Nauka_Bruno_Groeninga.pdf

(49 KB) Pobierz
635461575 UNPDF
Trudno jest pisać o takim fenomenie jakim był i nadal
jest Bruno Groening, wiedząc, jak niedołężna jest to
próba przybliżenia Czytelnikom takiej postaci, o której z
całą pewnością można powiedzieć: wciąż nieodgadniona. Dla
sporej części ludzi postać wręcz nieznana, dla lekarzy i
wielu naukowców to postać tylko uzdrowiciela lub nawet
szarlatana, wywołującego masową psychozę, ale dla wielu
wnikliwszych osób, poważnie zainteresowanych tematem tej
osoby to niewątpliwie ktoś znacznie więcej niż
uzdrowiciel czy cudotwórca. Ja sam zdałem sobie z tego
sprawę nie za pierwszym razem, lecz po uważnych lekturach
dotyczących tej postaci. Dla mnie jasnym się stało, iż
mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem przekraczającym
normalne ramy nieznanego, albo czynnika X. I nie chodzi
tutaj o żadne wybielanie czy upiększanie historii
Groeninga lecz o właściwe zrozumienie przesłania i nauk
oraz czynów, które po sobie pozostawił, a które same za
siebie przemawiają tak wyraźnie, iż zbędnym jest
jakikolwiek ich komentarz.
Bruno Groening urodził się 31 maja 1906 r. w Gdańsku-
Oliwie, w wielodzietnej rodzinie Augusta i Margarete
Groening. Ojciec, z pochodzenia Polak zaszczepił mu od
wczesnych lat ideały ciężkiej i uczciwej pracy, co
przełożyło się później na wybór zawodu cieśli oraz liczne
ciężkie prace przy przeładunkach statków a także inne
prace fizyczne. Już jako młody chłopak różnił się od
swych braci i sióstr oraz innych rówieśników. Nie
uczestniczył w szkolnych waśniach, zachowywał spokój w
wielu sytuacjach oraz promieniował pogodą ducha. Znana
jest np. ciekawa historia jednej z bójek, a mianowicie
przed szkołą podstawową, do której uczęszczał mały Bruno
bili się dwaj chłopcy i jeden zaczął zachęcać Bruna do
wzięcia udziału w bójce. Bruno odmówił i chłopiec
podszedł do niego i uderzył go w policzek. Bruno nie
oddał lecz udał się do swego domu. Chłopiec zaś po
skończonej rozprawie z kolegą sam zaczął uderzać się w
twarz i zrozpaczony pobiegł do domu Bruna, gdy
przekroczył jego próg, prosząc o pomoc - przestał się
okładać pięścią i zrozumiał swój błąd.
Młody Bruno często uciekał do pobliskiego lasu, gdzie w
ciszy i skupieniu łączył się z całym istnieniem,
dostrzegając Boga w szumie strumyka czy niewielkim
kamieniu, tam też przebywał godzinami, a lokalna
zwierzyna chętnie podchodziła do niego i nie czuła lęku.
Te długotrwałe zniknięcia nie koniecznie podobały się
rodzicom, i też często dostawał za nie lanie. Już wtedy
także zauważono, iż w jego obecności ustawały kłótnie, a
osoby chore zaczynały się lepiej czuć. Wykazywał duży
spokój jeśli idzie o niesnaski wśród rodzeństwa, i tak
np. gdy rodzice kazali nakryć do stołu starszemu bratu
Bruna, ten nie wykonał ich polecenia a uczynił to z
pokorą Bruno. Po pochwale rodziców straszy brat wylał na
jego głowę gorący dzban kawy, lecz – ku zaskoczeniu i
szokowi zgromadzonych - nie stała się mu żadna krzywda.
Nie powstało żadne oparzenie.
Bruno zresztą był w stanie także podawać wiele szczegółów
z naszej przyszłości. Kiedy podał datę wybuchu i
zakończenia I wojny światowej ojciec go spoliczkował.
Bruno zaś wiedział swoje i krytyka oraz niezrozumienie ze
strony rodziny nie zablokowały jego zdolności.
Przewidział także datę śmierci swej matki oraz wybuch,
dokładny przebieg i zakończenie II wojny światowej.
Bruno dorastał w trudnych czasach kryzysu ekonomicznego i
ciągłych kłopotów z pracą, pomimo, iż nie miał wyższego
wykształcenia, a ukończył szkołę dla cieśli (jednak bez
dyplomu) był jednak doceniany przez towarzyszy pracy jako
solidny i uczciwy pracownik, posiadający dar złotej ręki.
Dosłownie czego się dotknął zaczynało należycie pracować
i działać, posiadał wręcz dar niezrozumiałego dla nas
wpływu na materię. Ożenił się też z Gertrudą Cohn z
Gdańska, z którą miał dwoje synów, lecz tragicznie
zmarłych, praktycznie mocno odseparowanych od -
niezdrowego wpływu ojca- zdaniem żony - na swe dzieci.
Prawda była jednak taka, iż pierwsza żona Groeninga
kompletnie nie rozumiała daru jaki otrzymał jej mąż, była
wiecznie niezadowolona z faktu, iż Bruno chciał pomagać
innym ludziom i uczynić dom otwartym dla potrzebujących.
Pragnęła bowiem posiadać go na własność i nie dzielić się
z nim ze światem, nie rozumiała kompletnie siły i
prawdziwej tożsamości własnego męża, oraz nie usłuchała
jego rad co do postępowania z chorymi synkami, lecząc ich
w szpitalach, wbrew woli ojca
Nadszedł czas II wojny światowej, tak długo jak mógł
Bruno unikał wcielenia do Wehrmachtu, lecz w 1943 roku
gdy ważyły się losy III Rzeszy siłą został włączony do
armii. Odmówił strzelania do ludzi i po wielu krytycznych
perypetiach miał prowadzić czołg. Wielokrotnie został
ranny. Dostał się do niewoli radzieckiej, i tam też dał
się we znaki Rosjanom, żądając większej opieki dla
rannych i poszkodowanych; gdyby nie to że paru
radzieckich oficerów poznało się na zdolnościach
Groeninga nie wróciłby z niewoli żywy. Gdy wrócił do
Niemiec Zachodnich w grudniu 1945 r. rozpoczął największą
przygodę duchową jaką zna XX wiek.
O uzdrawianiu duchowym napisano już wiele prac, powstało
wiele szkół i systemów uzdrawiania takich jak np.
praniczne uzdrawianie wg metody Choa Kok Sui, systemy
Reiki oraz leczenie duchowe wg Harrego Edwardsa, pioniera
uzdrawiania duchowego na Wyspach Brytyjskich. W przypadku
uzdrowień wg metody H. Edwardsa co ciekawe praktycznie
często wykorzystywano dotyk rąk, istniała też konieczność
wykonywania odpowiednich ruchów gdy w przypadku B.
Groeninga w zasadzie w ogóle nie było to konieczne. Nota
bene Wielka Brytania jest jednym z pierwszych krajów i na
razie nielicznych, jeżeli nie jedynym, gdzie w państwowej
służbie zdrowia prawnie usankcjonowano obecność
uzdrowicieli duchowych przy łóżkach chorych i którzy
całkowicie legalnie współpracują z białym personelem!
Harry Edwards, którego losy różniły się od losów B.
Groeninga jest jednym z najwybitniejszych uzdrowicieli
duchowych, w pełni zaakceptowanym przez środowisko
medyczne i kościelne na Wyspach, fenomenem mającym na
swym koncie mnóstwo uzdrowień, w tym także na odległość;
i także on podkreślał fakt, iż jest tylko narzędziem w
ręku Boga.
Jednakże przypadek Bruno Groeninga wykracza poza same
ramy uzdrawiania duchowego. W zasadzie uzdrawianie
fizyczne to tylko 5 % Jego działalności. Bruno Groening
nigdy zresztą nie pytał ani o chorobę, ani o diagnozę
lekarską ani nie dotykał ciała chorych, poza naprawdę
nielicznym przypadkami, gdy było to konieczne, w ogóle
zakazywał jakiegokolwiek mówienia o chorobie w swej
obecności. Zajmował się za to wygłaszaniem wykładów wiary
– prostych w przesłaniu, nacechowanych niezwykłą siłą,
wielce religijnych treści o Bogu, jako o największym
lekarzu wszystkich ludzi.
Zmieniał tym samym samych ludzi od środka, posiewał w
nich nowe ziarna wiary i ufność w wyższą siłę – i to
należy uznać za jeden z największych cudów Jego dokonań.
Dla Boga nie ma chorób nieuleczalnych – i tę wiedzę,
podkreślam – wiedzę - starał się wpoić w naszą
świadomość. „Jest wiele rzeczy, których nie da się
wytłumaczyć, ale nie ma niczego, co nie może się
wydarzyć” – mawiał. Po uzdrowieniu w Herford (Westfalia)
chłopca z zaniku mięśni sława Groeninga rozniosła się po
całych Niemczech i poza ich granice. Do Herford
sprowadzać zaczęły tłumy. Władze zakłopotane takim
rozwojem sytuacji wprowadzały zakazy uzdrowień i
oskarżały Groeninga o naruszenie ustawy dla
naturoterapeutów. Po tym wydarzeniu Groening udaje się do
Hamburga, ale i tam długo nie dane mu było wygłaszać
kazań. Jedzie do Traberhof niedaleko Rosenheim w Bawarii
i tam wydarza się jeden z największych cudów – zbiorowe
uzdrowienie tysięcy ludzi nieuleczalnie chorych.
Dochodziło wręcz do scen biblijnych – niesłyszący
odzyskiwali słuch, niemi – mowę, niewidomi - wzrok,
sparaliżowani odrzucali kule, wstawali z wózków
inwalidzkich, noszy. Każdy czuł się jakoś inaczej niż
zwykle, w powietrzu wibrowała boska energia. Sam Groening
stał na balkonie oparty o balustradę i wygłaszał swe
kazanie, gdy zaczynały dziać się uzdrowienia. Zanim
jednak zaczął mówić stał i patrzył w tłum zgromadzonych
(około 30 tysięcy ludzi) dłuższy czas, w całkowitej
ciszy, ciszy w której usłyszeć można było trzepot
skrzydeł motyla, badając, niemal studiując całość karmy
ludzi zgromadzonych przed nim. Jego sławny gruczoł życia
pod szyją (mylnie utożsamiany z wolem) – gigantyczny
zbiornik energii był wtedy nabrzmiały, jak zawsze gdy
przechodziła przez niego boża siła (proszę zwrócić uwagę
na zdjęcia). Bowiem to BOŻA SIŁA uzdrawia i pomaga, nie
on. Groening nigdy nie mówił, że on uzdrawia, lecz że To
uzdrawia, boży prąd, Heilstrom. On jest tylko
przekaźnikiem albo transformatorem tej potężnej energii,
to jest jego życiowe zadanie i służba dla Boga. To była
potężna energia, która bez takiego transformatora mogłaby
spalić ludzi na popiół. Gdy miał powiększony mocno ów
gruczoł na szyi czuł się świetnie, obywał się bez snu i
praktycznie nie musiał nic jeść.
Ktoś może powiedzieć, iż ludzie od wieków potrafią
pobierać energię z otoczenia. Zgoda, na pewno ćwiczenia
takie jak tai chi czy qi gong, pobieranie prany czy
energii ki ze słońca, ziemi, powietrza jest, było i
będzie przez wiele osób praktykowane, natomiast nie jest
to energia z Najwyższego Źródła. Groening był
przekaźnikiem bezpośrednim energii z tego Najwyższego,
Boskiego Źródła, prosto z bożego poziomu, stąd też taka
jej moc i w wielu przypadkach natychmiastowość Jej
działania. Oczywiście uzdrowienia zależały od otwartości
danego człowieka, jego nastawienia i pracy wewnętrznej a
przede wszystkim wiary w Boga lub chociaż szczerej jej
chęci…..
Wydarzenia z Traberhof spowodowały, iż wszystkie gazety w
Niemczech pisały o nim i o tym co się wydarzyło w
stadninie koni koło Rosenheim, ale też powstawała wielka
fala krytyki, uprzedzeń, złośliwego dziennikarstwa oraz
zmowy korporacji lekarsko-akademickich. Przecież nie
możliwe aby profesorowie nie dawali sobie rady z
chorobami nieuleczalnymi, a „byle chłystek bez wyższego
wykształcenia” leczył (ba, uzdrawiał!) ludzi ot tak w
ciągu paru chwil.
Tajemnice życia Bruno Groeninga.
Bruno uzdrawiał w swej obecności, bez swej obecności,
będąc w pobliżu lub na odległość. Potrafił także
dokładnie wiedzieć co robi inny człowiek przebywający
kilkaset kilometrów od niego, potrafił czytać w myślach
czy wręcz wiedział o tych myślach i odczuciach drugiego
człowieka. Znane są przypadki gdy wiele razy cytował
list, którego nie otwierał a dany mu przez szukającego
pomocy, nieraz trzymał rękę na zamkniętej książce i
czytał jej treść bez zaglądania do niej…….
Innym przykładem niesamowitej działalności Bruna są
sławne kulki ze staniolu (będące swego rodzaju imitacją
naszej planety, Ziemi.) Zwijane z paczek papierosowych i
ładowane energią stanowiły dar dla szukających pomocy, i
to nawet na drugim krańcu globu. Osoby trzymające takie
małe kulki odczuwały mrowienie, ciepło lub miały inne
wrażenia, i nie da się tego inaczej wytłumaczyć jak tylko
działaniem siły, której jeszcze do końca nie znamy i nie
rozumiemy. Dzięki promieniowaniu leczniczej siły osoby
używające tych kulek odzyskiwały zdrowie, a nieraz były
specjalnie chronione w różnych sprawach życiowych.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin