Nowy17.txt

(11 KB) Pobierz
Rozdział 17



Co to takiego? - Pila przyturlała się i próbowała zerknšć na komunikator, na który patrzył też Straat-ien, siedzšcy na brzegu łóżka. Ekran, który trzymał, miał osiem centymetrów kwadratowych i mógł emitować pseudoholograficzne projekcje.
Oparła się o niego i zarzuciwszy ręce na szyję, oparła głowę o jego ramię.
- Wais! A to ciekawe. Widzę, że nie nosi translatora. - Słuchała uważnie. - Jej gesty sš z pewnociš dobitne. Czy to ta, o której mi opowiadałe i którš znasz tak długo?
Kiwnšł głowš i razem wysłuchali transmisji do końca.
Straat-ien odłożył komunikator na nocnš szafkę i położył się na łóżku. Jego towarzyszka przytuliła się do niego, obejmujšc ramieniem jego pier. Przez chwilę milczeli, przetrawiajšc treć przekazu obcej.
- Mylisz, że się nie myli co do nas?
- Nie wiem. - Straat-ien zapatrzył się w sufit. - Czasami mylę, że wie o nas więcej, niż my sami.
- Więc j estemy skazani na wiecznš walkę? S' vanowie powstrzy-majš nas przed zagładš, ale na tym koniec? Nie pomogš nam zmienić starych przyzwyczajeń, nie wesprš przy tworzeniu pokojowej cywilizacji. - Zmarszczyła brwi. - Nie chcę już więcej walczyć.
- Ja też nie - mruknšł Straat-ien. - Ale ty i ja możemy korzystać z wnikliwoci Kadry. Jestemy bardzo nielicznš, niezbyt wpływowš mniejszociš. Większoć rodzaju ludzkiego cišgle widzi wszystko inaczej.
- Wyglšda na to, że Wais oczekuje, że co w tej sprawie zrobisz. Wzruszył ramionami i zrzucił z nóg przecieradło.
204
- Ona zna mnie lepiej, niż jakiegokolwiek innego Ziemianina. Wie o Kadrze i o tym, że próbujemy znaleć jaki sposób, by choć trochę zmienić nastawienie Ziemian. To będzie wystarczajšco trudne bez aktywnej opozycji ze strony samych S'vanów. Oni sš niebezpiecznie sprytni.
- Mylisz, że jest bezpieczna?
- Do tej pory dawała sobie radę. - Wyglšdał na zamylonego. -Gdy Kadra decydowała o jej losie, twierdziłem, że jeli zostawimy jš przy życiu, pewnego dnia stanie się dla nas użyteczna. Oto dowód - popukał w rekorder. - Gdyby nie ona, nie wiedzielibymy o tej organizacji S'vanów.
- Racja. - Pilš była dojrzała i mšdra. - Teraz możemy podjšć odpowiednie kroki. Kilka sugestii we właciwym czasie i miejscu, a będziemy mogli niepostrzegalnie zneutralizować ich wpływy.
Straat-ien westchnšł.
- Chciałbym, żebymy mogli równie łatwo wpływać na własny gatunek. W wielu naszych koloniach już wybuchły walki. Rada Kadry lada moment spodziewa się przeniesienia zamieszek na Ziemię. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ludzie nie widzš bezproduk-tywnoci takiego wstecznego zachowania.
Poklepała go po piersi.
- Jak słusznie zauważyłe, kochanie, my mamy za sobš Kadrę. Większoć Ziemian, nie... jeszcze nie.
- Jeli nie będziemy ostrożni - nigdy się to nie zdarzy. Wiem, że genetyczny wzór wszczepionego przez Ampliturów neuronowego ogniwa jest dominujšcy, ale minš setki lat, zanim przeniknie on na tyle głęboko do naszego DNA, by sprawić jakš różnicę.
- Dopóki to się nie stanie, musimy robić wszystko, co tylko w naszej mocy, Nevan. Spoczywa na nas wielka odpowiedzialnoć. -Palcami czochrała włosy na jego piersi.
- Chciałbym wiedzieć na pewno, czy przewidywania Lalelelang sš prawdziwe.
- Musimy przyjšć, że tak. Przyjęcie innego założenia składa nasz los w ręce S'vanów, Hivistahmów i całej reszty.
- S' vanowie - mruknšł. - Prędzej podejrzewałbym Hivistahmów, czy nawet Massudów, ale nie S'vanów.
- Oni zawsze żartujš i psocš, by ukryć swojš inteligencję - przypomniała mu. - Zawsze tak było.
Przez chwilę milczała, muskajšc dłoniš jego skórę.
205
- Nevan - zapytała trzewo - czy sšdzisz, że mamy jakš szansę, by zintegrować się ze społecznociš Gromady i cieszyć się pokojowš, partnerskš przyszłociš? Czy też rację ma Wais i już do końca skazani jestemy na walkę i zabijanie?
- Lalelelang jest pesymistkš, ale ma nadzieję, że potrafimy się zmienić. Myli tak ze względu na unikalnš szansę, myli że Kadra może być instrumentem tej zmiany i że możemy stać się przynoszšcš odnowę anomališ, której jej statystyki nie brały pod uwagę.
Pilš oparła się na łokciu i wpatrzyła się w niego.
- Nie pytałam, co ona myli. Pytałam, co ty mylisz. Przez chwilę nic nie mówił, po czym obrócił się by wzišć jš w ramiona i przycišgnšł do siebie.
- W tej chwili mylę, że jestem zmęczony myleniem.

Katalogowanie ogromu danych, które zdobyła, prowadzenie wykładów i przygotowywanie materiałów do seminariów, wszystko to zostawiało Lalelelang bardzo mało czasu na popularyzowanie jej teorii, a nawet na jakiekolwiek życie towarzyskie. Na zewnštrz siostry z triady wspierały jej wysiłki, ale w odosobnieniu, rozpaczały. Ich błyskotliwa, atrakcyjna, sławna siostra marnowała się, powięcajšc cały swój czas badaniom. Bezustannie powtarzały, że le wykorzystuje czas, ale nic nie mogły na to poradzić. Lalelelang zgadzała się z ich zdaniem i w dalszym cišgu lekceważyła je, podobnie, jak ignorowała tych samców, którzy omielili się nawišzać z niš kontakt.
Nie mogli wiedzieć, że ma na głowie znacznie więcej niż tylko przetwarzanie wiadomoci.
Korzystajšc z szerokiego wachlarza uniwersyteckich urzšdzeń, ledziła międzyplanetarne media z ponurym przeczuciem. Szukała tego rodzaju informacji, która nigdy nie dociera do szerokiej publicznoci. Jeden wiat, nawet częć jednego kontynentu produkowała doć danych, by nasycić jej zainteresowanie. A poza tym, teraz, gdy wojna na dobre się już skończyła, kto dbał o to co Ziemianie, a na dobrš sprawę również Hivistahmowie, czy Massudzi, robiš na swoich własnych planetach? Gromada została stworzona, by zajšć się Ampliturami. Gdy to zamierzchłe, międzygwiezdne zagrożenie zostało wreszcie wyeliminowane, częstotliwoć kontaktów międzygatunkowych już zaczęła się obniżać.
Baza danych rosła, a z niš jej niepokój.
206
l
Na wschodniej i północnej częci kontynentu Dakkar zasiedlonego przez Ziemian, wybuchły pomiędzy mieszkańcami długotrwałe walki. I choć nie były tak zażarte, jak gwałtowne erupcje furii, które znaczyły historię Starej Ziemi, stanowiły wystarczajšcy powód do zmartwień.
Trójka s'vańskich rozmówców, którzy przypadkiem przebywali na MacKay w zwišzku z innym projektem, chciała załagodzić spór. Ich ofertę przyjęto, ale okazała się być jedynie połowicznym sukcesem.
Na Mauka IV wybuchł bunt wród grupy wyspiarzy, którzy twierdzšc, że sš zaniedbywani, próbowali oderwać się od centralnej planetarnej administracji na głównym kontynencie. Jako, że znacznš częć populacji wysp stanowili niedawno zdemobilizowani żołnierze, ich opór był niewspółmiernie wielki w stosunku do iloci mieszkańców. Nie było tam żadnych S'vanów, by pomóc ostudzić zapały zażartych wyspiarzy i urazę tych z kontynentu.
Najgorsze kłopoty wybuchły na Barnardzie, pierwszej planecie skolonizowanej przez Ziemian i jedynej, która szybko stawała się równie zurbanizowana, co Ziemia. Bamard był też domem sporej populacji Massudów, którzy robili wszystko, co mogli, by trzymać się z dala od swych dwunożnych braci i ich niecywilizowanego, a do tego, gwałtownie pogarszajšcego się zachowania. Istnienie licznej klasy Ziemian, którzy bardzo się wzbogacili dzięki wojnie, tylko zaostrzało rosnšce napięcia, co groziło zaangażowaniem Massudów w zbliżajšcy się wbrew ich woli konflikt.
Sytuacja stała się wystarczajšco zła, by wywołać cichš radoć wród Ampliturów, ale mimo starannego monitorowania szeregu ródeł informacji, Lalelelang nie mogła znaleć ladu choćby poredniego zaangażowania Ampliturów w pogłębiajšce się swary pomiędzy Ziemianami. Nie było też oznak regresji, czy niepokoju wród ich byłych sojuszników, takich, jak Ashreganowie, czy Kry-golici. Wszyscy radonie się rozbrajali i pod niebiosa wychwalali odzyskany pokój.
Lalelelang wiedziała, że Ampliturowie muszš zdawać sobie sprawę z tego, co dzieje się na planetach Ziemian, ale dowodów na to miała nie więcej, niż na poparcie innych swoich teorii. Póki co, kontynuowali demontaż swego potężnego kompleksu wojskowego, jednoczenie podejmujšc niepewne kroki, zmierzajšce do nieograniczonego uczestnictwa w międzygwiezdnym handlu i komunikacji. Jeli ich działalnoć była inspirowana jakimi sekretnymi motywami, to były one dobrze ukryte.
207
I wtedy, około czwartej rocznicy rozpoczęcia rozruchów wród Ziemian, wbrew jej złowieszczym przepowiedniom, walki osłabły. Nie zostały całkiem przerwane. Niektóre konflikty pomiędzy nimi cišgle trwały, nowe wybuchały, ale stare, zaczęły wygasać. Nie każda zapalna sytuacja kończyła się wybuchem walk, nie każda kłótnia powodowała użycie siły. Szereg poważnych handlowych sporów zakończył się ugodš.
Nauczeni bolesnymi dowiadczeniami na Barnardzie, Massudzi trzymali się z dala od takich utarczek. Jakiekolwiek działania Sianów pozostawały niewidoczne.
Może nie doceniała S'vanów. Nie byłaby pierwsza. Może jednak byli w stanie kontrolować tę ludzkš chorobę, nie kwapišc się z jej uleczeniem. A może dalsze eksplozje walk trzymane były w tajemnicy, dzięki tajemniczej Kadrze pułkownika Straat-iena. A może to o n i pracowali nad S'vanami. Bez względu na przyczyny, wyniki były optymistyczne.
Czy, nawet wród ekscentrycznych Homo Sapiens, istniało co takiego, jak dopuszczalny poziom przemocy? Rozważała różne warianty.
Choć zaniepokojona, reszta Gromady wolała ignorować ten problem tak długo, jak długo nie rozprzestrzenia się na ich własne wiaty. W przeciwieństwie do S'vanów, teraz, gdy wojna była skończona, ogół populacji Gromady nie dbał o to, czy rodzaj ludzki sam siebie unicestwi, czy też nie. Prawdę mówišc, było wielu, którzy uważali, że to nie byłoby takie złe rozwišzanie.
Setki lat asocjacji z Gromadš doprowadziło jednak do pewnych dostrzegalnych zmian w żywej tkance rodzaju ludzkiego. Były oznaki, wiadczšce o tym, że pierwszy kontakt, William Dulac, mógł jednak mieć choć częciowš rację w ocenie własnego gatunku. Po zakończeniu wojny społeczne interakcje pomiędzy Zie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin