Patterson James - Kobiecy Klub Zbrodni 04 - Czwarty lipca.pdf

(1106 KB) Pobierz
JAMES PATTERSON
& MAXINE PAETRO
Czwarty lipca
968100991.003.png
Część 1
Nie ma sprawiedliwości
Rozdział 1
Był powszedni dzień, dochodziła czwarta rano, kiedy Jacobi
zajechał naszym samochodem przed Lorenzo — był to niechlujny,
wynajmowany na godziny „turystyczny" hotel w dzielnicy Tenderloin w
San Francisco, która jest tak zakazana, że nawet słońce nie dociera do
jej uliczek. Nim tam dojechaliśmy, krążyły mi po głowie różne
domysły.
Przy krawężniku stały już trzy czarno-białe wozy policyjne, a
Conklin, pierwszy policjant, który znalazł się na miejscu, ogradzał
taśmą całą strefę. Pomagał mu w tym inny funkcjonariusz, nazwiskiem
Les Arou.
Kto jest ofiarą? — zapytałam obu policjantów.
Biały mężczyzna, pani porucznik. Niecałe dwadzieścia lat,
wyłupiaste oczy, załatwiony na amen — zameldował Conklin. — Pokój
dwadzieścia jeden. Nie ma śladów włamania. Ofiara jest w wannie, tak
samo jak poprzednia.
Po wejściu do hotelu poczuliśmy odór moczu i wymiotów. Nie
było boyów hotelowych, windy ani żadnej obsługi. Nocni goście
wycofali się w mrok korytarza, z wyjątkiem młodej prostytutki, która
odciągnęła Jacobiego na stronę.
—Daj mi dwadzieścia dolarów — powiedziała do niego. — Mam
968100991.004.png 968100991.005.png
licencję.
Jacobi dał jej dziesiątkę w zamian za karteczkę, po czym zwrócił
się do recepcjonisty z pytaniami dotyczącymi ofiary: czy była w
towarzystwie, czy miała kartę kredytową, czy ćpała? Obeszłam łukiem
chwiejącego się na klatce schodowej narkomana i wspięłam się na
drugie piętro. Drzwi do pokoju 21 były otwarte, pilnował ich
żółtodziób policyjny.
Dobry wieczór, porucznik Boxer.
Już jest rano, Keresty.
Tak jest, proszę pani — odparł potulnie, odnotowując moje
przyjście i podsuwając mi formularz do podpisu.
W kwadratowym pokoju o boku trochę ponad trzy i pół metra było
ciemniej niż na korytarzu. Bezpiecznik był przepalony, a cienkie
zasłony na tle oświetlonych latarniami okien wyglądały jak zjawy.
Uważałam, by na nic nie nadepnąć, i próbowałam odgadnąć, co w tym
wnętrzu stanowiło ślady zbrodni, a co nie. Było tu cholernie dużo
różnych rzeczy, lecz światła bardzo mało.
Promień latarki oświetlił po kolei potłuczone fiolki na podłodze,
materac ze starymi plamami krwi, sterty śmieci i mnóstwo porozrzucanej
odzieży. W rogu pokoiku znajdowało się coś w rodzaju kuchenki.
Płytka była jeszcze gorąca, a na dnie zlewu leżały narkomańskie
akcesoria. Powietrze było gęste, niemal lepkie. Powiodłam snopem
światła po kablu przedłużacza. Był włączony do gniazdka przy zlewie,
przechodził pod zapchaną umywalką i kończył się w wannie.
Kiedy zobaczyłam martwego chłopca, poczułam skurcz żołądka.
968100991.006.png
Miał jasne włosy, bezwłosą pierś, był nagi i chudy. Na pół leżał w
wannie, pod nosem i na wargach zebrała mu się piana. Przewód
elektryczny prowadził do archaicznego tostera, polśniewającego pod
powierzchnią wody.
Cholera — zaklęłam, patrząc na Jacobiego, który wszedł do
łazienki. — Znów to samo.
Upieczony na amen — stwierdził.
Jako szef wydziału zabójstw, nie miałam w swoich obowiązkach
zajmowania się pracą detektywistyczną loco crimini, ale w takich
przypadkach jak ten po prostu nie umiałam trzymać się na dystans.
Kolejny chłopak został zabity prądem. Dlaczego? Czy stał się
przypadkową ofiarą przemocy, czy było w tym coś osobistego?
Wyobraziłam sobie, jak zwijał się z bólu, kiedy przez jego ciało płynął
prąd, który zatrzymał serce.
Nogawki moich spodni nasiąkały coraz wyżej wodą, zebraną na
popękanej kafelkowej podłodze. Uniosłam stopę i zamknęłam nią drzwi
łazienki, wiedząc z góry, co na nich zobaczę. Drzwi zareagowały
wysokim piskiem zawiasów, które z całą pewnością nigdy nie były
oliwione.
Na drzwiach widniały trzy słowa, napisane sprayem. Po raz drugi w
ciągu paru tygodni patrzyłam na ten sam napis, zastanawiając się, co
może oznaczać.
NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI.
968100991.001.png
Rozdział 2
Przypadek mógłby wskazywać na szczególnie makabryczne
samobójstwo, gdyby nie to, że brakowało pojemniczka ze sprayem.
Usłyszałam, że Charlie Clapper i jego ekipa kryminalistyczna
zaczynają w pokoju obok wypakowywać swój sprzęt. Stanęłam z
boku, gdy fotograf robił zdjęcia ofiary, po czym wyjęłam z kontaktu
wtyczkę kabla.
Charlie zmienił przepalony bezpiecznik.
—Dzięki Ci, Boże — mruknął, kiedy wreszcie w tym straszliwym
wnętrzu zabłysło światło.
Byłam zajęta przetrząsaniem odzieży ofiary w poszukiwaniu
jakiegokolwiek dowodu tożsamości, gdy w drzwiach stanęła Claire
Washburn, naczelny lekarz sądowy San Francisco i moja najbliższa
przyjaciółka.
—Obrzydliwość — powiedziałam, kiedy weszłyśmy do łazienki.
Claire jest oazą ciepła w moim życiu, osobą bliższą mi od mojej
własnej siostry. — Chyba tego nie wytrzymam.
—Co chcesz zrobić? — zapytała łagodnie.
Przełknęłam z trudem, usiłując pokonać zaciskającą mi gardło
obręcz. Pogodziłam się w życiu z wieloma rzeczami, ale nigdy nie
zdołałam się pogodzić z zabijaniem dzieci.
—Mam ochotę wyjąć zatyczkę z wanny.
W jasnym świetle ofiara wyglądała na jeszcze bardziej zmal-
tretowaną. Claire przykucnęła obok wanny, wcisnąwszy swoje obfite
kształty w przestrzeń odpowiednią dla kogoś przynajmniej o połowę
968100991.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin