Grzegorz Babula A To Mistyka Resocjalizacja I Niniejszym zapodaj�, �e wnosz� s�uszn� skarg� na obywatela nazwiskiem Pajtu� Antoni, kt�ren, gdzie mieszka, to wszyscy wiedz�. Wy�ej wymieniony Pajtu� zak��ca spok�j wszystkim rolnikom po ca�ej okolicy i swoim zachowaniem wywo�uje oburzenie, �e nawet ksi�dz w niedziel� na mszy wypomina�. Jego maszyny ha�asuj� przez ca�y bo�y dzie�, a i w nocy te� je s�ycha�, tak �e luzie strudzeni ci�k� prac� dla naszej Ludowej Ojczyzny nie mog� wcale spa�, a odpoczynek im si� nale�y, co jest napisane w Konstytucji. Cuda u niego si� dziej�, �e nie wypowiedzie�, dziwne zjawy si� pokazuj� i typy r�ne podejrzane, �e porz�dny cz�owiek wzrok ze zgrozy odwraca. Czarami si� te� zajmuje, smrody okropne w niebo puszcza takie, �e kury przestaj� si� nie��, a krowom mleko w wymionach kwa�nieje. �yje taki nie wiadomo z czego, z dostaw si� nie wywi�zuje i niczego si� nie boi. Jak ju� nasza kochana Milicja sobie z nim nie poradzi, to przyjdzie chyba tylko u Boga pomocy szuka�. Dlatego upraszamy szanown� instancj� o szybk� i skuteczn� interwencj�, bo jak nie, to skarga wy�ej p�jdzie. Oburzone spo�ecze�stwo. Plutonowy przeczyta� list dwa razy, zmi�� go i rzuci� do odleg�ego o dwa metry kosza. Oczywi�cie nie trafi�, co przyprawi�o go o atak melancholii. Nic mu si� ostatnio nie udawa�o. W dodatku denerwowa�y go te listy, dzie� w dzie� przychodz�ce z porann� poczt�. Wszystkie ze skargami na Pajtusia. Pisa�a je stara Skrobiszewska, wiedzia� o tym doskonale. Baba by�a k��tliwa i j�dzowata, ca�a wie� ba�a si� jej ostrego j�zyka, jednak troch� racji mia�a. Inni te� skar�yli si� na ha�asy, dobiegaj�ce z obej�cia Pajtusia. Mia� te� do niego plutonowy spraw� urz�dow�, rzeczywi�cie le��c� w kompetencjach milicji. Nie wiedzia� tylko, jak si� zabra� do rzeczy. Prawd� m�wi�c ba� si� do Pajtusia i��. By� kiedy� u niego, jeszcze jako ma�y szkrab, i napatrzy� si� takich strasznych rzeczy, �e przerazi� si� �miertelnie i do tej pory zosta� mu uraz. Wi�cej jego stopa tam nie posta�a. Do dzi� pozosta�o mu tylko niejasne wspomnienie ciemnego pokoju, pe�nego dziwacznych konstrukcji, w kt�rym u powa�y drzema�y rz�dem nietoperze, a z mrocznych zakamark�w wype�za�y niesamowite stwory. Do tego jeszcze Pajtu� by� jego ojcem chrzestnym i niezr�cznie by�o i�� do niego z oficjaln�, urz�dow� interwencj�. G�upia sprawa. Plutonowy westchn�� ci�ko. Opar� �okcie na biurku i ukry� twarz w d�oniach. Z g��bokiej zadumy wyrwa� go dzwonek telefonu, Oci�a�ym ruchem si�gn� po s�uchawk�. - Posterunek Milicji Obywatelskiej w Litwie. S�ucham, o co chodzi? - powiedzia� pe�nym przejmuj�cego smutku g�osem. - To wy, Pomy�ka? - pozna� porucznika Piechonia z komendy Wojew�dzkiej. - Obywatelu poruczniku - j�kn�� �a�o�nie - prosi�em, �eby pan mnie tak nie nazywa�. - A jak, u diab�a? Wszyscy was tak nazywaj� By�a to jedna z jego licznych �yciowych tragedii. Plutonowy nazywa� si� bowiem S�owacki. Przez pomy�k�. Ca�a historia zacz�a si� od jego pradziadka, powsta�ca 1863 roku. Pradziadek by� ratajem u miejscowego dziedzica. M�ody ksi�dz, prowadz�cy szk�k� dla folwarcznych dzieci, wyuczy� go pisa� i czyta�, a przy okazji zarazi� ideami narodowowyzwole�czymi. Gdy wybuch�o powstanie styczniowe, pradziadek przy��czy� si� do pierwszego oddzia�u powsta�c�w przeje�d�aj�cych przez wie�. Podczas jednej z d�ugich, sp�dzanych przy ognisku nocy, wpad�a mu w r�ce ksi��ka, kr���ca z r�k do r�k po ca�ym oddziale. By�a powycierana i wystrz�piona, a do tego brakowa�o jej karty tytu�owej. Ksi��ka, jak mawia� potem pradziadek, kt�ry po powstaniu zwiedzi� par� kraj�w, by�a "fein". Przeczyta� j� jednym tchem. G��boko w serce zapad�a mu ta wierszowana opowie�� o m�odzie�cu, wracaj�cym po d�ugiej niebytno�ci do rodzinnego domu; m�odzie�cu, kt�rym interesuj� si� pi�kne kobiety, potem pojawia si� ksi�dz Robak ze swymi dramatycznymi dziejami, a na ko�cu sam jenera� D�browski. Od koleg�w dowiedzia� si�, �e ksi��k� t� napisa� najwi�kszy polski poeta. Pradziadek powzi�� niez�omne postanowienie zmiany nazwiska na takie, jakie nosi� narodowy wieszcz. Jego w�asne, po ojcach, by�o powodem licznych drwin ze strony towarzyszy. Piecuch. Na pami�tk� przodka zduna. Kiedy po upadku powstania oddzia� poszed� w rozsypk�, dziadek kry� si� po lasach z m�odym dow�dc� - studentem z Warszawy. T�umi�c nie�mia�o�� spyta� go, jak to te� nazywa� si� najwi�ksza- polski poeta. Student, b�d�cy �wie�o pod wra�eniem lektury "Kordiana" i "Kr�la-Ducha" odpar� z g��bokim przekonaniem S�owacki! I sta�o si�. Pradziadek powr�ciwszy po wielu perypetiach do rodzinnej wioski, nazywaj�cej si� notabene Litwa, spoi� pisarza z cyrku�u i kaza� mu we wszystkich papierach zmieni� Piecucha na S�owackiego. Tak ju� zosta�o. Dramat zacz�li prze�ywa� dopiero jego potomkowie, a w�r�d nich plutonowy. Kiedy przy r�nych okazjach musia� podawa� swe personalia, zdarza�o si� ci�gle to samo. S�owacki? - pytano. Mo�e krewny? Nie, nie krewny. Miejsce urodzenia? Litwa. S�owacki z Litwy? Na pewno nie Mickiewicz? Nie, nie, bo to przez pomy�k� - odpowiada� plutonowy i dr��cym ze zdenerwowania g�osem wyja�nia� ca�� skomplikowan� histori� w�asnego nazwiska. Dlatego te� znajomi ochrzcili go Pomy�k�. Dalsze zdziwione pytania pada�y, gdy podawa� imi� ojca - Julian. Julian? A dlaczego nie Juliusz? Zn�kany plutonowy opowiada�, jak to jego dziadek chcia� da� synowi imi� Juliusz, ale niekompetentna urz�dniczka nies�usznie powo�a�a si� na zarz�dzenie, zabraniaj�ce nazywa� si� tak, jak postacie historyczne. Przysta�a na Juliana. Ojciec plutonowego - Julian, te� mia� ju� dosy� pyta� o swoje imi� i swego syna postanowi� nazwa� zwyczajnie - J�zek. Zapomnia� tylko o inicja�ach. Dlatego te� plutonowy wystrzega� si� jak m�g�, by przez zapomnienie nie podpisa� si� "J. S�owacki". Powodowa�o to kolejne pytania i �arty. D�ugo w uszach d�wi�cza�y mu ironiczne s�owa polonistki ze szko�y podstawowej: "Niby S�owacki, a z wypracowania dwa". Prze�kn�� gorzk� �lin� �alu i powiedzia� z wyrzutem do mikrofonu: - Tak jest, to ja, obywatelu poruczniku - stara� si�, by w tym zdaniu zabrzmia�a ca�a gama uczu� jego ura�onej do �ywego godno�ci. - Co wy ci�gle tacy markotni, Pomy�ka? Wi�cej �ycia! - Tak jest, obywatelu poruczniku. - S�uchajcie no, przychodz� tu do mnie donosy. Na niejakiego Pajtusia. �e ha�asuje, powietrze zatruwa, duchy wywo�uje. Na was te�, �e si� oci�gacie z interwencj�, bo to wasz krewny i �e ochraniacie go przez kumoterstwo. Pisz� tutaj, zaraz, zaraz... o mam! "uprawia polityk� protekcjonizmu". To o was. Musieli to chyba w dzienniku telewizyjnym us�ysze�, co? Powiedzcie mi, czy to prawda? Plutonowy zamrucza� do siebie pod nosem: A wi�c skarga ju� posz�a wy�ej. - Co wy tam mamroczecie? J�zef S�owacki drgn��, jak obudzony ze snu. - Tak, tak, prawda, w dzienniku. - Co wy wygadujecie? Pytam si�, czy to rzeczywi�cie wasz krewny? - zirytowa� si� porucznik. - Niezupe�nie, to tylko m�j ojciec chrzestny. - Oj, nie podobacie mi si�, Pomy�ka. Pami�tajcie, �e walczymy z nepotyzmem. - Z czym? - No w�a�nie z kumoterstwem, co wy, �picie, czy co? Jak pi�cioletnie dziecko zupe�nie. Co to za jeden, ten Pajtu�? - Taki jeden wioskowy wynalazca i zielarz. Spokojny cz�owiek. Nigdy ze wsi nie wyje�d�a�. Samotnie �yje, gazet nie czyta, nie karany. Ale rzeczywi�cie troch� ha�asuje i jeszcze... - Dobra, dobra, nie opowiadajcie mi tu ca�ej epopei. Za�atwcie t� spraw� jak najszybciej, �ebym o tym wi�cej nie s�ysza�. M�wi� serio: jak najszybciej, bo po okolicy kr�ci si� ekipa telewizyjna z kamerami i tylko patrz�, kogo by obsmarowa�. Jak was potem zobacz� w telewizji, to nast�pna nasza rozmowa odb�dzie si� na dywaniku u starego. No, to powodzenia! - Trzask odk�adanej s�uchawki. - Tak jest, obywatelu poruczniku - powiedzia� mechanicznie plutonowy i te� od�o�y� s�uchawk�. Siedzia� chwil� w bezruchu. Dojrzewa�a w nim decyzja. Teraz albo nigdy. P�jdzie do Pajtusia i za�atwi spraw� od r�ki. Jest przecie� m�czyzn�. Wsta�, obci�gn�� mundur, za�o�y� czapk� i twardym krokiem ruszy� do wyj�cia. Na dworze panowa� upa�. By� w�a�nie sam �rodek letniego dnia i s�o�ce sta�o w zenicie. Na zachodzie jednak zbiera�y si� chmury i pewne by�o, �e przed wieczorem rozp�ta si� burza, plutonowy z trudem wci�ga� w p�uca duszne, zapylone powietrze. Ju� po kilku krokach poczu�, jak koszula klei mu si� do plec�w. Szed� poboczem pe�nej wyboj�w, piaszczystej drogi, kt�ra po deszczu zamieni si� w nieprzejezdne bajoro. Czeka� go d�ugi marsz. Pajtu� mieszka� na skraju wsi. W�a�ciwie nawet za wsi�, pod samym lasem. Drzewa otacza�y z trzech stron jego obej�cie, a cz�� zabudowa� nikn�a w zaro�lach. Odpowiada�o mu takie osamotnienie i chocia� ludzi traktowa� �yczliwie, to z nikim nie utrzymywa� bliskich stosunk�w. Po wsi si� nie kr�ci�y wola� sw�j w�asny �wiat. O jego cha�upie kr��y�y legendy, lecz ludzie woleli ich nie, sprawdza�. Plutonowy co chwila unosi� palec do czapki, salutowaniem odpowiadaj�c na padaj�ce ze wszystkich stron pozdrowienia. Przechodzi� w�a�nie przez samo centrum wsi i ludzie stoj�cy w kolejce do geesu machali do niego �yczliwie. Przyspieszy� kroku, by nie ulec pokusie zajrzenia na poczt�. Tam w okienku siedzia�a Marysia. Kr�tkie zajrzenie mog�o si� wi�c zako�czy� p�nym wieczorem. Marysia mog�a poczeka� do jutra, urz�dowa sprawa ju� nie. Nagle us�ysza� dobiegaj�cy gdzie� z ty�u warkot. Obejrza� si�. To jecha� Pajtu� na swym os�awionym poje�dzie. Plutonowy ucieszy� si�. Cz�� drogi zostanie mu oszcz�dzona. Pogada z nim tutaj, na miejscu. Pajtu� zbli�a� si� szybko. Siedz�c wysoko na chybotliwym krzese�ku pokrzykiwa� co� weso�o do stoj�cych przy geesie ludzi, a ci odpowiadali mu u�miechami. Plutonowy zacz�� krzycze� do niego, �eby si� zatrzyma�, ale przera�liwy huk motoru zag�uszy� s�owa. Pajtu� ujrzawszy milicjanta zerwa� czapk�, pomacha� ni� nad g�ow� i pojecha� dalej. Plutonowego owion�� od...
Msyogi