Dailey Janet - Napietnowana.txt

(618 KB) Pobierz
Janet Dailey

Napi�tnowana

Wysoki przybysz podni�s� mask� pikapa. Ze �rodka buchn�o j eszcze wi�cej pary. Je�li obcy nawet zauwa�y� tocz�cego si� ku niemu Hoague'a, kt�remu trz�s�y si� t�uste podbr�dki, to nie da� tego po sobie pozna�. Od niechcenia rozejrza� si� dooko�a.
Z�o�liwy wietrzyk powia� z poro�ni�tej bylic� r�wniny, porwa� pust� puszk� po piwie i potoczy� j�z brz�kiem po g��wnej ulicy miasta. Nieznajomy popatrzy� na to i mrukn�� na tyle g�o�no, �e Hoague zdo�a� us�ysze� jego s�owa:
- A tak, tocz�c si�, ko�o fortuny przytoczy�o nam zemst�.*
Hoague zmarszczy� czo�o i przekrzywi� g�ow�: nie mia� poj�cia, o co chodzi.
- Co takiego?
Nieznajomy odwr�ci� si� i obrzuci� Hoague'a leniwym, sennym spojrzeniem, maskuj�cym twardy wyraz stalowoniebieskich oczu.
- Cytowa�em tylko Szekspira - wyja�ni�, bagatelizuj�co wzruszaj�c ramionami.
- Szekspira? - chrz�kn�� Hoague i przyjrza� si� uwa�niej nieznajomemu. -Czy nie nale�ysz przypadkiem do tych kowboj�w-wierszoklet�w?
Obcy przekroczy� ju� zapewne trzydziestk�; mia� w�skie biodra i szerokie bary urodzonego je�d�ca. Na grzbiecie nosa widnia� �lad z�amania, a na prawej skroni biela�a niewielka blizna. W�osy przybysza by�y p�owe jak futro g�rskiego kota; wygl�da� zreszt� r�wnie niebezpiecznie jak ten drapie�nik - dop�ki nie u�miechn�� si� leniwie. Hoague Miller nieco si� odpr�y�.
- Chyba nie - odpar� obcy i pochyli� si�, by zajrze� pod mask� pikapa.
- My�la�em, �e� jeden z nich... znasz Szekspira i w og�le. - Hoague wyci�gn�� z kieszeni chustk� i otar� pot sp�ywaj�cy mu po twarzy. - Ca�a banda tych ko�skich wierszoklet�w zbiera si� co roku w styczniu w Elko i czytaj� swoje rymowanki. Ludziska schodz� si� z daleka, �eby ich pos�ucha�.
- Co� o tym s�ysza�em. - Obcy owin�� d�o� zrolowan� chustk� i zdj�� pokrowiec ch�odnicy, a potem skorzysta� z brudnego dzbanka z zielonego plastiku, stoj�cego ko�o pompy benzynowej, i nala� do ch�odnicy wody. Natychmiast rozleg� si� syk i wzbi� si� nowy k��b pary.
Hoague Miller zajrza� pod mask�.
- Wygl�da na to, �e p�k� przew�d ch�odnicy.
- A jak�e - obcy skin�� g�ow�. - Jak d�ugo potrwa naprawa?
- No c�... - Hoague w zadumie podrapa� si� po brodzie. - W�z musi ostygn�� jak�� godzink�, aja mam jeszcze dw�ch wcze�niejszych klient�w. Powiedzia�bym, �e zajmie to ze dwie, trzy godziny.
Czeka�, jak zareaguje na t� wie�� obcy i czy uda si� spraw� jeszcze troch� odwlec. Hoague Miller nie przyjmowa� do wiadomo�ci, �e istnieje co� takiego jak po�piech.
- Nie pali si� - o�wiadczy� nieznajomy i zn�w rozejrza� si� po okolicy. Wzd�u� g��wnej ulicy zaparkowano mo�e p� tuzina samochod�w, ale na bocznych uliczkach nie dostrzeg� ani jednego. Nie by�o �adnego ruchu. Ani na lekarstwo.
Przybysz przeni�s� wzrok na pustkowie wok� miasta. To by� �w legendarny Dziki Zach�d, pe�en dostoje�stwa, kt�re nie od razu rzuca�o si� w oczy, zatrwa-
' Szekspir, Wiecz�r Trzech Kr�li, akt V, sc. 1, przek�. Leona Ulricha.
�aj�cy swoim ogromem, kraina rozleg�ych, falistych r�wnin poros�ych bylic� i poprzecinanych licznymi arroyo - wysch�ymi korytami strumieni, odgrodzona z�batym jak pi�a pasmem g�r.
Wzrok obcego poszybowa� na po�udniowy zach�d nad ca�ymi milami faluj�cej bylicy i sp�kanej ziemi. Granitowe zbocza, nie zadrzewione i urwiste, majaczy�y za zas�on� rozpra�onego powietrza, przelewaj�cego si� jak p�ynne szk�o. Nad rozci�gni�t� po�rodku r�wnin� k��bi�a si� pos�pna chmura py�u, jak dym z p�on�cych traw. By� to jedyny �lad �ycia na przestrzeni wielu mil. Obcy wpatrywa� si� przez kilka sekund w tuman kurzu, potem spojrza� zn�w na swojego pikapa.
- Gdzie mo�na tu co� przek�si�?
- W lokalu �Lucky Starr", to par� krok�w st�d, przy tej samej ulicy. - Ho-ague wskaza� pi�trowy naro�ny budynek. - Piwo maj� tam zimne, �arcie gor�ce, a kaw� mocn�.
- Brzmi ca�kiem zach�caj�co. - Skin�wszy mu g�ow� na po�egnanie obcy odszed� we wskazanym kierunku, przecinaj�c na ukos ulic�.
Nad g�ow� nie by�o ani jednej chmurki, kt�ra z�agodzi�aby nieco ostry b��kit nieba i bezlitosny, roz�arzony do bia�o�ci blask s�o�ca. Przybysz zmru�y� oczy i nasun�� ni�ej na czo�o rondo s�omkowego kapelusza.
Wyblak�y szyld nad naro�nym budynkiem g�osi�, �e znajduje si� tu hotel i kasyno �Lucky Starr". Druga, mniejsza tabliczka oznajmia�a: �Otwarte ca�� dob�". Staro�wiecka, wyk�adana drewnem �cie�ka otacza�a budynek z dw�ch stron; ocienia� j� okap dachu.
Najwy�ej p�tora metra dzieli�o przybysza od upragnionego wypoczynku w cieniu. Pot sp�ywa� mu po szyi, a wilgotna koszula klei�a si� do cia�a, gdy dotar� wreszcie do �cie�ki. Przystan�� i jeszcze raz obrzuci� wzrokiem miasto. Gdzie� w pobli�u ha�a�liwie dzia�a�a klimatyzacja; grzechota�a i hucza�a zmagaj�c si� z pot�nym upa�em. Przenikliwa wo� spalonej s�o�cem ziemi i alkalicznego py�u unosi�a siew powietrzu.
Stary, ��ty pies rozwali� si� na skraju drogi, posapuj�c w s�onecznym �arze. Uni�s� si� na chwil� na przednie �apy, a potem zn�w opad� - stanie na s�o�cu by�o zbyt m�cz�ce, a zwierz� zanadto wyczerpane lub zbyt leniwe, by poszuka� cienia.
Po przeciwnej stronie ulicy z domu, w kt�rym mie�ci�a si� poczta i sklep spo�ywczy, wysz�a kobieta. Przybysz natychmiast zwr�ci� na ni� uwag�.
Zatrzyma�a si� i spojrza�a najpierw w jedn�, potem w drug� stron�, niecierpliwie wzruszaj�c ramionami. By�a d�ugonoga i smuk�a. Mia�a na sobie m�sk� bia�� koszul� rozpi�t� przy szyi i sp�owia�e spodnie z drelichu, mocno opinaj�ce kr�g�e biodra. Kapelusz o p�askim rondzie wbi�a g��boko na g�ow�. W�osy kobiety mia�y kolor luksusowej szwajcarskiej czekolady; zwi�za�a je na karku, a l�ni�cy ko�ski ogon opada� do po�owy plec�w. Kobieta uderza�a si� po nodze trzymanym w d�oni pejczem.
Gest ten zdradza� niepok�j i wzburzenie, i niez�omn� dum�. Obserwuj�cy kobiet� przybysz poczu� lekkie podniecenie i natychmiast je st�umi�. Gdy skierowa� si� w stron� bocznego wej�cia do kasyna, nieznajoma skr�ci�a w przeciwn� stron�.
7
W drzwiach �Lucky Starr" nad g�ow� obcego zaszumia�o ch�odne powietrze. Powita� go kwa�ny od�r zastarza�ego dymu tytoniowego i rozlanego alkoholu. Przybysz zatrzyma� si� przez chwil� na progu i powi�d� wzrokiem po mrocznym wn�trzu.
Z lewej strony zobaczy� schody prowadz�ce na podest, potem za� ostro skr�caj�ce w stron� g�rnego pi�tra. Obok nich sta� stary, drewniany st� recepcjonisty, poczernia�y przez dziesi�tki lat od t�uszczu i kurzu. �ukowate wej�cie po prawej wiod�o do sali klubowej i kasyna. Obcy ruszy� w tym w�a�nie kierunku.
Szyby frontowych okien zamalowano zielon� farb�, by powstrzyma� ostre s�o�ce. Pod oknami sta� rz�d graj�cych szaf, kt�ry zapewnia� dodatkow� os�on�. W najbli�szym k�cie sali na niewielkim podwy�szeniu st�oczono perkusj �, aparatur� nag�a�niaj�c� i stojaki do mikrofon�w. Cz�� pod�ogi obok podium pe�ni�a funkcj� niedu�ego parkietu do ta�ca. W najodleglejszym k�cie pokoju sta�o kilka sto��w do gry w blackjacka* i w pokera oraz ruletka. Po�rodku sali ustawiono kilka podniszczonych sto��w barowych i krzese�.
Niegdy� z pewno�ci� imponuj�cy mahoniowy bar zajmowa� ca�� �cian� tej obszernej sali. Kobieta w obcis�ych bia�ych legginsach i jedwabnej turkusowej bluzce siedzia�a na sto�ku barowym, licz�c banknoty w szufladzie kasy. Mia�a w�osy do ramion; ich mi�kki, z�ocisty odcie� by� dzie�em sztuki, a nie natury. Gdy nieznajomy wszed�, kobieta odwr�ci�a si� ku niemu, a jej migda�owe oczy zmierzy�y go bez po�piechu od st�p do g��w.
- Podejd� bli�ej i odpr� si�, kowboju. Jak widzisz, masz ca�y lokal dla siebie. - Jej g�os, niski i lekko ochryp�y, przypomina� mruczenie kota. Pasowa� do egzotycznych, te� odrobin� kocich rys�w: wydatnych ko�ci policzkowych i lekko spiczastej brody.
- Dzi�ki. - Przybysz dotkn�� palcem kapelusza i skierowa� si� w stron� baru. Kobieta skin�a g�ow� i zawo�a�a:
- Uwaga, Roy! Masz klienta od frontu!
Pomi�dzy p�kami za barem wisia� portret w ozdobnej z�otej ramie. Przedstawia� chmurn� blondynk� w obcis�ej z�otej sukni �piewaj�c� do mikrofonu. By�a to kobieta siedz�ca teraz na barowym sto�ku, tyle �e m�odsza i delikatniejsza.
- To ja, Starr Davis - potwierdzi� zachrypni�ty g�os. Wzrok obcego pow�drowa� w stron� orygina�u. - Sportretowano mnie, gdy by�am jeszcze piosenkark� i wyst�powa�am w klubach w Reno i Tahoe.
- To raczej daleko st�d, nie tylko w milach - zauwa�y� przybysz i u�miechn�� si� cierpko.
Starr odpowiedzia�a podobnym u�miechem.
- Trafi�e� w dziesi�tk�, kowboju. - Z�o�y�a plik banknot�w i schowa�a je do koperty. - Ale to ju� przebrzmia�a historia. Zosta�am sama z ma�ym dzieckiem. Tatusia ani �ladu. W showbiznesie raczej trudno o stabiln� pozycj�. Rozejrza�am si� wi�c za czym� innym i znalaz�am w�a�nie to. - Z�ote bransoletki na ramieniu Starr zabrz�cza�y, gdy okr�g�ym ruchem r�ki wskaza�a swoje kr�lestwo. - Kupi�am to za psie pieni�dze.
' Blackjack - �dwadzie�cia jeden" czyli �oczko" (przyp. t�um.).
Wzrok przybysza przesun�� si� po pustych stolikach i wr�ci� do w�a�cicielki lokalu.
- Pies by� raczej zdech�y.
Za�mia�a si� gard�owo, bynajmniej nie ura�ona.
- Kiedy� chodzi�y s�uchy, �e t�dy ma przebiega� szosa prosto na p�noc do Oregonu. Ale okaza�o si�, �e to zwyk�e plotki. - Starr odwr�ci�a si� i zn�w zawo�a�a: - Roy!
Przy wt�rze piosenki Waylona Jenningsa, rozczulaj�cego si� nad kobietkami
0 z�otym sercu, wszed� przez drzwi na ko�cu baru wyniszczony, chudy jak szkielet m�czyzna. Wraz z nim przenikn�a do sali wo� sma�eniny i inne kuchenne zapachy. Drzwi poruszy�y si� kilkakrotnie wahad�owym ruchem, wreszcie znieruchomia�y.
Chudzielec w�lizn�� si� za mahoniowy bar i zagadn�� obcego z absolutnym brakiem zainteresowania:
- Poda� co� do picia?
- Galon wody i kubek kawy.
Roy postawi� na kontuarze dzbanek wody, w kt�rym p�ywa�y samotnie trzy kostki lodu, a zaraz po nim porysowan�i zapocon� szklank� i kubek mocnej czarnej kawy. Przygl�da� si� w milczeniu przybyszowi, kt�ry wypi� duszkiem szklank� wody i zaraz nala� sobie nast�pn�.
- Pewnie chcia�by� tak�e co� zje��? - mrukn�� Roy.
- A co macie?
W odpowiedzi barman rzuci� z trzaskiem na bar zafoliowane menu.
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin