Nowy35.txt

(17 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 34
Senedai w ponurym nastroju wysłuchiwał raportów z pola bitwy, gdzie jego armia zmagała się z żałonie małym oddziałem zamaskowanych wojowników bronišcych dostępu do domu Septerna i wrót do wiata smoków. W miarę jak jego żołnierze słabli, wrogowie zdawali się nabierać nowych sił. Ich ruchy były płynne, a obrona zorganizowana w sposób, jakiego nigdy przedtem nie widział. Wiedział, że to sprawka magii, ale nie miał pojęcia skšd. Wród nich nie było maga, tego był pewien.
Ale to nie miało znaczenia. Liczyło się to, co miał przed oczami. Ciała jego wojowników zacielały ziemię miejscami tak gęsto, że martwych i rannych trzeba było odcišgać przez szeregi walczšcych, by oczycić pole do starcia. Jakby tego było mało, wraz z upływajšcym popołudniem intensywnoć deszczu wzrastała z każdš godzinš, a z niš rosła desperacja lorda Senedai. Wrogowie nie pozostawiali żadnych luk. Stracili nie więcej niż dwudziestu ludzi i choć jego wojownicy wielu też zranili, to ci wycofywali się po prostu, by opatrzyć rany, a ich miejsce zajmowali kolejni.
Ich siła i wytrzymałoć była nadzwyczajna, a odwaga budziła podziw wesmeńskiego wodza. W dodatku to, iż nie mógł ich pokonać mimo tak przytłaczajšcej przewagi, odbierało mu pewnoć siebie i wiarę w swoich ludzi. Bitwa powinna była zakończyć się szybkim zwycięstwem, a jednak nadchodził wieczór, a on stał w obliczu koniecznoci wycofania się na noc do obozu, co czyniło ten dzień jednym wielkim upokorzeniem.
Mógł zmusić wojowników, by walczyli dalej w wietle ognisk i księżyca, ale czuł, że maski wrogów wyglšdałyby wtedy jeszcze bardziej przerażajšco. A nocna walka nie była zwyczajem Wesmenów, choć uczynił to już w Julatsie. Gniewała duchy. Warknšł, przeklinajšc nieobecnoć Tessayi, wezwał rezerwy i nakazał kolejne natarcie.

* * *
Na prawo od Darricka rozbłysły płomienie i Wesmeni wrzasnęli z bólu. Płonšce drzewa krwawym wiatłem oblewały scenę bitwy. Zgodnie z przewidywaniami generała Wesmeni musieli spowolnić natarcie i załamać linię z powodu gęstych drzew. Pierwsze potyczki okazały się w miarę wyrównane, tak jak oczekiwał. A z pomocš Kul-Płomieni, Piekielnego-Ognia i Lodowatych-Podmuchów ciskanych przez magów szarża została zatrzymana.
Teraz jednak taktyka Wesmenów uległa zmianie. Tessaya przerwał chaotyczny atak, posłał spory oddział na obóz Balaian i skoncentrował front na siedemdziesięciometrowym odcinku Grethern, dajšc przeciwnikom szansę, by zwarli szeregi. Jak dotšd Darrick zdołał się oprzeć tej pokusie. Szybko przeformował drużyny magów, posyłajšc je do ochrony skrzydeł, tak by utrzymać Wesmenów w cienkiej linii. Pozostawił cztery centurie jako awaryjne odwody i rozmiecił magów zabójców poza skrzydłami, by prowadzili ataki zaczepne.
Szczęk metalu uderzajšcego o metal sprawił, że wysunšł się naprzód. Przed nim Wesmeni odepchnęli do tyłu trzy centurie i próbowali przełamać obronę. Darrick opucił punkt dowodzenia i wzywajšc posiłki popędził w ich stronę. Za póno. Garć magów i żołnierzy przycinięta do ciany drzew została rozsieczona przez triumfujšcych Wesmenów.
 Ogień za linię frontu! Pierwsza centuria na prawe skrzydło, atak frontalny!  zagrzmiał Darrick, rzucajšc się w wir bitwy. Chroniony po bokach przez dowiadczonych żołnierzy, a od tyłu przez trójkę magów, uderzył na linię liczšcš około stu Wesmenów, spuszczajšc miecz na topór pierwszego przeciwnika.  Druga centuria, chronić magów!  odepchnšł topór na bok, kopnšł w brzuch wojownika i cišł mieczem w pochylonš głowę.
Po obu stronach atakujšcy zostali wycięci w pień, nim ich główne siły zdšżyły zareagować na atak. Darrick zablokował pchnięcie włóczni i uderzył wolnym ramieniem w twarz przeciwnika, łamišc mu nos i kaleczšc usta. Nadepnšł na czubek włóczni, nim Wesmen zdołał jš podnieć i wbił ostrze w niechronionš pier. Za liniš walczšcych wycie urwało się gwałtownie i rozległ się charakterystyczny odgłos kruszonego lodu, kiedy Lodowaty-Podmuch wbił się w szeregi Wesmenów. Trochę dalej z nieba z rykiem spłynšł Piekielny-Ogień. Eksplozja zaklęcia zadzwoniła im w uszach, ciała poleciały w powietrze, a obok Darricka upadło oderwane wybuchem ramię.
Przeciwnik stojšcy przed nim zadrżał na ten widok i zawahał się przez jednš fatalnš chwilę. Darrick rozršbał mu bok aż po kręgosłup, czujšc, jak ostrze uderza o koć. Strumień krwi spłynšł na trawę.
Wesmeni zaczęli się wycofywać. Darrick utrzymał pozycję. Nie zamierzał ich cigać, a ponieważ w zacienionym lesie wieczór zapadał szybko, nie musieli trzymać się jeszcze zbyt długo.

* * *
Męczymy się. To zrozumiałe. ciemnia się. Prawy dolny kwadrant, blok, topór. Zaprzestanš ataku po zmroku. Bšdcie silni. Cios w lewo, krok w tył. Odpocznij. Trzymajcie linię. Wybrany na nas liczy. Nie możemy zawieć.
Członki Aeba buntowały się, ale nie pozwalał sobie na okazanie zmęczenia. Wesmeni słabli. Dzień był ciężki, a im brakowało organizacji, ich wojownicy nie zmieniali się, by osišgnšć maksymalnš wydajnoć. Ale było ich wiele tysięcy i mimo cišgłych porażek nadal nacierali. Do nocy pozostało jeszcze dwie godziny, a ponieważ niebo było szare od chmur, wiatło dnia gasło szybko.
Półmrok nie robił różnicy Aebowi i jego braciom. Nie potrzebowali owietlenia do walki. Aeb uderzył w przód, wbijajšc topór w bark zmęczonego Wesmena, jednoczenie ustawiajšc miecz do parowania, wiedzšc, że kolejny cios nadejdzie z góry i z lewej.
Obok niego jeden z Wesmenów przełamał gardę Olna. Protektor otrzymał ciężkš ranę w prawe udo, topór wyrwał mu kawałek ciała. Oln zachwiał się, tracšc równowagę.
Kucnij.
Topór Aeba przecišł przestrzeń opuszczonš przed sekundš przez Olna i Wesmen, który już cieszył się ze zwycięstwa, zginšł gwałtownš mierciš.
Wycofaj się. Aeb pokrywa.
Oln niemal padł do tyłu. Nie mógł powrócić do walki, dopóki bracia nie użyczš mu swej siły. Aeb roztrzaskał czaszkę Wesmena rękojeciš miecza i zwrócił się w stronę kolejnych przeciwników. Umysł wypełniały mu słowa braci. Dzi stracili trzydziestu ludzi, a kolejnych pięćdziesięciu było niezdolnych do walki. Przetrwajš kolejny dzień, ale nie więcej. Aeb musiał założyć, że to wystarczy.

* * *
Tessaya, wódz plemion Paleon, wybiegł z lasu z toporem broczšcym krwiš. Musiał przyjšć szybkie raporty. Balaianie ze Wschodu prowadzili walkę partyzanckš, co było niezrozumiałe. Bez wštpienia posiadali wystarczajšce siły, by zmierzyć się z nim twarzš w twarz. Wesmeni starli się z nimi szerokim frontem poród drzew i na krótkim odcinku drogi, gdzie intensywnoć walk zmieniała się nieustannie. Balaianie nie próbowali nawet wykorzystać zdobytej na poczštku przewagi. Wyglšdało, jakby czekali na co, o czym Tessaya nie miał pojęcia. Był pewien, że nie mogli spodziewać się żadnych posiłków.
Pokręcił głowš i spojrzał na szybko ciemniejšce niebo. Deszcz padał mu na twarz i chlupał na ziemi, lało niemal przez cały dzień. W lesie płonęło kilka pożarów i nawet stšd czuł żar płynšcy z tych najbliższych. Wiedział jednak, że nie potrwajš długo. Deszcz zrobi swoje.
Jego ludzie  pokrwawieni, ale dzielni  nie zaprzestali ataków przez całe popołudnie. W żadnym jednak momencie nie udało im się przerwać obrony Balaian ani też wycišgnšć ich na otwarte pole. Stawili silny opór, a ich przeklęta magia znacznie rekompensowała mniejszš liczebnoć.
 Czego oni chroniš?  Arnoan stojšcy u jego boku zadał pytanie, które Tessayi nie przemknęło dotychczas przez głowę.
 Chroniš?  zmarszczył brwi i poczuł lodowaty dreszcz na plecach.
Zrozumiał.
 Jak długo walczymy?
 Jakie trzy godziny, panie.
 Jestem głupcem  wyszeptał, a potem wrzasnšł.  Paleon! Przerwać walkę. Revion! Utrzymać pozycje! Taranon! Uderzajcie na wschodniš flankę!  odwrócił się do Arnoana i chwycił starca za ubranie, przycišgajšc go do siebie.  Znajd Adesellere. Teraz on tu dowodzi. Nie może pozwolić, by ruszyli za nami.
 Co się stało, panie?
 Nie rozumiesz? Olepłe? Darrick zwišzuje nasze siły, a sam wysłał ludzi na południe. Chroni armię, która idzie na lorda Senedai. Ruszaj.
Tessaya pobiegł do obozu, przywołujšc swoje plemiona. Teraz tylko im mógł zaufać. Taomi zawiódł, a Liandon zostali rozbici przez Blackthornea. Nie mógł im powierzyć nawet dowodzenia obronš. Kolejny raz los wszystkich Wesmenów znalazł się w rękach Paleon i Tessaya zamierzał docignšć Balaian, choćby miał biec przez całš noc.

* * *
Darrick wymierzył kopniaka w kolano Wesmena i poczuł, jak koć pęka. Przeskoczył nad przeciwnikiem, któremu topór wysunšł się z dłoni, i ruszył za uciekajšcymi wrogami. Na polu bitwy rozległy się donone okrzyki i Wesmeni niemal zupełnie wycofali się z jego odcinka. Ich bieg w stronę obozu wyglšdał na strategiczny odwrót i Darrick nie miał zamiaru ich cigać.
Jednak napór pozostałych wrogów na centrum linii Balaian sugerował co innego, podobnie jak siły przemieszczajšce się wzdłuż frontu. Jakby Tessaya chciał zablokować pocig, choć musiał wiedzieć, że żadnego nie będzie.
Darrick przestał biec i zatrzymał swoje dwie centurie, a właciwie to, co z nich jeszcze zostało.
 Przejrzał nas  powiedział do swego porucznika.  Taktyczny odwrót aż do obozu. Mylę, że nie będš nas zatrzymywać. I znajd mi najlepszego specjalistę od Połšczenia. Muszę ostrzec Izacka.
 Tak, panie  oficer ruszył biegiem i zniknšł w głębi lasu.
Wokół Darricka nadal trwały zaciekłe walki. Kule-Płomieni pokryły obszar gęstego poszycia na lewo od niego, rozbijajšc formację atakujšcych Wesmenów. Z obu stron pożaru wypadli Balaianie i rzucili się na zdezorientowanych wrogów. Miecze wznosiły się i opadały, a szczęk ostrzy i jęki, wskazywały, że broń dochodziła celu. Po prawej stronie Wesmeni odepchnęli do tyłu osamotnionš centurię. Darrick zobaczył, jak mag pada rażony strzałš, pozbawiajšc oddział kluczowej obrony.
 Do mnie!  ryknšł Darrick, przeskakujšc nad spalonym konarem drzewa. Jego ludzie ruszyli za nim.  Kule-Płomieni na tył...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin