R169. Charlotte Lamb - Zabawa w chowanego.rtf

(510 KB) Pobierz
CHARLOTTE LAMB

CHARLOTTE LAMB

Zabawa w chowanego

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt •   Hamburg

Madryt • Mediolan • Paryż • Praga •   Sofia

Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ   PIERWSZY

Po raz pierwszy Donna zdała sobie sprawę z tego, że jest śledzona, dopiero na rogu bulwaru Malesherbes. Zaczęła iść szybciej i usłyszała, że ktoś tuż za nią wyraźnie przy­spieszył kroku.

Dochodziło wpół do drugiej w nocy. Na ulicy było nie­wielu przechodniów, a ruch samochodowy stopniowo za­mierał. Donna poczuła się niepewnie.

Odmówiła beztrosko Marie-Louise, która zapropono­wała, że odwiezie ją do domu.

Piękne dzięki, ale mam ochotę się przejść. Taka cu­downa noc! - powiedziała do przyjaciółki.

Nie boisz się chodzić po Paryżu w środku nocy? - Ma­rie-Louise nie była zachwycona pomysłem Donny. - Powin­nam cię odwieźć - powtórzyła.

Po butelce chablis, którą wypiłyśmy? - spytała rozba­wiona Donna. - Z pewnością będę bezpieczniejsza, idąc na własnych nogach. Na szczęście, zawianych pieszych poli­cja nie aresztuje.

Marie-Louise roześmiała się wesoło.

Będzie mi ciebie brak. Musisz koniecznie odwiedzić nas w Lyonie.

Obiecuję. - Donna uścisnęła przyjaciółkę. - Dobrej nocy.

Jej także będzie brak Marie-Louise. Bez tej miłej dziew-


czyny Paryż straci wiele ze swego uroku. Przez całe dwa lata Donna oglądała to miasto oczyma przyjaciółki i na­uczyła sie je kochać.

Czuła się w Paryżu niemal tak dobrze, jak w rodzinnym Londynie. Teraz jednak, nocą, słyszała za plecami kroki idącego za nią mężczyzny i miasto wydawało się jej mniej przyjazne.

Po raz pierwszy żałowała, że mieszka w tak spokojnej dzielnicy. Bulwar Malesherbes spodobał się jej od razu, gdy tylko go zobaczyła w upalne, sierpniowe, niedzielne popołudnie. Na jezdni panował mały ruch, a sklepy i wię­kszość mieszkań były zamknięte. Ich właściciele opuścili rozpalone mury miasta, udając się na urlopy nad morze lub na wieś.

Tego pierwszego dnia, kiedy Donna znalazła się na bul­warze Malesherbes, nie zdawała sobie sprawy, jak opusto­szała jest w lecie cała dzielnica. Stanęła wówczas pod jed­nym z platanów i przyglądała się lekko drgającym liściom. Wysokie domy, których okna ocieniały zamknięte okienni­ce, zdawały się drzemać w słońcu jak wielkie szare koty zauroczone ciepłem.

Mimo że komorne było zbyt duże jak na jej ówczesne możliwości finansowe, zdecydowała się wynająć tu aparta­ment. I nigdy potem swego kroku nie żałowała, zwłaszcza wtedy, kiedy poznała bliżej dzielnicę i zżyła się z sąsia­dami.

Teraz, w środku nocy, ciszę przerywało tylko stukanie obcasów Donny o chodnik i dochodzące z tyłu, coraz bliż­sze odgłosy kroków mężczyzny, który podążał jej śladem.

Bulwar Malesherbes był szeroki, zwłaszcza tam, gdzie po obu stronach rosły rozłożyste drzewa. Donna popatrzyła na skryte za nimi okna. Dziś już wiedziała, że tej parnej,


 


7

 


letniej nocy w większości mieszkań nie ma nikogo. Paryż w sierpniu należy do turystów. Przed ich zalewem uciekli mieszkańcy.

Gdyby napadł mnie mężczyzna, który idzie z tyłu, czy znalazłby się tutaj ktoś, kto usłyszałby mój krzyk? - zapy­tywała samą siebie. Skręciła nagle i niemal biegiem prze­cięła jezdnię. Była o parę kroków od wejścia do domu, w którym mieszkała. W półmroku ujrzała mosiężną klam­kę. Z ulgą zatrzymała się przy drzwiach frontowych i w tym momencie uprzytomniła sobie, że mężczyzna, któ­ry ją śledził, nagle rozpłynął się w ciemnościach nocy. Rozejrzała się wokoło. Wszędzie panowała cisza. Bulwar opustoszał. Oprócz niej nie było tu nikogo.

Wystraszona wpadła do holu. W kantorku za firanką drzemała konsjerżka. Usłyszawszy kroki podniosła głowę. Lokatorka uspokoiła ją gestem i powiedziała:

- Cest moi, madame. Bonne nuit.

Pod czujnym okiem madame Lebrun poczuła się spokoj­niejsza. Konsjerżka zawsze pilnie obserwowała, kto wcho­dzi do domu. A kiedy opuszczała swoje miejsce, na poste­runku zjawiał się monsieur Lebrun.

Mieszkanie Donny znajdowało się na trzecim piętrze. W domu nie było windy, musiała więc wchodzić wysoko po stromych, wąskich schodach. Od chwili sprowadzenia się tutaj, dzięki tym wspinaczkom straciła na wadze dwa kilogramy. Teraz, idąc na górę, była świadoma, że niemal wszystkie mieszkania na klatce schodowej są zamknięte na cztery spusty i nie ma w nich nikogo. Przed dwoma tygo­dniami lokatorzy rozjechali się na urlopy i wrócą, podobnie jak większość paryżan, w pierwszy weekend września.

Donna bardzo lubiła paryskie lato. W okolicy bulwaru Malesherbes nawet w sierpniu było cicho i spokojnie. Tu-


 


8

 


ryści tutaj nie docierali. Widywało się ich dopiero na bul­warze Haussmanna i w pobliżu dużych domów towaro­wych, takich jak Au Printemps, Galeries Lafayette i C&A. Z tych ruchliwych miejsc do bulwaru Malesherbes szło się zaledwie kilka minut. Był to już jednak zupełnie inny świat.

W rzeczywistości Paryż stanowi zlepek różnorodnych miasteczek i każde z nich zachowało do dziś swój odrębny, niepowtarzalny charakter.

Donna otworzyła drzwi i szybko zapaliła światło w przedpokoju. Nadal była niespokojna. Przeszła przez ca­łe mieszkanie. Nie zauważyła niczego podejrzanego. Od­prężona poszła do kuchni. Miała ochotę na filiżankę gorą­cej czekolady.

Wlewała właśnie mleko do kubka, gdy zadzwonił tele­fon.

Aż drgnęła, kiedy ostry dzwonek rozdarł nocną ciszę. Pobiegła do saloniku i szybko podniosła słuchawkę.

To ty, Donno? - usłyszała męski głos.

Tak. Słucham - odrzekła zdenerwowana.

Mówi Gavin.

 

To ty? Skąd dzwonisz? I dlaczego w środku nocy? Czy coś się stało? - pytała zaniepokojona.

Jesteś sama? - Głos Gavina przeszedł w gardłowy szept.

- Tak. Oczywiście.

Czy miałaś telefon z Londynu? Czy dzisiaj ktoś się z tobą stamtąd kontaktował?

O co chodzi? Powiedz mi wreszcie, co się stało. Dla­czego ktoś z Londynu miałby się ze mną kontaktować?

Nieważne. Zaraz będę u ciebie. Uprzedź konsjerżkę, żeby mnie wpuściła.

- Jesteś w Paryżu?! - wykrzyknęła zdumiona Donna.


 


  9

- W budce telefonicznej po drugiej stronie ulicy. Mu­
siałem się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Za pięć
minut będę u ciebie.

Donna odłożyła słuchawkę i po chwili znów ją podnios­ła, żeby zadzwonić do konsjerżki. Madame Lebrun odma­wiała wpuszczenia na górę gości płci męskiej po dziesiątej wieczorem nawet wówczas, gdy byli to tak dystyngowani panowie jak szef Donny, i kiedy przybywali w towarzy­stwie równie nobliwie wyglądających żon. „To jest przy­zwoity dom" - niezmiennie oświadczała konsjerżka.

- Votre frere, mademoiselle? - powtórzyła, nie dowie­
rzając słowom młodej lokatorki.

- Qui, vraiment! C est mon  jumeau.

- Ah, oui. - Z wyraźną niechęcią madame Lebrun przy­
pomniała sobie, że Donna rzeczywiście ma brata bliźniaka,
który ją odwiedzał. Donna i Gavin nie byli identyczni, lecz
na tyle do siebie podobni, że już na pierwszy rzut oka każdy
mógł się przekonać, iż są rodzeństwem.

Wreszcie, po dłuższych namowach, konsjerżka łaskawie zgodziła się wpuścić mężczyznę do domu. Donna szybko wypiła gorącą czekoladę i czekała na brata. Dlaczego zja­wia się bez uprzedzenia, i do tego w środku nocy? Wpraw­dzie cały wieczór była poza domem, na kolacji u Marie--Louise, ale mógł przecież zadzwonić w dzień.

Gavin znał dobrze zwyczaje siostry. Wiedział, że wie­czorami niemal zawsze wychodzi z domu - do kina, do restauracji na kolację ze znajomymi lub na jakieś domowe przyjęcie. Miała w Paryżu sporo przyjaciół. Całą grupą zamierzali jechać za tydzień do Lyonu na ślub Marie--Louise i zatrzymać się na weekend w motelu pod miastem.

Marie-Louise wychodziła za mąż za człowieka, którego znała niemal całe życie. Obie rodziny były z sobą zaprzy-


 


10 

jaźnione. Można by sądzić, że jest to małżeństwo zaaranżo­wane, gdyby nie fakt, że Marie-Louise i Jean-Paul po pro­stu się kochali. Gdy Donna dowiedziała się, jak bardzo rodzina dziewczyny pragnie tego mariażu, była poruszona.

- Nie pozwól w nic się wrobić - ostrzegała przyjaciół­
kę. - Tego typu małżeństwa z reguły są nieudane. O mały
włos, a mnie by spotkał taki los. Ojciec bardzo chciał,
żebym wyszła za mąż za jego kandydata. Dopiero w ostat­
niej chwili się opamiętałam. Nie poddawaj się żadnym
naciskom rodziny. Przecież chodzi wyłącznie o twoją przy­
szłość!

Marie-Louise uśmiechnęła się do Donny.

- Jestem zadowolona, że moi rodzice pragną tego
małżeństwa. Gdyby go nie chcieli, i tak wyszłabym za
Jean-Paula. Tylko on się liczy i jestem przekonana, że
w pełni odwzajemnia moje uczucia.

O prawdziwości tych słów przyjaciółki Donna przeko­nała się dopiero wówczas, gdy poznała Jean-Paula i zoba­czyła, jak odnosi się do Marie-Louise. Już na pierwszy rzut oka było widać, jak bardzo są w sobie zakochani. Na tę myśl serce Donny aż się ścisnęło. Westchnęła głęboko z nutą żalu, a nawet zazdrości.

Umyła kubek po czekoladzie. Czekała na Gavina pełna niepokoju. Brat z pewnością nie przywoził dobrych wieści.

Usłyszała wreszcie dzwonek do drzwi.

Gavinie! Wybrałeś przedziwną porę na składanie wi­zyt! - przywitała wymówką nocnego gościa.

Przepraszam. - Uśmiechnął się lekko, oparty o fra­mugę drzwi. - Czy jesteś zmęczona tak jak ja?

W rozchełstanej koszuli wyglądał fatalnie. Miał w ręku niewielki neseser i Donnie wydało się nagle, że brat przed czymś ucieka. Przed czym?


 


11

 


- Wchodź. Wiesz przecież, że jesteś mile widziany. Za­
wsze. Niezależnie od pory dnia czy nocy. - Niepokój Donny
wzmógł się jeszcze bardziej. Czyżby Gavin pokłócił się z oj­
cem? Czy tym razem ojciec na dobre wyrzucił go z domu?

Weszli do saloniku. Młody człowiek opadł ciężko na fotel, westchnął głęboko i zamknął oczy.

- O Boże! Czuję się koszmarnie! -jęknął.

- I wyglądasz nie najlepiej. - Donna obserwowała ścią­
gniętą twarz brata.

Oboje mieli delikatne rysy, mleczną cerę i jasne włosy. Donna była prześliczną dziewczyną, przyciągającą spoj­rzenia mężczyzn. Gavin, bardzo podobny do siostry, nie robił wrażenia na kobietach. Był bezbarwny, a rysy jego twarzy zdradzały słabość charakteru.

- Czy stało się coś złego? - spytała Donna. Z bratem
łączyły ją wręcz telepatyczne więzy. Byli przecież bliź­
niakami.

Tym razem nie miała żadnych złych przeczuć aż do chwili, w której usłyszała w słuchawce jego napięty głos. Wyczuła, że jest przerażony.

- Zachowałem się jak ostatni kretyn - odparł, unosząc
opadające powieki.

- To nic nowego. - Donna uśmiechnęła się do brata.

- Jestem piekielnie zmęczony! -jęknął w odpowiedzi.
- Przyjechałem promem z Dover, a potem zgubiłem się na
drodze z Calais.

- To prawie niemożliwe!

- Zjechałem z autostrady, żeby zadzwonić do ciebie.
Zapomniałem, jaki jest numer twojego telefonu i nie umia­
łem sobie poradzić. Sama wiesz, że kiepsko mówię po
francusku. Tak więc ruszyłem wprost do Paryża, a tutaj
twoja konsjerżka nie wpuściła mnie do mieszkania i nie


 


12

 


pozwoliła poczekać, aż wrócisz. Włóczyłem się trochę, ale wpadłem w oko jakiemuś policjantowi i musiałem zameli­nować się w bistrze.

- Czy zanim zatelefonowałeś, spacerowałeś pod okna­
mi? - spytała Donna. - Dochodząc do domu miałam wra­
żenie, że ktoś za mną idzie, ale kiedy się obejrzałam, nie
zobaczyłam nikogo.

Gavin wyprostował się błyskawicznie w fotelu. Jego do­lna warga zadrgała nerwowo.

Ktoś cię śledził? - spytał z niepokojem.

Chyba tak. Powiedz mi wreszcie, czego się boisz.

- Wpadłem w tarapaty. I on dowiedział się o wszy­
stkim. Dlatego musiałem uciekać, zanim rozpęta się piekło.

- Mówisz o ojcu?

- Nie, o Brodim. Ale on natychmiast powie ojcu, więc
na jedno wychodzi.

Donna zbladła jak papier.

- Co zrobiłeś? - spytała brata.
Spojrzał na nią z ukosa i zagryzł wargę.

Potrzebowałem pieniędzy. Ostatnio miałem złą passę, ale nie mogła przecież trwać w nieskończoność. Musiałem mieć szansę odegrania tego, co straciłem.

Ochf - jęknęła Donna. - Znów zacząłeś grać! Jak mogłeś?! Przecież obiecałeś...

Nie masz pojęcia, jak koszmarne jest moje życie -wybuchnął Gavin. - Tobie to dobrze. Wyjechałaś sobie, ale ja jestem uziemiony. Dzień po dniu chodzę do firmy i ślę­czę przy biurku, a głupi ludzie przez cały czas nie dają mi spokoju. I do tego jeszcze ojciec. Patrzy na mnie tak, jakby żałował, że w ogóle się urodziłem.

Gavin skrył twarz w dłoniach i zaczął drżeć na całym ciele.


 


13

 


- Uspokój się, proszę. - Donna uklękła na podłodze
obok fotela. Ten dorosły brat zachowywał się jak bezradny
mały chłopak. Przyjechał do niej, bo potrzebował opieki.

- Donno, pomóż mi.

Ileż to razy słyszała te słowa z jego ust?

Oczywiście, pomogę - przyrzekła, głaszcząc Gavina po głowie. Mimo że byli bliźniakami, zawsze czuła się starsza. Urodził się pól godziny później i długo przebywał w inkubatorze pod ścisłą kontrolą. W pewnym sensie od tamtej pory aż do dziś wymagał opieki.

Skąd Brodie dowiedział się, że grałeś? - spytała Don­na.

Musiałem wziąć forsę z prywatnego konta - odrzekł, nie odrywając rąk od twarzy.

- O Boże! Z konta ojca? Ale skąd Brodie...

On teraz kieruje interesami. Od wiosny. Ojciec prze­kazał mu nadzór nad firmą, z chwilą gdy poczuł się gorzej.

Co jest ojcu? - Donna nie miała pojęcia, że choruje i że przestał prowadzić firmę.

Lekarz stwierdził dusznicę bolesną - odrzekł Gavin. - Nie miej takiej przerażonej miny. Musi po prostu zwolnić tempo życia i bardzo na siebie uważać. Tylko zdenerwowa­nie lub przemęczenie wywołuje atak. Zalecono mu natych­miastowe przejście na emeryturę, lecz ojciec nie poddał się do końca. Mianował Brodie'ego dyrektorem, ale sam zo­stał prezesem. Przychodzi na zebrania zarządu i z daleka czuwa nad wszystkim, co dzieje się w firmie.

A więc rządzi Brodie Fox! - Ma, czego chciał, mimo że nie udało mu się zostać zięciem szefa, pomyślała z gory­czą.

 

Czy to cię dziwi?

Nic a nic - spokojnie odparła Donna.


 


14

 


Brodie zawsze o tym marzył. Ostatni atak ojca stwo­rzył mu ogromną szansę.

Dlaczego nic nie powiedziałeś? - spojrzała z wyrzu­tem na brata. - Przecież odwiedzałeś mnie wiosną.

Nie chciałem cię martwić. - Gavin nie patrzył siostrze w oczy.

Nie uwierzyła w jego słowa.

- Ile wziąłeś z konta ojca? - spytała po chwili.
Nadal unikał jej wzroku. Językiem zwilżył nerwowo

wargi.

- Ja te pieniądze tylko pożyczyłem. Przecież wreszcie
musiało dopisać mi szczęście.

Ile? - powtórzyła Donna....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin