Maggie Price - Przedmiot pożądania.pdf

(500 KB) Pobierz
451464111 UNPDF
Maggie Price
Przedmiot pożądania
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Co się dzieje, do cholery?
Zadane ostrym tonem pytanie przecięło ciszę pogodnej majowej nocy
akurat w chwili, gdy zastępca prokuratora okręgowego, Bill Taylor,
otwierał drzwiczki swego czarnego lincolna. Odwrócił się i
natychmiast przygwoździło go spojrzenie pary zielonych oczu. Lśniły
tym samym gniewem, którym emanował głos. W pobliżu stała
zaparkowana policyjna furgonetka. Dzisiejszej nocy służyła jako
ruchomy posterunek podczas akcji skierowanej przeciwko ulicznym
prostytutkom i ich klientom. W świetle reflektorów zielone oczy
wydawały się niemal za duże w szczupłej kobiecej twarzy o wysoko
sklepionych kościach policzkowych.
- Słucham? - spytał Bill, przesuwając wzrokiem po miłych dla oka
wypukłościach.
- Pytałam, co się dzieje, do cholery.
- To zrozumiałem. - Warkot zapalonego nagle silnika sprawił, że Bill
spojrzał ponad ramieniem kobiety. Po przeciwnej stronie słabo
oświetlonego parkingu zobaczył grupę mężczyzn z różnych wydziałów
policji w Oklahoma City. Mieli na sobie dżinsy i podkoszulki, natomiast
kobiety lśniły od cekinów i krzykliwej biżuterii - podobnie jak stojąca
tuż obok dziewczyna. Znów spojrzał w pełne ekspresji zielone oczy. -
Jeśli powie mi pani, o co chodzi, spróbuję wyjaśnić, co się dzieje, do
cholery.
Mimo ciemnej warstwy różu pokrywającej jej policzki Bill zauważył,
że się zaczerwieniła. Popatrzył na pełne wargi umalowane
ciemnoczerwoną szminką i burzę kasztanowych włosów otaczającą
głowę i ramiona. Poczuł agresywny zapach tanich perfum i zaskakujący
skurcz w lędźwiach. Natychmiast uznał go za najzupełniej zbędny
odruch organizmu.
- Mówię o osobie Andrew Copelanda - odparła, poruszając palcami o
długich, krwistoczerwonych paznokciach. - To pierwszy z
aresztowanych dzisiaj. I właśnie usłyszałam od porucznika, że tą
sprawą już zainteresował się prokurator okręgowy. Chcę wiedzieć,
dlaczego.
- Rozumiem. - Spojrzenie Billa przesunęło się w dół. Wyszywana
czerwonymi cekinami bluzka odsłaniała gładkie, kremowe ramiona i
spory fragment bujnych piersi. Czarna, obcisła minispódniczka, która
mogłaby służyć za szeroki pasek, podkreślała wąskie biodra i ujawniała
niesamowicie długie, zgrabne nogi o kształtnych łydkach i delikatnych
kostkach. Bill uświadomił sobie, że ma ochotę uważniej przyjrzeć się
tej kuszącej całości. Zdziwiło go to, ponieważ od dawna żadna kobieta
nie wzbudziła jego zainteresowania. Zaintrygowany, oparł ramię o
karoserię lincolna, wsunął kluczyki do kieszeni marynarki i zaczął
błądzić spojrzeniem po właścicielce wspaniałych nóg. Gdyby przed
chwilą nie powiedziała, że jest policjantką, mógłby przysiąc, że
rozmawia z prostytutką.
- Oficerze ... - Pytająco zawiesił głos, zirytowany faktem, że ona ma
nad nim przewagę. – Proszę wybaczyć, nie dosłyszałem pani nazwiska.
Wojowniczo poderwała głowę.
- Jestem Whitney Shea.
Wlepił w nią oszołomione spojrzenie. W przyćmionym świetle oraz z
powodu ostrego makijażu i wytapirowanych włosów rzeczywiście jej
nie rozpoznał. Nie było w tym nic dziwnego. Dzisiaj nie przypominała
tamtej bladej, przeraźliwie smutnej policjantki, która dwa lata temu
podczas procesu siedziała po przeciwnej stronie sali sądowej i
oczekiwała innego wyroku niż ten, którego domagał się Bill jako
oskarżyciel. Dobrze wiedział, że rezultat owego procesu był dla niej
źródłem głębokiego niezadowolenia.
- Oficerze Shea ...
- Jestem sierżantem - poprawiła z naciskiem. - Aresztowanie
Copelanda było w pełni uzasadnione. Proszę mi wyjaśnić, skąd to
zainteresowanie jego przypadkiem.
- Jak już powiedziałem porucznikowi, Copelanda zwolniono za
poręczeniem ...
- Pan sędzia wyszedł z przyjęcia, żeby powitać tego osobnika
natychmiast po przyjeździe karetki do aresztu. To znaczy, że
Copeland w ogóle nie trafił do celi.
- I tak nie siedziałby długo. Gdy Stone Copeland dowiedział się o
aresztowaniu syna, skontaktował się ze swoim prawnikiem, który
zadzwonił do sędziego ...
- Oraz do pańskiego szefa, prawda? - przerwała mu gniewnie. -
Kochany tatuś kazał prokuratorowi dopilnować, aby synalek nie
wylądował w celi wraz ze zwyczajną hołotą. Proszę mnie poprawić,
jeśli się mylę.
- Myli się pani - odparował sucho. - Prokuratora Harrimana wcale nie
obchodziło, czy Andrew Copeland spędzi tę noc w celi. Chciał tylko,
żebym dopilnował, aby obyło się bez formalnych uchybień, gdy
Copeland stanie przed sądem. Jego rodzina ma koneksje, a wiadomo,
że takich ludzi traktuje się ekspresowo.
Odrzuciła głowę do tyłu, a długie, czerwone kolczyki musnęły skórę
ramion.
- Mnie nie musi pan mówić, jak działa ten system. Gdyby nie
przyglądał się jej tak uważnie, chyba nie zauważyłby cienia emocji,
który na moment pojawił się w zielonych oczach. Bill nie wątpił, że to
cierpienie.
Już nie takie dojmujące jak przed dwoma laty, lecz jednak wciąż
cierpienie. Zmarszczył brwi. Od procesu jej ojca widział w sądzie
setki twarzy - wykrzywionych żalem, bólem, uśmiechniętych radośnie
lub drwiąco. Najlepiej jednak zapamiętał Whitney Shea. Nie miał
pojęcia dlaczego.
- A więc nie załatwiał pan jakiejś ugody, aby Copeland nie odpowiadał
za popełnione dziś przestępstwo?
To pytanie podziałało otrzeźwiająco. Z ulgą przestał się zastanawiać,
dlaczego wciąż ją pamięta.
- Gdybym chciał, aby przestępcy nie odpowiadali za łamanie prawa, nie
zostałbym prokuratorem. - Zacisnął szczęki. Ta policjantka zepchnęła
go do defensywy. Cóż za irytująca sytuacja.
- Zobaczymy, czy dzisiejsze aresztowanie pozostanie w mocy.
- Pozostanie - zapewnił bardziej ostro, niż zamierzał. - Złożyła pani
raport. Zdjęcie Copelanda trafiło do komputerowej kartoteki.
Zatrzymano samochód aresztowanego i dokonano rutynowego
przeszukania. Spisano zawartość. Nikt z biura prokuratora
okręgowego nie wymaże tych danych.
- Idę o zakład, że nazwisko Copelanda nie trafi do jutrzejszej gazety
wraz z listą czterdziestu dziewięciu innych mężczyzn aresztowanych
dziś wieczorem - powiedziała Whitney z przekąsem.
Bill usłyszał w jej głosie frustrację. Doskonale rozumiał przyczyny.
- Przypuszczalnie ma pani rację. Stone Copeland zatrudnia całą armię
najlepszych prawników. Jeden z nich już prawdopodobnie
skontaktował się z właścicielem gazety i omówił z nim tę sprawę.
Whitney Shea odwróciła wzrok i przeczesała palcami włosy.
- Andrew Copeland to śmieć.
- Aresztowano go dopiero pierwszy raz.
- Tak nam się wydaje. - Znów spojrzała mu w oczy, a jej
uszminkowane wargi wygięły się w cynicznym uśmieszku. - Ciekawie
byłoby się dowiedzieć, ile razy tatuś Copeland telefonował gdzie
trzeba, aby wyciągnąć juniora z tarapatów.
Ta sama myśl przemknęła Billowi przez głowę, gdy niecałą godzinę
temu patrzył na ugrzecznionego i skruszonego Andrew Copelanda
wsłuchanego w słowa sędziego.
- Nasze obowiązki niewiele się różnią, pani sierżant. Oboje musimy
brać pod uwagę wyłącznie fakty. Gdy Andrew Copeland namawiał
policjantkę w przebraniu do czynu nierządnego i został zatrzymany,
było to jego pierwsze aresztowanie. Wygląda na to, że zrobił tylko
tyle, co inni mężczyźni aresztowani podczas policyjnej akcji.
- Może tylko na to wygląda - zauważyła Whitney Shea, biorąc się pod
boki. - Skoro już ma z głowy tę drobną przeszkodę w postaci
aresztowania, pewnie znów zajmie się tym, co planował na resztę
wieczoru.
Bill w zamyśleniu spuścił wzrok i zatrzymał go na czerwonych
paznokciach widocznych spod pasków sandałków na wysokich
szpilkach. Właśnie był na wernisażu w galerii, gdy zadzwonił szef i
oświadczył, że adwokat Copelanda seniora załatwia sprawę
błyskawicznego zwolnienia jego syna. Prawdę mówiąc, Bill wcale nie
zirytował się z powodu nagłego wezwania. Poszedł na wernisaż z
Celeste - kolejną z wielu kobiet podsuwanych mu przez siostrę, od
dawna usiłującą ożywić jego życie towarzyskie. Celeste była piękną
blondynką o figurze modelki i z ogniem w oczach. Podobnie jak
poprzednie kandydatki, nie wzbudziła w Billu nawet cienia
zainteresowania. Ostatnia kobieta, która go fascynowała, zerwała ich
zaręczyny i wyszła za innego. Miłość okazała się dla niego przykrym
doświadczeniem, toteż w najbliższym czasie nie zamierzał znów
ryzykować. Pozwolił jednak spojrzeniu powędrować powoli po
wspaniałej sylwetce Whitney Shea - tym razem w górę, aż napotkał
jej wzrok. Ucieszyło go, że ujrzał w nim przenikliwość policjanta, a nie
pożądanie.
- W ciągu trzech lat prawdopodobnie ten sam osobnik zamordował
sześć prostytutek. Ostatnie zabójstwo miało miejsce niecały tydzień
temu. Pani niewątpliwie sądzi, że mordercą może być Copeland.
- To... intuicja. - Zmarszczyła brwi, jakby rozdrażnił ją fakt, że ktoś
czyta w jej myślach. - Wie pan, jak zmarły te kobiety? - spytała po
chwili. - Jak ten śmieć je torturował i kaleczył, gdy jeszcze żyły?
- Słyszałem coś niecoś, ale nie czytałem akt.
- Powinien pan. - Nagle postąpiła krok w jego stronę. Stała teraz tuż
obok. Na wysokich obcasach niemal dorównywała mu wzrostem. - Nie
szukamy jakiegoś zwyczajnego mordercy. Ten typ to istny potwór.
Najgorszy sadysta. Jeśli okaże się, że to Copeland, będzie pan mieć
znacznie więcej roboty niż pilnowanie, żeby obyło się bez formalnych
uchybień.
- Jeśli dysponuje pani jakimś dowodem, że tym seryjnym zabójcą jest
Copeland, to proszę wsiadać. - Wskazał ręką otwarte drzwiczki
lincolna. - Pojedziemy do sądu i osobiście sporządzę akt oskarżenia.
Whitney Shea wydęła wargi.
- Ciekawe, czy wtedy ten złoty młodzieniec wylądowałby wreszcie w
celi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin