ROZDZIAŁ 13 ZŁE CZARY WOJNY Marzec 2622 r. Lotniskowiec Trzech więtych Układ C-801 A boje toczyły się straszne, nieprzewidziane przez żadne regulaminy i nieopisane w żadnych gazetach... Ale od poczštku. Wróciłem do swojej rodzimej eskadry 1-02 i nawet do tej samej kajuty na Trzech więtych. Objęlimy się z Kolš, przywitałem się z Kożemiakinem, zameldowałem dowódcy eskadry - tymczasowo to stanowisko zajmował Babakulow. A gdy się dowiedziałem, ilu z naszych zginęło, płakałem po cichu w toalecie. Dowódca Gotowcew - zestrzelony zginšł. Pieriwierziew - zestrzelony zginšł. Tiernowoj - zestrzelony zginšł. Uzupełnienie, które dołšczyło do eskadry przed wypadem do układu Lwiego Ziewu, również poległo w pełnym składzie. I jeszcze Capko. Ciężko poparzony leżał w szpitalu. Trafiony wylšdował przymusowo obok Miasta Pułkowników. Jego flogger wybuchł już na ziemi. Nie było prawie nikogo z tego składu, który ja i Kola zastalimy w maju zeszłego roku. Znalazłem się w towarzystwie ponurego Babakułowa, milczšcego Jegora Kożemiakina i nagle zmężniałego, poważnego Bohatera Rosji Nikołaja Samochwalskiego. Reszta eskadry (dla mnie - zupełnie nowe twarze) dzieliła się na dwie grupy. Pierwsza - pięciu młokosów, wieżo po skróconych kursach. Nie dali im nawet stopnia podporucznika, obiecali awansować po pierwszej walce. To radoć dopiero... Kategoria druga -trzech poruczników z oddziału liniowca Generalissimus Ksišżę Suworow Rymnicki, zwanego po prostu Suworowem. Ta unikalna seria liniowców miała hangary, dwie katapulty i pokład lotniczy na rufie. Jeszcze przed wojnš nie wróżono nic dobrego tej hybrydzie lotniskowca z liniowcem i rzeczywicie, Suworow i jego statki bliniacze więcej sprawiały problemów swoim załogom, niż zadawały strat wrogom. Dlatego też, gdy deficyt luksogenu i pilotów dał się poważnie we znaki, liniowce umieszczono na orbicie C 801-7, a ludzi i sprzęt rozdzielono między eskadry prawdziwych lotniskowców. I z takš włanie pstrokatš zbieraninš mielimy ić do generalnej walki. No i jeszcze sprzęt: szeć durandali, trzy gorynycze, trzy zmobilizowane szkolno-bojowe sparki. Niemal wszystko po remoncie. Na durandalu z numerem fabrycznym 622-7-11, który dostałem, nie działał namiernik podczerwieni, a na dolnej powierzchni centroplanu znalazłem wieżš łatę metr na metr. Gdy zapytałem miczmana Chomienkę, technika z dywizjonu technicznego, czy można z takim plastrem manewrować w atmosferze, zawahał się i powiedział: - Poczytajcie dziennik pokładowy, tam jest wszystko napisane. Faktycznie, dużo tam było napisane. Nie miałem siły czytać czterech bitych stron drobnym maczkiem, przeleciałem tekst wzrokiem. Myliwiec DR-19 Durandal, numer fabryczny... usunięcie uszkodzeń bojowych... planowa profilaktyka... wymiana... naprawa... płyty F2, F3... z braku odpowiednich częci zamiennych... dowódca brygady remontowej zaproponował... konsultant DT zatwierdził... plaster polistalowy...". Aha i najciekawsze: Po przeprowadzonym remoncie do chwili wymiany tymczasowego plastra na płyty F2 i F3 zablokować w autopilocie funkcje manewrowania w atmosferze, a pilota uprzedzić, że przy wykonywaniu lotów z pokładu lotniskowca niedopuszczalne jest podchodzenie do szczelnych warstw atmosfery. Konsultant DT A.I. Gruziński, podpis, data". - Nie rozumiem. Co to za konsultant? - Ee... widzi pan, Andriej Iljicz Gruziński to człowiek w najwyższym stopniu kompetentny, tylko cywil... no i trzeba było wymylić dla niego specjalne stanowisko. Ach no tak, Gruziński! Ten inżynier, którego wysłali do nas z koncernu razem z pierwszš partiš durandali! Jednak u nas został! No dobrze, wszystko super, tylko jakja mam walczyć na takim gracie, który nie może wyjć z kosmosu do atmosfery?! Jak się okazało, nie jest to odpowiednia pora na zadawanie takich destrukcyjnych pytań. Godzinę póniej zebrali nas na instruktażu i opowiedzieli różne wesołe rzeczy. A kolejnš godzinę póniej Trzech więtych wyruszył do rejonu na peryferiach układu planetarnego C 801, gdzie koncentrowała się grupa operacyjna Sztorm. I tak zaczęło się dla nas starcie generalne, które przeszło do historii jako bitwa dwustu bander. Prawidłowe, nudne słowa pojawiš się póniej w pracach historyków: Pierwszy etap operacji, drugi, trzeci... obrona manewrowa, kontruderzenie... Ale tym, którzy walczš na froncie, takie słowa się nie przydadzš. Nie ma w nich siodkawego zapachu sylumitu, nie ma płonšcych lotniskowców, nie ma przerażenia piechoty wbitej w nieg falš uderzeniowš... Dowcipny publicysta wojenny Diegtiariew, wiadek wydarzeń, w swojej ksišżce Wspinaczka na górę Chukarji" nazwał te etapy inaczej. Opowieć o obronie manewrowej Osiemset Pierwszego parseku otrzymała tytuł Balet". Rozdział o ataku grup lotniskowców Buran i Sztorm został zatytułowany ...Włšczajšc myliwce dyżurne". Historia obrony Miasta Pułkowników miała tytuł Trzymać się!" - to słowo w pamiętnym rozkazie dowódcy z piętnastego marca powtarzało się siedem razy. A rozdział o tym, co było dla nas najważniejsze, o tym, dzięki czemu przeżyli ci, którzy przeżyli, został nazwany Przysięgam na Aszę, cišgnęlicie demony!". I to również był cytat. Poczštek tego, co Diegtiarew nazwał baletem, w niczym nie przypominał tej sztuki ani tańca w ogóle. Grupa operacyjna Sztorm (trzy lotniskowce, liniowiec, dziewięć okrętów eskortowych) jednym skokiem odeszła od Osiemset Pierwszego. Statki weszły na kurs 0-270 i nabrały prędkoci patrolowej 60 M. Była to prędkoć wystarczajšca do niemal błyskawicznego wejcia w x-matrycę, lecz nie na tyle duża, żeby wykluczyć swobodę manewrowania w zwykłej przestrzeni. Grupa operacyjna zajęła pozycję, na której nie mogła zostać stwierdzona przez wroga, gdyby wyszedł przez x-matrycę do Miasta Pułkowników. W tym wypadku (wariant ciasny atak") flotę Końkordii powitałaby Interflota, nasze pstrokate siły osłony w rejonie planety i przeciwnik nawet by nie podejrzewał, że statki Drugiej Uderzeniowej również znajdujš się w pobliżu. Zachowywalimy całkowitš ciszę radiowš, wszystkie iluminatory były zasłonięte, wiatła zgaszone. Gorszym, ale niestety bardziej prawdopodobnym scenariuszem był atak odległy". Żeby go przeprowadzić, przeciwnik musiałby wyjć z x-matrycy mniej więcej w tej odległoci od Miasta Pułkowników, w której znajdowały się nasze grupy. W tym wypadku mielimy szansę dostrzec wroga pierwsi, co pozwalałoby na atak z zaskoczenia, z wygodnych pozycji. Zresztš żadna z tych grup, ani nasz Sztorm, ani Buran czy Cyklon, i tak nie mogłaby samodzielnie pokonać armady wroga. Powiedzmy szczerze, że cała Druga Flota zebrana do kupy też nie miała większych szans. Przewagę liczebnš klonów optymista Berdnik okrelał jako znacznš", a pesymista Babakułow jako miażdżšcš". I nikt nie mówił nam: Orły, to będzie wasze zwycięstwo!". Nie. Na instruktażu stawiano tę kwestię inaczej - sprzedajcie drogo swoje życie. Zwycięstwo będzie, będzie na pewno. Ale raczej nie dla nas. Około drugiej w nocy dwunastego marca otrzymalimy rozkaz eskortowania asmodeuszów, floggerów dalekiego rozpoznania. Każdy asmodeusz (zwany przez nas garbaty") dostał dwie pary myliwców osłony. W jednej parze ja byłem prowadzšcym, drugš prowadził Kolka. Patrolem dowodził znajdujšcy się na pokładzie asmodeusza kapitan trzeciej rangi Zagrow ze sztabu grupy operacyjnej Sztorm. Podniesione z naszych lotniskowców asmodeusze były jedynie fragmentem gigantycznego patrolu rozwiniętego wokół Osiemset Pierwszego parseku. Wytężać wzrok! Uważać! Żeby nawet mucha nie przeleciała! Musimy dostrzec wroga, zanim wróg zauważy nas! Oficer, który ustanowi pierwszy kontakt z dużš formacjš przeciwnika, dostanie Gwiazdę Bohatera! Wszyscy członkowie patrolu, włšczajšc eskortę - Ordery Chwały! Niele, co? Lot miał być długi, rotację myliwców planowano dopiero za osiem godzin. Wielkie asmodeusze z ich autonomicznociš mogły spędzić w przestrzeni nawet dwa dni; my mielimy zapas tlenu na podobny okres, ale siedzenie w kabinie myliwca dłużej niż dwanacie godzin to męka, w porównaniu z niš tortury hiszpańskiej inkwizycji sš masażem leczniczym. Dostalimy pełnš rację żywieniowš - co niebywałego! A każdego palacza uszczęliwiono dwiema sztukami bezdymnych papierosów. Jakby nas posyłali na pewnš mierć... Praca radarów w naszych myliwcach była kategorycznie zabroniona. Włšczyć je można było jedynie po otrzymaniu telekodowego sygnału z pokładu asmodeusza, a taki sygnał mógł być przekazany jedynie przy bezporednim zagrożeniu ze strony konkordiańskich floggerów. Wyjć na łšcznoć z pełnš mocš przekanika moglimy tylko wtedy, gdyby asmodeusz z niewiadomych powodów nie zdołał oznajmić statkowi flagowemu o stwierdzeniu statków przeciwnika - wtedy my mielimy wypełnić tę misję. Na wszelki wypadek sektory panelów sterowniczych odpowiedzialne za sterowanie radarami i łšcznociš zostały zablokowane klapkami i opieczętowane plombami chronometrycznymi. Start przeszedł idealnie. Para Koli szybko dogoniła i przegoniła asmodeusza, wysunęła się daleko do przodu. Ja ze swoim, prowadzony, stanowiłem bezporedniš osłonę i miałem znajdować się w cišgłym kontakcie wzrokowym z garbatym". Nasza aparatura przyjmowała pakiety informacyjne, które raz na minutę zrzucały nakierowane anteny asmodeusza jednym krótkim impulsem. Parser deszyfrował pakiet i na naszych ekranach pojawiał się pełny obraz taktyczny w promieniu działań radarów garbatego", odwieżany z pewnym opónieniem. Nasza optyka pokładowa również sprawnie skanowała przestrzeń. Z b...
sunzi