteś głodna?
Podstępne pytanie. Lekki uśmiech uniósł do góry kąciki jej ust, kiedy spojrzała na niego. Jego oczy rozbłysły z rozbawienia.
- Czy wejdziemy do środka?
Zobaczyła, że wiele osób zaczęło się przesuwać w kierunku otwartych drzwi sali balowej.
Stół przeznaczony dla nich był dobrze usytuowany, a siedzący przy nim goście byli ich znajomymi, co gwarantowało miłą atmosferę i swobodną rozmowę.
Przytłumiona muzyka grała w tle, stwarzając przyjemną atmosferę, a kelnerzy zręcznie krążyli wśród stolików, przyjmując zamówienia na wino i szampana. Za nimi szły kelnerki z koszyczkami chleba.
Był to typowy modus operandi podczas dużych wydarzeń charytatywnych, gdzie obsługa, dobre wina i smaczne jedzenie wchodziło w cenę biletów.
- Jesteś bardzo milcząca. Jak tam ból głowy? Dla większości byli jedną z tych wspaniałych
par, którym niczego nie brakuje. Powinna grać te rolę. To było jedno z jej zadań i miała do tego talent.
Gianna uśmiechnęła się do niego.
- Prawie przeszedł. Pogłaskał ją po policzku.
- To dobrze.
Wytrzymała jego spojrzenie. To nie było w porządku, że czuła się tak emocjonalnie naga.
Pewną ręką sięgnęła po program wieczoru i zaczęła go przeglądać.
- Wydaje się, że będzie to interesująca mieszanka - powiedziała lekko. - Piosenkarz po oficjalnych przemowach, wyreżyserowany pokaz mody, a na koniec ma wystąpić jakiś tajemniczy gość.
W tym momencie ucichła muzyka i mistrz ceremonii wszedł na podium. Powitał gości i przedstawił przewodniczącą organizacji charytatywnej. Była to niestrudzona matrona, która poświęciła życie na zbieranie pieniędzy dla nieuleczalnie chorych dzieci.
Następnie pokazany został film, omawiający osiągnięcia organizacji charytatywnych, na pierwszym planie kamera ukazywała dzieci podczas leczenia w szpitalu. Po zakończeniu pokazu mężczyzna beznamiętnie apelował do gości o hojne darowizny.
Kelnerki dostarczały przystawki, a Gianna sączyła swojego szampana i rozmawiała o nadchodzących urlopach.
- Myślałam o Karaibach, ale Paul woli wędrówkę przez Wietnam. Możesz to sobie wyobrazić?
- A może Alaska? - Gianna westchnęła. - Dla pięknej scenerii i Gwiazdy Polarnej?
- Kochanie - z wyrzutem powiedziała rozmówczyni. - Dla zakupów.
Po co ci to? - chciała zapytać Gianna. Wiedziała, że jedno skrzydło domu tej kobiety przeznaczone było na jej garderobę, odpowiednią na każdą porę roku. Oddzielny pokój zajmowały buty i pasujące do nich torebki.
Piosenkarz wykonał swój numer, zanim zostało podane główne danie, a kiedy talerze zostały opróżnione, zapowiedziano pokaz mody.
Piękne modelki, wspaniale stroje, wszystko pokazane z profesjonalnym szykiem.
Jedna z kreacji wzbudziła szczególne zainteresowanie Gianny i postanowiła odwiedzić butik projektanta.
- Wspaniale wyglądałabyś w czarnym. Franko musi kupić ci te suknie. Wiem nawet, jakie buty powinnaś do niej nosić. Oczywiście od Manola.
Kiedy kelnerki roznosiły deser, mistrz ceremonii zaczął przedstawiać tajemniczego gościa.
- Jest to młoda kobieta, która osiągnęła międzynarodowy sukces jako aktorka.
Nie... to nie może być ona, pomyślała Gianna. Ale nie mogła pozbyć się tej myśli.
- Wspaniałomyślnie ufundowała drogie wakacje dla trójki dzieci, które wraz z rodzinami pojadą do Disneylandu - mówił dalej.
Przez salę przetoczył się szmer uznania.
- Nasz zesp...
ograzyna